poniedziałek, 23 września 2013

Kaisoo- Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter III

Witajcie~ Jak zwykle po miesięcznej przerwie przychodzę do was z nowym rozdziałem. Bardzo dziękuję wam za wszystkie wspaniałe i podnoszące na duchu komentarze <3 Tak jak zwykle przy tej okazji chciałabym was poprosić o kolejne 5 lub 6 aby nowy rozdział mógł powstać. Swoją drogą ten blog obchodzi swoje pierwsze urodzinki . Jestem wam bardzo wdzięczna, że przez te 12 miesięcy byliście razem ze mną, czekaliście cierpliwie i nagradzaliście mnie dobrym słowem. Chce dla was przygotować małą urodzinową niespodziankę w postaci one-shota, więc zapraszam do udziału w mini-ankiecie. Nie przedłużajmy jednak już dłużej~

~ D.O Pov

Było już późne popołudnie kiedy szedłem opustoszałym szkolnym korytarzem. Zdarzało się to na tyle często, że przyzwyczaiłem się do samotnych wędrówek po lekcjach. Teraz było jednak wyjątkowo pusto, żadnej żywej duszy czy choćby odgłosu świadczącego o obecności kogokolwiek. Nic. Kompletna cisza. Słyszałem jedynie swoje kroki odbijające się głośnym echem po ścianach budynku. Czułem się naprawdę nieswojo, bo chociaż zazwyczaj o tej porze, w szkole było niewiele osób, to czasami kogoś mijałem. Przez duże okna na korytarz wlewały się ostatnie promienie przygasającego słońca, które zabarwiły niebo na mocno pomarańczowy kolor. Skręciłem w zaułek który łączył jeden budynek z drugim. Było to jedno z nielicznych miejsc w których bez lamp panowałyby kompletne ciemności. Niestety żadna z nich nie była włączona więc poruszałem się po omacku. Na końcu długiego korytarza znajdowały się drzwi, które w tej chwili były uchylone. Smuga światła sprawiała, że pragnąłem się do nich zbliżyć jak najszybciej, byle tylko wydostać się z tej mrocznej otchłani. Z pomieszczenia dobiegała niezbyt głośna muzyka z dobrym tanecznym bitem. Zbliżyłem się do wejścia i przez szparę zobaczyłem ukrytą w cieniu, niewyraźną postać. Po cichu wślizgnąłem się do środka, w końcu nie chciałem tej osobie przeszkadzać. Na początku jasność panująca w sali sprawiła, że odruchowo przymknąłem oczy. Zamrugałem kilkakrotnie aby przyzwyczaić się do światła. Po chwili tajemnicza postać odwróciła się do mnie i mogłem zobaczyć kto to był.
Kai przyglądał mi się badawczo, lekko przechylając głowę na bok. Cofnąłem się do tyłu, pragnąłem wyjść. Na plecach poczułem strużkę zimnego potu. W jednej chwili pomieszczenie, które było ucieczką od nieoświetlonego korytarza stało się tak samo nieprzyjemne. Strach mnie sparaliżował, nie mogłem się ruszyć. Muzyka ucichła i w pomieszczeniu zrobiło się mrocznie. Chłopak zaczął się do mnie zbliżać, wiedziałem, że nie ma ucieczki. Oczami wyobraźni już widziałem jak na mnie wrzeszczy, jak z pogardą na mnie patrzy. Tak bardzo chciałem móc powiedzieć, że to przez przypadek, że nie chciałem przeszkadzać, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Kai lustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. Kilka razy obszedł  mnie dookoła.  Jego oczy zdawały się badać każdy najmniejszy szczegół mojego ciała.


- Zwyczajny kujon i czym się tutaj podniecać? Jest przystojny to fakt, ale jakoś specjalnie to też nie wygląda. Źle ubrany, fryzurę też można zmienić na lepszą… A jednak mnie kusisz i wiem co z tobą zrobię…

Głośno przełknąłem ślinę. O czym on właściwie mówi? Czy to właśnie teraz mnie pobije?     

