~ D.O Pov
Było już późne popołudnie kiedy szedłem opustoszałym
szkolnym korytarzem. Zdarzało się to na tyle często, że przyzwyczaiłem się do
samotnych wędrówek po lekcjach. Teraz było jednak wyjątkowo pusto, żadnej żywej
duszy czy choćby odgłosu świadczącego o obecności kogokolwiek. Nic. Kompletna
cisza. Słyszałem jedynie swoje kroki odbijające się głośnym echem po ścianach
budynku. Czułem się naprawdę nieswojo, bo chociaż zazwyczaj o tej porze, w
szkole było niewiele osób, to czasami kogoś mijałem. Przez duże okna na
korytarz wlewały się ostatnie promienie przygasającego słońca, które zabarwiły
niebo na mocno pomarańczowy kolor. Skręciłem w zaułek który łączył jeden
budynek z drugim. Było to jedno z nielicznych miejsc w których bez lamp
panowałyby kompletne ciemności. Niestety żadna z nich nie była włączona więc
poruszałem się po omacku. Na końcu długiego korytarza znajdowały się drzwi, które
w tej chwili były uchylone. Smuga światła sprawiała, że pragnąłem się do nich
zbliżyć jak najszybciej, byle tylko wydostać się z tej mrocznej otchłani. Z
pomieszczenia dobiegała niezbyt głośna muzyka z dobrym tanecznym bitem.
Zbliżyłem się do wejścia i przez szparę zobaczyłem ukrytą w cieniu, niewyraźną
postać. Po cichu wślizgnąłem się do środka, w końcu nie chciałem tej osobie przeszkadzać.
Na początku jasność panująca w sali sprawiła, że odruchowo przymknąłem oczy.
Zamrugałem kilkakrotnie aby przyzwyczaić się do światła. Po chwili tajemnicza
postać odwróciła się do mnie i mogłem zobaczyć kto to był.
Kai przyglądał mi się badawczo, lekko przechylając głowę na
bok. Cofnąłem się do tyłu, pragnąłem wyjść. Na plecach poczułem strużkę zimnego
potu. W jednej chwili pomieszczenie, które było ucieczką od nieoświetlonego korytarza
stało się tak samo nieprzyjemne. Strach mnie sparaliżował, nie mogłem się
ruszyć. Muzyka ucichła i w pomieszczeniu zrobiło się mrocznie. Chłopak zaczął
się do mnie zbliżać, wiedziałem, że nie ma ucieczki. Oczami wyobraźni już
widziałem jak na mnie wrzeszczy, jak z pogardą na mnie patrzy. Tak bardzo
chciałem móc powiedzieć, że to przez przypadek, że nie chciałem przeszkadzać,
ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Kai lustrował mnie wzrokiem od stóp do głów.
Kilka razy obszedł mnie dookoła. Jego oczy zdawały się badać każdy najmniejszy
szczegół mojego ciała.
- Zwyczajny kujon i czym się tutaj podniecać? Jest
przystojny to fakt, ale jakoś specjalnie to też nie wygląda. Źle ubrany,
fryzurę też można zmienić na lepszą… A jednak mnie kusisz i wiem co z tobą
zrobię…
Głośno przełknąłem ślinę. O czym
on właściwie mówi? Czy to właśnie teraz mnie pobije?
Poczułem jak z brakiem wyczucia popchnął mnie na ścianę po
której natychmiast się zsunąłem. Kai ukucnął tuż przed mną i mogłem
bezpośrednio patrzeć mu w oczy. W jego ciemnych tęczówkach dostrzegłem
niebezpieczne iskierki. Chłopak nachylił się bardzo nisko, poczułem jego ciepły
oddech na twarzy…
~
Obudziłem się gwałtownie, byłem zlany potem. Podciągnąłem
się na łokciach ciężko dysząc. Jak dobrze, że to tylko sen… Starłem z powiek
jego resztki, po chwili zadzwonił budzik - czas wstawać do szkoły.
