niedziela, 28 lutego 2016

Road

Ayo~ Nie, to nie jest pomyłka, dobrze widzicie~ Tak się złożyło, że w tym miesiącu będą dwa posty! Myślę, że stali bywalcy są z tego faktu bardzo zadowoleni. Dzisiejszy wpis nie będzie należał do zwyczajnych. Wchodząc jakiś czas temu na youtube zostałam mile zaskoczona nowym utworem artysty, którego przypadkowo znalazłam jeszcze w zeszłym roku. Piosenka spodobała mi się od razu i bardzo szybko pobudziła do pracy wyobraźnię. Czeka na Was zapis obrazów jakie powstały w mojej głowie podczas słuchania. Jest to dość niekonwencjonalne fanfiction, gdzie tak naprawdę każdy z Was może stworzyć historię dorabiając w głowie jej elementy. Poszczególne części są oddzielone przerywaną kreską ale stanowią jedność - to po prostu kilka narracji w jednym fiku. UWAGA: Do przeczytania tego (nazwijmy to sobie) scenariusza KONIECZNE JEST WŁĄCZENIE PIOSENKI. Bez niej czytanie tego nie ma najmniejszego sensu, ponieważ zabraknie spójności, a czytanie nie sprawi przyjemności.
Przy okazji, serdecznie dziękuję za wszystkie pozostawione komentarze <3
Życzę miłego czytania~


Tytuł: Road
Zespół: BTS
Paring: YoonMin (Suga x Jimin) JinKook (Jin x Jungkook); VHope (V x JHope) + Rap Monster
Rodzaj: Special, Songfick
Uwagi: Tak jak wspomniałam, konieczna jest piosenka. Do włączenia poniżej:

~*~

Suga idący wolnym krokiem po lewej stronie ulicy w przetartych jeansach, koszulce w paski i wysokich butach.
Ma w ręce starą walizkę i zmierza do nikąd 
Wszędzie pustka.
Jest gorąco, słońce w wysokim punkcie.
Po obu stronach pole ze zbożem
W oddali stary biały dom
A teraz znikąd pojawia się czarny Ford Mustang, za kierownicą siedzi RM. 
Zatrzymuje się,
Suga wsiada, 
łapczywie pije wodę, 
z radia leci ta piosenka i jadą gdzieś ale nie wiesz dokąd. 
----------------------------------------------------------------
Stodoła, 
jest ciemno ale można obserwować gwiazdy bo są idealnie widoczne. 
RM i Suga siedzą przy ogniu, 
śmieją się, 
rozmawiają, 
piją jakieś alko a potem zasypiają na sianie w tej stodole przed którą siedzieli.
-----------------------------------------------------------------
RM: Gdzie twoja gitara?
Suga: Sprzedałem
RM: Komuś czy jest w komisie?
Suga: W komisie, dwie miejscowości temu
RM: Zadzwonię, żeby facet ją wstrzymał
Suga: Czemu to robisz?
RM: Bo wiem, że jest dla ciebie wszystkim
---------------------------------------------
Sypialnia w takim nieco wiejskim stylu. 
Duże łóżko z metalową ramą, szafa dwudrzwiowa, kilka obrazków na ścianach.
Pokój jest jasnoniebieski, drewniana podłoga, 
buty rzucone w kąt, 
z ramion Sugi spada koszula w kratę z lekkiego materiału, na szyi widać wisiorek. 
Teraz upada kurtka Jimina, 
słychać brzdęk metalowej klamry paska uderzającej o podłogę. 
Rozbierają się dalej. 
Suga łapie Mina za twarz i całuje,
lądują na łóżku,
wszystkie ruchy są spragnione, chaotyczne. 
Po wszystkim leżą w łóżku okryci cienką kołdrą tylko do bioder. 
Jimin tuli się do jego boku, położył mu głowię na piersi
Jimin: Nareszcie~ 
----------------------------------------------
RM wchodzi do niewielkiego sklepiku zawalonego przedmiotami, 
rzuca na starą ladę dwa pliki gotówki bez słowa. 
Facet podaje mu gitarę Sugi. 
Zabiera przedmiot.
Wychodzi
--------------------------------------------
Ciasna uliczka
V w czarnej bluzie z kapturem
Scena trochę jak z I need you
ale ma w ręku spluwę i to jego brzuch krwawi
-Hyung, przyjedź po mnie
-------------------------------------------
Jeziorko w środku lasu
drewniany pomost/podest/molo
piękny słoneczny dzień
dwa ręczniki obok siebie
na jednym podparty na łokciu siedzi Jin
Jungkook skacze do wody
znika w szmaragdowej tafli
po chwili wynurza się patrząc na Jina z uśmiechem
mokre włosy przykleiły mu się do czoła
pływa jakiś czas, w końcu łapie się pomostu i wchodzi na niego z powrotem
Jin otula go ręcznikiem, żeby go osuszyć
przytula się do jego pleców
przesuwa dłonią po wewnętrznej stronie uda młodszego
~Jungkookie
*dreszcz*
-------------------------------------------------------------
J-Hope w pośpiechu zabiera kilka rzeczy do torby. 
Przerzuca ją sobie przez ramię. 
Wsiada do samochodu. 
Liczy się każda sekunda. 
Wyciąga telefon, dzwoni
-Odbierz go, odbierz go, błagam
-----------------------------------------------------------
Suga siedzi na ganku, pali
Jimin siada obok
Ji: Mogę? *zerka na papierosa*
Sug: *wyciąga mu nowego z paczki*


