czwartek, 3 kwietnia 2014

Kaisoo- Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter VII

Witajcie~ Pewnie większość z was przeciera oczy ze zdumienia, że po dwóch długich miesiącach w końcu widzi upragniony tytuł. Tak moi Drodzy, to nie jest żaden żart, ani ściema, naprawdę mam dla was nowy rozdział. Teraz postaram się nadgonić zaległe dwa, ponieważ jak sami widzicie sytuacja nie prezentuje się ciekawie. Dziękuję wam wszystkim za cierpliwość, każde pojedyncze wyświetlenie bloga czy najprostszy komentarz do wstawianych one-shotów. Dzisiaj nie będę się rozpisywać, bo zrobiłam to ostatnim razem w słowie wstępu do fika z B.A.P. Nie przedłużając- tradycyjnie zapraszam do czytania i pozostawienia po sobie komentarza. Miłej lektury ^^

                    

~~~
Pov Kyungsoo~

Chociaż wiem, że powinienem był stamtąd jak najszybciej odejść to stałem ukryty za zakrętem i podsłuchiwałem ich rozmowę. Tak, szczerze przyznam się, że to robiłem, ale przecież nie zdarza się to pierwszy raz. Już z założenia uważa się, że taka osoba jest wścibska, ale ja po prostu byłem bardzo ciekawski. Chociaż jak to mówią - „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”. Z przykrością muszę stwierdzić, że te słowa nie raz pokazały mi jak bardzo potrafią być prawdziwe. Najbardziej jednak zastanawiało mnie to, co mówił Sehun. Czy on naprawdę ma zamiar wrócić do Luhana? W zasadzie, to przecież nie on z nim zerwał, więc wciąż mógł go kochać. W takim razie, dlaczego był dla niego taki uszczypliwy? Chyba nigdy nie zrozumiem zakochanych ludzi… Oni zawsze w jakiś sposób komplikują sobie życie. Rozmyślałem nad tym, czy powinienem powiedzieć hyung'owi o tym, co usłyszałem, ale z drugiej strony moje przypuszczenia wcale nie musiały być prawdziwe, prawda? Nagle poczułem wibracje w kieszeni spodni, a po chwili krótki, ale głośny dźwięk smsa. Byłem ciekaw, kto postanowił napisać do mnie właśnie teraz. Może to, Luhan coś chciał? A może nie oddałem Suho, któregoś z jego zeszytów? Ku mojemu zaskoczeniu na wyświetlaczu pojawił się ten sam tajemniczy numer, co zwykle. Otworzyłem wiadomość, ale nawet nie zdążyłem na nią spojrzeć, bo nagle odezwał się Sehun:

- Dostałeś sms? – Zapytał.

- Nie, to nie był mój telefon – odpowiedział Kai.

Przestraszyłem się nie na żarty. Jeden, głupi dźwięk mógł doprowadzić do sytuacji, o której nawet nie chciałem myśleć. Czym prędzej wziąłem nogi za pas i poszedłem w drugą stronę, nie miałem w planach spotkania z bad boy'iam, zresztą wolałem je sobie darować. Kiedy byłem już w bezpieczniej odległości mogłem ponownie oddać się moim rozmyślaniom na temat byłego związku mojego przyjaciela. Przypomniałem sobie jednak, że przecież nadal nie przeczytałem wiadomości, którą dostałem całkiem niedawno. Postanowiłem sprawdzić, co tym razem napisał do mnie tajemniczy człowiek.

Cholerny ucisk w klatce piersiowej, smutne oczy, udawany uśmiech, powracające uczucie zagubienia i bezradności , znasz to? ”.

Miałem już rozważać w myślach nowo otrzymany cytat, kiedy fakty zaczęły w dziwny sposób się ze sobą łączyć tworząc zaskakującą całość. Sms przyszedł chwilę potem, kiedy Kai wysłał swoją wiadomość podczas rozmowy z Sehun'em. Czy zatem to on jest autorem tych wszystkich wiadomości? Czy to jego przemyślenia w formie cytatów dostaję praktycznie każdego dnia? Jak jednak mogło się to stać skoro mój numer mają jedynie Suho i Luhan? Wtedy mnie olśniło. Podczas pierwszego dnia w szkole stałem z hyung'iem na korytarzu i na głos dyktowałem mu kolejne cyfry. Przypomniałem sobie, że wtedy Kai zbiegł ze schodów, które były równolegle do nas. Czy to jednak w ogóle możliwe, żeby zapisał wtedy mój numer? Zasadniczo, nic nie stało na przeszkodzie, żeby sprawdzić, więc po chwili namysłu wysłałem wiadomość zwrotną:

„..i w rzeczywistości można się zagubić”.

