poniedziałek, 28 października 2013

Kaisoo- Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter IV

Moje kochane Mordeczki ^^ ~ Komentarze do trzeciego rozdziału pojawiły się z prędkością światła, czego nie można powiedzieć o tym rozdziale, który jest troszkę spóźniony. Ostatnio w ramach czekania wstawiłam dla was fika z Taoris (tego kto jeszcze nie miał z nim styczności zapraszam do przeczytania i zostawienia komentarza ;3). W końcu po wielu próbach, momentach zwątpienia i fochach mojej weny mogę wam oddać świeżutki IV chapter. Dziękuję, że i tym razem tak cierpliwie czekaliście, obiecam się poprawić~ Pojawił się wśród nas nowy obserwator oraz komentator, którego wciągnęło to opowiadanie ;) (Pozdrowienia dla Park Do-bi ^.^)  Równocześnie w dzisiejszym wstępnie chciałabym serdecznie podziękować bocchan69, która jako pierwsza skomentowała rozdział III, oraz wsparła mnie dobry słowem pod fikiem "Airplane". Tak więc najnowszy rozdział jest tej miłej osóbce dedykowany ^^ Jestem naprawdę wdzięczna za absolutnie wszystkie wasze ciepłe słowa, które dodają mi otuchy i chęci do pracy, tak więc zwyczajowo poproszę o...I tym razem troszkę zwiększamy stawkę, bo jesteście bardzo aktywni. A więc wyzwanie 7  komentarzy. Myślę, że spokojnie dacie sobie z tym zadaniem radę~ Nie przedłużając, życzę Wam miłego czytania ^^