Idąc przez hol czułem się naprawdę niespokojnie zupełnie jak
w swoim śnie. Dzisiaj miała się odbyć moja pierwsza prywatna lekcja z Kai,
której bardzo się obawiałem. Na zajęciach nie mogłem przestać o tym myśleć i
zupełnie nie potrafiłem skupić się na słowach nauczycieli. Wkrótce przyszła
pora na przerwę na lunch i mogłem spotkać się z Luhanem. Chciałem powiedzieć mu
o moich wątpliwościach. Siedzieliśmy przy naszym ulubionym stoliku razem z
Suho, cicho rozmawiając.
- Dasz sobie radę Kyungsoo, jesteś zaradny - blondyn posłał
mi ciepły uśmiech.
- Staram się jakoś pozytywnie nastawić, ale boję się, że on
w ogóle nie przyjdzie…
- Zobaczysz uda się, będę mocno trzymał kciuki. Hwaiting! –
Dzięki tym słowo poczułem się chociaż odrobinę podniesiony na duchu i mogłem
przetrwać jakoś pozostałe lekcje.
~
Tak jak zawsze po lekcjach szedłem opustoszałym korytarzem.
Wszyscy uczniowie już dawno opuścili gmach szkoły. Poruszałem się bardzo powoli aby
jak najbardziej opóźnić spotkanie w bibliotece. Ręce niemiłosiernie mi się
trzęsły z obawy przed „korepetycjami”. Naprawdę nie chciałem tam iść i siedzieć
z Kai przez półtorej godziny drżąc ze strachu, że spotka mnie coś
nieprzyjemnego. Dodatkowo cały czas zastanawiałem się czy Kim w ogóle się
pojawi. Ten wtorek nie zapowiadał się dobrze już od momentu w którym się
obudziłem. Szedłem tak myślami będąc w zupełnie innym świecie, gdy nagle na
swojej drodze spotkałem przeszkodę. Odbiłem się od niej a potem ktoś mnie
popchnął i teraz leżałem na zimnej podłodze. ~Cholera - pomyślałem~ Kiedy
podniosłem wzrok ujrzałem nad sobą całą paczkę Bad Boyów… Stanęli w kole wokół
mnie zamykając dostępne drogi ucieczki.
- Co ty sobie wyobrażasz, hm? – odezwał się jeden z nich.
- Patrz jak łazisz kujonie - tym razem był to Sehun.
Postanowiłem zignorować ich zaczepki i ani myślałem żeby się
poruszyć. W jednej chwili zostałem pociągnięty za kołnierz koszuli, poczułem,
że moje stopy nieco oderwały się od ziemi. Patrzyłem teraz w ciemnobrązowe oczy
wysokiego chłopaka.
- Przeproś - powiedział ze złością.
Nie odezwę się, nie dam sobą rządzić komuś kto mnie poniża.
Nadal się w niego wpatrywałem.
- A więc to tak? Kujonek się stawia? - jego głęboki głos
brzmiał teraz iście złowieszczo - Przeprosisz albo… - uniósł pięść tak jakby
chciał mi przyłożyć, ale utknął w połowie. Nagle coś bądź ktoś znajdujący się
za mną przykuł uwagę dryblasa. Nie przestawałem się bezczelnie gapić w miejsce
gdzie za kilka sekund ponownie pojawiła się jego twarz. Brunet opuścił mnie na
ziemię czemu towarzyszył niezły hałas. Podniosłem się, otrzepałem i poprawiłem
ubrania.
- Masz dzisiaj szczęście, ktoś inny się tobą zajmie -
powiedział.
