poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Kaisoo - Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter XI

Wasze czekanie właśnie zostało wynagrodzone~
A teraz wszyscy możemy z ulgą i radością powiedzieć: NARESZCIE!

Życzę miłego czytania~



Pov Kai
.
Wszędzie. Szukałem go już dosłownie wszędzie! Wisiorek mamy przepadł jak kamień w wodę a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Bez niego czułem pustkę w sercu, jakby mi czegoś brakowało. Wydawało mi się też, że nic nie idzie po mojej myśli, od kiedy go przy sobie nie mam. Nie ważne jakim sposobem, po prostu musiałem mieć go z powrotem. Przeglądałem kolejną już z rzędu szufladę w komodzie stojącej w salonie, ale poszukiwanie nadal nie przynosiły zamierzonego celu. Wtedy moją uwagę przykuły doniczki od kwiatków. Chociaż było to najdurniejsze miejsce w jakim mogłaby być biżuteria, to moja cierpliwość sięgała zenitu. Ostrożnie podniosłem roślinkę sprawdzając czy może pod nią nie schował się mój wisiorek.
- Kurwa… gdzie on może być?!  - wrzasnąłem.
Usłyszałem za sobą kroki, które z chwili na chwilę stawały się coraz głośniejsze. Poczułem jak ktoś dotknął mojego ramienia. Natychmiast przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz, obróciłem się powoli w stronę przybysza.
- Czy możesz mi powiedzieć czemu zrobiłeś mi w domu TAKI OKROPNY BAJZEL? – powiedział podniesionym głosem wysoki chłopak ubrany w czarny płaszcz – Przecież ostatnio robiłem porządki, wszystko układałem, a ty co?! Wstydziłbyś się…
- Nigdzie nie ma mojej pamiątki po mamie, przekopałem cały swój pokój! Wsiąknął, wyparował albo coś. Pomyślałem, że może jest gdzieś tutaj.
Kris zmarszczył brwi.
- Cholera, faktycznie kiepska sprawa. To tak zawsze wygląda kiedy najbardziej czegoś potrzebujesz. Wtedy ta rzecz nagle zmienia swoje miejsce a ty możesz zaglądać wszędzie, nawet…Naprawdę myślisz, że może być za obrazem? – zapytał zrezygnowanym głosem kiedy spostrzegł, że ściągam ze ściany jedno z jego „mistrzowskich arcydzieł”.
- A wiesz ile głupot umiem zrobić kiedy się nawalę? Nie wiesz, bo wtedy zazwyczaj dobierasz się Tao, na co ten ekscytuje się niczym niedoświadczona panienka - powiedziałem pół żartem-pół serio.
- Tak, tak, oczywiście pijaczyno - odparł z niedowierzaniem – Miałem zamiar o czymś z tobą pogadać, ale ten bałagan mnie rozproszył – widziałem jak zbliża się do sofy i przesuwa rzeczy w jedno miejsce, żeby móc na niej usiąść.
- O czym? – zapytałem z zainteresowaniem po czym stanąłem w pobliżu przyjaciela. Nieco nerwowo przeczesałem włosy obawiając się, że chodzi o jakąś poważną sprawę.
- Myślę, że Yeol'owi praktycznie minęła złość na ciebie, wygląda na to, że czeka na twój ruch. Ostatnio nawet zaczął się normalnie odzywać, pytał jak się masz, więc sam widzisz, coś jest na rzeczy. Chyba za tobą zatęsknił – powiedział szczerząc w uśmiechu swoje białe zęby – Powinieneś wykorzystać ten moment, żebyście mogli się pogodzić. Kup jakieś dobre żarcie, na pewno się nie oprze.
Wpatrywałem się w niego uważnie niedowierzając w to co mówił blondyn. Chanyeol naprawdę chciał, żebyśmy znów normalnie się przyjaźnili? Zalała mnie przyjemna fala ciepła, od razu byłem gotów do działania.
-Stary, to jest zajebisty pomysł! – powiedziałem zadowolony zbierając się do wyjścia. Chwyciłem swój telefon, portfel i klucze chcąc jak najszybciej odszukać kumpla.
Wufan rzucił mi mordercze spojrzenie kiedy chwytałem za klamkę.
- Wracaj i posprzątaj ten bałagan!
- Później! – odkrzyknąłem będąc już jedną nogą za drzwiami.
~*~
Wyszedłem ale tak naprawdę nie miałem pojęcia dokąd właściwie mam się udać. Skąd miałem wiedzieć gdzie teraz jest Park?  Normalne napisałbym do niego sms’a, ale w takiej sytuacji mogło to przynieść zupełnie odwrotny skutek. Dodatkowo nurtowało mnie co właściwie powinienem kupić do jedzenia… Musiałem szybko obmyśleć jakiś plan działania. ~ Najłatwiej jest najpierw zrobić a dopiero potem pomyśleć, brawo! ~ - powiedziałem sam do siebie. Przystanąłem na chwilę kryjąc się w cieniu jednego z rozłożystych drzew. Dłonią oparłem o chropowatą powierzchnię kory, odetchnąłem głośno. Po kilku minutach głębokiego skupienia uznałem, że sprawdzę jego wszystkie ulubione miejsca i zakątki, a jeżeli to nie wypali to zdecyduje się na bardziej radykalne kroki. Jako pierwszy cel obrałem sobie boisko przy szkole, na którym najczęściej rozgrywaliśmy mecze. Szybkim krokiem mijałem kolejne budynki w okolicy, przebiegałem przez przejścia dla pieszych, wybierałem różne skróty. W zasadzie to dawno już nigdzie się nie włóczyłem, a szkoda. Zawsze wtedy znajdowałem jakieś ciekawe miejsce na które wcześniej nie zwracałem uwagi albo po prostu go nie znałem. Po drodze wstąpiłem jeszcze do małej knajpki, żeby kupić coś na wynos. Często zaglądaliśmy tutaj podczas wspólnych wypadów dlatego postanowiłem zajrzeć akurat tu. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Od razu poczułem mieszankę wszystkich możliwych przypraw oraz zapachów. Wnętrze restauracyjki nigdy nie było szczególnie zachwycające.  Dokonałem szybkiego rozeznania w terenie, ale od kiedy ostatni raz tu byłem nic się nie zmieniło. Prawie nic, jeżeli policzyć nowe rolety. Odwróciłem się w stronę lady i posłałem uśmiech znajomej kelnerce. Dzisiaj zrobiła sobie wysokiego kucyka, z którym było jej całkiem do twarzy. Niebieska koszulka z nadrukiem dodawała uroku całości…~ Oish, ogarnij się idioto, przyszedłeś kupić żarcie, a nie obczajać koleżankę…~
- Cześć Kai! – powiedziała ciesząc się na mój widok.
- Hej Jess, dawno się nie widzieliśmy – zacząłem.
- Właśnie – potwierdziła – Ostatnio prawie tutaj nie przychodzicie, paczka się rozpada czy coś?
- Pokłóciłem się z Chanyol'em po pewnym zdarzeniu, ale to teraz nie jest ważne. Potrzebuję czegoś naprawdę dobrego, żeby go udobruchać.
- Hmm pomyślmy –jej wzrok skierował się ku otwartym drzwiom kuchni – Zapytam co mogę ci zaoferować i zaraz wrócę, dobra?
- W porządku –rzuciłem. Chcąc skrócić sobie czas czekania wyjąłem z kieszeni komórkę – Sms? Od kogo? – wyszeptałem.
  
