sobota, 30 listopada 2013

Kaisoo- Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter V

Witajcie Kochani~ Rozdział co prawda trochę spóźniony, ale w końcu jest. Muszę wam jednak powiedzieć, że ten jest nieco inny od poprzednich czterech. Po pierwsze bardzo ciężko mi się go pisało, ze względu na zmianę narracji z D.O na Kai. Po drugie możecie odnieść wrażenie, że jest gorszy jakościowo, ponieważ przeskok na Jongin'a spowodował automatyczną zmianę stylu. Tutaj jest on bardziej potoczny, nie tak ładny jak w przypadku poprzednich. Od razu powiem, że jeżeli już użyję Kai'a ponownie, to będzie on ukazany szczątkowo. Akcji jest dużo, może się wydawać, że niektóre są zbyt krótkie. Po trzecie fik wyszedł strasznie długi, bo aż na 14 stron, więc nie wiem czy dacie radę przeczzytać cały na raz. Radzę zrobić którką przerwę ;) . Nie jestem jednak w pełni zadowolona ze swojej pracy, ale cóż bywa i tak. Za wszelkie niedogodności serdecznie was przepraszam, mam jednak nadzieję, że będzie wam się dobrze czytało. Wasze komentarze- WOW nie spodziewałam się aż tylu, naprawdę byłam zaskoczona. Nie potrafię znaleźć słów, żebym wam podziękować, jesteście najlepsi <3 Poproszę o 10 komentarzy pod tym rozdziałem, dacie radę?  Let's start~