Wszyscy odwrócili się i poszli za nim po drodze
trącając mnie dla zabawy. Wszystkiemu towarzyszyły ich głupawe śmiechy. Odetchnąłem
głęboko kiedy oddalili się na bezpieczną odległość. Ruszyłem w stronę schodów
znajdujących się po mojej prawej stronie. Wchodząc na górę zastanawiałem się o
czym mógł mówić ten łobuz, bo kiedy wstałem nikogo za sobą nie zauważyłem. Kiedy
w końcu znalazłem się pod drzwiami biblioteki przez myśl przebiegło mi pytanie.~
Co ja tutaj właściwie robię? No tak… Pani
Huan mi kazała…~ Popchnąłem drzwi aby wejść do środka. Spotkało mnie
wielkie zaskoczenie kiedy zobaczyłem Kai. Siedział przy jednym ze stołów do
nauki. Wręcz leżał na krześle a nogi trzymał na blacie. Pomachałem przecząco głową. Jak
można się tak zachowywać? Czy on ma w sobie choćby krztę kultury osobistej? Szczerze
zaczynałem wątpić czy w ogóle ją posiadał. Między regałami z pokaźnymi zbiorami
książek zauważyłem panią bibliotekarkę. Układała na półkach przeróżne tomy,
które w stosach leżały na stoliku na kółkach. Zostawiłem swoje ubrania na
wieszaku, żeby mi nie przeszkadzały. Podszedłem do stołu, odsunąłem krzesło i
jako pierwszy postanowiłem się odezwać:
- Przyszedłeś - stwierdziłem wciąż będąc w lekkim szoku.
- Nie przyzwyczajaj się do tego widoku. To pani Huan mnie
tutaj przyprowadziła, żebym nie zwiał… Zresztą po co ci to mówię, sam się
pewnie domyślasz, że nie będę tu częstym gościem - odpowiedział chłopak w
warkoczykach.
Usiadłem na swoim krześle i z obrzydzeniem zepchnąłem jego
nogi ze stołu. Widziałem jak teatralnie wzdycha i marudzi pod nosem. Wciąż
jednak siedział w pozycji oznajmiającej, że nie jest zainteresowany sytuacją.
Wziąłem na kolana plecak i zacząłem szukać w nim niezbędnych rzeczy.
- Wyjmij sobie podręcznik do biologii - powiedziałem z
wzrokiem utkwionym w moim piórniku.
- Nie mam - odpowiedział praktycznie od razu.
Podałem mu swoją książkę i kazałem otworzyć na konkretnej
stronie. Kai zrobił to z niechęcią po czym znowu opadł na krzesło. Podsunąłem
mu też pod nos kartkę na notatki i długopis zanim odpowiedział by mi, że ich
również nie posiada. Powoli i spokojnie zacząłem tłumaczyć mu materiał na
jutrzejszą kartkówkę, starając się przedstawić wszystko w jak najbardziej
przystępny sposób. Kiedy skończyłem zadałem mu pytanie dotyczące DNA, ale
zamiast niego odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem na Jongina - bawił się swoim
telefonem podczas gdy ja przez ten cały czas tak się starałem. Poczułem jak się
we mnie gotuje, to mnie przerosło. Nie mogłem znieść jego ignorancji. Ogarnęła
mnie złość, uderzyłem pięścią w stół.
- Po co ty tutaj w ogóle jesteś, co?! Nie mogłeś sobie pójść
do domu, tak jak zawsze? Myślisz, że ja chce tutaj z tobą siedzieć i coś ci
objaśniać, kiedy ty zwyczajnie to olewasz? A widzisz, wcale mi się to nie
uśmiecha! - złość powoli mnie opuszczała.
Kai najzwyczajniej w świecie się roześmiał, a ja aż
poczerwieniałem ze złości.
- Widzę, że ty też czasem potrafisz się zezłościć. Nie
wysilaj się szczeniaczku, już sobie idę. Nie masz się co przejmować - posłał mi
wredny uśmieszek, zarzucił plecak na ramię i iście rozbawiony poszedł w stronę
drzwi.
Załamałem ręce w niemocy. Boże czemu ten chłopak, musi być
taki? Czym ja sobie na coś takiego zasłużyłem? Uspokajałem sam siebie, jednak w
głowie miałem same złe słowa na tego ignoranta.