Od: Kris
Znalazłeś już Chanyeol'a?

Ledwo wyszedłem z domu a on już do mnie pisze, zupełnie jak nadopiekuńcza matka. Szybko mu odpisałem:

Do: Kris
Jeszcze nie, dopiero wszedłem do knajpki.

Wkrótce Jessica ponownie pojawiła się przy kasie i od razu zaczęła rozmowę:
- Możesz dostać tteokbokki, wołowinę z ryżem albo smażonego kurczaka z warzywami, oczywiście to jest teraz na szybko chyba, że wolisz poczekać.
Zastanowiłem się chwilę po czym powiedziałem:
- Wezmę trochę pierwszego i drugiego, potrzebuje tego jak najszybciej, więc to będzie musiało wystarczyć.
- W porządku, niedługo przyniosę ci zamówienie.
Kiedy skończyła się nasza krótka pogawędka usiadłem na jednym z krzeseł najbliżej lady. Trochę nerwowo poruszałem nogami chcąc być już na terenie szkoły. W duchu modliłem się, żeby Chanyeol tam był. Prawda była taka, że też za nim tęskniłem ale nie chciałem przepraszać za coś takiego. Po kilkunastu minutach w końcu dostałem jedzenie, pożegnałem się z Jess i szybkim krokiem wyszedłem z knajpy. Chciałem dotrzeć tam jak najszybciej bo bałem się, że wszystko wystygnie a tym samym nie uda mi się przekonać Yeol'a do zgody. Pogrążony w zamyśleniu dotarłem do celu mojej przechadzki. Skręciłem w prawo za główny budynek, żeby dostać się na część typowo sportową. Zatrzymałem się jednak kiedy zauważyłem, że nie jest sam. Ogromnie się zdziwiłem kiedy w jego towarzyszu rozpoznałem kujona z imprezy – Baekhyun'a. Spotkałem go raz podczas domówki urządzonej w willi ojczyma. Jarali wtedy obaj a rano znalazłem ich na dywanie obok siebie. Dziwna sprawa, byłem pewien, że to tylko przypadek. Zastanawiałem się czy utrzymywali ze sobą kontakt bo teraz wyglądali na dobrych kumpli. Grali w kosza jeden na jednego a Park ewidentnie się z nim droczył. Podskakiwał tym samym blokując chłopakowi próby rzucania. Uśmiechał się promiennie tak jak to miał w zwyczaju, w końcu nie na darmo nazywaliśmy go czasem Happy Virus. Im dłużej przypatrywałem się tej scenie nabierałem pewności, że złośliwość tu nie istniała. To były zwykłe przyjacielskie wygłupy. Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, że Park znalazł sobie nowego przyjaciela a o mnie zupełnie zapomniał. Wkrótce nawet poczochrał włosy Baekhyun'a ciesząc się jak dziecko. Grali tak jeszcze przez jakiś czas dopóki kujon nie machnął ręką w geście rezygnacji. Co jak co, ale z Kaszalotem trudno było wygrać.
- Koniec, nie nadaje się do tego… - powiedział chłopak.
- Nie poddawaj się! Chodź, wstawaj pokażę ci jak powinno się rzucać – głos Chanyeol'a był pełen ekscytacji jakby właśnie otwierał prezent.
~Kurde, szybciej chłopie bo nam jedzenie wystygnie~ - pomyślałem przestępując z nogi na nogę.
Teraz obserwowałem jak szatyn staje za niższym od siebie praktycznie nie zostawiając odległości pomiędzy ich ciałami. Zauważyłem, że obaj nieco się zarumienili, zmieszałem się. Gdy ten dziwny moment dobiegł końca Yeol ustawił go odpowiednio i przygotował do rzucania. Nie powiem, żebym sam nie zbajerował w taki sposób kilku lasek. Patrząc na nich czułem się po części szczęśliwy, że się dogadują chociaż są z różnych środowisk, nie widziałem w tym nic złego. Z zamyślenia wyrwały mnie radosne okrzyki tej dwójki. Przybili sobie piątki po czym Park przytulił kumpla jak gdyby nigdy nic i podniósł go robiąc kółko. Właśnie w tym momencie nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Bałem się jego reakcji, bo przecież nie mógł się mnie tu spodziewać w sobotnie popołudnie. Niepewnym krokiem zacząłem się zbliżać pod kosz. Baekhyun zauważając mnie od razu pożegnał się z dryblasem zostawiając nas samych. Ciekawe czy wiedział o naszym konflikcie czy po prostu nie chciał mieć ze mną styczności? Staliśmy tak w ciszy zerkając na siebie ukradkiem. Chciałem się odezwać ale przyjaciel mnie uprzedził:
- Co tam masz? – zapytał udając, że to niby od niechcenia.
- Coś smacznego na przeprosiny, mam nadzieję, że nadal jest ciepłe. Twoje ulubione – powiedziałem wyciągając w jego stronę reklamówkę w pudełkiem.
Widziałem, że na usta mimowolnie cisnął mu się uśmiech. Ostrożnie wziął ode mnie jedzenie po czym zacząłem:
- Wiesz… chciałem cię przeprosić za tamto, nie chce, żeby nasze relacje się popsuły. Jesteś moim przyjacielem i najzwyczajniej w świecie cię potrzebuję – wyznałem.
W jednej chwili Chanyeol znowu był tym samym gościem co zawsze – uśmiechniętym, wyluzowanym i zabawnym.
- Tak naprawdę od dawana już się nie gniewam – powiedział – Po prostu nie potrafiłem tego zrozumieć, musiałem przemyśleć parę spraw – mówiąc to podrapał się z tyłu głowy.
- To jak?  Zgoda? – zapytałem jeszcze trochę się bojąc.
- Jasne stary! – poczułem jak przytula mnie mocno i zaczyna się śmiać. Odwzajemniłem jego „miśka”, usiedliśmy razem na boisku jedząc to co przyniosłem.
Zaczęliśmy rozmawiać bardziej poważnie niż zwykle. Trochę go podpuściłem, żeby opowiedział mi o Baekhyun’ie ale w sumie niewiele się dowiedziałem. Powiedziałem mu, że fajnie widzieć takie przyjacielskie stosunki między nimi na co jego i tak wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe. Śmialiśmy się, że wkrótce mózgowcy dołączą do naszej paczki. Potem zmieniliśmy temat obaj uznając, że może w końcu czas się trochę ogarnąć, wydorośleć, przestać dręczyć ludzi. Niestety przestawaliśmy być beztroskimi dzieciakami, każdego coś męczyło, każdy miał jakąś ważną sprawę. Uznaliśmy zgodnie, że trzeba coś zrobić z Sehun’em bo jego miłosne rozterki nie najlepiej na niego działają.
- Przecież to jest jak telenowela to co oni wyrabiają! – powiedział.
- Masz rację, czasem się w tym gubię… W zasadzie dawno z nim nie gadałem, nawet nie wiem co u niego.
- Do mnie też się nie odzywał, trzeba zrobić z tym porządek, to tak dłużej nie może wyglądać!
- Fakt – powiedziałem krótko zajadając się kurczakiem.
- Kai? – zapytał nagle - A tak w ogóle to kujon cię czegoś uczy?
Zdziwiłem się na to pytanie, szczególnie, że była to nagła zmiana tematu.
- No stara się ale też nie zawsze jestem reformowalny. Czemu pytasz?
- Martwię się – odparł – Nie chcę, żebyś znowu zawalił klasę, ty też masz szansę dostać się na studia.
Spuściłem głowę powoli przełykając jedzenie. ~Mama też by tego chciała~ - pomyślałem.
- Wybacz, nie chciałem tak cię zasmucić…
- Nic się nie stało –w odpowiedzi posłałem mu uśmiech.
Kiedy skończyliśmy jeść, Yeol zaproponował partyjkę w kosza, a ja nie śmiałem mu odmówić.
~*~
Sobota mijała mi tym razem naprawdę przyjemnie. Pogodziłem się już z Parkiem, zjadłem dobre żarcie, pograłem w koszykówkę i nawet nie musiałem iść do pracy bo państwo Lee pojechali na targi handlowe. Ten dzień byłby jeszcze lepszy gdybym znalazł wisiorek. Starałem się jednak o tym nie myśleć, żeby nie psuć sobie dobrego nastroju. Wracając z boiska poszedłem do parku, żeby trochę odpocząć w cieniu. Przy tej okazji uznałem, że warto zadzwonić do tego pedała Sehuna, który nie odzywał się do żadnego z nas. Wybrałem jego numer i czekałem aż raczy odebrać. Połączenie zostało przyjęte dopiero po trzecim sygnale.
- Czeeeeeeego c’fonisz?  – powiedział niewyraźnym głosem. Dobrze wiedziałem, że był równo wstawiony a odgłosy dobiegające z głośnika utwierdziły mnie w pewnym przekonaniu. Zapewne siedział teraz w jakimś zatęchłym osiedlowym barze skąd nikt go nie wywali – Nookdj;lkkglr cz-czeego? – słysząc jego bełkotanie poczułem rezygnację i złość.
- Nie ruszaj się stamtąd, przyjdę do ciebie. Napisz mi tylko gdzie jesteś bo tak się nie dogadamy za Chiny ludowe – rozłączyłem się niemal natychmiast nie chcąc już go słuchać. Za chwilę dostałem sms, który ledwo dało się odczytać. Na szczęście udało mi się rozszyfrować zagadkę dlatego teraz zmierzałem do wskazanego baru. Dotarłem tak w jakieś piętnaście minut. Tak jak przypuszczałem była to zwyczajna pijacka melina. Po otwarciu drzwi od razu można było poczuć różnicę. Na zewnątrz powietrze było ciepłe i przyjemne a wewnątrz baru była duchota a na dodatek strasznie śmierdziało alkoholem. Teraz było tutaj mnóstwo podejrzanych typów o których kartoteki lepiej było nie pytać. Chłopak o szarych włosach siedział przy barze, którego blat kelner polerował szmatką. W głębi zobaczyłem jeszcze jakiegoś gościa, który zamiast plastikowe kubki i serpentyny. Przy najbliższym stoliku kilku żuli popijało jakieś tanie wino z marketu, ohyda. Usiadłem tuż obok Sehuna, który pijackim tonem domagał się więcej wódy. Oczywiście barman ignorował go mówiąc, że wypił już wystarczająco dużo.