                      
~~~
~Kai POV

Zajebiście, znowu się spóźnię! Teraz to już na bank wyleją mnie z roboty! Yah, fuck you, Do Kyungsoo, mdleć ci się zachciało! Biegłem ile sił w nogach, żeby moje spóźnienie nie było aż tak znaczące, jednak pomimo tego, że byłem w dobrej kondycji to czas zdecydowanie nie był mi przychylny. Po kilku kolejnych minutach poczułem, że moje mięśnie mają dosyć. Zziajany szedłem w stronę knajpy, w której pracowałem. Szkoda, że nie potrafię się teleportować, wtedy wszędzie byłbym na czas. Zrezygnowany zwolniłem kroku i wtedy moim oczom ukazał się cud-PRZYSTANEK AUTOBUSOWY! Chyba nigdy aż tak nie cieszyłem się na jego widok. Autobus właśnie nadjeżdżał, więc lepiej trafić nie mogłem. Oczywiście nie miałem biletu, ale w zasadzie miałem to w głębokim poważaniu. Wsiadłem i stanąłem niedaleko drzwi rozglądając się dookoła. Nie licząc mnie, średnia wieku pasażerów to jakaś siedemdziesiątka - nie żebym coś miał do staruszek. Nerwowo zerknąłem na zegarek, zaraz będę miał piętnaście minut spóźnienia, pięknie. Zająłem pierwsze z brzegu wolne miejsce, rozsiadając się wygodnie i włączając muzykę. Przejechaliśmy może dwie ulice, kiedy autobus się zatrzymał. No ja pierdziele! Serio? Czy ten gruchot nie może jechać trochę szybciej? Do środka wpakowała się grupka ludzi. Kolejny tabun seniorek i kilku gówniarzy, na których sam już widok źle reagowałem. Zajęli wszystkie wolne miejsca, co wywołało niezadowolenie ze strony starszych pań, które powiedziały sławetne „ Ta dzisiejsza młodzież ”. Garstka tych małych cwaniaków rzuciła „ Zjeżdżaj babciu!”. Miałem tego naprawdę dosyć, wiec ruszyłem tyłek z siedzenia. Przecież jak postoję to nic złego mi się nie stanie. Spojrzałem w stronę „babci” a ręką wskazałem jej swoje byłe miejsce:

- Proszę, tutaj jest wolne - powiedziałem.

Kobieta chyba dostała jakiegoś paraliżu, bo na początku niczego nie powiedziała, za to ta banda idiotów zaczęła się śmiać. Już miałem przygotować sobie dla nich ripostę, kiedy odezwał się poczciwy Moher:

- Dziękuję, bardzo miły z ciebie chłopiec - posłała mi przyjazny uśmiech.

Co oni dzisiaj mają z tym „miły”, co? Ja wcale taki nie jestem! To, że od czasu do czasu zrobię coś miłego dla drugiej osoby, nie oznacza zaraz, że będę pałał miłością do wszystkich ludzi na tej planecie!
Za swoimi plecami usłyszałem kolejne debilne śmiechy, a że nie jestem szczególnie w dobrym nastroju natychmiast obróciłem się do tego gnojka łapiąc go za łachy.

- Mówiłeś coś? - zapytałem.

Dzieciak od razu wpadł w panikę i jego pewność siebie zniknęła. Zaczął się jąkać, ostatecznie nic nie powiedział. W afekcie złości wręcz rzuciłem go na pobliski fotel. Prychnąłem tak jak zawsze i stanąłem tyłem do nich chwytając się rurki nad moją głową. Głupie szczyle - pomyślałem. Cóż czasami bywałem bardzo niemiły, ale w końcu każdy może mieć gorszy dzień, a ten dzisiejszy nie był szczególnie udany.
Kątem oka zauważyłem, że ktoś się na mnie gapi. Zerknąłem za siebie i głośno przełknąłem ślinę. Tuż za mną stał kanar, niech to szlak. Szybko odwróciłem wzrok i patrząc za okno rozglądałem się za najbliższym przystankiem. Facet zaczął się do mnie zbliżać, jednak postanowiłem go ignorować i stać sobie jak gdyby nigdy nic. Nagle poczułem, że klepnął mnie w ramię i chcąc nie chcąc musiałem się obrócić. Shit.

- Czy mogę zobaczyć pański bilet? - Powiedział tym swoim głosem.

Wpadłem w panikę, to przecież oczywiste, że nie mam jakiegoś pieprzonego biletu. Zobaczyłem, że przystanek jest już niedaleko, więc zacząłem się zastanawiać jakby go tutaj wykiwać.

- Chwileczkę, muszę poszukać - skłamałem. Zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu niewidzialnego biletu - Gdzie ja go schowałem? - Autobus właśnie się zatrzymał i otworzyły się drzwi.

- Coś mi się zdaje, że go nie mam - uśmiechnąłem się do niego złośliwie. Uwielbiałem drażnić ludzi. Koleś był totalnie zdezorientowany, więc wykorzystałem ten moment i przecisnąłem się miedzy ludźmi aż do wyjścia. Biedny kontroler nawet nie zdążył zareagować. Stał w miejscu, bo otoczył go tłum wsiadających ludzi. Wybiegłem z tego, jakże wspaniałego środka komunikacji miejskiej i pognałem przed siebie. Nie potrafiłem się nie uśmiechnąć. Nie dość, że złapałem transport to jeszcze udało mi się wykiwać tego kanara, a na dodatek do knajpy zostały mi tylko dwie ulice! W końcu znalazłem się po drzwiami restauracji i postanowiłem nieco odsapnąć. Wszedłem do środka od razu stając przy ladzie, aby móc zagadać do szefa. Zacząłem od swojej starej wypracowanej gadki i dołożyłem jeszcze smutną minę by wzbudzić jego współczucie.

- Oczywiście, że to się więcej nie powtórzy Jongin, bo już tutaj nie pracujesz, przykro mi - powiedział.

Zacząłem się tłumaczyć, że naprawdę potrzebuję tej pracy i znów obiecywałem, że się poprawię. Pan Shin odpowiedział mi tylko, że słyszał to już sto jeden razy oraz, że niestety nie ma wyboru i musi mnie zwolnić. Na początku byłem wściekły, ale po dłużej chwili zrozumiałem, że sam jestem sobie winny. Stanąłem dalej od długiej lady, skłoniłem się, po czym powiedziałem:

- Dziękuję za to ile pan dla mnie zrobił i przepraszam… - dawno już niczego nie powiedziałem tak szczerze.

Nim wyszedłem powiedział mi jeszcze:

- Powodzenia chłopcze!

Wyszedłem czując się strasznie zmarnowanym, cholera potrzebowałem tej pracy! Nie miałem pojęcia, co ze sobą począć, ale chcąc chociaż trochę poprawić sobie nastrój sięgnąłem do kieszeni. Wyjąłem z niej napoczętą paczkę papierosów i wyjąłem jednego. Płomień zapalniczki zatańczył na jego końcu, po chwili mogłem rozkoszować się paleniem, jeżeli mogę to tak nazwać. Zaciągnąłem się trochę mocniej niż zazwyczaj, po czym wypuściłem dym z płuc. Stałem tak pod tą knajpą tępo patrząc w przestrzeń i paląc. Będę musiał wrócić do domu, więc pewnie nie ominie mnie spotkanie z tym kretynem i jego puszczalska siksą.

Chyba jeszcze nigdy nie szedłem aż tak powoli. Kiedy w końcu tam dotarłem i stanąłem przed drzwiami to popchnąłem je leniwie. Wchodząc do środka o mało, co nie zabiłem się o stojące w przedpokoju walizki. Czyżby ta niunia w końcu się wyprowadzała? To byłby wielki plus tego dnia. Niestety w przedsionku pojawił się chyba najbardziej znienawidzony przeze mnie facet w całej Korei.

- O, już wróciłeś? Nie maiłeś być teraz w pracy? - Zapytał.

- Może… - odpowiedziałem. Naprawdę nie miałem ochoty z nim gadać, szczególnie dzisiaj.

- Wylali cię? Dziwne, że dopiero teraz, bo jak dla mnie mógłbyś wylecieć od razu. Nie wiem, jakim cudem tak długo tam pracowałeś, przecież ty niczego nie potrafisz zrobić porządnie - zaczęło się we mnie gotować. On zawsze traktował mnie jak bezużytecznego śmiecia.

- Jak… - urwałem, bo nie miałem zamiaru dać mu się sprowokować.

Wiedziałem, że ten pierzony kretyn i tak nie będzie mnie słuchał. Zaczął swój monolog.

- Wyjeżdżam z Jane na cały tydzień. Nie chcę słyszeć, że urządzałeś tutaj jakieś imprezy. Masz się zająć domem, kiedy nas nie będzie, a gdy wrócę, wszystko ma wyglądać dokładnie tak, jak przed moim wyjazdem, jasne?

Byłem na niego wściekły, nic mnie nie obchodzi jakiś jego wyjazd. Chociaż przynajmniej przez całe siedem dni będę miał święty spokój i cały dom dla siebie. Oboje wyszli na ganek, usłyszałem śmiech tej głupiej księżniczki. Wkrótce zapakowali się do samochodu i odjechali cholera wie gdzie. Cisza. Przyjemna cisza. Nagle poczułem w kieszeni wibracje, a mój telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pokazało się zdjęcie Sehuna, czego mógł chcieć o tej porze? Odebrałem od razu:

- Jesteś jeszcze w pracy? – Zapytał.

- Wywalili mnie - powiedziałem mu od razu, przecież nie miałem się, z czym kryć.