Postanowiłem jednak pójść za nim, żeby w przyszłości
wiedzieć, gdzie ewentualnie mógłbym go odszukać. Czym prędzej narzuciłem na
siebie kurtkę i szalik w dość niechlujny sposób. Pożegnałem się z bibliotekarką
po czym wybiegłem z pomieszczenia. Kai kończył właśnie schodzić ze schodów,
przynajmniej dzieliła nas dosyć bezpieczna odległość. Oboje wyszliśmy na
zewnątrz. Poczułem jak zimny wiatr smaga moje policzki i nos powodując
nieprzyjemne uczucie zimna. Biegnąc truchcikiem doprowadziłem się do porządku,
starałem się nie spuścić mojego celu z oczu. Wkrótce Jongin zniknął za
budynkiem, ruszył w stronę boisk. Zaczaiłem się na rogu, rozejrzałem się wokół
czy przypadkiem się gdzieś tutaj nie ukrył. Kiedy byłem już na sto procent
pewien, że moja pozycja jest bezpieczna ruszyłem przed siebie. Widziałem jak
wkłada słuchawki co stanowiło kolejną zaletę - teraz na pewno mnie nie usłyszy.
Droga była długa, a ja nie bardzo wiedziałem dokąd zmierzamy, więc starałem się
zapamiętać jakieś charakterystyczne miejsca, żeby potem wrócić. Szliśmy tajemniczymi
uliczkami o których istnieniu nie miałem nawet pojęcia. Doszedłem do przejścia
dla pieszych z wysepką i tutaj sprawa zaczęła się komplikować. Kai był już na
środkowej platformie a ja wciąż czekałem na zielone światło. Starałem się
dyskretnie go obserwować, ale nagle widok przesłonił mi autobus i wielka
ciężarówka. Kolor na sygnalizatorze się zmienił jednak zanim przejechały
wszystkie samochody straciłem Jongina z oczu. Przebiegłem przez następne
przejście nerwowo rozglądając się dookoła - nie mogę go przecież teraz zgubić.
Już miałem się załamać i dać sobie spokój gdy jego bandanka mignęła mi w tłumie
i mogłem kontynuować śledzenie go. Skręciłem za nim w kolejną uliczkę. Ta
jednak wyglądała przyjaźniej od poprzednich, a przede wszystkim była lepiej oświetlona.
Kai czuł się tam najwyraźniej bardzo swobodnie bo zaczął tańczyć w rytm muzyki.
Przetarłem oczy ze zdumienia bo nie mogłem uwierzyć temu co widzę. Radosne
podrygi zupełnie mi do niego nie pasowały. Po kilku kolejnych minutach moim
oczom ukazał się naprawdę duży jednorodzinny dom ze sporym ogrodem. Kai zbliżył
się do furtki i wyjął z uszu słuchawki, wcisnął je do kieszeni. Kiedy
przekroczył płot całe dotychczasowe szczęcie natychmiast z niego uszło a mina
zrzedła. Schowałem się za zaparkowanym niedaleko samochodem. Z stamtąd
obserwowałem rozwój wydarzeń. Latarnie nagle jakby przygasły gdy Jongin zbliżył
się do drzwi domu. Otworzył je i bardzo ostrożnie wszedł do środka gdzie
zachowywał się tak, jakby czegoś się obawiał. Wyszedłem z mojej kryjówki i
zacząłem oględziny miejsca zamieszkania Kima. Był to duży, jednopiętrowy dom z
poddaszem, o eleganckiej fasadzie w białym kolorze. Miał proste, ale za do duże
okna. Drzwi wejściowe były czarne. Ganek był idealnie odśnieżony tak samo jak
ścieżka przed domem. Po lewej stronie do budynku przylegał garaż. Na posesji
rosło kilka dużych drzew, które niestety w zimowej porze nie prezentowały się
zbyt urokliwie ze względu na swoje puste gałęzie. Musiałem przyznać, że dom mi
się spodobał, jednak nie wydawał się przytulny. Światło w przedpokoju się
zapaliło więc mogłem zobaczyć co działo się wewnątrz. Zauważyłem, że poza
Jonginem znajdował się tam również jakiś mężczyzna, który prawdopodobnie był
jego ojcem. Nagle z domu zaczęły wydobywać się różne hałasy i krzyki. Nie
bardzo wiedząc co powinienem zrobić po prostu uciekłem. Wolałem nie ryzykować,
że zostanę zauważony. Puściłem się biegiem, a mój mózg od razu zaczął
analizować widzianą kilka sekund temu sytuację. A może nie powinienem odbiegać?