~*~
Co o tym sądzicie?
Podobało Wam się?
Jakie są wasze pomysły i przypuszczenia?
Podzielcie się tym ze mną w komentarzach, chętnie poczytam ^^ 

See you soon!
Bandur ;3


niedziela, 14 lutego 2016

Sinner

Ayo~ Zgodnie z obietnicą i w tym miesiącu pojawia się post. Ostatni fanfik zyskał naprawdę dużą liczbę wyświetleń. Szkoda tylko, że nie przełożyło się to na ilość komentarzy... Naprawdę, zastanawia mnie co jest takiego trudnego w zostawieniu kilku słów od siebie po przeczytaniu? Sama czytuję twórczość innych fanów, a wiedząc jak ważna jest odezwa ze strony czytelnika, staram się zostawiać swoją opinię za każdym razem, nawet jeśli jest to krótkie zdanie. Dlatego jeśli Wam się podobało, zostawcie proszę jakiś ślad, dobrze? Nie mogę zmusić nikogo do wyrażania swojego zdania, ale uwierzcie mi, że to naprawdę miłe widzieć zainteresowanie danym opowiadaniem. Mam nadzieję, że dobrnęliście do końca moich wywodów ^^ Dzisiejszy post być może nie jest typowo walentynkowy, jednak nadal jest o miłości~ Enjoy, My Little Deers <3



Tytuł: Sinner
Zespół: UKISS
Paring: VinSeop (Kevin x Kiseop)
Rodzaj: One-shot, slight-angst, fluff, supernatural
Uwagi: Opowiadanie nie ma na celu urażenia uczuć religijnych czytelnika~ 