- Przepraszam za niego – powiedziałem próbując pomóc mu wstać z krzesła co było bardzo trudnym zadaniem, dlatego praktycznie do razu wrócił na miejsce.
- Zostaw mnie kurwa! – krzyknął. Po alkoholu zawsze robił się nieznośnie hałaśliwy, ale na imprezie przynajmniej zagłuszała go muzyka, której w tej sytuacji brakowało.
- Ogarnij się! – powiedziałem głośno – Wstawaj, wchodzimy!
- Wal się! – warknął kładąc głowę na drewnianym blacie. Szarpnąłem go za ramię chcąc pobudzić do działania, a tym samym zmusić do wyjścia – Mówiłem ci, żebyś dał mi spokój! Nie mam już po co żyć, rozumiesz ?! – nawet nie wiedział jak dobrze znałem to uczucie – On mnie nie kocha!
- Nie drzyj się, dobra? Chociaż tyle mógłbyś zrobić. Poza tym takiego pijanego to nikt cię nie będzie chciał.
Zwróciłem się do barmana, który patrzył na nas jakbyśmy byli najbardziej interesującymi osobami na świecie – Poproszę jedną kawę, byle mocną.
- Nie chce kawy, chce jakiś alkohol!
- Proszę go nie słuchać – ponownie spojrzałem na chłopaka - To teraz mi opowiedz co się właściwie stało, że tak się zalewasz w trupa, co?
- Staeeem pod szkooołą…. Przyjechał po niego ten no, ten chłopak taki. Pacze się na nich, nagle ta dziwka moja... pocałował go, kurwa rozumiesz?! Na moich kurwa oczach! Nie wytrzymaaałe-em, podszedłem i mu przyjebaem, a co! To ten mnie odepchnął, krzyyyczał cos, już sam nie wiem co-o, rozryczał się… Powiedziałem… powiedziałem, że go kurwa kocham, a wiesz co on na to?! Żebym tak nie mówił! Potem już tylko spierdolił, chuj wie gdzie….tyle go widziałem….
Słuchałem jego opowieści analizując każdy szczegół.
- A co się stało z tym chłopakiem?
- Ten twój kujon i Suho go zabrali.
- No tak, w końcu to przyjaciele, jasne, że będą sobie pomagać.
- Kawa – oznajmił głębokim głosem kelner.
- Dziękuję – odparłem. Musiałem teraz przekonać Oh, żeby to wypił.
- Sehun-ah? Widzisz to, stary?
- N-noooo widze, a co? – zapytał obracając twarz w moją stronę.
- To jest taki super, naprawdę super alkohol. Chyba mi nie powiesz, że nie wypijesz, co? – zapytałem podpuszczając go.
- No pewnie, że wypije! – powiedział dziarsko po czym zabrał się za kawę. Wypił ją w zaskakująco szybkim tempie chociaż była gorąca. Najwidoczniej miał na to wyrąbane… Objąłem do ramieniem bo zaczął się niebezpiecznie chwiać na krześle – Wszystko będzie dobrze- zapewniałem go – Musisz tylko wytrzeźwieć i się nie załamać, tak nie wolno.
- Tak uważasz? – popatrzył na mnie obłędnym wzrokiem – Kocham cię stary! – oznajmił po czym zbliżył się do mnie chcąc dać mi całusa. Waliło od niego jak jasna cholera, ale bałem się, że jeszcze się popłacze czy coś, więc ostatecznie pozwoliłem mu musnąć mu swój policzek. Zapłaciłem rachunek wyjmując hajs z jego portfela i razem powoli szliśmy do wyjścia. Trudno było mi go prowadzić bo przechylał się na jedną stronę, wisiał mi na ramieniu albo odstawiał pokazy gimnastyczne. Wiedziałem, że nie mogę zabrać go do domu bo rodzice widząc go w takim stanie najnormalniej w świecie mieli by ochotę udusić syna. Jedyną deską ratunku został Kris, który swoją drogą zawsze ratował nam tyłki z opresji. Zadzwoniłem do niego kiedy razem z Oh cudownym sposobem dotarliśmy do naszego ulubionego parku. Na szczęcie teraz siedział w miarę cicho, nucił tylko jakąś piosenkę.
- Hej hyung~
- Znalazłeś Yeola? – zapytał do razu.
- Nawet się kurde nie przywitasz! Tak, znalazłem i spędziłem z nim trochę czasu, ale potem ci opowiem. Możesz po mnie przyjechać? Mam tutaj Sehuna spitego w trzy dupy...
- A gdzie jesteście?
- W parku, wiesz w którym – powiedziałem.
- Dobra, zaraz będę – usłyszałem już tylko sygnał zakończonego połączenia.
Siedzieliśmy tak w oczekiwaniu na transport. Chłopak nadal coś nucił, w końcu głowa osunęła mu się na moje ramię, na którym chwilę później zasnął. Tak było zdecydowanie lepiej, przynajmniej nie robił z siebie debila. W międzyczasie dostałem kolejnego smsa, tym razem od Taemina, który jako jedyny został w domu.