   
~~~~
D.O POV

Siedziałem na podłodze w zupełnym odosobnieniu i ciszy. Szatnia opustoszała, ale ja nie miałem zamiaru się stamtąd ruszać. Pozwoliłem łzom swobodnie spływać po moich zarumienionych od płaczu policzkach. Czułem, że popadam w stan, co najmniej depresyjny. Gdyby nie moje złe decyzje wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nikt by przeze mnie nie cierpiał, nie czułby się urażony moim zachowaniem. W myślach skarciłem sam siebie, za swoją niewyobrażalna głupotę. Miałem wszystko, a w jednej, krótkiej chwili to straciłem. Jak mogłem do tego dopuścić? Pytania znów zadręczały moją głowę. Ostatnio zdecydowanie za dużo myślałem… Usłyszałem czyjeś kroki, których odgłos wyraźnie dał mi do zrozumienia, że ktoś się do mnie zbliża. Nie chciałem jednak z nikim rozmawiać, dzielić swojego smutku lub robić cokolwiek podobnego. Chciałem przez chwilę pobyć w ciszy i spokoju. Pragnąłem przysłowiowo „odsapnąć”, żeby jeszcze w miarę do końca tego tygodnia funkcjonować. Cały czas siedziałem w jednej i tej samej pozycji, czułem, że drętwieją mi nogi. Ktoś przy mnie przykucnął i mogłem usłyszeć jego głos:

- Czy coś się stało, że tak sam tutaj siedzisz? - Nie wyczułem w tym pytaniu jakiegoś niesamowitego zainteresowania. To było raczej coś w rodzaju rutynowego „Jak się masz?”, które mogło rozpoczynać rozmowę.

Mimo, że samotność w tej chwili mi odpowiadała, to czułbym się dziwnie ignorując kogoś, kto już zadał sobie trud zagadnięcia do „kujona”. Podniosłem swoje mokre od łez oczy, jednak twarz chłopaka, który była obok była mi zupełnie obca. Nigdy go tutaj nie widziałem, chociaż szkoła była duża, to jednak miałem jakieś ogólne pojęcie o osobach, które tu uczęszczają. Przez myśl przeszło mi, że może jest z innej szkoły, bo nie miał na sobie mundurka z naszego liceum. Jego strój składał się z szarej marynarki w cieniutką kratkę, która stanowiła komplet ze spodniami, białej koszuli oraz czarnego, nienagannie zawiązanego krawatu. Spojrzałem w twarz chłopaka. Trudno mi było określić ile właściwie może mieć lat. Był wysoki, miał pociągłą twarz i bystre oczy. Brązowe włosy z przydługą grzywką były w lekkim nieładzie. W rękach trzymał czarny neseser. Sprawiał wrażenie osoby zimnej i poważnej, trochę się go przestraszyłem.

 -Nikt nie jest wart bezsensownie przelanych łez - powiedział spokojnie.

Otarłem twarz rękawem swetra, chciałem wytłumaczyć mu, dlaczego ronię łzy.

-Wszystko jest nie tak jak trzeba… Czego ostatnio bym się nie dotknął natychmiast zmienia się na gorsze… - nie zdążyłem dokończyć zdania, bo mój rozmówca wstał z kucek.

-Na twoim miejscu postarałabym się to jakoś naprawić - odpowiedział.

Poczułem ukłucie w sercu, bo miał rację, cholerną rację. Zamiast siedzieć tutaj i ryczeć powinienem pomyśleć jak przeprosić Luhana-hyunga i Suho, oraz co zrobić, żeby uniknąć kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji z Kai. Chciałem jeszcze coś nieznajomemu powiedzieć, ale zniknął i jedynce, co zobaczyłem to zamykające się drzwi. Siedziałem tak jeszcze chwilę, aż w końcu podniosłem się spod szafek i poszedłem do łazienki by tam doprowadzić się do porządku. W toalecie też było niezwykle spokojnie. Obmyłem twarz letnią wodą, żeby móc się uspokoić. Stałem tak oparty o umywalkę wpatrując się w moje nędzne oblicze odbite w szklanej powierzchni lustra. Do moich uszu dobiegły śmiechy zbliżających się osób. Spojrzałem ostrożnie w lustro obracając się w stronę wejścia i zobaczyłem Sehuna z resztą zgrai. To był chyba najgorszy moment, jaki ci ludzie mogli sobie wybrać. Czym prędzej pobiegłem do kabiny, aby móc się schować. Zamknąłem się od środka i stanąłem na sedesowej klapie. Musieli stać przy ścianie z pisuarami, bo nie słyszałem ich zbyt dobrze. Z całej rozmowy wyłapywałem pojedyncze zdania, zazwyczaj dotyczyły Kai.

- …myślisz, że długo będzie musiał tak zostawać tu po lekcjach?

- …oby tylko i tym razem mu się udało. Chociaż ogólnie rzecz biorąc, ciągle się wymiguje.

- Dziwię się, że po tym wszystkim jeszcze go nie załatwił. Dobroduszny się ten nasz Kai zrobił.

- A tak swoją drogą, to może powinien się przespać z tą całą Huan? Wiecie, tak jak to zrobił z tą młodą od angielskiego, taką blondynką, co ją wyrzucili za to… jak jej tam było?

- Fuuuu…. Z tą staruchą? Jesteś ohydny Kris…

- Przecież dobrze wiesz, że to był jednorazowy incydent, a że laska była niezła to ją przeleciał - to zdanie prawdopodobnie powiedział Chanyeol, bo jego głos byłem w stanie rozpoznać.

 Zamarłem. Kai poszedł do łóżka z nauczycielką? To było dla mnie coś niewyobrażalnego! Jak on mógł to zrobić? Sama myśl o tym napawała mnie obrzydzeniem… Nieco zdezorientowany tym, co właśnie usłyszałem przypadkowo nacisnąłem spłuczkę. Rozmowy ucichły, a ja poczułem zimny pot, który spływał mi strumyczkiem po plecach. Wstrzymałem oddech. Co jeżeli, któryś z nich zechce zajrzeć, kto ich podsłuchiwał? Tak bardzo nie bałem się nawet wtedy, gdy badboye gonili mnie od stacji metra dopóki nie schowałem się w zaułku.

- Ktoś tutaj jest? Byłem pewien, że jesteśmy sami…uuuu komuś się zaraz nieźle dostanie! – znowu usłyszałem Park’a.

Czułem, że za chwilę będę miał zawał serca, albo atak padaczki. Nie panowałem nad tempem swojego oddechu, który był bardzo szybki. Usłyszałem dźwięk dzwonka dochodzący z korytarza, może teraz sobie pójdą? Proszę…

- Czekajcie chwilę, jestem ciekaw komu będę miał okazję przefasonować twarzyczkę- po raz kolejny odezwał się dryblas.

-Daj spokój to pewnie tylko zepsuta spłuczka- odpowiedział nieznajomy mi osobnik.

- Ej chłopaki - teraz odezwał się ktoś o głębokim głosie - mamy teraz lekcje z dyrem. Radzę się pośpieszyć zanim odnotuje, że nas nie ma, a dobrze wiecie jaki on jest. Jeszcze trochę i naprawdę wywali nas ze szkoły.