- Co? Jak to? - Zapytał ze zdziwieniem.

- Daj spokój - nie chciałem, żeby za długo się nad tym rozwodził. Sehun to dobry człowiek, ale czasami za bardzo się zamartwia.

- I co teraz zrobisz?

- Nie mam pojęcia. Wiesz, jaka ta praca była dla mnie ważna, teraz za Chiny Ludowe się z stąd nie wyprowadzę… - powiedziałem rozczarowany.

- Hmmm  – po drugiej stronie nastała cisza. – Może chcesz gdzieś wyskoczyć? – usłyszałem po chwili.

- Właściwie to nie bardzo, bo jestem zmęczony. Dużo by gadać… Ale może ty przyjdziesz do mnie? Starego nie ma, więc mamy wolną „rezydencję”.

Godzinę później siedzieliśmy we dwóch na sofie, przed wielkim telewizorem oglądając mecz piłki nożnej. Była to przyjemna rozrywka, która pochłaniała nas od dzieciństwa. Sehun przyniósł ze sobą paczkę chipsów i kilka piw, więc nie musiałem się przejmować jakąś kolacją. Odzyskałem dobry humor, głownie za sprawą mojego najlepszego przyjaciela. Już dawno tak dobrze się nie bawiłem, o wspólnym kibicowaniu nie wspominając. Salon wiecznie był zajęty, a ja miałem wręcz zakaz wstępu do niego. Kiedy sędzia ogłosił przerwę w meczu odezwał się Oh:


- Ej, a pamiętasz jak twoja mama przynosiła nam te przepyszne ciasteczka i śmiała się z nas, kiedy tak bardzo się ekscytowaliśmy?

Słowo „mama” zawsze budziło we mnie setki wspomnieć, które niestety są już tylko obrazami przeszłości.

Było zimowe popołudnie, Sehun i ja siedzieliśmy w tym samym miejscu, oglądając mecz tej samej drużyny. Popychaliśmy się dla zabawy i oboje głośno krzyczeliśmy, kiedy przeciwnicy byli zbyt blisko bramki.

- No strzelaj! – Krzyknąłem, kiedy nasz napastnik był już tak blisko celu.

- Co za porażka… - jęknął mój przyjaciel.

Poczułem słodki zapach ciągnący się od kuchni aż tutaj. Kusząca woń, która mogła oznaczać tylko jedno - ciasteczka. Obróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem mamę, która tak ślicznie się uśmiechała. Podeszła do nas i postawiła talerzyk na stole. Usiadła na chwilę między nami, zaczęła rozmowę:

- Jesteście tacy uroczy, kiedy się tak przejmujecie - zaśmiała się cicho.

- To poważna gra mamo!- Powiedziałem pełen entuzjazmu.

- Nasza drużyna musi dzisiaj wygrać - dodał Sehun.

Ona znowu się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek, niższego chłopca pogłaskała po głowie.

- Oglądajcie dalej, nie będę wam już przeszkadzała. Smacznego! - Mówiąc to oddaliła się…

Momentalnie spochmurniałem na myśl o niej. Spuściłem głowę chcąc wszystko sobie poukładać i wrócić do rzeczywistości. Blondyn siedzący obok mnie przysunął się bliżej.

- Jongin… Przepraszam - powiedział.

- Nic się nie stało. Jasne, że to pamiętam i nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, żeby wróciło.

- Ja też bym tego chciał… Wiesz, co ja już muszę się zbierać. Jesteś zmęczony, nie będę ci już przeszkadzał.
Odprowadziłem go do drzwi, a kiedy już był gotowy do wyjścia przybiłem mu piątkę. Wróciłem na swoje miejsce i powoli sączyłem piwo. Nienawidziłem, kiedy doznawałem nagłych ataków melancholii, niech to szlag. Włączyłem jakiś beznadziejny film, którego w zasadzie nawet nie oglądałem, chciałem tylko trochę zmęczyć oczy. Wkrótce zasnąłem na sofie dręczony złymi wspomnieniami.

Obudziłem się, nie mając pojęcia, która właściwie jest godzina. Telewizor nadal był włączony i teraz jakaś laska próbowała mnie przekonać do kupienia proszku do prania. Nie cierpiałem reklam. Sięgnąłem po pilot, żeby móc wyłączyć to cholerstwo. Odetchnąłem głęboko. Pewnie jest już późno, a ja powinienem teraz zbierać się do szkoły, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Jeden dzień nieobecności w te, czy we te naprawdę nie robił mi różnicy. Ułożyłem się nieco wygodniej na sofie i usiłowałem ponownie zasnąć. Jak na złość nie mogłem zmrużyć oka. Spojrzałem na zegarek - siódma dwadzieścia. Wow, to była dla mnie wyjątkowo wczesna pora, zaczynałem się o siebie martwić. No bo kto to widział, żeby Kim Jongin zrobił coś na czas? Przekręciłem się na lewy bok i po kilku chwilach rozważań postanowiłem jednak pójść na lekcje. Nie miałam żadnego interesu, żeby zostawać w domu. W domu? To chyba nie jest najlepsze słowo na określenie tego miejsca. Każdy przecież odpowie, że dom to rodzina, bezpieczeństwo, ciepło, miłość i tak dalej. A gdzie ja tutaj mam którąś z tych rzeczy? No właśnie… Kiedy jeszcze żyła pewna cudowna kobieta, mogłem w stu procentach powiedzieć, że zgadzam się z innymi ludźmi. Teraz to był tylko budynek, w którym i tak nikt nie był zadowolony z mojego towarzystwa. Spojrzałem na zegar. Wstałem, poszedłem się ogarnąć i wrzuciłem do plecaka książki na dzisiaj. Kiedy dotarłem do szkoły wszyscy patrzyli na mnie z wielkim zdziwieniem. Niektórzy nawet wybałuszali oczy na mój widok. W sumie to im się nie dziwię. Nawet nauczyciele niedowierzali, że już przyszedłem. Czułem się dzisiaj niezwykle dziwnie, tak jakbym się czymś martwił, denerwował albo niepokoił. Ostatni raz odczuwałem coś podobnego, gdy mama…
Wszedłem do klasy, w której było tylko kilka osób. Zająłem swoje miejsce i gapiłem się na drzwi zupełnie bez celu. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcje, jednak krzesło obok mnie nadal było puste. Co jest? Przecież kujon już dawno powinien tutaj być. Ej, Do kretynie, nie żartuj, że zrobiłeś sobie coś po drodze… Miałem cichą nadzieję, że jednak żyje i ma się dobrze, bo inaczej będę miał przejebane. Dzwonek obwieścił koniec lekcji i wyszedłem na korytarz. Kiedy wlokłem się niczym cień na geografię zatrzymała mnie pani Huan. W jej oczach tkwił niepokój.

- Nie wiesz, co się dzieje z Kyungsoo? Szukam go od rana.

- Nie przyszedł do szkoły. A tak poza tym, czy ja wyglądam jak jego opiekunka?

- No tak, faktycznie możesz nie wiedzieć. Jesteś wolny.

Oczywiście, że nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Czy ona myśli, że ja się z nim przyjaźnię czy coś? Od czego jest reszta kujonów? Ludzie bywają naprawdę irytujący. Zanim zdążyłem zniknąć za zakrętem usłyszałem, że ta kobieta mnie woła. Westchnąłem ostentacyjnie, no błagam ile można?! Obróciłem się w jej stronę:

- Skoro Kyungsoo nie ma w szkole, wasze zajęcia są odwołane.

- Co?! To ja je dalej mam?! Ale ostatnio mówiła pani, że się na nim zawiodła…

- Tak, owszem puściły mi nerwy. Jestem jednak pewna, że to twoja wina. Do to dobry chłopiec i moim zdaniem jedyna osoba, która jest jeszcze w stanie cię naprostować i jakoś na ciebie wpłynąć. Nie zmarnuj tego Jongin! Ona na ciebie liczy, nawet jeżeli jest teraz Tam…- poczułem się tak, jakby ktoś bardzo mocno ścisnął moje serce. Ile jeszcze razy w tym tygodniu ktoś o niej wspomni? To naprawdę boli… Mówią to tak jakbym jej nie pamiętał, nie wiedział, co obiecałem. Nie powiedziałem o tym nawet Sehun’owi, ale Pani Huan była przyjaciółką mamy i moją przyszywaną ciocią

- Kiedy tylko Kyungsoo wróci osobiście dopilnuję, żebyś przychodził na każde korepetycje - powiedziała to takim tonem, że właściwie nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Po prostu skinąłem głową niczym grzeczny kujonek i poszedłem dalej.

Ktoś nagle trącił mnie w bok i usłyszałem znajome głosy moich przyjaciół:

- Co cię ta Huan tak zatrzymuje? – Zapytał Sehun.

- Może ci obciąga? –żart Chanyeola wyjątkowo nie przypadł mi do gustu. Chwilę potem padło kilka kolejnych propozycji, co też ja i nauczycielka biologii moglibyśmy robić.

- Wiesz Hyung, Kris-Hyung wpadł ostatnio na pewien pomysł - powiedział Tao.

Opowiedzieli mi o tym, jak to będąc w kiblu zastanawiali się nad moim losem.

-… to wiesz, może się z nią prześpij! – Powiedzieli.