Od:  Taemin
Jesteś zajęty? Chciałbym ci pokazać jedno miejsce ;)

Do: Taemin
Niedługo będę wolny. Chętnie się z tobą spotkam, a gdzie mam przyjść?

Chwilę później dostałem następną wiadomość:

Od: Taemin
Spotkajmy się pod kawiarnią~

Zaśmiałem się pod nosem. Ta sobota naprawdę była pokręcona, uznałem ją za dzień nadrabiania zaległości w znajomościach, spotkań i załatwiania różnych spraw. W sumie to się cieszyłem, bo dawno nic ciekawego się nie działo. Nie samym kujonem żyje człowiek jak to mówią bad boy’e.
~Może w kawiarni znajdzie się mój wisiorek?~
Nie mogłem się nad tym dłużej zastanawiać bo zobaczyłem auto Wufana za winklem. Przyszedł pod ławkę i ostrożnie podniósł Sehuna ot tak biorąc go na ręce.
- Naprawdę nawalił się, aż tak? – powiedział kiedy byliśmy już w samochodzie – Opierdzielę go równo, co on sobie wyobraża?! Pijemy jak jest impreza!
- Daruj hyung, ale może skończyłbyś ojcować, co? On i tak dostanie w domu, myślę, że to spokojnie mu wystarczy …
- Ale upomnieć nie zaszkodzi – kontynuował – Jego rodzice w ogóle wiedzą gdzie ten przypał się podziewa?
- Nie sądzę – odpowiedziałem – Wezmę jego telefon, poczekaj chwilę.
Wysiadłem, żeby móc przedostać się na tylne siedzenia. Zacząłem szperać po kieszeniach Oh w poszukiwaniu komórki.
- Zwariowałeś?  Jeszcze się obudzi i dopiero będzie!
- Wolisz mieć jego rodziców na karku? – zapytałem patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- No dobra niech będzie, tylko postaraj się być wiarygodny – powiedział kiedy już miałem w rękach to czego szukałem. Wróciłem do przodu zajmując swoje miejsce. Zapiąłem jeszcze pasy i ruszyliśmy.
Odblokowałem ekran a z tapety uśmiechał się do mnie Luhan.
- Na coś się tak zapatrzył? – zapytał Kris samemu rzucając ukradkowe spojrzenie na wyświetlacz.
- Na nic, po prostu mnie zdziwiło, że nadal ma tutaj jego fotkę…
Ogarnąłem się i kliknąłem w rejestr połączeń widząc z jakieś piętnaście tylko od mamy, następne kilkanaście z domowego, nawet parę od ojca. Wiadomości też mu powysyłali, kto by pomyślał, że tak bardzo się o niego martwią? Trochę się zastanawiałem co właściwie napisać bo jak się okazało Sehuna od wczoraj nie było w domu.

Do:  Mama <3
Cześć Mamo. Wiem, że na pewno bardzo się martwisz ale zostałem na imprezie. Trochę zabalowałem i musiałem odespać.  Kris naładował mi telefon bo bateria całkiem się wyczerpała. Czy mogę zostać na jeszcze jedną noc? Musimy przygotować się do sprawdzianu. PS. Kocham cię najmocniej i bardzo przepraszam, że tak wyszło.