~*~

 Spojrzał na krzyż wiszący tuż przed nim na śnieżnobiałej ścianie, która w mglistym świetle kościoła zdawała się być teraz przytłoczona cieniem zupełnie jak jego dusza.  Długie palce mężczyzny powoli przesuwały się po czarnych, matowych koralikach, z których składał się różaniec. Delikatne wargi poruszane niemą modlitwą zupełnie spierzchły. Kolana zaczynały boleć od trwania w jednej pozycji od dobrych dwóch godzin tak jak i łokcie, które pokrywały czerwone otarcia. Lakierowana, chociaż w niektórych miejscach wytarta powierzchnia drewnianej ławki przyjmowała krople gorzkich łez, które na nią spadały. Blondyn, choć powoli u kresu sił, nie zaprzestawał swojego monologu z Wszechmocną istotą, której w myślach zadawał setki przeróżnych pytań. Pośród kościelnych murów był sam, gdyż o tej porze zwykle nikt tutaj nie przychodził. Co pewien czas jedynie postacie w czarnych strojach przechodziły przez główną nawę. Panująca tu cisza sprzyjała skupieniu, które było tak potrzebne w trudnej chwili zwątpienia.
-Czym zasłużyłem sobie na takie cierpienie, Panie?  Dlaczego wystawiasz mnie na próbę? – Jego cichy głos szybko powracał z powrotem do uszu.
Czując w sercu potrzebę dokończenia tej wieczornej wizyty sięgnął po niewielką, oprawioną w imitację skóry książeczkę. Wybrał z niej psalm przeznaczony na ten dzień, który chwilę później zaśpiewał półszeptem. Gdy skończył spakował wszystkie swoje rzeczy do torby i opuścił świątynię kierując się w stronę domu. Nie mieszkał daleko, więc całą drogę pokonał na piechotę w jakieś dwadzieścia pięć minut. Szedł z opuszczoną głową, niewiele uwagi poświęcając otoczeniu. Nagle, przypomniał sobie, że wciąż ma wyłączony telefon, dlatego wyjął go i uruchomił. Po odblokowaniu urządzenia kodem, zobaczył kilka nieodebranych połączeń i wiadomości o zmartwionej treści. Postanowił jednak nie odpowiadać na żadną z nich, ponieważ wchodził już po schodach na górę. Klamka sama ustąpiła wpuszczając go do środka, gdzie przywitało go miłe ciepło oraz jego … ukochany. Wciąż omijał go wzrokiem udając, że jest zbyt skupiony na zdejmowaniu butów czy odwieszaniu bluzy na wieszak przymocowany do ściany. W końcu jednak musiał z nim stanąć twarzą w twarz, gdy starszy go objął.
-Płakałeś? – Zapytał równocześnie głaszcząc jego policzek, – Co się stało, kochanie? – Ten troskliwy, wypełniony czułością ton głosu sprawił, że blondyn nie mógł opanować cisnących mu się do oczu łez.
-Jestem grzesznikiem – zapłakał, łapiąc kochanka za ramię – Jakbym się nie starał, grzeszę w każdej chwili. To jest straszne, to, co robię – mówiąc to wtulił się w szyję szatyna i ostrożnie dotknął jego przydługich, miękkich kosmyków.
-Kevin, odpowiedz mi, czy miłość jest grzechem? – Przytulił go do siebie uspokajająco głaszcząc po plecach.
-N-nie, Kiseopie – odparł zamykając ramiona wokół niego.  Chociaż darzył go ogromny, prawdziwym uczuciem, każdego dnia bał się samego siebie. Bał się tego, co zostało mu wpojone, – że miłość do mężczyzny jest zła, że ogień piekielny pochłonie go zupełnie a grzech na zawsze zabrudzi jego duszę. Paranoja, w jaką wpadał, sprawiała, że kilka godzin spędzał na modlitwie, prosząc Boga o wybaczenie mu tego, co robi, choć tak naprawdę nie żałował tego, jak bardzo kochał Kiseopa. Uwielbiał każdą chwilę, którą z nim spędzał, każdy uśmiech, każde wyznanie miłości, po prostu wszystko.
-Dlaczego w takim razie przepraszasz w kościele za to, że mnie kochasz?  To nie jest przypadkowe uczucie, wiesz o tym. Ja za każdym razem dziękuję, że cię przy sobie mam, że mogę się cieszyć twoją obecnością, tym, co mi dajesz. Spróbuj tak zrobić, zobaczysz, że będzie ci dużo lepiej i ten chory strach od ciebie odejdzie. Zrób to dla siebie albo dla nas obojga, jak uważasz. Proszę cię, nie mów więcej, że grzeszysz, gdy nie jest to prawdą…
W pokoju rozległ się szum, jak gdyby przez otwarte na oścież okno do wnętrza wpadł wiatr. Ciała obojga owiał nieprzyjemny chłód, który jednak szybko ustał, ale pozostawił gęsią skórkę.
-Kevin, spójrz na mnie, najdroższy – mężczyzna ujął jego brodę w palce sprawiając tym samym, że musiał na niego spojrzeć.  Czekoladowe oczy wypełniały błogi, niezmącony spokój oraz czułość. Jednak to, co chwilę później dostrzegł blondyn sprawiło, że nie był w stanie w to uwierzyć. U pleców Kiseopa pojawiła się para puchatych, bielusieńkich skrzydeł skrzących się jak śnieg w świetle lamp. Otaczała go piękna, złotawa aura, jak gdyby drobinki tego cennego kruszcu unosiły się wokół niego niczym magiczny pyłek.  Nad głową pobłyskiwała jarząca się aureola.
- …. T-ty…. – zaczął, jąkając się. Nie mógł pojąć obrazu, który tak wyraźnie jawił mu się przed oczami. Słowa utknęły w jego gardle jeszcze bardziej, kiedy szatyn uśmiechnął się do niego sprawiając, że rozlały się w nim nieznane dotąd ukojenie i radość.
-Gdybyś był grzeszkiem, uwierz wiedziałbym to – jego głos zdawał się być teraz najpiękniejszą, najczystszą melodią, jaką był w stanie usłyszeć człowiek.
-K-Kiseop…ty jesteś – łzy ponownie zaczęły spływać mu po policzkach przezroczystą kaskadą. Szybko jednak zostały starte.
-Twoim Aniołem Stróżem i kocham cię ponad wszystko.
Słodki, przepełniony uczuciami pocałunek na długo połączył ze sobą ich usta. Kevin zacisnął dłonie na kaszmirowym swetrze ukochanego chcąc upewnić się, że to, co się dzieje nie jest tylko wytworem jego wyobraźni. Jakże było to możliwe, że ta cudowna, niewinna istota darzyła go miłością?
-Ja też cię kocham, Seop – wyznał ostrożnie - Tylko, jak to jest możliwe? – Dopytywał oszołomiony.
-Jesteś mi przeznaczony, Vinnie~ - szepnął szatyn. Patrzyli na siebie w milczeniu, a ten czas boski posłaniec wykorzystał by ukryć swoje prawdziwe oblicze. – A dla Boga nie ma nic niemożliwego.
~*~

Podobało Ci się?
Czekam na wasze komentarze ;) 

Do przeczytania,
Bandur ;3