^^^
Przez kolejne dni po incydencie w kawiarni Luhan starał się unikać Sehuna jak ognia. Na korytarzach mijali się szerokim łukiem jednak nawet to nie sprawiało, że Lu mógł czuć się lepiej. Każde spojrzenie chłopaka o szarych włosach rozbudzało w moim hyung'u kolejne fale niepokoju. Ciężko mu jednak było go całkowicie unikać, bo przecież chodzili do jednej klasy. Często słyszałem jak opowiadał mi, że Oh siada za nim tylko po to, żeby móc mu podokuczać, urządzać sobie niepotrzebne docinki albo po prostu starać się go rozproszyć. Moim zdaniem Chińczyk był rozdrażniony i bez tego. Ostatnio znikał podczas lunchu w tajemnicze miejsca albo w ogóle niczego nie jadł twierdząc, że dzisiaj nie ma nic, na co miałyby ochotę. Podczas jednej z długich przerw opowiedziałem mu to, co usłyszałem w drodze do domu. Czułem się nieco winny jego złemu nastrojowi, bo tylko bardziej posmutniał po tej informacji. Próbowałem go wyciągać gdzieś na spacer albo chociażby do kina na jakiś film, ale za każdym razem mi odmawiał. Widziałem, że z dnia na dzień ma coraz bardziej podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Postanowiłem z nim porozmawiać, nie chciałem, żeby tak jak ja wylądował później w szpitalu z przemęczenia organizmu.

- Luhan-hyung, powinieneś dać temu spokój. To cię zjada od środka, za bardzo się przejmujesz. Spróbuj trochę od tego odpocząć, bo ostatnio chodzisz zmarnowany jak zombie.

- Próbuję, ale to nic nie daje. Przez Sehuna nie mogę zmrużyć oka… Ciągle tylko o nim myślę i choćbym chciał nie potrafię przestać - żalił się się - Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Wiesz jak on potrafi się gapić, to zaczyna wymykać się spod kontroli - czułem się tak jakbym słyszał o sobie. Przez Kai też nie mogłem sypiać czy spokojnie myśleć. Dobrze, że Luhan mógł komuś o tym powiedzieć a nie tak jak ja, dusić to w sobie - Kyungsoo, ja naprawdę już nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Chyba… Chyba nadal coś do niego czuję - po tym zdaniu Lu zamilkł i kontynuowaliśmy jedzenie. Następne jego zdanie nieco mnie zszokowało. Nie wierzyłem, że w ogóle o tym pomyślał:

- Może powinienem zerwać ze swoim chłopakiem…- wypalił - Mam potworny mętlik w głowie.

- To nie jest dobry pomysł hyung. Nie rób niczego pochopnie, bo potem możesz bardzo żałować swojej decyzji – odparłem - Po prostu go ignoruj, przecież wiesz, że za każdym razem, kiedy na niego spojrzysz jego zaczepki staną się tylko bardziej uciążliwe.

^^^
Powrót do szkoły już od pierwszego dnia przysporzył mi zmartwień. Nie dość, że martwiłem się o Luhan'a, którego wykańczały problemy sercowe, to jeszcze Suho znikał w tajemniczych okolicznościach i czasami zdarzało się, że podczas przerwy zostawałem całkiem sam. Do tego wszystkiego znowu nie wychodziłem zza książek, bo musiałem zaliczyć wszelkie zaległe sprawdziany czy kartkówki, a jak się okazało, podczas mojej nieobecności trochę się tego nazbierało. Jakby tego było mało po lekcji biologii zatrzymała mnie pani Huan pytając czy czwartek nadal mi odpowiada, jeżeli chodzi o zajęcia z Kai. Oczywiście nie mogłem zrobić nic innego jak przystać na jej prośbę. Ech, Do Kyungsoo twoja uległość kiedyś wpędzi cię do grobu…

W piątek wreszcie udało mi się porozmawiać z Suho, którego naprawdę ostatnio ciągle gdzieś wręcz wciąga. Najgorsze było jednak to, że nie chciał niczego powiedzieć i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Chociaż w zasadzie wydawał mi się bardziej pogodny i rozradowany niż zazwyczaj, ale może to tylko efekt spędzania popołudnia z zasmuconym Luhanem. Kim od dłuższego czasu obiecywał mi, że opowie mi coś o Kai i nadarzyła się ku temu wspaniała okazja, kiedy siedzieliśmy razem na stołówce. Słuchałem go z zapartym tchem, bo nie mogłem uwierzyć, co tak naprawdę działo się w życiu kogoś, kto z pozoru wydawał się być nikim innym jak tylko nędznym dupkiem.