Przed wysłaniem przeczytałem wiadomość Kricasso, żeby ja ocenił.
- Jest okej, wysyłaj. Lepsze to niż gdyby policja miała za nim objechać cały Seul.
Po dotarciu do domu położyliśmy szarowłosego na kanapie, żeby upojenie alkoholem nieco mu przeszło. Nie chcąc tracić czasu od raz wyszedłem bo umówiłem się przecież z Taeminem.
~*~
Złapałem ten sam autobus, którym normalnie jeździłem w środy po szkole. Droga nadzwyczaj mi się dłużyła, nawet przysnąłem na moment budząc się dopiero na przed ostatnim przystanku. Chwała Bogu, bo inaczej wylądowałbym na drugim końcu miasta. Dziesięć minut później przechodziłem już przez pasy. Po drugiej stronie ulicy stał uśmiechnięty Taemin. Podszedłem do niego i objąłem go przyjaźnie.
- Cieszę się, że przyszedłeś. Wyglądasz na zmęczonego, na pewno masz jeszcze siłę na spędzenie czasu ze mną?
- Pewnie, że mam – powiedziałem – Dla kumpli zawsze znajdą się zapasowe pokłady energii – uśmiechnąłem się ciepło.
- W takim razie chodź za mną – od razu ruszyłem za brunetem.
Poszliśmy za kawiarnię i zobaczyłem jak Tae wspina się po drabince prowadzącej na dach. Poszedłem w jego ślady, chwilę to trwało zanim wszedłem na górę. Z wysokości trzeciego piętra rozpościerał się piękny widok na okolicę. Dawno już nie byłem w podobnym miejscu dlatego bardzo mnie to ucieszyło. Ułożyłem ręce na biodrach rozkoszując się chwilą. Starszy chłopak pojawił się obok mnie.
- Fajnie, co? – zapytał wpatrując się w przestrzeń przed nami.
- Jest genialnie – przyznałem nie odrywając wzroku od oddalonych budynków i drzew – Czemu mnie tutaj zabrałeś?
- To moje ulubione miejsce do tańca. Spora przestrzeń, miejska panorama a przede wszystkim możesz poczuć się wolny – mówiąc to zaczął się rozciągać. Nie były to zwyczajne ćwiczenia jak z zajęć wf, tylko takie, które pomagają w rozgrzewce przed tańcem. Chłopak wykonał skłon i dotknął czołem kolana – Tutaj jest po prostu idealnie, pomyślałem, że tobie też mogłoby się spodobać. Masz sporo problemów na głowie a każdy potrzebuje odetchnąć.
- Dziękuję, że mi ufasz bo w końcu to twoje sekretne miejsce, nie wszyscy mogą się tutaj dostać. W sumie to ci zazdroszczę, sam chciałbym mieć taki dach. Mógłbym się naprawdę wyluzować, przestać przejmować czymkolwiek. Może wtedy byłbym szczęśliwszy…
- Prawie zapomniałem, że podzielasz moją miłość do tej sztuki.  Może potańczymy razem? Ot tak, tutaj, chcesz? – dopytywał.
- Dawno się nie ruszałem, musiałbym się porządnie rozgrzać.
- Żaden problem – właśnie wtedy poszedł włączyć ukryte za donicą z kaktusem radio. Wsłuchiwałem się w rytm przyjemnej, tanecznej muzyki. Pomimo, że były to tylko ćwiczenia zamknąłem oczy chcąc poczuć ją w całym sobie. W swoich żyłach, w mięśniach. Kiedy uznaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani oddaliśmy się w objęcia dźwięków wydobywających się z radia. Dostrzegłem, że tańczymy podobnie, ale ja dużo bardziej lubiłem kroki baletowe. Taemin za to tańczył dużo bardziej żywiołowo, szedł w jazz i popping. Tańcząc myślałem o mamie, która pokazała mi tę najpiękniejszą ze sztuk, zapoczątkowała moją miłość. Zrobiło się jakoś dziwnie sentymentalnie a do tego czułem się już zmęczony. Lee to zauważył dlatego wyłączył sprzęt. Siedzieliśmy tak sobie jeszcze trochę rozmawiając i trzymając nogi za krawędzią rynny. Wkrótce ponownie siedziałem w autobusie, który wiózł mnie do domu Krisa. Nie wiem jak dowlokłem się pod drzwi, byłem wyczerpany. Sehun nadal spał a blondyn zajmował się gazetą, której czytanie przerwał gdy tylko pojawiłem się w pokoju. Bałagan był tak samo duży jak rano, hyung niczego nie ruszył.
- Przypominam ci, że masz do ogarnięcia ten burdel – powiedział stanowczo.
- Jestem zmęczony, obiecuję ci, że jutro to wszystko posprzątam –nie czekałem aż mi odpowie, poszedłem prosto pod prysznic, a potem już tylko do łóżka.
~*~
Wstałem rześki, wypoczęty i nawet jakiś taki szczęśliwszy niż do tej pory. Wziąłem czyste ciuchy z szafki, odbyłem poranną toaletę po czym gotowy do działania udałem się do kuchni. Zobaczyłem jak Oh siedzi przy stole skacowany na maksa. Oczy miał zaczerwienione i zapuchnięte, a włosy w zupełnym nieładzie.
- Dziękuję, że wczoraj mnie pozbierałeś – powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co, jesteśmy przyjaciółmi. Możesz mi pomóc sprzątać dom w ramach podziękowania – zaproponowałem ciesząc się, że nie będę musiał robić tego sam.