Poczułem jak z brakiem wyczucia popchnął mnie na ścianę po której natychmiast się zsunąłem. Kai ukucnął tuż przed mną i mogłem bezpośrednio patrzeć mu w oczy. W jego ciemnych tęczówkach dostrzegłem niebezpieczne iskierki. Chłopak nachylił się bardzo nisko, poczułem jego ciepły oddech na twarzy…
~
Obudziłem się gwałtownie, byłem zlany potem. Podciągnąłem się na łokciach ciężko dysząc. Jak dobrze, że to tylko sen… Starłem z powiek jego resztki, po chwili zadzwonił budzik - czas wstawać do szkoły.

Idąc przez hol czułem się naprawdę niespokojnie zupełnie jak w swoim śnie. Dzisiaj miała się odbyć moja pierwsza prywatna lekcja z Kai, której bardzo się obawiałem. Na zajęciach nie mogłem przestać o tym myśleć i zupełnie nie potrafiłem skupić się na słowach nauczycieli. Wkrótce przyszła pora na przerwę na lunch i mogłem spotkać się z Luhanem. Chciałem powiedzieć mu o moich wątpliwościach. Siedzieliśmy przy naszym ulubionym stoliku razem z Suho, cicho rozmawiając.

- Dasz sobie radę Kyungsoo, jesteś zaradny - blondyn posłał mi ciepły uśmiech.

- Staram się jakoś pozytywnie nastawić, ale boję się, że on w ogóle nie przyjdzie…

- Zobaczysz uda się, będę mocno trzymał kciuki. Hwaiting! – Dzięki tym słowo poczułem się chociaż odrobinę podniesiony na duchu i mogłem przetrwać jakoś pozostałe lekcje.
~
Tak jak zawsze po lekcjach szedłem opustoszałym korytarzem. Wszyscy uczniowie już dawno opuścili gmach szkoły. Poruszałem się bardzo powoli aby jak najbardziej opóźnić spotkanie w bibliotece. Ręce niemiłosiernie mi się trzęsły z obawy przed „korepetycjami”. Naprawdę nie chciałem tam iść i siedzieć z Kai przez półtorej godziny drżąc ze strachu, że spotka mnie coś nieprzyjemnego. Dodatkowo cały czas zastanawiałem się czy Kim w ogóle się pojawi. Ten wtorek nie zapowiadał się dobrze już od momentu w którym się obudziłem. Szedłem tak myślami będąc w zupełnie innym świecie, gdy nagle na swojej drodze spotkałem przeszkodę. Odbiłem się od niej a potem ktoś mnie popchnął i teraz leżałem na zimnej podłodze. ~Cholera - pomyślałem~ Kiedy podniosłem wzrok ujrzałem nad sobą całą paczkę Bad Boyów… Stanęli w kole wokół mnie zamykając dostępne drogi ucieczki.

- Co ty sobie wyobrażasz, hm? – odezwał się jeden z nich.

- Patrz jak łazisz kujonie - tym razem był to Sehun.

Postanowiłem zignorować ich zaczepki i ani myślałem żeby się poruszyć. W jednej chwili zostałem pociągnięty za kołnierz koszuli, poczułem, że moje stopy nieco oderwały się od ziemi. Patrzyłem teraz w ciemnobrązowe oczy wysokiego chłopaka.

- Przeproś - powiedział ze złością.

Nie odezwę się, nie dam sobą rządzić komuś kto mnie poniża. Nadal się w niego wpatrywałem.

- A więc to tak? Kujonek się stawia? - jego głęboki głos brzmiał teraz iście złowieszczo - Przeprosisz albo… - uniósł pięść tak jakby chciał mi przyłożyć, ale utknął w połowie. Nagle coś bądź ktoś znajdujący się za mną przykuł uwagę dryblasa. Nie przestawałem się bezczelnie gapić w miejsce gdzie za kilka sekund ponownie pojawiła się jego twarz. Brunet opuścił mnie na ziemię czemu towarzyszył niezły hałas. Podniosłem się, otrzepałem i poprawiłem ubrania.

- Masz dzisiaj szczęście, ktoś inny się tobą zajmie - powiedział.

