niedziela, 21 grudnia 2014

Kaisoo - Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter X

Witajcie, moje małe Jelonki <3 Początek świątecznej przerwy pozwolił mi na skończenie X rozdziału. Przepraszam was raz jeszcze, że musieliście tak długo czekać, ale historia choć jest moim ukochanym przedmiotem, jest też niezłą suką. Anyway, życzę Wam kochani czytelnicy - Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że Kaisoo to dobry prezent ^^ Nie przedłużając już, życzę miłego czytania ;)
~~~~~~~~~~

                     

Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby móc sprawdzić wiadomość, którą otrzymałem. Nie myliłem się co do tego kto ją przesłał. Po odblokowaniu na ekranie pojawił się nowy cytat:

„Każdy może współczuć cierpieniom przyjaciół, lecz trzeba mieć wspaniały charakter, by móc cieszyć się powodzeniem przyjaciela.”

Zastanawiałem się, o co chodzi temu chłopakowi. Jak nie chciał mnie zamordować, to mówił czy pisał rzeczy, które w ogóle nie pasowały mi do jego osoby. Miałem niesamowicie sprzeczne uczucia, nie miałem pojęcia jak się zachować i co z tym wszystkim zrobić. Postanowiłem na razie mu nie odpisywać, bo dobranie odpowiedniego cytatu zajęłoby mi chwilę. Ciągle jeszcze byłem niesamowicie przejęty konkursem oraz samym faktem mojej wygranej. Sądzę, że dla wszystkich było to wielkim zaskoczeniem, w końcu nieczęsto zdarza się, że kujon wygrywa konkurs artystyczny. Luhan i Suho, wciąż byli podekscytowani tym sukcesem, ale też nagrodą, jaką dostałem. Aparat polaroidowy był naprawdę świetną sprawą. Za jego pomocą można uwiecznić miłe wspomnienia, a do tego będą szczególnie wyjątkowe, z racji tego, że nie można ich powielić. Ucieszyłem się, że go wygrałem, na pewno wkrótce go wykorzystam. Oby na wycieczce szkolnej dopisała pogoda, wtedy wyjdą mi świetne zdjęcia. Oderwałem się od swoich myśli, kiedy chłopcy zapytali o uczczenie mojego zwycięstwa. Byłem jednak zbyt zmęczony wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło i niestety musiałem im odmówić świętowania, przynajmniej dzisiaj było to niezbyt wykonalne. Zaproponowałem, że moglibyśmy pójść do tej nowej kawiarni, o której niedawno rozmawialiśmy. Przystali na moją propozycję z dość dużym entuzjazmem. Kiedy tylko skończyliśmy pogawędkę zaczęli podchodzić do mnie ludzie z klasy oraz nauczyciele, żeby móc mi pogratulować. Gdy w końcu po czasie zdającym się ciągnąć w nieskończoność mogliśmy wrócić we trójkę do domu. Pożegnałem się z nimi stojąc na ganku, a gdy zniknęli za zakrętem otworzyłem drzwi wchodząc do środka. Pies przybiegł do mnie radośnie szczekając i jednocześnie merdając ogonem. Zaczął mnie obwąchiwać, chodzić wokół mnie a nawet w pewnym momencie, gdy przykucnąłem chcąc zdjąć buty ten polizał mnie po twarzy. Potarmosiłem go za uszami, żeby dał mi święty spokój. Skierowałem się do salonu, żeby przywitać się z rodzicami, chciałem też podzielić się z nimi wynikiem konkursu. Byli mile zaskoczeni moim osiągnięciem, chyba nawet nie spodziewali się, że pójdzie tak dobrze. Mama uścisnęła mnie i zaproponowała, że zrobi moje ulubione danie z wołowiną, a potem razem obejrzymy jakiś dobry film. Wieczór minął mi zaskakująco szybko, dawno nie spędzałem już czasu z rodziną. Zanim poszedłem spać mama i tata powiedzieli mi raz jeszcze jak bardzo są ze mnie dumni. Poszedłem na górę do swojego pokoju, wsunąłem się pod kołdrę i zasnąłem naprawdę szybko czując błogi spokój.