Przytaknął skinieniem głowy, a ja zabrałem się za przygotowywanie śniadania. Zrobiłem tylko tosty z serem bo po pierwsze miałem na nie ochotę, a po drugie robiło się je szybko. 
- Wychodzę na randkę z Tao – oznajmił Kris –Kiedy wrócę chcę tutaj widzieć błysk, jasne?
- Tak jest kapitanie!  - zawołaliśmy obaj.
Po skończonym posiłku dałem Sehun'owi dwie tabletki, po których poczuł się znacznie lepiej i nawet w pewien sposób ożywił. Postanowiłem włączyć radio, żeby robota szła sprawniej. Obaj uwijaliśmy się w zawrotnym tempie czasem mając problem z przypomnieniem sobie gdzie Wufan trzyma niektóre rzeczy. Nie wiem ile godzin nam to zajęło, ale w końcu wszystko wyglądało tak jak powinno. Niestety mój wisiorek nadal się nie znalazł co sprawiło, że trochę posmutniałem. Miałem jednak nadzieję, że w końcu go odzyskam. Zmęczeni porządkami rozłożyliśmy się na sofie i rozmawialiśmy. Przy tej okazji opowiedziałem mu o ty jak pogodziłem się z Yeol'em, pominąłem jednak wątek z Baekhyun'em bo wolałem go póki co nie drażnić żadnymi takimi sprawami bo jeszcze uznałby, że są razem i znów się załamał, że został odrzucony. Na nieszczęście po naszych dzikich tańcach z miotłami zrobiło mu się niedobrze. Cudem zdążył do łazienki, żeby przeprowadzić z kiblem jakże owocną konwersację. Poszedłem za nim w razie gdyby zrobiło mu się gorzej a widząc go na klęczkach poklepałem go po ramieniu.
- Miłość jednak potrafi doprowadzić do porzygu – powiedział zmęczonym głosem znów „rozmawiając” z toaletą.
^^^
Pov. Kyungsoo
Kolejny zwyczajny poniedziałek w moim monotonnym życiu, które czasem przyniosło zupełnie nieoczekiwane sytuacje. Przetarłem swoje oczy, wysunąłem się spod kołdry i leniwie podszedłem do szafy, żeby zabrać czysty ręcznik. Dzień zacząłem od orzeźwiającego prysznica, potem zjadłem śniadanie, zapakowałem torbę na basen. Droga do szkoły minęła mi szybko chociaż szedłem sam ale tym razem po prostu słuchałem muzyki. Byłem ostatnio bardzo niespokojny, szczególnie od dnia wypadku przed szkołą. Moi przyjaciele dziwnie umilkli od tego czasu. Suho znowu rzekomo poświęcał się historii albo pracy w sklepie, a Luhan… No właśnie, Luhan. On w ogóle nie dawał znaku życia, nikt nie wiedział co się z nim działo, gdzie teraz był. Bałem się, że zrobił coś naprawdę głupiego albo popadł w depresję. Jego związki przypominały kiepską telenowelę, która nie chciała dobiec końca. Kiedy byłem już w szkole zapytałem kilka osób z jego klasy czy się pojawił. Tak jak myślałem – nie przyszedł ani na pierwszą ani na drugą lekcję. Poza tym moje myśli ciągle nawiedzała sprawa wisiorka. Obawiałem się, że jakimś cudem Kai dowie się, że wszedłem w jego posiadanie i zaciągnie mnie gdzieś za szkołę a potem nieźle urządzi. Zdecydowałem się go zwrócić bo przecież tak dłużej być nie mogło, czułem się jak złodziej. Sam nie chciałbym stracić tak ważnej rzeczy dlatego zbierałem wszystkie siły aby zdobyć się na rozmowę z Jongin'em. Lekcje mijały zwyczajnie, robiłem notatki, słuchałem nauczycieli a czasem odpływałem gdzieś daleko mając potem trudność z odnalezieniem się w temacie. Dwie ostatnie godziny zajmował wf, ale wiadomo, że wcale się nie cieszyłem. Na pływalnie też szedłem słuchając muzyki bo nikt nie chciał mi dotrzymać towarzystwa a ja nie miałem zamiaru nikomu się narzucać.
~*~
Po przepłynięciu pierwszych pięciu basenów poczułem się zmęczony, więc postanowiłem chwilę odsapnąć. Przyglądałem się pozostałym jak brną przez wodę, jedni szybciej drudzy trochę wolniej, każdy innym stylem. Mój wzrok skierował się ku podestom do skoków gdzie zobaczyłem Kim’a. Znowu poczułem się tak samo dziwnie jak ostatnim razem a dodatkowo zacząłem się stresować. Trząsłem się na samą myśl o konfrontacji, której nie mogłem uniknąć…
^^^
Pov. Kai
Wyszedłem z wody od razu kierując się do szatni. Wskoczyłem pod zimny strumień wody, żeby tylko się opłukać po czym poszedłem po swoje rzeczy do szafki. Wyjąłem ręcznik, którym się osuszyłem, zacząłem się ubierać. Liczyłem, że może tutaj znajdę wisiorek toteż postanowiłem spokojnie poczekać aż szatnia opustoszeje.  Najpierw jednak chciałem popytać obsługi czy nic takiego jak mój wisiorek się nie znalazło. Podszedłem do jednej z kobiet siedzącej za kontuarem szatni.