Wszyscy odwrócili się i poszli za nim po drodze trącając mnie dla zabawy. Wszystkiemu towarzyszyły ich głupawe śmiechy. Odetchnąłem głęboko kiedy oddalili się na bezpieczną odległość. Ruszyłem w stronę schodów znajdujących się po mojej prawej stronie. Wchodząc na górę zastanawiałem się o czym mógł mówić ten łobuz, bo kiedy wstałem nikogo za sobą nie zauważyłem. Kiedy w końcu znalazłem się pod drzwiami biblioteki przez myśl przebiegło mi pytanie.~ Co ja tutaj właściwie robię? No tak… Pani Huan mi kazała…~ Popchnąłem drzwi aby wejść do środka. Spotkało mnie wielkie zaskoczenie kiedy zobaczyłem Kai. Siedział przy jednym ze stołów do nauki. Wręcz leżał na krześle a  nogi trzymał na blacie. Pomachałem przecząco głową. Jak można się tak zachowywać? Czy on ma w sobie choćby krztę kultury osobistej? Szczerze zaczynałem wątpić czy w ogóle ją posiadał. Między regałami z pokaźnymi zbiorami książek zauważyłem panią bibliotekarkę. Układała na półkach przeróżne tomy, które w stosach leżały na stoliku na kółkach. Zostawiłem swoje ubrania na wieszaku, żeby mi nie przeszkadzały. Podszedłem do stołu, odsunąłem krzesło i jako pierwszy postanowiłem się odezwać:

- Przyszedłeś - stwierdziłem wciąż będąc w lekkim szoku.

- Nie przyzwyczajaj się do tego widoku. To pani Huan mnie tutaj przyprowadziła, żebym nie zwiał… Zresztą po co ci to mówię, sam się pewnie domyślasz, że nie będę tu częstym gościem - odpowiedział chłopak w warkoczykach.

Usiadłem na swoim krześle i z obrzydzeniem zepchnąłem jego nogi ze stołu. Widziałem jak teatralnie wzdycha i marudzi pod nosem. Wciąż jednak siedział w pozycji oznajmiającej, że nie jest zainteresowany sytuacją. Wziąłem na kolana plecak i zacząłem szukać w nim niezbędnych rzeczy.

- Wyjmij sobie podręcznik do biologii - powiedziałem z wzrokiem utkwionym w moim piórniku.

- Nie mam - odpowiedział praktycznie od razu. 

Podałem mu swoją książkę i kazałem otworzyć na konkretnej stronie. Kai zrobił to z niechęcią po czym znowu opadł na krzesło. Podsunąłem mu też pod nos kartkę na notatki i długopis zanim odpowiedział by mi, że ich również nie posiada. Powoli i spokojnie zacząłem tłumaczyć mu materiał na jutrzejszą kartkówkę, starając się przedstawić wszystko w jak najbardziej przystępny sposób. Kiedy skończyłem zadałem mu pytanie dotyczące DNA, ale zamiast niego odpowiedziała mi cisza. Spojrzałem na Jongina - bawił się swoim telefonem podczas gdy ja przez ten cały czas tak się starałem. Poczułem jak się we mnie gotuje, to mnie przerosło. Nie mogłem znieść jego ignorancji. Ogarnęła mnie złość, uderzyłem pięścią w stół.

- Po co ty tutaj w ogóle jesteś, co?! Nie mogłeś sobie pójść do domu, tak jak zawsze? Myślisz, że ja chce tutaj z tobą siedzieć i coś ci objaśniać, kiedy ty zwyczajnie to olewasz? A widzisz, wcale mi się to nie uśmiecha! - złość powoli mnie opuszczała.
Kai najzwyczajniej w świecie się roześmiał, a ja aż poczerwieniałem ze złości.
- Widzę, że ty też czasem potrafisz się zezłościć. Nie wysilaj się szczeniaczku, już sobie idę. Nie masz się co przejmować - posłał mi wredny uśmieszek, zarzucił plecak na ramię i iście rozbawiony poszedł w stronę drzwi.