- Oczywiście, świetny żart chłopaki, postaraliście się - powiedziałem sarkastycznie.

Nie byłem szczególnie zadowolony z ich idiotycznego żartu. To przecież oczywiste, że ten pomysł był zupełnie absurdalny. Moją lekko naburmuszoną minę musiał zobaczyć Chanyeol:

- To co, idziemy gdzieś po szkole? – Zapytał Park chcąc zmienić temat.

- Kai pewnie i tak nie może - prychnął Kris.

- Tym razem cię zaskoczę, bo mogę! Więc, co idziemy na te stare magazyny niedaleko dworca? - Zaproponowałem.

Nie wiedziałem, że wzbudzę w nich aż taki entuzjazm. Cóż, najwidoczniej mam do tego talent. Uśmiechnąłem się sam do siebie, humor znowu do mnie wrócił. Minęły dwie następne jakże cudowne i interesujące lekcje. Na długiej przerwie poszedłem na stołówkę, żeby w końcu napełnić żołądek, bo nie mam zwyczaju jeść przed lekcjami. Głównie, dlatego, że za bardzo się śpieszę. Miałem tylko trochę kasy, ale na szczęście starczyło na kimchi i teppoki z ostrym sosem. Reszta mojej paczki siedziała już tam gdzie zwykle. Zaczęliśmy pochłaniać lunch, kiedy odezwał się Chanyeol:

- Ej, spójrzcie na kujonśką ławkę! Jest jakaś taka pusta… Czyżby wszyscy pouciekali? - Zaśmiał się.

- Kai? A gdzie się podział twój ulubiony kujonek? – Zapytał Kris.

Co? Ja pierdole, jak nie mama, to Do…

- Zemdlał wczoraj, pewnie dlatego go nie ma.

- Skąd wiesz? – Zapytał zainteresowany Sehun.

- Bo byłem u Huan i wtedy wziął padł na podłogę. Byłem już jedną nogą za drzwiami, ale ten babsztyl kazał mi go zaprowadzić do pielęgniarki…

Wszyscy zaczęli się śmiać i fazować jak durni.

- I co? Niezła jest, nie?- Zapytał Chanyeol. Oczywiście chodziło mu o jego ulubioną pielęgniarkę.
- Tak to prawda jest niczego sobie.

Nasze rozważania na temat długich nóg i seksownego tyłka szkolnej higienistki przerwał Sehun, najwyraźniej nie był za bardzo zainteresowany naszą rozmową.

- O patrzcie! Idzie jeden…- powiedział Oh.

 Zacząłem go obserwować, właściwie jego i owego kujona, którym okazał się Luhan. Ich spojrzenia na moment się spotkały, po czym blondyn z obrażoną miną odwrócił wzrok i odszedł krokiem modelki.

- Ej, co to było? – Zapytał Kris.

- Bo wiesz. – zacząłem - Ten kujonek i Sehun kiedyś byli razem - uśmiechnąłem się przebiegle i mrugnąłem do reszty znacząco.

- Dlaczego o tym mówisz?! - Obruszył się.

- Proszę cię, dobrze wiem, że bardzo chętnie byś go przeleciał.

Wszyscy zamilkli, a Sehun spalił niezłego buraka. Widziałem jak odprowadzał swojego byłego chłopaka wzrokiem, po czym powiedział, żebym się do niego nie odzywał. Wiedziałem, że jego foch był tylko chwilowy i niedługo mu przejdzie.

Tak jak się umówiliśmy, zaraz po szkole poszliśmy trochę upiększyć jeden z opuszczonych magazynów. Po drodze wstąpiliśmy do domu Krisa, który zabrał trochę sprayów, resztę kupiliśmy w pobliskim sklepie. Każdy zastanawiał się, co mógłby tym razem namalować, ja uznałem, że zdam się na instynkt i zrobię to, co pierwsze przyjdzie mi na myśl. Kiedy już tam dotarliśmy, wszyscy zabrali się za pracę. Obserwowałem Sehun’a, który wciąż się na mnie gniewał, za to, co powiedziałem o nim i Luhan’ie.
Tworzyłem swój rysunek w najlepsze, świetnie się przy tym bawiąc, kiedy Chanyeol stanął za plecami Kris’a i zapytał:

- Stary? Co to jest?

Zebraliśmy się wokół niego, żeby sprawdzić, co tam nabazgrał. Przeszło to moje najśmielsze oczekiwania i chwilę później ja, i Yeol dusiliśmy się ze śmiechu. Oparłem się ręką o ścianę, bo naprawdę już nie mogłem wytrzymać. Dawno nie miałem aż takiego ubawu. Kiedy już odsapnąłem zerknąłem na Kris’a. Stał przy swoim „graffiti” z rękami na biodrach z dumną miną.

-Bitch please - powiedział tą swoją rozwalającą mnie angielszczyzną - i tak jestem lepszy niż wy wszyscy razem wzięci! Zobaczycie będę drugim Picasso!

Doznałem kolejnego ataku śmiechu. Ludzie, naprawdę ledwo stałem na nogach. Zresztą mój kumpel też pokładał się, kiedy usłyszał, co powiedział najstarszy członek paczki. Tylko Tao od początku stał przed ścianą jak zaczarowany i zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie rzuci się na Wufan’a niczym fangirl. Spojrzał na nas swoimi oczyma podobnymi do oczu pandy i powiedział:

- Ja uważam, że to jest świetne! Jesteś najlepszy hyung!

Teraz zaśmiał się nawet naburmuszony Sehun. Uścisnąłem go i przeprosiłem, wszystko wróciło do normy. Spędziliśmy tam jeszcze mniej więcej godzinę, a potem wróciliśmy do domów. Musiałem przyznać, że to był świetny dzień.

Był już piątek, a kujon nadal nie pojawił się w szkole. Dzięki jego nieobecności miałem spokój i dużo miejsca tylko dla siebie. Jak za starych dobrych czasów! Postanowiłem, że dzisiaj się zrelaksuję, posiedzę w ciszy i postaram się niczego w tym „muzeum” nie ruszać, zanim wróci Pan Domu. Nic jednak z tego nie wyszło, bo dwie godziny później do domu wpadli Sehun, Chanyeol, Kris i Tao obwieszczając mi, że skoro chata wolna, to robimy imprezę! Na początku nie chciałem się zgodzić, no bo kurna potem całe to sprzątanie spadnie na mnie. Odpowiedzieli tylko, że czym ja się przejmuję, mogę się dzisiaj zabawić. Okej, co ja się tam miałem oszukiwać, tak naprawdę to chciałem poczuć się odcięty od całotygodniowej nudy. Przywitałem się z kumplami i zabrałem od nich pokaźne zakupy.

Impreza się zaczęła i bardzo szybko zaczęli przychodzić ludzie. Muzyka była włączona na maksa, wszyscy świetnie się bawili. Jako gospodarz balangi chodziłem to tu, to tam po części pilnując, żeby któraś z cennych rzeczy tatulka nie ucierpiała. Byłem już trochę pijany, co sprawiło, że czułem się tak wspaniale wyluzowany. Krążyłem między gośćmi z butelką piwa w ręku. Zauważyłem, że na piętrze, oparty o balustradę stoi Sehun. Wyglądał tak jakby naprawdę na coś czekał. Poszedłem do niego. Jak się okazało na górze imprezowicze też urządzili sobie mini-bar. Oh miał obok siebie do połowy opróżnioną butelkę wódki. Zastanawiałem się czy wpił to wszystko sam, bo wyglądał na nieźle pijanego. Zapytałem go, po co właściwie tutaj tak stoi, a on mi na to, że tak dla jej zaprosił Luhan’a i zastanawia się czy przyjdzie...Zerknąłem w stronę drzwi frontowych. Nie wierzyłem własnym oczom! Jakim cudem on tutaj trafił? Właściwie dlaczego przyszedł przecież to niedorzeczne!


- Bardzo dobrze, że już przyszedł- wymamrotał właściwie bardziej do siebie niżeli do mnie. Nalał sobie wódki i szybko wypił dwa kieliszki po czym lekko chwiejnym krokiem zszedł na dół do swojego gościa.
Ludzi nie było jakoś wyjątkowo dużo, co jednak nie znaczy, że nie zdążyli już wyrządzić jakiś szkód. Jedni siedzieli na podłodze grając w butelkę, inni zalegli na sofie. Pozostałe osoby albo jadły albo piły kolejne drinki. Byli też i tacy, którzy zasnęli. Większość jednak nadal miała w sobie mnóstwo energii dlatego postanowili ją zużyć na taniec. Rozejrzałem się po salonie i zobaczyłem jak Sehun przystawia się do Luhan'a. Musiał naprawdę sporo wypić skoro był już na tym etapie. Obejmował go w talii od tyłu, jednak zamiast szeptać mu coś na ucho, darł się tak, że wszyscy słyszeli o czym rozmawiali. Na szczęcie jednak jego głos ginął gdzieś w dźwiękach muzyki, ale ja podszedłem bliżej niego.

- Pamiętasz, jak to fajnie było się pieprzyć? Co, Lulu?

Chłopak natychmiast się zaczerwienił i odpowiedział:

-Cicho, nie wszyscy muszą o tym wiedzieć…

Sehun, jak to Sehun zaczął robić z siebie idiotę. Chwilę później Luhan uciszył go pocałunkiem.  Oh był tym zupełnie zaskoczony, ale po chwili zatopił swoje wargi w ustach drugiego chłopaka po czym powiedział:

- Wiedziałem, że nadal na mnie lecisz…