- Dzień dobry. Chciałem zapytać czy nie znalazł się tutaj może w zeszłym tygodniu wisiorek? Był srebrny w kształcie trójkąta z nietypowym wypełnieniem.
Ona tylko spojrzała na mnie jakbym wymagał od niej cudu:
- Nie przypominam sobie czegoś takiego –powiedziała sucho.
- A czy mógłbym poszperać po szatni, żeby się upewnić czy gdzieś się nie zawieruszył? – zapytałem ostrożnie.
- Jak chcesz chłopcze, mnie to nie będzie przeszkadzać.
Pełen nadziei, że może w końcu uda mi się odzyskać ukochana pamiątkę ponownie pchnąłem drzwi prowadzące do przebieralni…
^^^
Pov. Kyungsoo
Pod koniec zajęć poszedłem pod natrysk spędzając tam dużo czasu. Nigdy nie lubiłem zapachu chloru, najzwyczajniej w świecie mnie drażnił. Chciałem pozbyć się tej nieprzyjemnej woni ze skóry. Uznając, że wystarczy poszedłem do swoje rzeczy do (jak sądziłem) opustoszałej przebieralni. Muszę przyznać, że czasem cenię sobie samotność co tym razem się nie sprawdziło. Przy jednej z szafek pochylał się Kai, który wyglądał jakby czegoś szukał.
~Czegoś? Nie bądź głupi Kyungsoo, dobrze wiesz za czym tam zagląda!~ powiedziałem do siebie w myślach.
- Zgubiłeś coś? – to było najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać w tej sytuacji.
Jongin podniósł głowę, od razu zauważyłem jego niezadowoloną minę.
- A co cię … - zaczął gdy w jednej chwili jego ton radykalnie się zmienił – Tak, zgubiłem coś ważnego.
Zebrałem się w sobie, powtarzając, że to jedyna okazja aby mu go oddać. Bez słowa podszedłem do drzwiczek z numerem siedemdziesiąt pięć, otworzyłem kieszonkę plecaka i wyjąłem z niej jego wisiorek. Podszedłem do niego trzymając biżuterię na wyciągniętej dłoni:
- Tego szukałeś? – zapytałem niepewnie chcąc ukryć zdenerwowanie.
W jego oczach pojawiły się iskierki radości, przez chwilę miałem nawet wrażenie, że uroni kilka łez.
- Chciałem ci go oddać już wcześniej ale… ale bałem się, że znowu się na mnie wkurzysz…pomyślisz, że znowu wpieprzam się gdzie nie powinienem….
On wydawał się jednak nie słuchać tego co mówiłem, wisiorek zdawał się go zahipnotyzować. Obdarzył mnie zszokowanym spojrzeniem po czym zobaczyłem jak wstaje z podłogi i z nabożnością bierze swoją zgubę w dłoń. Nie spodziewałem się tego co stało się dosłownie kilka sekund później.
Kai mnie
PRZYTULIŁ.
Poczułem jak do mnie przylega opierając podbródek na moim ramieniu. Stałem jak wryty, nie potrafiłem się ruszyć. Zupełnie ogłupiałem, cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Czy ja właśnie znalazłem się w innym wymiarze? A może to alternatywna rzeczywistość?  Policzki natychmiast zaatakował rumieniec, poczułem się jak nastolatka z dramy. Jongin nie zwrócił nawet uwagi na to, że stoję w samych bokserkach na dodatek mokry od wody. Po prostu mnie tulił jak gdyby nigdy nic. Kiedy w końcu mnie puścił spojrzał mi w oczy mówiąc:
- Dziękuję Kyungsoo, dziękuję – to były najszczersze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałem z jego ust.
Patrzyłem tak na niego nie wiedząc jak mam zareagować. Widziałem, że się speszył i spojrzał na swoją mokrą koszulkę, potem znowu na mnie. Wyszedł zostawiając mnie samego. Odetchnąłem z ulgą…
~*~
Otulony szalem i porządnie zapięty wyszedłem przed budynek pływalni chcąc szybko znaleźć się w domu. Nie spodziewałem się spotkać Kai’a ponownie, byłem pewien, że dawno sobie poszedł. Oparty o słup informacyjny delikatnie się uśmiechał. W dłoniach trzymał małe kubeczki zapewne z automatu. Unosząca się z nich para tworzyła fantazyjne wzory. Podszedł do mnie i wręczył mi jeden z nich.
- Jeszcze raz dziękuję – tymi słowami pożegnał się ze mną, wyszedł za murek a następnie skręcił w prawo.
Spojrzałem na trzymane przeze mnie naczynie. Gorąca czekolada! Skąd on wiedział? Upiłem łyk rozkoszując się wspaniałym smakiem, wybrał moją ulubioną.  Moją głowę zaprzątało teraz zbyt dużo dziwnych myśli, sygnałów, stwierdzeń. Pijąc słodki napój poszedłem przed siebie będąc pewnym jednego:

- Coś zaczyna się dziać…

~*~ 

Komentarze od Was będą naprawdę miło witane, postaram się odpisać na każdy zamieszczony, więc oczekujcie komentarzy zwrotnych~ Jeszcze raz dziękuję wszystkim za czekanie, cierpliwość, wytrwałość, czytanie pozostałych postów oraz każde dobre słowo~ 

Do zobaczenia wkrótce,
Bandur ;3 

PS. Droga Zuzzano, twój piękny fanart zagościł na fangape'u bloga ^^ Po raz kolejny dziękuję i mam nadzieje, że jeszcze nie raz coś dla mnie zilustrujesz  <3