Tylko co właściwie mogłem zrobić? Co dzieje się w domu Kai? Czy to jego ojciec się
nad nim znęca i dlatego Jongin jest taki zgorzkniały i oziębły? Co na to jego
matka? Te i jeszcze setki innych pytań
przewijały się bez ustanku przez moje myśli. Po jakimś czasie bieg zamieniłem na
szybki chód. Szwendałem się po rozmaitych uliczkach starając się znaleźć drogę
do domu, jednak bez skutku. Po prostu gubiłem się w tej plątaninie. Daleko
przed sobą zauważyłem neon metra, a że jak najszybciej chciałem być w domu
poszedłem w tamtym kierunku. ~Rodzice
chyba mnie zabiją~ pomyślałem. Po dotarciu na miejsce odszukałem na
rozkładzie stację, która znajdowała się najbliżej mojego domu i kupiłem w
automacie bilet. Do odjazdu pozostało jeszcze jakieś pięć minut. Na stacji nie
było zbyt wielu oczekujących, zauważyłem tylko kliku studentów, ludzi z
teczkami w garniturach oraz staruszków. Wystraszyłem się kiedy spojrzałem na
prawo. Dzień miałem wyjątkowo pechowy bo chyba nie każdemu zdarza się spotkać
Bad Boyów dwa razy w ciągu dnia. Czym prędzej naciągnąłem na głowę kaptur
kurtki i wbiłem wzrok w podłogę. W duchu modliłem się, żeby mnie nie zauważyli
bo po akcji na korytarzu nie odpuszczą. Kiedy w końcu pociąg metra zatrzymał
się na peronie skierowałem się do jednego z pierwszych wagonów. Całe szczęście,
że oni usiedli dalej, jednak wcale nie napawało mnie to
optymizmem. Zsunąłem kaptur i chwyciłem leżącą obok mnie gazetę. Postanowiłem
udawać, że ją czytam - musiałem jakoś się ukryć. Egzemplarz porannego dziennika
idealnie zasłaniał mi twarz. Głośne
rozmowy i nieustanne śmiechy Bad Boyów niosły się po całym pociągu irytując
pasażerów.
- Ach ta
dzisiejsza młodzież - odezwał się jakiś staruszek siedzący niedaleko ode mnie.
- Dziadku… - odparł dziewczęcy głosik.
Chociaż podróż nie trwała długo dla mnie dłużyła się ona w
nieskończoność. Zadowolony z faktu, że nie będę musiał znowu uciekać wyszedłem
z wagonu. Niestety okazało się, że ci szkolni pogromcy dobrych uczniów wysiedli
na tej samej stacji. ~Fuck~
przekląłem po angielsku i ruszyłem w stronę wyjścia. Przez całą drogę słyszałem
jak rozbawieni rozmawiają o swoich dzisiejszych wybrykach. Ich śmiechy i głośne
rozmowy nie podobały się nikomu kto teraz szedł do przeszklonych drzwi.
Przynajmniej dowiedziałem się, że chłopak, który usiłował mi przyłożyć miał na
imię Chanyeol - będę wiedział kogo mam się wystrzegać jak ognia. Wyszedłem na
ulicę i wtedy mnie zauważyli…
- Ej zaraz, czy to nie jest przypadkiem ten mały dupek ,
który uziemił Kai’a? - odezwał się któryś z nich. Nie wiedziałem, jak ma na
imię pozostała dwójka, która szła z Chanyeolem i Sehunem, ale szczerze
zastanawiałem się czy będzie mi to do czegoś potrzebne.
- Tak, masz rację - przytaknął inny.
- Hej ty! - usłyszałem za plecami.