Obejrzałem się gdzieś za siebie słysząc tłukące się szkło, a kiedy obróciłem się z powrotem już ich tam nie było. Uroczy Chińczyk ciągnął mojego przyjaciela za rękę w nieznanym kierunku.  Moi pozostali przyjaciele też świetnie się bawili. Na sofie dostrzegłem Kris’a i Tao. Młodszy siedział mu bokiem na kolanach i obejmował go za szyję. Wufan za to jedną rękę ułożył na jego plecach, a drugą wplótł mu we włosy. Całowali i miziali się w najlepsze, co za ohyda. No cóż mogłem przewidzieć, że to się tak skończy. Wziąłem garść chipsów, które popiłem resztką piwa, po czym otworzyłem następne.

Jeszcze raz przeszedłem się po domu, a kiedy w miarę wiedziałem jaka jest sytuacja poszedłem na górę, żeby trochę odpocząć od hałasu. Otworzyłem drzwi do jednej z gościnnej sypialni i… Szczerze? Nie spodziewałem się tam zastać takiego widoku. Wręcz cofnąłem się o krok do tyłu. Na środku łóżka już tylko w bokserkach leżał Sehun. Jego towarzysz miał na sobie tyle samo odzieży. Luhan całował go po całym ciele, zsuwał się coraz niżej i niżej. Palcami dręczył jego sutki, co skutkowało tym, że mój przyjaciel wydawał z siebie przeciągłe jęki. Dziwnie się czułem patrząc na to. Chińczyk zaczął całować jego męskość przez materiał bokserek. Wtedy Sehun jęknął tak, że nie mogłem się powstrzymać i głośno parsknąłem śmiechem. Nagle czas stanął w miejscu a wzrok obojga był skierowany na mnie. Kiedy starszy chłopak nieco oprzytomniał to chwycił swoje ciuchy leżące na podłodze i wybiegł z pokoju. Oh spojrzał na mnie z wyraźną furią w oczach, a ja nie mogłem kontrolować swojego śmiechu. Czym prędzej odstawiłem na bok butelkę, żeby jej nie rozbić i wszedłem w głąb pokoju.

- No i kto mi teraz obciągnie, co? No kto? Lulu jest w tym najlepszy…

To było dla mnie zbyt wiele, po prostu upadłem na podłogę i zwijałem się ze śmiechu. Ta jego naburmuszona mina, wymiękłem. Miałem ubaw większy niż przy oglądaniu „dzieła malarskiego” Kris’a.

- Co cię tak bawi, he?- Zapytał mój przyjaciel.

- No bo…ty…i on…, a ja… i to wszystko…- nie mogłem powiedzieć niczego logicznego.

- Czegoś ty się naćpał, co? Ech stary niezły sobie wybrałeś moment na przeszkadzanie mi – popatrzył na mnie wciąż pełnym złości wzrokiem. Widząc jednak moją rozbawioną minę sam zaczął się śmiać. Kiedy już się ogarnął oboje poszliśmy na dół dalej się bawić.

Impreza trwała naprawdę długo i dopiero około trzeciej rano całe to towarzystwo zaczęło się zbierać. Chata wyglądała jak po przejściu huraganu i nawet nie chciałem myśleć ile zajmie sprzątanie tego syfu. W domu zostali już tylko moi przyjaciele - przynajmniej tak myślałem dopóki nie znalazłem zajaranego Byun Baekhyun’a leżącego na dywanie obok Chanyeol’a. Czy to jest kurwa jakaś impreza dla kujonów?

- A co on tutaj robi? – Zapytałem.

- Zdziwiłbyś się, jaki z niego jest zajebisty towarzysz jarania- powiedział Yeol.

Dobra, to wszystko by wyjaśniało. Wszyscy poza tą dwójką już spali, więc i ja postanowiłem się położyć. Wybrałem sobie fotel na którym momentalnie zasnąłem. Nawet nie wiedziałem, kiedy urwał mi się film.
Nadszedł poranek i to jest najgorsze co dzieje się po imprezie. Leniwie otworzyłem oczy, pół przytomnie rozejrzałem się po pokoju. Cała ekipa też już się budziła, więc nie było źle. Czułem, że głowa potwornie mnie boli. Głupi kac…

- P-proszę, nie mówicie tak głośno, głowa mi pęka… - jęknął Tao.

Zdziwiłem się dlaczego o to prosi, skoro nikt nie odezwał się choćby słowem.

- Żaden z nas nic nie mówił, to tylko zegar tyka - odpowiedział zmęczonym głosem Sehun.

- Waaaa~ Jaki zajebisty odlot, co nie, Yeolie? – To definitywnie musiał być głos Baekhyun’a. Zdziwiło mnie, że tak zdrobnił imię mojego kumpla.

- Miałeś naprawdę dobry towar Bekon, musze ci to przyznać – odpowiedział Park.

Słyszałem urywki cichych rozmów pozostałych. Kris, który jak wiadomo za dużo nie pije, a na dodatek ma naprawdę mocną głowę zaczął ogarniać cały ten bajzel.

- Jak się czujesz Kai? – Zapytał.

- Umm… Nie najlepiej - odpowiedziałem.

- Musimy to wszystko ogarnąć - i właśnie to najbardziej w nim ceniłem, że potrafił się wszystkim zająć.

- Nie mam zamiaru się ruszać – burknął Sehun.

On nigdy szczególnie nie kwapił się do pomocy. Zazwyczaj po prostu udawał, że robi porządek. Chcąc się wymigać obrócił się na drugi bok.

- Zrobiłeś bałagan?  To teraz zapierdalaj po miotłę!

- Dzięki Kris – uśmiechnąłem się do niego.

Zaczęliśmy powoli sprzątać, kiedy nagle usłyszałem odgłos silnika, samochód właśnie parkował na podjeździe. Wszyscy zamarliśmy w miejscu. Nie chciałem tracić czasu, więc podbiegłem do okna.

- O kurwa! To ojciec! –krzyknąłem - Dobra idźcie przez kuchnię, nie możecie tutaj dłużej zostać! Oni tylko skinęli głowami i zabierając swoje rzeczy ulotnili się jak najszybciej się dało.

- Co robić?! Co robić?! – Pytałem sam siebie.  Zacząłem zgarniać wszystko jak szło do worka na śmieci, jednak nie pozostawiło to pożądanego efektu. Starałem się powkładać niektóre butelki do barku, a część śmieci po prostu jakoś zamaskować.

Nie chciałem nawet myśleć o tym co miało się zdarzyć. Dom był w opłakanym stanie, miałem okropnego kaca i ani chwili, żeby obmyśleć jakiś plan działania. Stałem jak debil na środku tego rozgardiaszu. Wiedziałem, że ojciec wszedł sam. Usłyszałem jak odkłada na komodę neseser i klucze. Przełknąłem głośno ślinę, zaraz się zacznie…Czułem się taki nieporadny. Kiedy tylko ojciec przekroczył próg wiedziałem, że nie skończy się na kilku wyzwiskach. Spojrzał na mnie i od razu się w nim zagotowało. To było prawdziwe piekło…Najpierw krzyczał i to tak, że mogliby usłyszeć to wszyscy w promieniu kilometra, w każdym razie na pewno zafundował wspaniały poranek sąsiadom. Docierało do mnie niewiele z tego co mówił, byłem otępiały i nie reagowałem na jego słowa. To rozwścieczyło go jeszcze bardziej. Następne co poczułem to ból, słony smak w ustach i poczucie, że straciłem równowagę. On już nad sobą nie panował, bił mnie jak popadło. Zawsze to robił kiedy był na mnie wściekły. Z każdym kolejnym ciosem czułem, że coraz bardziej trzeźwiałem, bo zwijałem się w agonii na podłodze przedsionka domu. Teraz i we mnie rosła wściekłość oraz czysta nienawiść. Odepchnąłem go od siebie, podparłem się na łokciu ciężko oddychając. Nie wytrzymałem:

- Co jest we mnie takiego, że nienawidzisz mnie od dnia moich narodzin?!

Musiałem trafić na temat, którego być może nigdy nie chciał poruszać. Odpowiedział mi jednak:

- To bardzo proste! Gdyby twoja matka nie była puszczalską dziwką, nawet byś nie istniał! Kiedyś ją kochałem to fakt, ale ona nie chciała za mnie wyjść. Do ślubu zmusili ją rodzice, a każdego dnia ona sprawiała, że nienawidziłem jej coraz mocniej. Żyłem z nią na siłę, bo nawet nie mogliśmy wziąć pieprzonego rozwodu! Wtedy zaczęła szukać sobie innego, zdzira…

Puszczalska dziwka?!  Zdzira?! Ty…!  Jak on mógł?!  Łzy złości cisnęły mi się do oczu, ale on nie wygra. Nie upadnę tak nisko!

- Nawet nie jestem twoim ojcem!

Moje serce praktycznie się zatrzymało…Gorzejąca we mnie agresja sprawiła, że natychmiast odsunąłem ten temat na bok. Musiałem mu odpowiedzieć:

- Jak możesz tak o niej mówić?! Nawet nie swoje dziecko można pokochać! Tylko, że ty nawet się nie starałeś! – wrzeszczałem do niego - Nienawidzę cię! Nienawidzę za to co zrobiłeś mnie i mamie! Nigdy się mną interesowałeś! Bo wiesz, jakoś sobie nie przypominam żebyś przyszedł na jakikolwiek mój szkolny występ, żebyś wiedział czym się interesuje albo po prostu do kurwy nędzy zapytał jak się czuję, albo co robiłem! Ale ciebie to wszystko gówno obchodzi...Wiesz jak mi było ciężko kiedy ona umarła? Nie! Wtedy też nic do ciebie nie dotarło, nic! To nie ty patrzyłeś jak mama z dnia na dzień robi się słabsza i to nie ty patrzyłeś jak umiera na twoich oczach!  Obchodzą cię tylko pieniądze i ta tania dziwka! I wiesz, co? Żałuję, że nazywałem cię OJCEM!- czułe, że wreszcie wyrzuciłem z siebie wszystko. Wszystko co tkwiło we mnie przez te wszystkie lata.