- Pamiętasz tą imprezę, o której ostatnio opowiadał nam, Luhan?

- Pewnie, że tak. Przez to ma same problemy z Sehun'em… W każdym razie mów proszę dalej- zachęciłem go.

- On wyszedł wcześniej, ale wszystko skończyło się dopiero nad ranem. Kai zorganizował domówkę pod nieobecność ojca, więc ten niesamowicie się na niego wściekł. Ale Kyungsoo powiedz mi szczerze, który rodzic byłby zadowolony z czegoś takiego?

- Wątpię, żeby którykolwiek był - odparłem.

- Musisz jednak wiedzieć, że pan Kim nie jest przykładowym kochającym ojcem, który jest cierpliwy i wspiera swoje dziecko, kiedy tego potrzebuje. Wręcz przeciwnie on nawet nie stara się okazywać Jongin'owi jakiegokolwiek zainteresowania. Wiem, że nienawidzą się aż do kości, a każdego dnia agresja tylko bardziej w nich wzbiera. Kai złości fakt, iż jego ojciec nie dochowuje wierności, wiesz zwyczajnie ma kochankę. Ponoć to jakaś panienka nieszczególnie starsza od nas. Do tego w domu panuje istna tyrania a wiesz, jaki jest Kim. Kiedy tylko coś mu się nie podoba natychmiast zaczyna się stawiać i walczyć jak lew. W domu jest dokładnie tak samo, w końcu nerwy im puściły i użyli pięści. Podobno wywalił Jongin'a na bruk, kazał mu nie wracać a dodatkowo nieźle go urządził. Dlatego widziałeś go wtedy w szpitalu.

Zacząłem się zastanawiać skąd Suho ma takie informacje. Przecież oni się nie przyjaźnią, nie ma między nimi żadnej bliższej więzi a z pozostałymi bad boyąami też nie utrzymuje bliższych kontaktów. Jak to w ogóle możliwe?

- Kto ci o tym powiedział?

Chłopak zaśmiał się i powiedział, że ma swoje wtyki.

- A gdzie teraz podziewa się Kai?- Zapytałem.

- Podobno zamieszkał u Krisa, ale nie jestem tego do końca pewien. Chociaż to chyba nie jest tak istotne jak fakt, że został wyrzucony z własnego domu, nie sądzisz?

Przytaknąłem mu tylko w odpowiedzi. Wreszcie zacząłem rozumieć skąd może brać się u Kai, takie a nie inne zachowanie, jednak nic go nie usprawiedliwia. Przecież wcale nie musiał tak postępować, odwracać się od wszystkich i ignorować każdą chęć pomocy. Myśli swobodnie przepływały w moim umyśle, gdy nagle nad głową zapaliła mi się mentalna żarówka. Może spróbuję mu pomóc?- Pomyślałem. Szybko jednak odrzuciłem od siebie ten pomysł, przecież za nim nie przepadam a on szczerze i otwarcie mnie nienawidzi. Po co więc pakować się w kolejne kłopoty? I tak już ciąży na mnie obowiązek uczenia się z nim raz w tygodniu, więc powiedzmy, że jest to pewna forma pomocy.

- Bardzo ci dziękuję, że mi to opowiedziałeś - uśmiechnąłem się.

- Do usług. Jeżeli tylko będziesz chciał coś wiedzieć to po prostu pytaj - powiedział.