Teraz słyszałem już tylko jak wychodząc z toalety głośno zastanawiali się, kto mógł śmiać przeszkadzać w ważnej rozmowie. Żałowałem, że nie udało mi się usłyszeć jej końca. Odetchnąłem z ulgą, serce zaczęło się powoli uspokajać, tętno wracało do nomy. Miałem w tym tygodniu niesamowitego pecha, bo przecież to jest wręcz okrutne zrządzenie losu, żeby aż tyle razy natknąć się na tych typków. Wyszedłem z kabiny i jeszcze raz dla pewności spojrzałem w lustro czy aby nikt gdzieś się nie schował z zamiarem przywalenia mi. Udałem się na lekcje, teraz miała być historia. Zastanawiałem się czy Kai przyjdzie, bo za tym przedmiotem też nie przepadał. Na korytarzu również rozglądałem się za „niepokornymi”, na szczęście nigdzie ich nie było. Kilkoro uczniów dzikim galopem gnało na lekcje, co było dla mnie trochę zaskoczeniem. Szedłem powoli, trochę tak jakbym miał dodatkowo obciążone nogi. Zapukałem do drzwi, po czym wszedłem i grzecznie przeprosiłem za swoje spóźnienie. Już miałem tłumaczyć się nauczycielce, gdy nagle zauważyłem, że to nie ona siedzi teraz przy biurku. Zamurowało mnie. Co tutaj robił ten chłopak z szatni?! Obrócił się do mnie i powiedział:

- Spóźniłeś się, siadaj na swoje miejsce.

Byłem trochę zaskoczony jego wręcz lodowatym tonem, bo przecież rano wydawał się być całkiem miły. Jeżeli jest nauczycielem, to na pewno nie jest tym jednym z przyjaznych. Powiedziałem tylko krótkie „przepraszam” i usiadłem do swojej pustej ławki. No tak, Jongin zapewne się zerwał i teraz siedzi gdzieś na murku popalając papierosy. Nieznajomy z szatni zerknął na swój zegarek, odchrząknął i zaczął:

- Tak jak wcześniej mówiłem, zanim ktoś nam przerwał - dobrze wiedziałem, że mówił o mnie - Jestem waszym nowym nauczycielem historii. Jak wam zapewne wiadomo pani Lee jest w ciąży, więc w związku z tym jest na urlopie. Na pewno szybko nie wróci, więc będzie musieli przyzwyczaić się do mojej obecności tutaj. - Kiedy mówił jego wzrok był niesamowicie wyostrzony, tak jakby z jego pomocą chciał przejrzeć każdego na wylot. Po chwili dodał jeszcze - Moje nazwisko jest na tablicy, zapiszcie je sobie lub zapamiętajcie.

Zerknąłem na ciemnozielony prostokąt zawieszony w centralnej części klasy - Zhang Yixing.

Pan Zhang kazał nam otworzyć podręczniki, kiedy do klasy wszedł Kai. Nikogo nie zdziwiło, że pojawił się dopiero teraz. Jak zawsze okazywał rażący brak kultury osobistej, więc nawet nie przywitał się czy nie przeprosił, tylko rozwalił się arogancko na swoim miejscu. Zerknąłem na nauczyciela, jego mina mówiła naprawdę wiele. Było to połączenie złości, zdziwienia i pewnego rodzaju odrazy.

- Świetnie, kolejny spóźnialski. No proszę, nawet siedzicie w jednej ławce, to żeście się dobrali.
Cała klasa z wyłączeniem mnie i Jongina zaniosła się głośnym śmiechem. Czułem, że spaliłem buraka, za to Kim pokręcił przecząco głową, po czym zerknął na mnie, jednak go zignorowałem. Nie dam się sprowokować, o nie! 

- Ah, jeszcze jedno. Pragnę napomknąć, że zadania domowe i odpowiedzi ustne nadal was obowiązują. Proszę też przychodzić na lekcje o czasie - w tym momencie wymownie popatrzył na nas obu - to wszystko, więc możemy zaczynać.

Nagle poczułem jakby spięcie gdzieś w mózgu. REFERAT! Na śmierć o nim zapomniałem… Będę zmuszony wykorzystać brak zadania. No, ale cóż przecież po to on jest, prawda? Do odpowiedzi jeszcze umiałem, więc przynajmniej o jedno nie musiałem się martwić. Kiedy podczas sprawdzania obecności zgłosiłem „bz” cała klasa wręcz na chwilę zamarła. Spuściłem nisko głowę chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń, ale i tak usłyszałem za sobą ciche szepty. Zerknąłem za siebie i zobaczyłem zmartwionego Suho, szybko jednak odwróciłem wzrok. No tak, przecież to takie nienormalne, że kujon Do Kyungsoo nie ma pracy domowej. Nowy nauczyciel oparł się wygodnie o oparcie fotela i wziął dziennik do ręki.

- Kogo by tu zapytać? Sprawdzimy, co już wiecie - widziałem jak lekko się uśmiechnął.

W klasie zrobił się szum, bo wszyscy złapali za swoje zeszyty, w których utkwili nosy. Jedni po to, żeby coś przeczytać a inni, żeby uniknąć wzroku pana Yixinga. Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym powiedział:

- Kim Jongin.

Klasa odetchnęła z ulgą bo nie wybrał nikogo z nich. Wiedziałem, że nasz nowy historyk zaraz wyjdzie z siebie, kiedy tylko mój sąsiad z ławki się odezwie.

- Wstaw mi jedynkę - powiedział Kai patrząc na niego arogancko.

 Jongin taki już był, że gdy kogoś nie znał traktował go z pogardą i nie zwracał uwagi na jego wiek, czy stanowisko.

- Jak ty się zwracasz do nauczyciela, młody człowieku? – zapytał Zhang – Czyżby matka nie nauczyła cię szacunku dla starszych od siebie?

Widziałem już kiedyś wściekłego Kai, ale teraz to było coś zupełnie innego. Jego reakcję śmiało mógłbym porównać do potężnej erupcji wulkanu. Dlaczego tak ostro zareagował? Teraz nurtowało mnie i to pytanie.

- Nic nie wiesz o mojej mamie! Nie masz prawa o niej mówić!- wykrzyczał.

W klasie zapadła kompletna cisza, nikt nie odezwał się nawet choćby słówkiem. Wyglądało to tak, jakby czas na chwilę się zatrzymał sprawiając, że ten krótki moment stał się iście dramatyczny i pełen napięcia jak w horrorach czy thrillerach. Zerknąłem na nauczyciela, który był w takim samym szoku jak wszyscy obecni na lekcji. Zauważyłem jednak, że po chwili jego oczy zwęziły się w złości. Chyba każdy był ciekawy, co też odpowie pan Zhang?

- Widzę, że trafiłem na grząski grunt- powiedział tonem pełnym złośliwości- Nie ma sensu dalej tego ciągnąć, tak więc Jongin, z przyjemnością wpiszę ci jedynkę- pióro zetknęło się z kartką dziennika, aby w odpowiednim miejscu pojawiło się „1”- Cóż skoro pan Kim, nie jest na tyle odważny i przygotowany, będę musiał wybrać kogoś innego - wiedziałem, że Kai go znienawidzi (z wzajemnością) gdy tylko wszedł do klasy - No to może… - wszyscy zamarli z przerażenia - Do Kyungsoo.
Niechętnie wstałem z krzesła zabierając z blatu biurka mój zeszyt. Stanąłem niedaleko tablicy i wtedy dostałem pierwsze pytanie:

- Powiedz mi, w którym roku Francja, Wielka Brytania i Rosja zawiązały porozumienie, i jak ono się nazywało?

Wciąż byłem pod wielkim wrażeniem tego co przed chwilą się stało. Agresywna reakcja Jongina a do tego poranna rozmowa którą usłyszałem, odebrały mi racjonalne myślenie. Zupełnie nie potrafiłem się skupić… Zacząłem rozglądać się po klasie z nadzieją, że uda mi się odnaleźć odpowiedź na pytanie. Niestety nie dało to pożądanego efektu, bo natrafiłem na spojrzenie Kai. Było pełne wściekłości, goryczy i zuchwalstwa.