Nasze spojrzenia się spotkały i widziałem po nim, że mi nie odpowie. Wskazał palcem na drzwi ipieniąc się ze złości wycharczał:

- WYNOŚ SIĘ! WYNOŚ SIĘ, ALE TO JUŻ! NIE CHCE CIĘ TUTAJ WIECEJ WIDZIEĆ! WON!
- Z wielką przyjemnością…- wyszeptałem.

Włożyłem buty, zabrałem z wieszaka kurtkę i plecak, który leżał przy stojaku na parasole. Po prostu wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Przeszedłem kilka kroków, złość nadal we mnie kipiała. Miałem w dupie co pomyślą sobie wszyscy wokoło, po prostu najgłośniej jak umiałem wydarłem się dając upust wszystkim emocjom.

- Ej Kai? Będziesz się tak jeszcze darł, czy wsiadasz?

Zamurowało mnie. Przy ulicy był zaparkowany samochód Kris’a. Chłopak miał bardzo zmartwioną minę. Nie potrafiłem ruszyć się z miejsca.

- No chodź, na co czekasz – powiedział.

Powolnym krokiem zbliżałem się do auta. Otworzyłem drzwiczki i wszedłem do środka. Zamknąłem oczy, a Kris ruszył. Kiedy poczułem, że wystarczająco ochłonąłem zapytałem:

- Słyszałeś?

- Tak, wszystko co do joty. Posłuchaj, u mnie jest dużo miejsca, więc chcę, żebyś ze mną mieszkał. Przyjaźnimy się, więc nie jest to problemem- chciałem mu przerwać, ale on mi nie pozwolił- i nie chcę słyszeć sprzeciwu, nie będziesz przecież mieszkał pod mostem.

Podróż do domu Wufan’a trwała jak dla mnie wieki. Hyung miał duże mieszkanie w jednym ze starych magazynów, które zaadaptowano tak, żeby można było w nich mieszkać. Były praktycznie identyczne jak te, które ostatnio „dekorowaliśmy”, ale znajdowały się w innej części miasta. Ledwo wyszedłem z samochodu, bo bolało mnie całe ciało. Nieźle oberwałem podczas kłótni. U Kris’a często nocował Tao, więc miał już przygotowane miejsce do spania. Materac na którym leżała pościel był taki zachęcający…

- Póki co masz tylko ten materac, ale za jakiś czas cos ci tu urządzimy, bo krótko tutaj pewnie nie zabawisz- dryblas uśmiechnął się do mnie- Idź weź sobie prysznic, a ja poszukam w apteczce, jakiejś maści na sińce, bo coś czuję, że masz ich tam całe mnóstwo.

Kiedy już byłem czysty, pachnący i opatrzony zaczęliśmy rozmawiać o tym, co zrobić dalej. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że powinienem zgodzić się na propozycje Kris’a. Od kiedy tylko go poznałem on zawsze jakoś się o mnie troszczył. Czułem, że mogę mu ufać. Może nie aż tak jak Sehun’owi, ale nasze relacje były bardzo bliskie. Ustaliliśmy, że kiedy ojczyma nie będzie w domu to zabierzemy moje rzeczy i przewieziemy je tutaj.

Następnego dnia pojechaliśmy we dwóch pod mój dom. Tak jak zakładałem nikogo nie było, więc spokojnie mogłem wszystko zabrać. Dodatkowe klucze zawsze trzymaliśmy za donicą przy wejściu. Bez problemu je odnalazłem i już po chwili weszliśmy do środka. Czułem się trochę jak złodziej, bo w końcu wczoraj zostałem stąd oficjalnie wywalony. Dom lśnił czystością i nie było już nawet śladu po piątkowej imprezie. Zapewne wynajął jakąś pomoc sprzątającą bo sam nigdy by się za to nie zabrał. Ostrożnie wspinałem się po schodach, aż na poddasze gdzie był mój pokój. Kiedy otworzyłem byłem trochę zdziwiony. Wszystkie moje rzeczy były zapakowane w pudła a na dodatek podpisane. To pewnie też robota tej biednej sprzątaczki, którą ojczym- teraz mogłem go tak nazywać- zatrudnił. Kartonów było kilkanaście, bo nie posiadałem zbyt wielu rzeczy. Poprosiłem Kris’a, żeby zaczął je znosić do samochodu dlatego, że ja chciałem coś sprawdzić. W pomieszczeniu, które służyło jako stych było wszystko co miała mama. Chciałem wziąć chociaż jakąś jedną małą pamiątkę, żeby mi o Niej przypominała. Zacząłem przeszukiwać pudła, ale nie mogłem znaleźć niczego co było moim celem. W końcu udało mi się znaleźć szkatułkę z biżuterią. Był tam-jej ulubiony wisiorek. Ostrożnie włożyłem go do kieszeni spodni. Odłożyłem wszystko tak, żeby wyglądało jak nieruszane. Chciałem już wychodzić, kiedy moją uwagę przykuło pudełko z moim imieniem. Otworzyłem je, zacząłem w nim szperać. Był tam album z fotografiami, którego nigdy wcześniej nie widziałem, stosik listów przewiązanych wstążeczką, dwa grube notesy- które po przekartkowaniu okazały się dziennikami, oraz kilka innych rzeczy. Poczułem, że muszę to koniecznie ze sobą zabrać. Wróciłem do swojej byłej sypialni i pomogłem Kris’owi wnieść wszystko na dół. Kiedy upewniłem się, że mam już wszystko wróciliśmy do jego mieszkania. Zrobiliśmy małe przemeblowanie, żebym miał jakiś kąt dla siebie. Resztę popołudnia spędziłem na wypakowywaniu i układaniu wszystkiego w nowym miejscu. Wieczorem Wufan przygotował dla nas kolację a ja podziękowałem mu za to co dla mnie zrobił. On tylko roześmiał się i powiedział, że to żaden kłopot. Dla niego może było to nic wielkiego, ale i tak byłem mu wdzięczny. Zanim się położyłem jeszcze raz otworzyłem moje pudełko. Dopiero teraz zauważyłem, że wśród tych wszystkich rzeczy jest jedna czerwona koperta. Czyżby zawierała w sobie coś ważnego? Drżącymi dłońmi rozerwałem papier, wyjąłem list i zacząłem czytać:

Jonggine,
W dniu, w którym czytasz ten list pewnie już mnie przy Tobie nie ma. Jest tyle rzeczy, o których chciałam Ci powiedzieć, ale nie zdążyłam. Mam nadzieję, że po tym liście zrozumiesz dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej. Nie chcę, żebyś był na mnie za to zły. Jeżeli, którekolwiek ze słów tego listu cię urazi, to bardzo proszę wybacz mi Synku.
Dobrze wiesz, że w naszym domu, nigdy nie działo się dobrze. Nie wychowywałeś się w szczęśliwej, kochającej rodzinie, mieliśmy tylko siebie. Pewnie zastanawiasz się dlaczego tak było. Tak naprawdę, nigdy nie kochałam tego człowieka, musiałam wyjść za niego z obowiązku i dlatego, że tak chcieli rodzice. Nie miałam żadnego wyboru, musiałam na to przystać. Kim Chang Hyung kochał mnie, ale ja nigdy tego nie odwzajemniłam. Żyłam z nim, ponieważ tak mi kazano. W moim życiu był ktoś inny, ktoś dzięki, któremu przyszedłeś na świat, bo musisz wiedzieć Jongin, że mężczyzna wspomniany wyżej nie jest i nigdy nie był Twoim prawdziwym ojcem. Jest mi naprawdę przykro, że mówię Ci to w liście, a nie prosto w oczy, ale uwierz dla mnie to też jest ciężkie. Nie wiem jakich słów użyć, żeby Cię przeprosić za to jakie teraz masz życie. Za to, że nie miałeś tego co inne dzieci. Mieliśmy tylko siebie Jongin, a ja tak bardzo Cię kocham. Twój prawdziwy ojciec Cię poznał, ale widział Cię zaledwie kilka razy, chociaż chciał częściej. Jeszcze raz przepraszam, że skazałam Cię na takie życie. Musiałeś przeze mnie tyle wycierpieć…
Mam nadzieję, że znajdziesz ten krótki list i mnie zrozumiesz. Pamiętaj o tym co zawsze Ci mówiłam, ze musisz być moim dużym, dzielnym chłopcem, nie poddawać się, wierzyć w swoje siły i nie płakać z byle powodu. Nawet, kiedy fizycznie mnie przy Tobie nie będzie, to zawsze będziesz miał mnie w sercu. Chciałabym jeszcze poprosić Cię, żebyś nie porzucił swojej pasji, proszę rozwijaj ją, bo masz wielki talent.
Kocham Cię.
                                                                                  Mama


Z każdym kolejnym słowem tego listu czułem się coraz bardziej przygnębiony. Nie byłem na nią zły, zbyt mocno ją kochałem. Wiem, że zrobiła to wszystko dla mojego dobra…Wiedziałem, że będę musiał coś zmienić, to co mama napisała bardzo mnie uderzyło. Włożyłem list pod poduszkę, zgasiłem światło. Kiedy zamknąłem oczy przywołałem w myślach moją ulubioną chwilę z mamą. Zasnąłem czując w sercu potworną pustkę, której nikt nie będzie w stanie wypełnić…