^^^
W ciągu tego tygodnia dowiedziałem się jeszcze kilku ciekawych rzeczy, jednak miały one charakter czysto informacyjny i nie mogłem zbyt wiele z tego wyciągnąć. Na godzinie wychowawczej pani Huan oznajmiła, że niedługo zaczną się wpłaty na naszą szkolną wycieczkę. Nie zdradziła, co prawda, dokąd właściwie pojedziemy jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ucieszyłem się jeszcze bardziej, kiedy powiedziała, że w wyjeździe weźmie też udział klasa Luhana. Wszystko ma trwać 3 dni a na dodatek jednym z opiekunów ma być pan Zhang. Skrzywiłem się na myśl, że ten okropny facet gdziekolwiek się z nami wybiera. Klasa zareagowała podobnie, nikt nie był zadowolony z faktu, że historyk uraczy nas swoim towarzystwem. Informacje o wyciecze będzie podawała na bieżąco a ja zacząłem się zastanawiać gdzie możemy pojechać. Rozmarzyłem się nieco o słonecznej plaży w Busan i miłym czasie spędzonym z przyjaciółmi.  Nauczycielka oznajmiła też nam, że w szkole jest organizowany wieczorny konkurs talentów i każdy, kto tylko ma ochotę wziąć w nich udział musi wpisać się na listę u przewodniczącego samorządu. Wspomniała też o tym, że zaczął się nowy semestr i ten, kto jeszcze ma jakieś problemy z ocenami musi się z tym uporać w przeciągu dwóch tygodni. Na szczęście mnie ten problem nie dotyczył, więc byłem całkowicie spokojny. Nawet z fizyki udało mi się zdobyć całkiem dobre oceny, mimo, że czasem ciężko jest mi się z tego przedmiotu uczyć. Od razu pomyślałem o Luhan'ie, który tej lekcji szczerze nienawidzi i będzie musiał poprawić pierwszy semestr. Spotkałem go dzisiaj na korytarzu wręcz kipiącego ze złości. Powiedział mi, że nie dość, że Sehun to skończony debil to jeszcze jego nauczyciel - Kim Jongdae (znany głównie z tego, że potrafi tak się na kogoś uwziąć, że jakby się nie starał i tak będzie musiał powtarzać semestr a w najgorszym przypadku cały rok) po raz kolejny go oblał i znowu będzie musiał pójść do niego na zaliczenie, a nie cierpi tego robić, bo bardzo boli go po tym buzia. Nie bardzo wiedziałem, co chciał przez to powiedzieć, dlatego tylko spojrzałem na niego pytająco. Odpowiedział mi, żebym nie zawracał sobie tym niepotrzebnie głowy.

Tydzień trochę się dla mnie dłużył, na szczęście jednak dobiegł końca i miałem nadzieję, że w weekend będę mógł nieco odpocząć.

^^^
W sobotę rodzice zaproponowali mi, żebym pojechał z nimi na cmentarz odwiedzić grób rodziców taty i pomóc im zrobić małe porządki. Nie miałem zbyt dużo do roboty, a że nie planowałem się z nikim w tym dniu spotykać od razu się zgodziłem. Dopadł mnie nieco melancholijny nastrój, kiedy pomyślałem o dziadkach. Zmarli jeszcze, kiedy chodziłem do podstawówki. Bardzo ich kochałem i wtedy ciężko mi było pogodzić się z faktem, że już ich przy mnie nie ma. Ubrałem się szybko, wziąłem psa na smycz, po czym zamknąłem za sobą drzwi domu i wsiadłem do samochodu. Cmentarz znajdował się na skraju miasta, więc mieliśmy do przejechania kawałek. Przez całą drogę patrzyłem za okno podziwiając rozwijającą się na nowo przyrodę. Czas umilała mi też muzyka. Zdecydowałem się dzisiaj posłuchać czegoś po angielsku. Przewijałem katalogi w moim mp3 aż trafiłem na folder z piosenkami Eda Scheerana. Spokojne, przyjemne dźwięki świetnie mnie relaksowały. Rozmyślałem o różnych sprawach i nadal byłem bardzo ciekaw czy to Kai do mnie pisze. Przeglądałem wszystkie wiadomości, drugą ręką głaskałem Luke’a po łepku, bo ułożył go na moich kolanach i w najlepsze drzemał. W końcu dojechaliśmy na miejsce. Kiedy tylko otworzyłem drzwi samochodu labrador wybiegł od razu na zewnątrz i musiałem go zawołać, żeby do mnie wrócił, bo nie zdążyłem odpiąć smyczy od jego obroży. Cały teren był otoczony liściastymi drzewami, z jednego z pagórków było widać miasto nieco niewyraźne z tej odległości. Dołączyłem do rodziców i razem weszliśmy przez kutą, żelazną bramę. Szliśmy powoli cicho rozmawiając aż dotarliśmy do miejsca spoczynku dziadków. Zanim zaczęliśmy robić cokolwiek najpierw spędziliśmy trochę czasu na modlitwie. Potem wspólnie porządkowaliśmy nagrobek. Kiedy zbierałem uschnięte liście mama zapytała czy nie miałbym ochoty obejrzeć z nimi wieczorem filmu. Zgodziłem się od razu odpowiadając jej uśmiechem, który najbardziej lubiła. Po tej małej „wizycie” mieliśmy wspólnie pójść na spacer jednak rodzice spotkali znajomych i powiedzieli, że mogę już iść, bo Luke na pewno biega w pobliżu, a oni niedługo przyjdą. Nie bardzo im wierzyłem, bo rozmowy zawsze trochę trwały, jednak pomachałem im i poszedłem w stronę wyjścia. Krążyłem trochę cmentarnymi alejkami, mimo, że nie było to wymarzone miejsce na spacer, ale lubiłem ciszę i delikatny śpiew ptaków, które uraczyły mnie małym koncertem. Chodząc tak zerkałem, co jakiś czas to w prawą, to w lewą stronę. Nagle zauważyłem Kai siedzącego na nogach przed jednym z nagrobków. Czy to ma być jakiś kiepski żart? Naprawdę muszę go spotykać, nawet tutaj na cmentarzu? Kiedy pierwsze wrażenie szoku minęło, zacząłem się zastanawiać, co on tutaj robi? Suho nie wspominał mi nic o śmierci kogoś z rodziny Jongin'a. Stałem tam jak zaczarowany przysłuchując się po raz kolejny słowom, które padały z jego ust. Kiedy mówił głowę miał opuszczoną jednak to, co mówił wciąż było dla mnie słyszalne.