- Nie wiesz? – zapytał pan Zhang patrząc na mnie wymownie - a więc inne pytanie: Powiedz proszę, kiedy podpisano Traktat Wersalski?

Speszyłem się. Nie potrafiłem wydusić z siebie choćby jednego słowa. Nagle o wszystkim pozapominałem, a klasa patrzyła na mnie zdezorientowana. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Próbowałem jeszcze coś powiedzieć, ale zacząłem się potwornie jąkać, więc nic z tego nie wyszło.

- Tego też nie wiesz Do? Przykro mi, muszę wpisać ci jedynkę. Trzeba było też zgłosić nieprzygotowanie. Siadaj.

Czułem się naprawdę zdołowany, dlaczego u cholery te słowa nie mogły pojawić się w innym momencie? 
 Wróciłem na swoje miejsce, a gdy tylko usiadłem z ust Kai usłyszałem ciche cmoknięcie po czym powiedział:

- To musi być dla ciebie wielki ból, co? Jedynka i brak zadania? Nieładnie. Będziesz płakał szczeniaku? – Czułem bijącą od niego wredotę. Postanowiłem jednak niczego nie mówić.

Minuty mijały potwornie wolno, a na dodatek nie miałem siły słuchać pana Zhanga. Poczułem, że coś uderzyło mnie w tył głowy. Podniosłem z podłogi małą zgniecioną karteczkę, rozwinąłem ją.

Wszystko z tobą w porządku?  ”

Rozpoznałem delikatne pismo Suho. Trzymałem karteczkę w dłoniach gdy nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Spojrzałem do góry i moje oczy napotkały twarz nauczyciela. Jego wzrok był groźny, jedną brew miał uniesioną do góry.

- No proszę, proszę, ładnie to tak? Nie mamy zadania, nie umiemy do odpowiedzi, a na dodatek nie uważamy na lekcji, bo piszemy karteczki? Za karę zostajesz po lekcjach, przyjdź tutaj gdy tylko skończysz zajęcia - powiedział.

Nagle zadzwonił dzwonek, a ja czułem rosnącą we mnie wściekłość. Co za dupek! Uwziął się na mnie, czy co? Kiedy rano mnie zaczepił był inny, a teraz? Mam zostać w kozie, świetnie. Jeszcze tego mi tylko brakowało. Zaczynałem wątpić czy dzisiaj wydarzy się cokolwiek dobrego.

Minęło kilka kolejnych lekcji na których czułem się zupełnie nieobecny i bezmózgi niczym zombie. Wchodząc na stołówkę w kącie przy koszu na śmieci zauważyłem Kai razem z jego kumplami. Próbowali wyłudzić trochę drobnych na obiad od jakiegoś innego kujona. Nikogo z nauczycieli nie było w pobliżu, więc i ten chłopak podzieli los innych. Nagle zza drzwi wychylił się pan Zhang. Teraz przypomniał mi Kirę z popularnej mangi i anime „Death Note” kiedy tak paradował z tym czarnym neseserem. Postanowiłem obejść ich z daleka kiedy zauważyłem, że zbliża się do Jongina. Stanąłem w miejscu kiedy usłyszałem, że Kai ma przyjść na karę po lekcjach. Totalnie się załamałem. Mam spędzić z tym okropnym chłopakiem popołudnie? Cudownie, naprawdę. Mój ulubiony stolik tak jak pierwszego dnia był zupełnie pusty. Kupiłem tylko miseczkę ryżu bo wybitnie nie miałem na nic ochoty.  Zacząłem wypatrywać Suho i Luhana. Zobaczyłem ich kiedy zbliżali się do naszych miejsc. Hyung nadal był wyraźnie obrażony, Choi próbował mu coś powiedzieć, ale ten tylko się odwrócił i odszedł. Brunet jednak postanowił mi towarzyszyć, a kiedy tylko usiadł od razu zaczął rozmowę:

- Wszystko w porządku? – zapytał.

- Nie bardzo. Przez twoją głupią karteczkę muszę zostać w kozie - dopiero po chwili zorientowałem się jak niemiło zabrzmiałem.

- Bardzo cię przepraszam Kyungsoo, nie wiedziałem, że to się tak skończy. Ten cały Zhang to straszna kosa. Naprawdę już nie mogłem wytrzymać widząc cię tak przygnębionego, więc musiałem zapytać.

- I co? Już ci lepiej wiedząc, że dostałem karę? - Zupełnie nie wiedziałem dlaczego tak agresywnie mu odpowiadam. Znowu go zraniłem… - Przepraszam, naprawdę- powiedziałem zasmucony.

- Nie szkodzi, ale musisz coś z tym zrobić. Musisz porozmawiać z Luhanem, przeprosić czy coś…

- No przecież wiem! - Chociaż wcale nie chciałem krzyknąłem na niego. Jak mogłem być dla niego taki? Sam siebie nie rozumiałem.

Suho zabrał swoją tackę i wstał:

- Dobrze, zostawię cię bo widzę, że nie jesteś zbyt skory do rozmów.

- S-suho… przepraszam! - On tylko posłał mi delikatny, ale zmartwiony uśmiech nim odszedł.

Uderzyłem pięścią w stół ze złości. Dlaczego taki jestem?! Tak być nie może, muszę to koniecznie naprawić!
Kiedy minęła ostatni lekcja, na której była kartkówka z biologii poszedłem do klasy od historii. Szedłem szybko, bo nie chciałem się spóźnić. Kiedy wszedłem pan Zhang sprawdzał referaty, które oddali mu inni. Nie mogłem na niego patrzeć, bo od razu budziła się we mnie złość.

- Dzień dobry- powiedziałem cicho.

- Dzień dobry, usiądź sobie gdzie chcesz.

Wybrałem swoje zwykłe miejsce, a kiedy usiadłem położyłem głowę na ławce. Byłem zmęczony, smutny i zły. Czekałem na moment, w którym pojawi się Kai. Kiedy nie zjawił się po dwudziestu minutach wiedziałem, że już na pewno nie przyjdzie. Przez całą godzinę siedziałem patrząc tępo w krajobraz za oknem. W klasie najgłośniejszy był zegar na ścianie, kilka razy pan Yixing westchnął lub cmoknął z niezadowolenia, a ja byłem cicho jak mysz pod miotłą. Wreszcie minęła ta trwająca wieki godzina.

- Możesz iść Kynungsoo - powiedział.

Zabrałem swoje rzeczy i powlokłem się do drzwi, a kiedy już wychodziłem usłyszałem za sobą ciche:

- Powodzenia.

Nie wiedziałem o co chodzi nauczycielowi, więc po prostu wyszedłem. Byłem już tak zmęczony, że przestałem kontaktować ze światem zewnętrznym. Byłem zamknięty w mentalnym pokoju bez wyjścia, a moje myśli skumulowały się niczym burzowe chmury, nie kontrolowałem tego co robię. W pewnym momencie znalazłem się na pasach, ale nie zauważyłem nadjeżdżającego samochodu. Usłyszałem tylko pisk opon, a gdy spojrzałem w tamtą stronę oślepiło mnie jasne światło. W mojej głowie echem odbijały się głosy kilkunastu osób. Poczułem nagłe szarpnięcie do tyłu. Byłem pewien, że auto mnie potrąciło i leżę martwy na jezdni, bo nie czułem żadnego bólu. Ktoś objął mnie mocno w pasie jedną ręką i moje plecy na chwile zetknęły się z jego ciałem. Dopiero po chwili zrozumiałem co tak naprawdę się stało. Osoba za mną zwolniła uścisk. Klakson sprawił, że jeszcze bardziej oprzytomniałem.

- Uważaj idioto – usłyszałem za sobą.

Nadal będąc w szoku skłoniłem się przepraszająco kierowcy, a potem ten sam gest wykonałem w kierunku mojego wybawiciela. Zanim odszedłem powiedziałem jeszcze:

- Dziękuję.

Nie miałem pojęcia kto to właściwie był, ale nie miałem już nawet siły obracać się za siebie, po prostu poszedłem w stronę domu. Powłóczyłem nogami, aż do swojego pokoju, który znajdował się na piętrze gdzie ledwo się doczłapałem. Plecak rzuciłem gdzieś w okolice biurka niewiele przejmując się jego losem. Usiadłem na łóżku i wtedy do pomieszczenia przyszedł mój pies. Zacząłem go głaskać, żeby chociaż trochę się uspokoić. Położyłem się i zawołałem Luke’a, żeby ułożył się obok. Przytuliłem się do niego jak do wielkiej poduszki.

- Tylko ty mi zostałeś piesku… - szepnąłem głaszcząc go powoli. On uniósł łepek do góry, tak jakby chciał mi przekazać, że rozumie co mówię. 

O odrabianiu lekcji nawet nie chciałem myśleć. Wziąłem z biurka komputer i usiadłem z nim na kolanach. Od razu pokazała mi się wiadomość z komunikatora:
Suho ^^: przesyła wiadomość.
Nie bardzo miałem ochotę z nim rozmawiać po dzisiejszej sytuacji na stołówce, ale też nie mogłem go zignorować. Zacząłem z nim obmyślać jakby tu przeprosić Luhana, za moje zachowanie i dzięki temu czas upływał szybciej. Okazało się, że była to naprawdę słuszna decyzja. Usłyszałem sygnał sms po czym spojrzałem na komórkę:

~Jak to się dzieje, że gdy ktoś zbuduje mur, ktoś inny zaraz chce wiedzieć, co jest po jego drugiej stronie?"~


Niczego nie zrozumiałem z treści tej wiadomości. Owszem, sam cytat tak, jednak nie potrafiłem jej połączyć z żadnym wydarzeniem, bo moja głowa już dobrze nie pracowała.

Wkrótce poszedłem pod prysznic. Zastanawiała mnie nie tylko treść wiadomości, ale przede wszystkim jej nadawca. Może to Suho wysyła mi te smsy? Nie, to przecież nie dorzeczne… Po wyjściu z łazienki wskoczyłem pod kołdrę, żeby w końcu móc się położyć spać. Głowa okropnie mnie bolała od natłoku myśli na temat Kai. Oczy same mi się zamykały, a ciepło psa, który spał tak blisko mnie sprawiało, że odczułem senność jeszcze bardziej. W głowie miałem już tysiące scenariuszy jak przeprosić hyunga, miałem nadzieję, że się uda.

Kiedy obudziłem się następnego dnia okazało się, że mój budzik nie zadzwonił. Zostało mi już naprawdę niewiele czasu do rozpoczęcia pierwszej lekcji. Ostatnim czasem męczyły mnie sny z Jonginem w roli głównej, przez nie w ogóle się nie wysypiałem. Biegałem jak wariat po całym pokoju to się pakując, to ubierając. Wszystko robiłem na szybko, po czym wręcz wybiegłem z domu. Zacząłem biec sprintem, ale kiedy byłem już blisko szkoły zdałem sobie sprawę, że teraz już na pewno nie zdążę więc zwolniłem dysząc przy tym ciężko, jak stary osioł. Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby odczytać sms:

Od Suho ^^:         
Dlaczego cię nie ma? Spotkajmy się przy szafkach przed lunchem.

Odpisałem mu, że się spóźnię bo zaspałem, i że przyjdę we wskazane miejsce. Nie było już sensu iść pod pierwszy gabinet bo właśnie zadzwonił dzwonek na przerwę. Westchnąłem niechętnie - teraz będzie historia z cholernym Zhang Yixingiem… Przyszedłem wcześniej, a kiedy i dzisiaj czytał listę obecności zgłosiłem nieprzygotowanie. On spojrzał na mnie z niedowierzaniem:

-Znowu jesteś nienauczony? Miałeś wczoraj tyle czasu! Mogłeś się uczyć kiedy przez godzinę tutaj siedziałeś… Ech dobra, wpiszę ci to.

W myślach po raz setny w tym tygodniu obiecałem sobie, że wszystko naprawię.

Wkrótce nadeszła pora lunchu więc zszedłem na dół do szatni, tam gdzie umówiłem się z Suho. Doznałem szoku, co tutaj robił Luhan? No tak, pewnie mój przyjaciel wszystko sobie zaplanował i najnormalniej w świecie mnie wrobił. Już chciałem się cofnąć i wyjść gdy sumienie podpowiedziało, że przecież tak bardzo chcę go przeprosić, zresztą była to dobra okazji. Poza tym już zdążył mnie zauważyć. 

Widziałem jak blondyn odchodzi w stronę wyjścia, ale ja nie mogłem stracić teraz swojej szansy.

-H-hung, proszę posłuchaj mnie prze chwilę. Ja… ja chcę cię przeprosić za tamto. Jest mi niezmiernie przykro za to co zrobiłem…

Jednak Lu nie wyglądał jakby był zainteresowany moimi przeprosinami.

- Proszę, nie ignoruj mnie. Nie jestem w stanie tak funkcjonować kiedy wiem, że jesteś na mnie zły. Wiem, że nie jestem idealnym przyjacielem, ale proszę, wybacz mi. Obiecuję ci, że to już nigdy się nie zdarzy. Jesteś dla mnie bardzo ważny i zależy mi na twojej przyjaźni… - wtedy od nadmiaru emocji załamał mi się głos i nie potrafiłem już niczego powiedzieć. Poczułem jak pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Luhan uśmiechnął się po czym podszedł do mnie, żeby delikatnie mnie przytulić. Przynajmniej ta jedna rzecz się udała - wybaczył mi. Wtedy zza szafek wyszedł zadowolony Suho.

- Od razu lepiej was takich widzieć! - powiedział.

Wszyscy się zaśmialiśmy, Luhan podał mi chusteczkę i razem poszliśmy na lunch. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się lepiej. Hyung zapytał czy wszystko w porządku, bo źle wyglądam. Skłamałem trochę, że to wszystko tylko przez niewyspanie, nie chciałem go od razu tak martwić. Musieli jednak zauważyć moją wciąż strapioną minę, więc zapytali co się dzieje. Opowiedziałem im o tym co wczoraj słyszałem w łazience. Oni jednak nie wydawali się być tą opowieścią zaskoczeni. Suho powiedział, że to faktycznie miało miejsce, a cała szkoła jeszcze długo po zwolnieniu owej nauczycielki nadal o tym mówiła. Poruszyłem też temat wybuchu Kai na lekcji historii, a wtedy ich twarze spoważniały. Choi chciał mi powiedzieć więcej, ale zadzwonił dzwonek, więc obiecał mi, że opowieść dokończy później.
Po ostatniej lekcji czułem się potwornie źle. Było mi ciągle zimno, ręce mi się trzęsły a na dodatek rozbolała mnie głowa. Pani Huan kazał mi zostać na chwilę, żeby ze mną porozmawiać. W klasie był też Kai. Bałem się, że zobaczyła moją ocenę z historii, albo gorzej, że ten cały Zhang na mnie doniósł. Okazało się jednak iż chodzi o coś innego:

- Kyungsoo zawiodłam się na tobie! Nawet nie wiesz, jak bardzo! Jongin znowu dostał jedynkę, a przecież miałeś się z nim uczyć. Wyjaśnij mi ten fenomen!

W jednej chwili poczułem, że strasznie mi słabo, a przed oczami zrobiło mi się czarno. Odpłynąłem…