Przyśpieszyłem kroku. Nawoływania się nie skończyły, a do
tego towarzyszyły im różne wyzwiska. Pobiegłem ile sił w nogach, byle tylko
mnie nie złapali. Zgraja rzecz jasna ruszyła za mną z iście bojowym okrzykiem.
Tą okolicę przynajmniej dobrze znałem, więc mogłem ukryć się w jakimś ciemnym
zaułku. Zaczęło mi brakować tchu więc wbiegłem w jedną z uliczek i przywarłem
plecami do ściany. Wstrzymałem oddech. Jeżeli dorwą mnie tutaj to już po mnie.
Przebiegli tuż obok, ale na szczęcie się nie zorientowali. Chwilę później kroki
ucichły i znowu słyszałem ich głosy:
- Gdzie jest ten szczyl, do cholery?! Niech ja go tylko
dorwę…
Czekałem nasłuchując odgłosów ferajny. Wymknąłem się z
zaułka, obejrzałem się za siebie i pobiegłem w przeciwną stronę najszybciej jak
mogłem. Urządziłem sobie dzisiaj istny miejski maraton, nie ma co. W końcu
znalazłam się w domu, do którego też praktycznie wbiegłem. Wreszcie mogłem
odetchnąć z ulgą chociaż na moment. Pozbyłem się wierzchniej odzieży oraz
butów. Nagle z kuchni wychyliła się mama, której mina od razu powiedziała mi
wszystko:
- Do Kyungsoo, czy możesz mi powiedzieć gdzie ty byłeś tyle
czasu?! Nie odbierasz komórki, a ja się martwię bo nie mam pojęcia gdzie
jesteś!
Zacząłem jej tłumaczyć i tym samym trochę (no trochę bardzo)
kłamać, dlaczego powrót do domu zajął mi aż tyle czasu. Złość mamy trwała
jednak nadzwyczaj długo i gdy mogłem odejść do swojego pokoju poczułem ulgę.
Byłem potwornie zmęczony, ledwo mogłem utrzymać się na nogach. Opadłem na
łóżko, a plecak rzuciłem gdzieś w okolicę biurka. Wyjąłem z kieszeni dżinsów
telefon - miałem kilka wiadomości i mnóstwo nieodebranych połączeń od mamy.
Wszystkie smsy były od Luhana:
Od: Luhan-Hyung
Jak ci poszło?
Od: Luhan-Hyung
Kyungsoo, dlaczego nie
odpisujesz? Martwię się…
Od: Luhan-Hyung
Napisz gdy już
będziesz mógł, proszę…
Mój nastrój był jednak podły i wcale nie miałem ochoty mu
odpisywać. Zrobiłem to „na odwal się” dla świętego spokoju:
Do: Luhan-Hyung
Jakoś. Jestem
zmęczony. Przepraszam.
Kiedy tylko wysłałem wiadomość wyłączyłem telefon, chciałem
odpocząć. Po ciepłym prysznicu położyłem się spać, jednak sen miałem
niespokojny. Obudziłem się wyjątkowo wcześnie bo już o piątej rano, chociaż
chciałem nie potrafiłem ponownie zasnąć. Uświadomiłem sobie, że znowu niczego
nie zrobiłem, więc gdy tylko się ubrałem i jakoś ogarnąłem, zabrałem się za
zdania domowe. Potem posprzątałem swój pokój, żebym nie musiał wracać do
rozgardiaszu. Zrobiłem już wszystko co mogłem, a mimo to zostało mi jeszcze
mnóstwo czasu. Coś w mojej głowie chciało, żebym pojechał metrem do domu Kai.
Czułem, że po prostu chce się tam znaleźć, chociaż nie miało to większego
sensu. Ubrałem się do wyjścia, byłem już gotów otwierać drzwi kiedy mój pies
zaczął radośnie szczekać na mój widok. Skakał, po czym kręcił się dookoła mnie.
Zajęło mi trochę czasu zanim go uciszyłem i wygłaskałem na tyle by był z tego
zadowolony. Półgodziny później stałem już pod domem Jongina obserwując budynek.