Załamałem ręce w niemocy. Boże czemu ten chłopak, musi być taki? Czym ja sobie na coś takiego zasłużyłem? Uspokajałem sam siebie, jednak w głowie miałem same złe słowa na tego ignoranta.
Postanowiłem jednak pójść za nim, żeby w przyszłości wiedzieć, gdzie ewentualnie mógłbym go odszukać. Czym prędzej narzuciłem na siebie kurtkę i szalik w dość niechlujny sposób. Pożegnałem się z bibliotekarką po czym wybiegłem z pomieszczenia. Kai kończył właśnie schodzić ze schodów, przynajmniej dzieliła nas dosyć bezpieczna odległość. Oboje wyszliśmy na zewnątrz. Poczułem jak zimny wiatr smaga moje policzki i nos powodując nieprzyjemne uczucie zimna. Biegnąc truchcikiem doprowadziłem się do porządku, starałem się nie spuścić mojego celu z oczu. Wkrótce Jongin zniknął za budynkiem, ruszył w stronę boisk. Zaczaiłem się na rogu, rozejrzałem się wokół czy przypadkiem się gdzieś tutaj nie ukrył. Kiedy byłem już na sto procent pewien, że moja pozycja jest bezpieczna ruszyłem przed siebie. Widziałem jak wkłada słuchawki co stanowiło kolejną zaletę - teraz na pewno mnie nie usłyszy. Droga była długa, a ja nie bardzo wiedziałem dokąd zmierzamy, więc starałem się zapamiętać jakieś charakterystyczne miejsca, żeby potem wrócić. Szliśmy tajemniczymi uliczkami o których istnieniu nie miałem nawet pojęcia. Doszedłem do przejścia dla pieszych z wysepką i tutaj sprawa zaczęła się komplikować. Kai był już na środkowej platformie a ja wciąż czekałem na zielone światło. Starałem się dyskretnie go obserwować, ale nagle widok przesłonił mi autobus i wielka ciężarówka. Kolor na sygnalizatorze się zmienił jednak zanim przejechały wszystkie samochody straciłem Jongina z oczu. Przebiegłem przez następne przejście nerwowo rozglądając się dookoła - nie mogę go przecież teraz zgubić. Już miałem się załamać i dać sobie spokój gdy jego bandanka mignęła mi w tłumie i mogłem kontynuować śledzenie go. Skręciłem za nim w kolejną uliczkę. Ta jednak wyglądała przyjaźniej od poprzednich, a przede wszystkim była lepiej oświetlona. Kai czuł się tam najwyraźniej bardzo swobodnie bo zaczął tańczyć w rytm muzyki. Przetarłem oczy ze zdumienia bo nie mogłem uwierzyć temu co widzę. Radosne podrygi zupełnie mi do niego nie pasowały. Po kilku kolejnych minutach moim oczom ukazał się naprawdę duży jednorodzinny dom ze sporym ogrodem. Kai zbliżył się do furtki i wyjął z uszu słuchawki, wcisnął je do kieszeni. Kiedy przekroczył płot całe dotychczasowe szczęcie natychmiast z niego uszło a mina zrzedła. Schowałem się za zaparkowanym niedaleko samochodem. Z stamtąd obserwowałem rozwój wydarzeń. Latarnie nagle jakby przygasły gdy Jongin zbliżył się do drzwi domu. Otworzył je i bardzo ostrożnie wszedł do środka gdzie zachowywał się tak, jakby czegoś się obawiał. Wyszedłem z mojej kryjówki i zacząłem oględziny miejsca zamieszkania Kima. Był to duży, jednopiętrowy dom z poddaszem, o eleganckiej fasadzie w białym kolorze. Miał proste, ale za do duże okna. Drzwi wejściowe były czarne. Ganek był idealnie odśnieżony tak samo jak ścieżka przed domem. Po lewej stronie do budynku przylegał garaż. Na posesji rosło kilka dużych drzew, które niestety w zimowej porze nie prezentowały się zbyt urokliwie ze względu na swoje puste gałęzie. Musiałem przyznać, że dom mi się spodobał, jednak nie wydawał się przytulny. Światło w przedpokoju się zapaliło więc mogłem zobaczyć co działo się wewnątrz. Zauważyłem, że poza Jonginem znajdował się tam również jakiś mężczyzna, który prawdopodobnie był jego ojcem. Nagle z domu zaczęły wydobywać się różne hałasy i krzyki. Nie bardzo wiedząc co powinienem zrobić po prostu uciekłem. Wolałem nie ryzykować, że zostanę zauważony. Puściłem się biegiem, a mój mózg od razu zaczął analizować widzianą kilka sekund temu sytuację. A może nie powinienem odbiegać? Tylko co właściwie mogłem zrobić? Co dzieje się w domu Kai? Czy to jego ojciec się nad nim znęca i dlatego Jongin jest taki zgorzkniały i oziębły? Co na to jego matka?  Te i jeszcze setki innych pytań przewijały się bez ustanku przez moje myśli. Po jakimś czasie bieg zamieniłem na szybki chód. Szwendałem się po rozmaitych uliczkach starając się znaleźć drogę do domu, jednak bez skutku. Po prostu gubiłem się w tej plątaninie. Daleko przed sobą zauważyłem neon metra, a że jak najszybciej chciałem być w domu poszedłem w tamtym kierunku. ~Rodzice chyba mnie zabiją~ pomyślałem. Po dotarciu na miejsce odszukałem na rozkładzie stację, która znajdowała się najbliżej mojego domu i kupiłem w automacie bilet. Do odjazdu pozostało jeszcze jakieś pięć minut. Na stacji nie było zbyt wielu oczekujących, zauważyłem tylko kliku studentów, ludzi z teczkami w garniturach oraz staruszków. Wystraszyłem się kiedy spojrzałem na prawo. Dzień miałem wyjątkowo pechowy bo chyba nie każdemu zdarza się spotkać Bad Boyów dwa razy w ciągu dnia. Czym prędzej naciągnąłem na głowę kaptur kurtki i wbiłem wzrok w podłogę. W duchu modliłem się, żeby mnie nie zauważyli bo po akcji na korytarzu nie odpuszczą. Kiedy w końcu pociąg metra zatrzymał się na peronie skierowałem się do jednego z pierwszych wagonów. Całe szczęście, że oni usiedli dalej, jednak wcale nie napawało mnie to optymizmem. Zsunąłem kaptur i chwyciłem leżącą obok mnie gazetę. Postanowiłem udawać, że ją czytam - musiałem jakoś się ukryć. Egzemplarz porannego dziennika idealnie zasłaniał mi twarz. Głośne rozmowy i nieustanne śmiechy Bad Boyów niosły się po całym pociągu irytując pasażerów.

