środa, 20 kwietnia 2016

Unforgiven

Witajcie~ 
Pojawiam się na blogu dwa miesiące po ostatniej publikacji. Nie wynika to z mojego lenistwa czy braku weny, tym razem po prostu nie mam czasu. Przygotujcie się również na przerwę w maju, ponieważ będę zdawać maturę i dopiero po tym okresie pełną parą ruszę z nowym materiałem. Mam już przygotowane szkice dla kilku opowiadań, które mam nadzieje ciepło przyjmiecie. Dzisiaj coś ze smutnej sekcji. Fanfik już trochę przesiedział w folderze, ale wybrałam go bo był ukończony, a Wy na pewno macie ochotę coś przeczytać. Myślałam też nad dużą ankietą, która w pełni pomogłaby mi poznać Waszą opinię na temat publikowanych opowiadań oraz tego, co chcielibyście tutaj zobaczyć. Jednak na to jeszcze przyjdzie czas. Jak na razie pozostawiam dla moich Jelonków tego oto angsta. 
Dziękuję jeszcze raz za komentarze oraz wyświetlenia! 
Mam nadzieję, że gdy w szkole dla części zacznie robić się luźniej a maturzyści będą już mieć wszystko ze sobą to pojawi się was tutaj jeszcze więcej ^^ 
Tymczasem, życzę miłego czytania~


~*~


Tytuł: Unforgiven
Zespół: BTS
Paring: JiKook (Jimin x Jungkook)
Rodzaj: Angst


Szarpnąłem ze złością za uchwyt jednej z szuflad, którą otworzyłem dość agresywnym ruchem. Chwyciłem największy kuchenny nóż, jaki tam znalazłem obracając go zręcznie w dłoni, – kto by się spodziewał, że tak potrafię? Rozkoszowałem się chłodem ostrza, które na moment przystawiłem sobie do skóry. Uśmiechając się szeroko, od ucha do ucha wyszedłem z pomieszczenia zatrzymując się dopiero przed dużym lustrem wiszącym w korytarzu. Naciągnąłem kaptur szarej, spranej bluzy na głowę, po czym zerknąłem na siebie trzymającego narzędzie. Byłem naprawdę zadowolony. Grzywka w dużej mierze zasłaniała mi oczy czyniąc jeszcze bardziej niedostępnym. Łzy bólu pomieszanego z buzującą w moich żyłach adrenaliną nadal ciekły po policzkach zostawiając mokre ślady. Chociaż ręce wciąż drżały w niepokoju nie chciałem przerywać zaczętego planu. Zapłaci mi za to, zapłaci za każdą nieprzespaną noc, którą spędzał w ramionach jakiegoś innego faceta. Nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego to robił, przecież dawałem mu wszystko! Wszystko, a nawet odrobinę więcej, niż można by oczekiwać. Pozwalałem mu się mimowolnie ranić głupio myśląc, że za chwilę wszystko będzie w porządku, co oczywiście było tylko złudną nadzieją. Teraz wiedziałem, że nie mogę odpuszczać. Zdeterminowany, wyślizgnąłem się z mieszkania. Umówiliśmy się w jego apartamencie, który był idealnym miejscem.  Sąsiadów o tej porze nie ma prawie żadnych, bo każdy gdzieś wychodzi, co pozwoliłem sobie wcześniej sprawdzić. Stałem teraz w windzie oczekując, aż zatrzyma się na odpowiedniej kondygnacji. Kiedy usłyszałem cichy, charakterystyczny dzwoneczek natychmiast wyszedłem by móc znaleźć się pod odpowiednimi drzwiami. Nie musiałem się nawet szczególnie trudzić z dostępem do środka, bo miałem ze sobą dodatkowe klucze, które podarował mi właściciel. Tak jak myślałem, siedział teraz na sofie oczekując mnie z uśmiechem tak przeze mnie kochanym, a równocześnie nienawidzonym.  Musiałem teraz grać jak tylko najlepiej potrafiłem, gdybym się zdradził tygodnie mojej pracy poszłyby na marne.
-Jimin, już jesteś! – Gdy spojrzał na mnie tymi dużymi, niewinnymi oczami serce zabiło mi szybciej i przez moment chciałem się nawet wycofać – Nie możesz Jimin, on musi zapłacić! Musi! Skoro ty nie możesz go mieć, to nikt inny nie będzie! – Powtarzałem sobie.
Podszedłem do niego pewnym krokiem uśmiechając się fałszywie.
-Jungkookie, tak się cieszę! – Objąłem go ramieniem przytulając go tym samym do siebie. Drugą ręką chwyciłem ukryty w kieszeni bluzy nóż. Z ogromną siłą wspomaganą złością pchnąłem do przodu. Stalowe ostrze zanurzyło się w jego delikatnym, bladym ciele, którego nigdy nie pozwalał mi dotykać.
Rozległ się krzyk.
Dłonie chłopaka sięgnęły ku ranie próbując zatrzymać szybko płynącą, szkarłatną krew.
-J-j-jiminnieeee….C-czeemu – zapłakał, a ja patrząc mu w oczy wyjąłem nóż, by wbić go w niego znowu i znowu. Słuchałem jak wrzeszczy, płacze i błaga bym przestawał. Widziałem jak brudne miałem dłonie, ubrania… Wszystko przesiąkało zapachem rdzy połączonej z solą. Dokonało się.
-Nie mogę, Kookie, nie mogę się zatrzymać – mówiłem spokojnie – Chciałem być dla ciebie wszystkim,  ale tego nie widziałeś. Nawet nie wiesz, co przez ciebie czułem… - wtedy popchnąłem nóż jeszcze głębiej.
-P…p…przepraszam…  - tylko tyle udało mu się powiedzieć  między płytkimi oddechami.
Wiedziałem, że za chwilę go zabiję, że skona mi w ramionach, a ja będę mógł świętować swój triumf. Chcąc jednak w pełni wykorzystać  ostatnie krople jego życia, złożyłem mu na ustach pocałunek śmierci.
-Żegnaj Jungkook…  Kocham cię, skarbie…
Kiedy poczułem, że opadł z sił ułożyłem go za podłodze obserwując swoje dzieło. Zakrwawioną dłonią dotknąłem jego stygnącego policzka. Nawet martwy wyglądał tak przepięknie… 

~*~

Prześlij proszę swoją opinię w komentarzu ;) 
Do przeczytania,
Bandur ;3