~~~
Mam nadzieję, że się spodobało. Zapraszam do komentowania~Bandur ;3

poniedziałek, 18 listopada 2013

Tygrysek

Witajcie ^^ Cóż, niestety jeszcze nie mogę zaserwować wam waszego ulubionego Kaisoo, głównie dlatego, że prace nad V rozdziałem dopiero się rozpoczęły. Jestem naprawdę szczęśliwa, że tak chętnie komentujecie tego longfika. Przejdźmy jednak do sedna dzisiejszej sprawy, a mianowicie krótkiego one-shota z B.A.P. Pomysł na niego "nawiedził mnie", kiedy zobaczyłam zdjęcie Zelo zrobione przez Yongguk'a. Mam nadzieję, że fik wam się spodoba. Życzę miłego czytania i jak zwykle zapraszam do komentowania ;) \

~~
Banglo- Tygrysek


Czas jest rzeczą nietrwałą, nie można go zatrzymać ani cofnąć. Wciąż narzekamy, że mamy go za mało, że ucieka tak szybko jak woda przez palce. Nie robimy jednak nic, aby chociaż odrobinę spowolnić jego bieg, bo żyjemy coraz szybciej.

          Od kiedy zacząłem pracę w wytwórni minęło już kilka lat i nauczyłem się gospodarować każdą wolą chwilą. Fakt, nie mam i nie miałem ich zbyt wiele, ale mogę z nich czerpać przyjemność. Poznałem Zelo dwa lata temu, kiedy wytwórnia stworzyła nasz duet. Byłem nim oczarowany i zafascynowany, bo w końcu ten dzieciak ma tylko szesnaście lat, a potrafi tyle wspaniałych rzeczy. Pewny siebie, ale zarazem nieśmiały i skryty wzbudził moje zainteresowanie. Nasze relacje stawały się cieplejsze i wkrótce dobrze się poznaliśmy. Pomimo sporej różnicy wieku naprawdę świetnie się z nim dogadywałem. Kiedy czasami o coś pytał czułem się jak jego ojciec, szczególnie, kiedy wypytywał o politykę i ekonomię. 