- Ach ta dzisiejsza młodzież - odezwał się jakiś staruszek siedzący niedaleko ode mnie.

- Dziadku… - odparł dziewczęcy głosik.

Chociaż podróż nie trwała długo dla mnie dłużyła się ona w nieskończoność. Zadowolony z faktu, że nie będę musiał znowu uciekać wyszedłem z wagonu. Niestety okazało się, że ci szkolni pogromcy dobrych uczniów wysiedli na tej samej stacji. ~Fuck~ przekląłem po angielsku i ruszyłem w stronę wyjścia. Przez całą drogę słyszałem jak rozbawieni rozmawiają o swoich dzisiejszych wybrykach. Ich śmiechy i głośne rozmowy nie podobały się nikomu kto teraz szedł do przeszklonych drzwi. Przynajmniej dowiedziałem się, że chłopak, który usiłował mi przyłożyć miał na imię Chanyeol - będę wiedział kogo mam się wystrzegać jak ognia. Wyszedłem na ulicę i wtedy mnie zauważyli…

- Ej zaraz, czy to nie jest przypadkiem ten mały dupek , który uziemił Kai’a? - odezwał się któryś z nich. Nie wiedziałem, jak ma na imię pozostała dwójka, która szła z Chanyeolem i Sehunem, ale szczerze zastanawiałem się czy będzie mi to do czegoś potrzebne.

- Tak, masz rację - przytaknął inny.