~~~
Kai POV:

Rozmyślałem o tym jak ten nowy arcywielki pan historyk śmiał w tak bezczelny sposób wspomnieć o mojej mamie. Czułem, że nigdy mu tego nie wybaczę. Ba! Już niedługo zobaczy, co to znaczy zadzierać ze mną! Dalej przeklinałbym go w myślach, ale w jednej chwili Kyungsoo stał słuchając jak Huan go opierdziela, a w drugiej runął jak długi na ziemię. Nie miałem pojęcia co mu się stało, a że nie chciałem mieć z tym nic wspólnego pragnąłem po prostu się ulotnić. Jak na nieszczęście ta kobieta musiała wpaść w wielką panikę. Zaczęła poklepywać jego blady policzek. Czasami zdarzało mi się uważać na lekcji, więc wiedziałem, że powinna nim trochę potrząsnąć, ale skoro nie prosiła nie chciałem się mieszać. Kiedy już chciałem wyjść, powiedziała:

-O nie, nie mój drogi, a dokąd to? Przecież ja nie dam rady zabrać go do pielęgniarki!

- Mam ciekawsze i ważniejsze rzeczy do roboty… - odpowiedziałem.

- Jeżeli go tam nie zabierzesz, to obiecuje ci, że zostaniesz zawieszony w prawach ucznia!

Ostentacyjnie westchnąłem tak, jak to miałem w zwyczaju. Podszedłem do leżącego na podłodze Do i otrząsnąłem jego ramieniem głośno mówiąc, żeby się ocknął. On tylko lekko otworzył oczy, coś wymamrotał. Z trudem wziąłem go na ręce, bo był cięży przez to, że zemdlał i poszedłem z nim do pielęgniarki. Na szczęście nie było to zbyt daleko. Spojrzałem na tego nędznego kujona. Był blady jak ściana, a pod oczami miał okropne fioletowe cienie. Skoro zgłosił „np” to raczej nie zarwał nocy na naukę historii. Zaczęło mnie to trochę zastanawiać. Zaraz? Co? Przecież ta łajza nic mnie nie obchodzi!  Kiedy już stałem pod drzwiami gabinetu pielęgniarki, szepnąłem ciche:

- Dlaczego zawsze ja?