- Dziwnie ostatnio się czuję – zaczął - jakbym był w środku zupełnie rozbity, jakiś nie swój. Nie wiem już, co mam robić, teraz…teraz wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało - głos Kai wydawał mi się być słaby. - Tak bardzo mi ciebie brakuje… Do tego zresztą wiesz, że ojciec wyrzucił mnie z domu. Właściwie teraz to już ojczym, bo dowiedziałem się prawdy. Przeczytałem twój list, który dla mnie zostawiłaś, ja…ja też bardzo mocno cię kocham - poczułem, że mam ochotę płakać, po prostu zrobiło mi się potwornie przykro. Kai nie ma rodziny… obserwowałem go dalej, modląc się, żeby nie zwrócił na mnie teraz najmniejszej uwagi - Chciałem przynieść ci twoje ulubione kwiaty, ale nadal jest jeszcze zbyt zimno, więc szybko zrobiłyby się brzydkie. Niestety byłem zmuszony kupić te sztuczne, ale obiecuję, że następnym razem bardziej się postaram - po tym zdaniu Kim zamilkł zupełnie a jego dłoń dotknęła marmurowej powierzchni. Po policzku spłynęła mu łza - byłem zdziwiony tym widokiem. - Proszę pomóż mi, daj mi jakiś znak, cokolwiek – szepnął - i wtedy niespodziewanie obrócił głowę w moją stronę. To koniec – pomyślałem - zupełny koniec. Postanowiłem jednak do niego podejść. Zanim jednak zdążyłem powiedzieć choćby słowo on wrzasnął:

- Co ty tutaj robisz?! Śledzisz mnie?! Ile razy ci mówiłem  –widziałem jak bardzo puszczają mu nerwy, a głos zaczął mu się łamać - żebyś nie wtrącał się w moje sprawy?!

- Jest mi tak przykro…

- Przykro ci, tak? I co mi po tym twoim żalu? – Odpowiedział.

- Staram się po prostu zrozu...- Nie zdołałem do kończyć, bo Kai natychmiast mi przerwał.

- Zrozumieć?! – Tłoczące się w nim emocje znalazły ujście w płaczu. Pierwsze łzy spływały po jego twarzy równie szybko jak pojawiały się nowe- TY NIGDY TEGO NIE ZROZUMIESZ! NIGDY!- Krzyczał- Nikt na świecie nie będzie w stanie pojąć tego, co się stało!

Nie mogłem dłużej patrzeć na to, w jakim jest stanie. To był po prostu impuls, nie potrafiłem nad tym panować czy tego zatrzymać. Podszedłem i… przytuliłem go. Ta chwila zdawała się dla mnie trwać w nieskończoność. Poczułem zapach papierosów, który Kai usiłował ukryć pod mgiełką przyjemnie pachnących perfum. Zrobiło mi się dziwnie ciepło a serce zaczęło bić szybciej. Wiedziałem, że Jongin się wahał, ale w ostateczności bardzo mocno mnie od siebie odepchnął. Oboje stanęliśmy jak wryci próbując sobie wytłumaczyć co tak naprawdę zaszło. Jongin szybkim ruchem otarł łzy rękawem kurtki. W tym samym momencie podbiegł do mnie Luke, a z oddali usłyszałem jak rodzice mnie wołają. Rzuciłem Kai ostatnie spojrzenie nim odszedłem i powiedziałem ciche- Przepraszam…

Reszta weekendu minęła mi na ciągłym obwinianiu się za to, co zrobiłem. Nie wiedziałem, co mnie do tego popchnęło, ale teraz Kai znienawidzi mnie jeszcze bardziej.