- Hej ty! - usłyszałem za plecami.

Przyśpieszyłem kroku. Nawoływania się nie skończyły, a do tego towarzyszyły im różne wyzwiska. Pobiegłem ile sił w nogach, byle tylko mnie nie złapali. Zgraja rzecz jasna ruszyła za mną z iście bojowym okrzykiem. Tą okolicę przynajmniej dobrze znałem, więc mogłem ukryć się w jakimś ciemnym zaułku. Zaczęło mi brakować tchu więc wbiegłem w jedną z uliczek i przywarłem plecami do ściany. Wstrzymałem oddech. Jeżeli dorwą mnie tutaj to już po mnie. Przebiegli tuż obok, ale na szczęcie się nie zorientowali. Chwilę później kroki ucichły i znowu słyszałem ich głosy:

- Gdzie jest ten szczyl, do cholery?! Niech ja go tylko dorwę…

Czekałem nasłuchując odgłosów ferajny. Wymknąłem się z zaułka, obejrzałem się za siebie i pobiegłem w przeciwną stronę najszybciej jak mogłem. Urządziłem sobie dzisiaj istny miejski maraton, nie ma co. W końcu znalazłam się w domu, do którego też praktycznie wbiegłem. Wreszcie mogłem odetchnąć z ulgą chociaż na moment. Pozbyłem się wierzchniej odzieży oraz butów. Nagle z kuchni wychyliła się mama, której mina od razu powiedziała mi wszystko:

- Do Kyungsoo, czy możesz mi powiedzieć gdzie ty byłeś tyle czasu?! Nie odbierasz komórki, a ja się martwię bo nie mam pojęcia gdzie jesteś! 

Zacząłem jej tłumaczyć i tym samym trochę (no trochę bardzo) kłamać, dlaczego powrót do domu zajął mi aż tyle czasu. Złość mamy trwała jednak nadzwyczaj długo i gdy mogłem odejść do swojego pokoju poczułem ulgę. Byłem potwornie zmęczony, ledwo mogłem utrzymać się na nogach. Opadłem na łóżko, a plecak rzuciłem gdzieś w okolicę biurka. Wyjąłem z kieszeni dżinsów telefon - miałem kilka wiadomości i mnóstwo nieodebranych połączeń od mamy. Wszystkie smsy były od Luhana:

Od: Luhan-Hyung
Jak ci poszło?

Od: Luhan-Hyung
Kyungsoo, dlaczego nie odpisujesz? Martwię się…

Od: Luhan-Hyung
Napisz gdy już będziesz mógł, proszę…

Mój nastrój był jednak podły i wcale nie miałem ochoty mu odpisywać. Zrobiłem to „na odwal się” dla świętego spokoju:

Do: Luhan-Hyung
Jakoś. Jestem zmęczony. Przepraszam.

Kiedy tylko wysłałem wiadomość wyłączyłem telefon, chciałem odpocząć. Po ciepłym prysznicu położyłem się spać, jednak sen miałem niespokojny. Obudziłem się wyjątkowo wcześnie bo już o piątej rano, chociaż chciałem nie potrafiłem ponownie zasnąć. Uświadomiłem sobie, że znowu niczego nie zrobiłem, więc gdy tylko się ubrałem i jakoś ogarnąłem, zabrałem się za zdania domowe. Potem posprzątałem swój pokój, żebym nie musiał wracać do rozgardiaszu. Zrobiłem już wszystko co mogłem, a mimo to zostało mi jeszcze mnóstwo czasu. Coś w mojej głowie chciało, żebym pojechał metrem do domu Kai. Czułem, że po prostu chce się tam znaleźć, chociaż nie miało to większego sensu. Ubrałem się do wyjścia, byłem już gotów otwierać drzwi kiedy mój pies zaczął radośnie szczekać na mój widok. Skakał, po czym kręcił się dookoła mnie. Zajęło mi trochę czasu zanim go uciszyłem i wygłaskałem na tyle by był z tego zadowolony. Półgodziny później stałem już pod domem Jongina obserwując budynek. Nie wiedziałem co tutaj robię. Usłyszałem, że ktoś wychodzi a to przywróciło mi trzeźwe myślenie. Ruszyłem w stronę szkoły mając dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwował.