Kilka razy postukałem w drzwi butem, bo nie miałem możliwości, żeby samemu otworzyć drzwi. Po chwili pojawiła się w nich drobna kobieta, która wyglądała na dość młodą. Teraz wiedziałem dlaczego Chanyeol czasami lubił udawać, że coś mu jest. Musiałem przyznać, że nowa pielęgniarka była niczego sobie. Ona popatrzyła przerażona na Kyungsoo i zapytała:

- Matko! A co mu się stało? Biedactwo…

- Zemdlał tylko. Już go cuciłem, ale znowu odleciał.

- Połóż go tutaj i unieś jego nogi do góry, wtedy za jakiś czas się ocknie.

Zrobiłem to co powiedziała, przy okazji podziwiając jej zgrabna figurę i seksowne nogi.
Stanąłem pod ścianą i zacząłem się zastanawiać czy mogę już sobie iść, kiedy ten wstrętny kujon otworzył oczy, po czym ze zdziwieniem zapytał co się stało.

- Zemdlałeś, a ten miły chłopiec cię tutaj przyniósł - powiedziała pielęgniarka.

Najbardziej jak tylko się dało powstrzymywałem się od śmiechu. Ja? MIŁY? Wspaniały żart! Gdyby Huan mi nie kazała, to palcem bym go nie tknął. Zerknąłem na niego i zamarłem. A jeżeli pomyśli, że się nad nim ulitowałem?! Nie byłoby chyba nic gorszego… I wtedy spojrzał na mnie w jakiś nietypowy sposób. W tym momencie spełniła się mój najgorsza obawa. Kurwa…

- Muszę na chwilę wyjść, ale wy dwoje się stąd nie ruszajcie! – powiedziała, po czym opuściła pomieszczenie.

Zrobiło się jakoś głupio i niezręcznie. Kyungsoo siedział przykładając sobie do głowy lód w woreczku, który dała mu pielęgniarka, bo kiedy upadł nieźle się walnął. Wbiłem wzrok w stopy, stałem pod ścianą starając się wyglądać wystarczająco obojętnie.

- Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić…

Co? Czy on mi właśnie podziękował? Czy ten dzieciak nie może siedzieć cicho chociaż raz? Czy wymagam aż tak wiele? Odpowiedziałem mu jednak:

- Tss, gdybym nie musiał to wcale bym tego nie zrobił. Pani Huan kazała mi cię tu przywlec… Niedługo to całe ratowanie ciebie wejdzie mi w nawyk - dopiero po chwili dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. No to mam przejebane…

Na twarzy Do malowało się zdziwienie. Zaraz pewnie zada mi setkę różnych pytań…

- Jak to ratowanie mnie wejdzie ci w nawyk? T-to byłeś ty? Wczoraj na pasach? I wcześniej przed biblioteką, też?- zapytał.

Już miałem szukać jakieś wymówki gdy weszła pielęgniarka i oznajmiła, że rodzice kujona nie mogą po niego przyjechać. Spojrzała na mnie i wiedziałem, że to nie wróży nic dobrego.

- Skoro już tutaj jesteś i tak się nim zaopiekowałeś, to może odprowadzisz go do domu?

No jeszcze tego mi brakowało! O nie! Nie będę odprowadzał nigdzie tego szczeniaka!

- Nie ma mowy - odpowiedziałem krótko.

- Dam sobie radę proszę pani - powiedział Kyungsoo. Chociaż raz mogłem mu podziękować, że nie chce żebym gdzieś z nim szedł.

Ale pielęgniarka nie chciała tego słuchać i obu nas wypchała za drzwi. Szliśmy przez korytarz w kompletnej ciszy. Kiedy wyszliśmy już za teren szkoły i byliśmy obok przystanku autobusowego kujon znowu się odezwał:

- Naprawdę nie musisz mnie odprowadzać - powiedział, ze spuszczoną głową.

- Nawet nie miałem zamiaru - odpowiedziałem.

- Jeszcze raz dziękuję, naprawdę nie musiałeś… - ile razy można komuś dziękować?

- Powiedzmy, że miałem dobry dzień. Dzień dobroci dla zwierząt i kujonów, ale nie licz więcej na moją łaskę.

Odwróciłem się na pięcie i kiedy odszedłem tylko kilkanaście metrów moją głowę nawiedziła dziwna myśl: Mam nadzieję, że nie zabije się tam po drodze. Spojrzałem na niego przez ramię. Szedł bardzo powoli stawiając małe kroki, tak jakby się bał, że zaraz znowu zemdleje. Okej kujonie, mam nadzieję, że będziesz bezpieczny. Zaraz? Czy ja się właśnie o niego martwię?! Nie ma takiej opcji! Ale przecież jak coś mu się stanie to będzie na mnie… Spojrzałem na telefon i pobiegłem przed siebie bo byłem spóźniony.
Znowu.

~~~
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał ^^ Zapraszam do komentowania~
Jeżeli jesteście zainteresowani np. jak mają się poczynania przygotowań do kolejnych rozdziałów lub też szybciej sprawdzić czy takowy się pojawił, to zapraszam was na naszego Facebooka ;)

Do zobaczenia~

Bandur ;3 

piątek, 18 października 2013

Airplane

Hej ^^ Nawet nie wiecie jak się za wami stęskniłam~! Wiem, że zapewne z niecierpliwością wyczekujecie "Sorry, I'm a Bad Boy", ale obiecałam wam prezent, więc oto jest Taoris. Fik nie jest zbyt długi, mam jednak nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do komentowania one-shot'a, a kolejny rozdział Kaisoo już wkrótce :3 ~Enjoy <3