  ^^^
~ Pov Kai

Sobota naprawdę nie mogła być gorsza. Byłem cholernie wściekły tyle, że nie do końca wiedziałem, na kogo. Z jednej strony przecież poprosiłem mamę o jakiś znak tylko, dlaczego to musiał być ten głupi kujon?  Drugim powodem był on. Naprawdę nie wiem, co Do sobie wyobraża, ale musi wiedzieć, że teraz nie będę się, chociaż starał być milszy. Wkroczył w taki etap mojego życia, o którym do końca nie wie nawet Sehun, a traktuję go jak brata. Najgorsze było jednak to, co poczułem kiedy mnie przytulił. To było takie…Sam nie jestem w stanie opisać tego dokładnie. W tamtej chwili pragnąłem się w niego wtulić i rozbeczeć jak dziecko. Wróciłem do domu czując się jak bomba zegarowa, która tylko czekała na odpowiedni moment, żeby eksplodować. Kiedy tylko wszedłem bardziej do środka zobaczyłem Krisa obściskującego się z Tao. Prawie leżeli na kanapie gorąco się całując i dotykając gdzie popadnie. Wtedy Wufan podniósł głowę:

-O już jesteś. Nie spodziewałem się, że tak szybko wrócisz, więc zaprosiłem Tao. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza - powiedział.

- Jasne, nie ma sprawy - powiedziałem przez zaciśnięte zęby i trzasnąłem drzwiami pokoju, w którym mieszkałem.

Było to niewielkie, ale przytulne pomieszczenie, które teraz było moim domem. Wściekłość wręcz mnie roznosiła. Mój wzrok padł na małą paprotkę stojącą na parapecie. Niewiele myśląc strąciłem ją jednym, pełnym agresji ruchem. Hyung wszedł do pokoju i rozejrzał się. Od razu zauważył, że zmasakrowałem bezbronną roślinę. Jego spokojny głos działał na mnie w tym momencie bardzo źle.

- Spokojnie, nie musisz od razu wszystkiego demolować, żeby uwolnić złość.
- Pierdol się- rzuciłem.

Gdyby to był mój ojciec to teraz zapewne leżałbym na podłodze próbując wstać po tym jak po raz kolejny mnie uderzył. Kris jednak był oazą spokoju a jego stoicyzm był godny uznania.

- Co się stało - zapytał delikatnie.

- Nie twój interes. Idź zajmij się swoimi gejowskimi sprawami, Tao na pewno już nie może się doczekać, kiedy go przelecisz - wiedziałem, że w tym momencie byłem zupełnie bezczelny, jednak nie umiałem inaczej.

 -Jeżeli nie chcesz, nie musisz mi mówić, nie jesteś do tego zobowiązany. Powinieneś się jednak liczyć z faktem, że nie jesteś u siebie i przestań się zachowywać jak nadąsany, pierdolony książę, któremu ciągle coś nie pasuje, bo to zaczyna wszystkich nas drażnić.

- Wal się, nie jesteś moim ojcem - odburknąłem.

- Daj znać, jeżeli będziesz chciał porozmawiać. Możesz na mnie liczyć - odpowiedział, po czym wyszedł ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Usłyszałem jak mówi do Tao, że pójdą się gdzieś przejść, bo potrzebuje spokoju.

Zostałem w domu zupełnie sam, otoczony błogą i niezmąconą ciszą. Zacząłem się nieco uspokajać, usiadłem na łóżku i wyciągnąłem z kieszeni telefon.

- Chcę usnąć, lecz nie mogę, denerwuje mnie własny puls.

^^^ 
Postanowiłem poczekać aż Kris wróci wreszcie do domu, jednak byłem dzisiaj tak zmęczony zbyt wieloma emocjami, że najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Obudziłem się dopiero w niedzielny poranek. Przeciągnąłem się siedząc jeszcze w łóżku. Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny - Wufan pewnie coś przygotowuje stąd te wszystkie odgłosy. Wiedziałem, że powinienem go przeprosić i bardzo chciałem to zrobić. Wyszedłem ze swojego pokoju wprost do salonu z otwartą kuchnią. Podobało mi się takie rozwiązanie a miejscu gdzie mieszkaliśmy świetnie się to prezentowało. Chłopak stał przy kuchence smażąc przepysznie wyglądającą jajecznicę. Na blacie stał toster, który teraz opiekał chleb na grzanki. W dużych kubkach parzyła się właśnie herbata, mogłem poczuć jej przyjemny zapach. Starszy zauważył mnie i powiedział:

- O, wreszcie wstałeś - uśmiechnął się do mnie.