Otworzyłem swoją szafkę chowając do niej ubrania kiedy ktoś szarpnął mnie za ramię. Odwróciłem się gwałtownie w stronę tej osoby. Luhan musiał mieć paskudny humor bo jego oczy były strasznie ciemne, a na twarzy malował się grymas niezadowolenia. Byłem zaniepokojony i wystraszony jego postawą i wyglądem.

- Co ty sobie wyobrażasz, że możesz tak długo nie odpisywać?!  Całą noc nie spałem martwiąc się czy Jongin nie zrobił ci jakiejś krzywdy! Przyszedłem po ciebie rano! Tylko, że mogłem sobie pocałować klamkę! Jak możesz mnie tak ignorować?!

Zauważyłem, że obok blondyna stoi Suho, który jak na razie tylko przyglądał się tej „rozmowie”.

 -Przepraszam, przykro mi - powiedziałem ze spuszczoną głową.

Od Luhana-hyunga nadal buchała złość, za to odezwał się drugi chłopak:

 -Kyungsoo, co się stało? Nie najlepiej wyglądasz…

- Nic - opowiedziałem cicho
.
- Skoro tak to widzę, że nasza przyjaźń w ogóle się dla ciebie nie liczy! Myślałem, że jesteś inny, ale najwidoczniej się myliłem - powiedział Luhan tonem pełnym goryczy i rozczarowania. 

- H-hung, to nie tak… Proszę…

Starszy chłopak tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł z szatni szybkim krokiem. Suho też skierował się do wyjścia, jednak  zanim zniknął odwrócił się jeszcze do mnie: 

- Jeżeli będziesz potrzebował porozmawiać, to wiesz gdzie mnie znaleźć - uśmiechnął się do mnie smutno po czym wyszedł za chińczykiem. 

Poczułem, że ogarnia mnie potworny smutek. Tutaj miałem tylko ich, a teraz mogłem to wszystko stracić. Byłem na siebie potwornie zły, że to wszystko tak się potoczyło. W pomieszczeniu zrobiło się pusto. Ktoś wyszedł zza rzędu szafek i podszedł do mnie raźnym krokiem. ~Jakbym miał mało problemów~ pomyślałem gdy spojrzałem na wyższego ode mnie chłopaka w charakterystycznej bandance na czole. Rzucił się ku mnie tym samym wrzucając mnie na szafki: 

- Ładnie to tak kogoś śledzić? Wiesz, że za takie coś idzie się do pudła? Nie patrz tak na mnie, widziałem cię dzisiaj rano pod moim domem! Czy ty sobie żarty ze mnie stroisz gówniarzu? Mówiłem ci już, że masz się trzyma z daleka ode mnie i mojego życia. Jak widać nie dotarło! Czy ty jesteś aż tak głupi, czy tylko mi się wydaje? – kiedy mówił był bardzo zdenerwowany, ale chyba nie miał znów tak wielkiej ochoty się na mnie wyżywać - Jak tak dalej pójdzie to naprawdę się policzymy! Obiecuję, następnym razem porządnie cię zleje! Daje ci ostatnią, ale to naprawdę ostania szansę, rozumiesz? OSTATNIĄ! Mam ci to przeliterować kujonku? Dobra to tyle, nie mam dzisiaj do ciebie nerwów - i wyszedł. 

Osunąłem się po śliskiej powierzchni szafek na podłogę. Czułem, że gorzej już być nie mogło. Szczerze, to wolałem już dostać od niego po twarzy niż słuchać co mówi. Podciągnąłem pod siebie kolana po czym objąłem je rękami. Jeszcze nigdy nie czułem się tak bezsilny i samotny… 
~

Przepraszam najmocniej za te dziwne zmiany czcionek, nie mam pojęcia dlaczego tak się dzieje :<
Jeszcze raz za wszystko bardzo wam dziękuję i zapraszam do oddawania głosów w ankiecie ^^ 

Do zobaczenia,
Bandur ;3