~~~~~
Taoris~Airplane
Przyjemny letni poranek zapowiadał udany dzień dla każdego, kto w tej chwili otworzył swoje zaspane oczy. Słońce jeszcze nie do końca wzeszło, więc nikomu nie doskwierał potworny upał. Wysoki brunet obrócił się na drugi bok chcąc jeszcze trochę poleżeć zanim wygrzebie się z łóżka. Czekał na ten dzień już od dawna. Jego myśli wciąż krążyły wokół tej jednej soboty. Uśmiechnął się sam do siebie na myśl o tym, co go czeka. Nareszcie nie będzie musiał budzić się, jeść czy nawet myć zębów sam. Już jutro będzie mógł zacząć dzień od słodkiego pocałunku. Chłopak podśpiewując cicho wstał i podszedł do okna, chcąc zakosztować pięknego i spokojnego widoku. Przez chwilę utonął we własnych myślach, po czym zabrał z krzesła wcześniej przygotowane rzeczy. Szczegółowo zaplanował co na siebie włoży, nie mogło to być nic zwyczajnego. W łazience wziął szybki, orzeźwiający prysznic, doprowadził się do ogólnego porządku i ubrał. Szybko zjadł śniadanie, bowiem był bardzo rozemocjonowany i zniecierpliwiony. Wrzucił do torby wszelkie potrzebne rzeczy, po czym zabrał kluczyki do samochodu. Gdy tylko zamknął drzwi mieszkania marzył, by jak najszybciej znaleźć się na dole. Musiał dojechać na lotnisko przed czasem, gdyby się spóźnił chociaż chwilę nigdy by sobie tego nie wybaczył.
Droga niesamowicie mu się dłużyła, nawet radio i ulubione piosenki z iPhone’a nie były w stanie mu pomóc. Na swoje nieszczęście utkwił w korku. Co chwilę nerwowo patrzył na zegarek. Do przylotu samolotu było coraz mniej czasu. Kiedy po czterdziestu minutach sznur samochodów wreszcie ruszył, chłopak wcisnął pedał gazu wręcz do samej podłogi. Szaleńczą jazdę ukoronował złamaniem kilku przepisów drogowych. Na szczęście żaden policjant nie czaił się za rogiem, więc znalazł się na miejscu w rekordowo szybkim czasie. Zaparkował jak najbliżej wejścia się dało.  Teraz zmierzał w stronę ogromnego, oszklonego budynku myślami błądząc gdzieś daleko. Doskonale wiedział gdzie ma się udać po przejściu przez hol, ale tłumy ludzi skutecznie mu to uniemożliwiały. Szedł powoli przed siebie mijając kolejne osoby ciągnące za sobą walizki. Gdy był już dostatecznie blisko wielkiej, elektronicznej tablicy szukał tylko trzech informacji: Kanada, przylot, godzina. Jego wzrok błądził z góry na dół aż w końcu natrafił na niezbędną linijkę. Samolot miał znaleźć się na płycie lotniska o trzynastej piętnaście, co oznaczało, że chłopak miał do dyspozycji dziesięć minut - dziesięć trwających w nieskończoność minut. Przechadzał się po hali w tą i z powrotem byle tylko jakoś zająć swój czas. Gdy w końcu usłyszał, że samolot z Kanady właśnie wylądował nie mógł posiąść się ze szczęścia. Wiedział, że jego chłopak też wyczekiwał tego dnia równie mocno jak on, ale nie chciał też przesadzać. Wziął kilka głębokich oddechów i postanowił cierpliwie czekać. W tłumie wciąż wypatrywał wyższego od siebie blondyna, który zapewne będzie schludnie i elegancko ubrany. Zza drzwi wciąż wychodzili ludzie, jednak żadna z osób nie była tą, na którą tak bardzo czekał. Jakiś złośliwy głos w jego głowie zaczął szeptać, że może jego ukochany wcale nie ma zamiaru wrócić. I właśnie wtedy go zobaczył. Serce zabiło mu szybciej na jego widok, tak bardzo się za nim stęsknił! Tak jak się tego spodziewał starszy wyglądał nienagannie. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. W uszach jak zawsze miał po kilka kolczyków, wśród których chłopak zauważył też te, które mu podarował. Przyśpieszył kroku by znaleźć się bliżej niego. Już tak niewiele brakuje, jeszcze dosłownie kilka sekund i znajdzie się w jego cudownych ramionach. Wyciągnął ręce przed siebie, ich ciała zetknęły się ze sobą. Poczuł jak starszy przytula go mocno, tak jakby miał już nigdy go nie puścić. Brunet jedną ręką objął go za szyję, a drugą położył na jego plecach. Wtulił się w jego koszulę czując przyjemny zapach jaki oddawała.
- Duizhang… - powiedział młodszy - tęskniłem za tobą… tak się cieszę, że wróciłeś - wtulił się w niego bardziej. Poczuł jak palce starszego przeczesują jego włosy.
- Ja też się stęskniłem moja mała Pando, nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiedział.
Chociaż stali na środku terminalu a wokół było mnóstwo ludzi, Kris nie zawahał się nawet na moment. Odsunął Tao od siebie, żeby móc wziąć jego twarz w obie dłonie. Ich spojrzenia spotkały się ze sobą wywołując u bruneta rumieniec.
- Życie bez ciebie nie ma najmniejszego sensu… - powiedział, po czym pocałował go tak, jakby robił to po raz pierwszy. Czas zdawał się zatrzymać, kiedy wargi starszego napotkały drugie - te miękkie i uległe.

Oboje wiedzieli, że aby znów poczuć się szczęśliwie potrzebują jednej, krótkiej chwili. Chwili, w której znajdą się w swoich wypełnionych miłością ramionach…

~~~~~
Do zobaczenia~
Bandur ;3