Nie wiedziałem co tutaj robię. Usłyszałem, że ktoś wychodzi a to przywróciło mi
trzeźwe myślenie. Ruszyłem w stronę szkoły mając dziwne wrażenie, że ktoś mnie
obserwował.
Otworzyłem swoją szafkę chowając do niej ubrania kiedy ktoś
szarpnął mnie za ramię. Odwróciłem się gwałtownie w stronę tej osoby. Luhan
musiał mieć paskudny humor bo jego oczy były strasznie ciemne, a na twarzy
malował się grymas niezadowolenia. Byłem zaniepokojony i wystraszony jego
postawą i wyglądem.
- Co ty sobie wyobrażasz, że możesz tak długo nie
odpisywać?! Całą noc nie spałem martwiąc
się czy Jongin nie zrobił ci jakiejś krzywdy! Przyszedłem po ciebie rano!
Tylko, że mogłem sobie pocałować klamkę! Jak możesz mnie tak ignorować?!
Zauważyłem, że obok blondyna stoi Suho, który jak na razie
tylko przyglądał się tej „rozmowie”.
-Przepraszam, przykro
mi - powiedziałem ze spuszczoną głową.
Od Luhana-hyunga nadal buchała złość, za to odezwał się
drugi chłopak:
-Kyungsoo, co się
stało? Nie najlepiej wyglądasz…
- Nic - opowiedziałem cicho
.
- Skoro tak to widzę, że nasza przyjaźń w ogóle się dla ciebie nie liczy! Myślałem, że jesteś inny, ale najwidoczniej się myliłem - powiedział Luhan tonem pełnym goryczy i rozczarowania.
- H-hung, to nie tak… Proszę…
Starszy chłopak tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł z szatni szybkim krokiem. Suho też skierował się do wyjścia, jednak zanim zniknął odwrócił się jeszcze do mnie:
- Jeżeli będziesz potrzebował porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć - uśmiechnął się do mnie smutno po czym wyszedł za chińczykiem.
Poczułem, że ogarnia mnie potworny smutek. Tutaj miałem tylko ich, a teraz mogłem to wszystko stracić. Byłem na siebie potwornie zły, że to wszystko tak się potoczyło. W pomieszczeniu zrobiło się pusto. Ktoś wyszedł zza rzędu szafek i podszedł do mnie raźnym krokiem. ~Jakbym miał mało problemów~ pomyślałem gdy spojrzałem na wyższego ode mnie chłopaka w charakterystycznej bandance na czole. Rzucił się ku mnie tym samym wrzucając mnie na szafki:
- Ładnie to tak kogoś śledzić? Wiesz, że za takie coś idzie się do pudła? Nie patrz tak na mnie, widziałem cię dzisiaj rano pod moim domem! Czy ty sobie żarty ze mnie stroisz gówniarzu? Mówiłem ci już, że masz się trzyma z daleka ode mnie i mojego życia. Jak widać nie dotarło! Czy ty jesteś aż tak głupi, czy tylko mi się wydaje? – kiedy mówił był bardzo zdenerwowany, ale chyba nie miał znów tak wielkiej ochoty się na mnie wyżywać - Jak tak dalej pójdzie to naprawdę się policzymy! Obiecuję, następnym razem porządnie cię zleje! Daje ci ostatnią, ale to naprawdę ostania szansę, rozumiesz? OSTATNIĄ! Mam ci to przeliterować kujonku? Dobra to tyle, nie mam dzisiaj do ciebie nerwów - i wyszedł.
Osunąłem się po śliskiej powierzchni szafek na podłogę. Czułem, że gorzej już być nie mogło. Szczerze, to wolałem już dostać od niego po twarzy niż słuchać co mówi. Podciągnąłem pod siebie kolana po czym objąłem je rękami. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny i samotny…
~
Przepraszam najmocniej za te dziwne zmiany czcionek, nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje :<
Jeszcze raz za wszystko bardzo wam dziękuję i zapraszam do oddawania głosów w ankiecie ^^
Do zobaczenia,
Bandur ;3