Zdziwiłem się, przecież wczoraj byłem dla niego opryskliwy i traktowałem go jakby był nikim, a on dzień później zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.

- Siadaj, zaraz będzie śniadanie.

Zrobiłem to, o co mnie poprosił i zająłem miejsce przy stole. Nie bardzo wiedziałem, co właściwie chce mu powiedzieć w ramach przeprosin za całą tą wczorajszą akcję, więc po prostu siedziałem cicho. Kiedy tylko blondyn postawił przede mną talerz z posiłkiem zacząłem:

- Kris…chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tak reagować i jest mi teraz strasznie głupio. Chcesz dla mnie dobrze, a ja to odtrącam. Zachowałem się jak palant, podczas gdy ty tyle dla mnie zrobiłeś. Gdyby nie twoja pomoc spałbym na ulicy. Przepraszam hyung…

- W porządku, wybaczam ci – odpowiedział - Rozumiem, że teraz jest ci jeszcze trudniej, bo ostatnio dużo przeszedłeś i twoje życie znowu wywróciło się do góry nogami, ale postaraj się być mniej ostry. A teraz jedz zanim wystygnie.

Przez jakiś czas jedliśmy w ciszy dopóki, Wufan ponownie się nie odezwał:

- Szukasz jeszcze pracy, prawda? –Zapytał.

- Pewnie, że tak - odparłem.

- Znalazłem coś dla ciebie podczas wczorajszego spaceru z Tao. Niedaleko stąd jest całkiem przyzwoita kawiarnia. Dobrze płacą i jest w fajnym miejscu. Ludzie ze szkoły nie powinni tam zaglądać, a wiem, że zależy ci na dyskrecji. Niedawno ją otworzyli, więc wiesz szukają pracowników. Mam tam małe znajomości, więc umówiłem cię na rozmowę kwalifikacyjną w piątek po lekcjach. Powinno pójść gładko, bo masz już jakieś doświadczenie, napisałem ci wieczorem CV, więc o to też nie musisz się martwić.

Niesamowicie się ucieszyłem tym, co powiedział. Zdziwiło mnie jednak trochę, że tak szybko wszystko pozałatwiał a jutro będę musiał ubrać się w coś sztywniackiego i mówić, jaki to ze mnie będzie świetny pracownik. W każdym razie mogę mu być za to dozgonnie wdzięczny.

- Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować… Bardzo dziękuje, że to dla mnie zrobiłeś, wiesz, że teraz każdy grosz się liczy. Huan wymyśliła sobie jeszcze jakąś wycieczkę, ale mnie na to nie stać, więc muszę skreślić się z listy zanim będzie za późno. Zresztą nie mam ochoty spędzać trzech dni w towarzystwie tych skończonych kretynów. Wiesz jak kujony potrafią podjarać się wyjściem do muzeum, nie? 

Oboje roześmialiśmy się na głos, po czym wróciliśmy do jedzenia.
^^^
Pov Do

Weekend znowu uciekł mi jak woda przez palce i zanim zdążyłem choćby przez chwilę zastanowić się nad tym, co muszę jeszcze zrobić był poniedziałek. Kolejne dwa dni były wypełnione sprawdzianami i kartkówkami, których miałem już szczerze dosyć. Oczywiście nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego czy interesującego. Kai zdawał się unikać mnie jeszcze bardziej niż zwykle, a kiedy nadarzała się okazja uciekał do innej ławki. Luhan nadal chodził zamyślony, jednak we wtorek biło od niego szczęście, bo udało mu się cudem zaliczyć fizykę. Po raz kolejny w tym miesiącu nie mogłem oprzeć się podsłuchaniu rozmowy Jongin'a. Zaczynałem się zastanawiać czy mój mózg i czyste sumienie ze sobą współpracują, bo ostatnim czasem czułem się jak jakiś agent wywiadu. Wiem, że to nie kulturalne tak robić, a Kai już nie raz groził mi, że w końcu coś mi zrobi za wpierdzielanie się w jego sprawy. Jongin próbował wypisać się z wycieczki tłumacząc, że nie ma, z czego zapłacić odpowiedniej kwoty. Pani Huan zaoferowała się, że za niego zapłaci, ale Kai nie chciał nawet o tym słyszeć. Przyszło mi na myśl, że faktycznie sytuacja, Kim’a jest naprawdę poważna. Ojczym tyran, mama, której z nim już nie ma i jeszcze ta cała akcja na cmentarzu.

- Skończ już z tym - skarciłem się w myślach - to nie twoje sprawy. Jednak mimo wszystko nie potrafiłem przestać.