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki trzysta sześćdziesiąt pięć dni odeszło i powstał zespół B.A.P. Junhong okazał się być najmłodszy z całej szóstki i mimo, że to bardzo zaradny i samodzielny chłopak, to każdy z nas otoczył go opieką w mniejszym lub większym stopniu. Wizerunek złego chłopca sprawił, że Zelo spodobał mi się jeszcze bardziej, więc nie zdołałem ukrywać przed sobą faktu swoich uczuć wobec niego. Nie chciałem jednak niczego w naszej relacji zmieniać, więc wkładałem swoją miłość w bycie dobrym hyungiem. Nim się obejrzałem, znowu minął rok. W jednej chwili słodki dzieciak zmienił się w dorosłą osobę. Wczoraj były jego osiemnaste urodziny. Musiałem przyznać, że im bardziej Zelo dorastał tym zyskiwał więcej uroku. Po wczorajszym nagrywaniu programu, a później po małym przyjęciu z okazji jego święta był tak zmęczony, że zasnął jeszcze podczas jazdy. Nie miałem serca budzić go z tak głębokiego snu, więc wziąłem go jak małą małpkę na plecy i zaniosłem na górę. Kiedy już miałem go położyć w jego pokoju serce szybciej mi zabiło. „A może by tak… wziąć go do siebie?” – Pomyślałem. Nim inna cząstka mojego mózgu zdołała zaprotestować Junhong leżał już na moim łóżku. Poszedłem po jego rzeczy do spania, a kiedy wróciłem on spał zwinięty w kłębuszek. Chociaż na samą myśl o tym krajało mi się serce to musiałem trochę go rozbudzić. Delikatnie dotknąłem jego ramienia i potrząsnąłem nim. „ Zelo… Zelo.. Obudź się na moment… heeej…”- starałem się nie mówić zbyt głośno. Spróbowałem jeszcze raz - wtedy otworzył zaspane oczy, zamruczał coś i popatrzył na mnie:

- Przebierz się tylko i możesz spać dalej ” – powiedziałem.

Obserwowałem jak na śpiąco się przebiera, po czym opada na kołdrę i niemal natychmiast zasypia. Westchnąłem cicho, Junhong wyglądał tak uroczo, że mógłbym się rozpłynąć. Pozbierałem jego ciuchy, po czym poszedłem do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Kiedy wróciłem on nadal leżał w tym samym miejscu. Przykryłem go kołdrą prawie po samą szyję, bo wiedziałem, że tak sypia. Ucałowałem go ostrożnie w czubek głowy. Położyłem się obok i wkrótce zasnąłem wsłuchując się w jego spokojny oddech.

Obudziłem się o tej samej porze co zwykle, chociaż nawet nie nastawiłem budzika. Obróciłem się na lewy bok i spostrzegłem, że przecież nie spałem sam. Od Zelo biło przyjemne ciepło, które czułem po raz pierwszy. Sama myśl o tym, że maknae spał tutaj ze mną przez całą noc napawała mnie olbrzymim szczęściem. Podparłem się na łokciu, żeby móc go poobserwować i wtedy poczułem, że moje serce zatrzymało się, aby po chwili znów ruszyć ze zdwojoną siłą. To był chyba najpiękniejszy widok w całym moim życiu. Junhong pomimo faktu ukończenia osiemnastego roku życia wyglądał jak uroczy kilkulatek. Na jego twarzy malował się błogi spokój i widać było, że mocno śpi. Ramionami otulił mojego ukochanego pluszowego Tygryska. Patrzyłem na niego jak zaczarowany chciałem czerpać z tej cudownej chwili jak najwięcej. Chciałem ją zatrzymać, cofnąć, móc przeżyć ją jeszcze raz. Wtedy mnie olśniło. Wyskoczyłem z łóżka, zabrałem z nocnej szafki swoją komórkę. Zrobiłem Zelo zdjęcie, jedno proste zdjęcie, dzięki któremu będę mógł odtworzyć tą chwilę. Naszła mnie wtedy pewna myśl, więc dodałem tę fotografię na Instagram z dopiskiem „Stań się dorosłym, który jasno rozświetli świat ”. Odłożyłem telefon na miejsce i wróciłem pod kołdrę. Nie mogłem się powstrzymać, zacząłem głaskać go po policzku. Taki ciepły, delikatny jak u dziecka… Odsunąłem grzywkę z jego czółka, po czym je pocałowałem. „Dorosły? Junhong to wciąż jeszcze dziecko…” – pomyślałem. Przytuliłem się do jego nagrzanych pleców, wykorzystując fakt, że śpi. Przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele. „ Kocham Cię… kocham Dziecko, którym nadal dla mnie jesteś… tak bardzo kocham… ”. Ucałowałem go po raz kolejny, tym razem w kark. Przytuliłem go mocniej i rozkoszowałem się każdą sekundą. Wkrótce poczułem, że Zelo zaczął się wiercić, co oznaczało, że pewnie zaraz się obudzi. Nie chciałem go puszczać, jeszcze nie teraz… Nawet nie zdążyłem, bo maknae obrócił się na plecy, wciąż trzymając Tygryska. Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem i cicho szepnął:

-H-hyuung?

- Tak?

Odpowiedziało mi jednak tylko kolejne jego spojrzenie. Wyciągnął swoją szczupłą dłoń spod kołdry, ułożył mi ją na policzku, przyciągnął moją twarz bliżej swojej. Zamknąłem oczy, poczułem jego ciepłe wargi na swoich „Co za cudowne uczucie…” – pomyślałem. Pocałunek był powolny, nieśmiały i delikatny. Odsunęliśmy się od siebie.

- Z-Zelo… - szepnąłem

Chłopak spuścił wzrok i zaczął bawić się łapką pluszaka.

-Przepraszam… Chciałem ci tylko… Jakoś powiedzieć… Pokazać… Jak bardzo jestem ci wdzięczny za twoją troskę…

Złapałem go za brodę, żeby zmusić go do spojrzenia mi w oczy.

- Kocham Cię…

Widziałem jak jego policzki natychmiast pokryły się mocnym rumieńcem. Musiałem go potwornie zawstydzić tym wyznaniem. Zelo obrócił się tak, że leżał na boku. Wziął Tygryska w obie dłonie i szybko zasłonił sobie nim twarz.

-J-ja też… Cię k-kocham Yongguk hyung…

Nie mogłem się nie uśmiechnąć sam do siebie. To było tak niesamowicie urocze…

-Wiesz jak bardzo kocham Tygryska… - odsunąłem od jego twarzy pomarańczowego pluszaka, ale tylko na tyle, aby odsłonił mu oczy - ale ciebie Junhong kocham jeszcze bardziej.

Chciałem go przytulić, ale on sam wtulił się we mnie i pozwolił zamknąć w moich ramionach. Tygrysek leżał teraz na miejscu Zelo. Spojrzałem na niego i szepnąłem: „Dziękuję Tygrysku, jesteś najlepszy!”
~~~
Do zobaczenia wkrótce 
Bandur ;3