^^^
Było czwartkowe popołudnie. Na dworze zrobiło się bardzo przyjemnie, słońce pięknie świeciło i aż żal było siedzieć w szkole. Zacząłem podejrzewać, że Kai skorzysta z ładnej pogody i nie pojawi się na zajęciach. O wyznaczonej porze udałem się do biblioteki, żeby poczekać na jego ewentualne przyjście. Zmierzałem jednak przesiedzieć tam całą godzinę - czyli dokładnie tyle ile trwała nasza „lekcja”. Nie chciałem podpaść wychowawczyni, więc to czy się pojawi zupełnie mnie nie obchodziło. Zabrałem ze sobą „Hobbita” z zamiarem zanurzenia się w magicznym świecie gdyby Kim się nie zjawił. Postanowiłem poczekać piętnaście minut - bo tyle zazwyczaj się spóźniał, a potem robiłbym to, na co miałem ochotę. Ku mojemu zdziwieniu po niecałych pięciu minutach poczułem, że ktoś jeszcze siedzi teraz przy stoliku. Obróciłem się, bo siedziałem w drugą stronę i zobaczyłem Kai. Chłopak bez słowa usiadł na krześle po drugiej stronie. Z plecaka wyjął zeszyt, książkę i przybory do pisania. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem a moje oczy zrobiły się jeszcze większe niż są normalnie. Nie chciałem jednak wzbudzić jakichkolwiek jego podejrzeń, więc zainicjowałem rozmowę:

- Miło cię tutaj widzieć - uśmiechnąłem się delikatnie - weźmy się do pracy. 

Dzisiaj miałem przygotować Kai do kartkówki z historii, którą mamy napisać w przyszły poniedziałek. Czas mijał powoli i zacząłem się zastanawiać czy siedzimy w bibliotece dłużej niż ustaloną godzinę. Jongin uczył się w skupieniu, robił notatki i zadawał mi pytania a ja czułem się jak nauczyciel, który właśnie prowadził lekcje. Poniekąd na tym to właśnie miało polegać, jednak nadal nie mogłem wyjść z szoku. Nigdy bym nie pomyślał, że Kai to taki pojętny uczeń, ciekawy tego, co ma przyswoić. Na koniec zrobiłem mu mały test, żeby sprawdzić czy tak naprawdę czegokolwiek się nauczył i tutaj znowu nie mogłem pojąć, co się właściwie dzieje. Odpowiedział poprawnie na każde z zadanych mu pytań! Dlaczego nie jest taki na lekcjach? Czy on naprawdę aż tak nienawidzi nauczycieli? Zacząłem się powoli pakować, ponieważ nasze zajęcia dobiegły końca.

- Dziękuję, że przyszedłeś. Na dzisiaj to wszystko, więc możesz sobie iść.

Ku mojemu zaskoczeniu chłopak mi odpowiedział:

-Ta ja powinienem ci podziękować. Chcę, żebyś wiedział, że doceniam twój poświęcony mi wolny czas i, że chcesz tutaj przychodzić, żeby mnie czegoś nauczyć. Obiecuję, że będę się starał.

Zupełnie mnie zamurowało. Co on właśnie powiedział? Czy to się dzieje naprawdę? Widziałem jak odchodzi w stronę drzwi, ale zanim był dostatecznie daleko odwrócił się i powiedział jeszcze:

- Ale pamiętaj mały kujonie, że nadal taki będę, jeśli tylko będę chciał. Na cmentarzu nic się nie wydarzyło, a ty nie masz o tym bladego pojęcia, jasne? Pamiętaj, żeby pilnować swojego wścibskiego nosa Szczeniaczku - po tych słowach wyszedł z biblioteki.

^^^

Po powrocie do domu zacząłem się zastanawiać czy to w ogóle możliwe, że Kai przeszedł jakąś magiczną przemianę. Czyżby to coś w rodzaju dotknięcia czarodziejskiej różdżki?  Ten proces jednak nie mógł odbyć się tak szybko, przecież Jongin nie jest znowu jakiś niesamowicie reformowalny. Przecież w szkole nadal zachowywał się jak bezczelny i nieposłuszny dupek. Najwidoczniej miał tego dnia wspaniały humor, że powiedział to wszystko. Zrobiło mi się cieplej na sercu z tego powodu, jednak nie mogłem dać się złapać w taką pułapkę. Ten przebłysk dobroci na pewno coś za sobą kryje...

^^^
Mam nadzieję, że się podobało. Czekam na wasze komentarze~ 
Do zobaczenia wkrótce <3 

Bandur ;3