~~~~~~~~~~~~~~

Pov Kai~
Szedłem samotnie przez ciemne uliczki, które były oświetlane wyłącznie  przez niektóre uliczne lampy. Co chwilę wyjmowałem z kurtki telefon w nadziei, że wreszcie dostanę odpowiedź na swojego smsa. Kujonie jeden, czego u kurwy mi nie odpisujesz, no? Po raz kolejny przyłapałem się na myśleniu o tym gówniarzu. Zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo oczekuję, że mi odpisze. Sam nie wiedziałem, po co właściwie pisałem do niego te wszystkie wiadomości. Nie interesował mnie przecież a do niedawna pałałem do niego czystą nienawiścią. Gdy tylko nadarzyła się okazja spisałem jego numer i zacząłem całą tą dziwaczną „grę”. Chciałem sprawdzić jak będzie reagować na tajemnicze wiadomości od nieznajomego i ku memu zdziwieniu nigdy nie zapytał, kim jestem. Zapewne jego kujoński umysł postanowił sam rozwikłać tę zagadkę. Byłem ciekaw czy już doszedł do prawdy, ale z drugiej strony byłem niemalże pewien, że wciąż to rozgryza, dlatego słodka tajemnica wciąż pozostawała nienaruszona. Myślałem też o moim „szlachetnym czynie”, którym było uratowanie Kyungsoo przed żartem Chanyeola. Najlepszy kumpel był na mnie wściekły i czułem się źle wiedząc, że go zawiodłem. Najwyraźniej jednak ratowanie tyłka Do stało się moim nowym zajęciem życiowym. Im bardziej pragnąłem zapomnieć o tym żenującym momencie na scenie, tym z większą siłą do mnie wracał. Te jego przestraszone, ciemnobrązowe oczy…takie wielkie jak u szczeniaka, z błyskiem tajemniczości. Chryste, dlaczego myślę o takich rzeczach?! Przecież jestem normalny! Normalny! Żaden ze mnie homoseksualista – i w tym momencie poczułem ukłucie w sercu, tylko dlaczego? Nie rozumiałem siebie od dłuższego czasu. Kiedy te kilka miesięcy temu Kyungsoo władował się z butami w moje życie coś we mnie pękło, coś zaczęło się zmieniać. Moje zachowanie nieco się poprawiło, byłem mniej chamski i arogancki, częściej trzymałem język za zębami, starałem się być stosowny. Zacząłem przykładać większą wagę do nauki, czy też innych zajęć w tym do nowej pracy. Wcielałem w życie marzenia mamy. Przestałem się interesować sprawianiem innym przykrości, od dawna nie zabawiałem się kosztem dziewczęcych serc, a pomimo to los ciągle fundował mi nowe niespodzianki. Sięgnąłem pod szalik i złapałem za nieduży wisiorek, który kiedyś był własnością najukochańszej osoby na świecie. Spojrzałem w niebo na najjaśniejsza z gwiazd.
- To twoja sprawka, prawda? – Zapytałem cicho utkwiwszy swój wzrok w nieboskłonie myśląc o mamie.
Stałem tak jeszcze chwile dopóki nie uznałem, że wystarczy. Nigdzie mi się nie spieszyło, więc szedłem bardzo powili jakby się przechadzając. Jakiś czas później znalazłem się już u progu mieszkania Krisa, gdzie obecnie rezydowałem. Naprawdę nie miałem ochoty tam wchodzić, byłem pewien, że Wufan zasypie mnie gradem krępujących pytań. Nie byłem jednak w stanie tego uniknąć, bo przecież z nim mieszkałem. Ostrożnie wsunąłem klucz w zamek, żeby nie robić hałasu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, gdzie przywitało mnie przyjemne ciepło. Zacząłem ściągać kurtkę i buty, a kiedy już uporałem się z pozostałą odzieżą wierzchnią wszedłem w głąb domu. Dostrzegłem hyunga stojącego przy kuchence, znowu coś pichcił. Czasami zastanawiałem się czy to jest jego prawdziwe hobby. Chłopak obrócił się z uśmiechem na ustach, ale widziałem, że był nieco zmartwiony.
- Jesteś głodny? Robię Pulgogi i pomyślałem, że może będziesz miał ochotę.
Faktycznie na samą już myśl o tym przysmaku aż zaburczało mi w brzuchu, dlatego skinąłem głową w odpowiedzi. Byłem mu bardzo wdzięczny, że tak się mną opiekował, karmił i w ogóle. Jedliśmy przez dłuższy czas w okrutnej ciszy przerywanej jedynie odgłosem odstawiania szklanki na stolik. W końcu jednak zaczęliśmy pogawędkę, która okazała się być bardzo przyjemna. Blondyn nie poruszył tematu konkursu, więc albo nie był tym zainteresowany albo czekał, aż sam mu powiem. Nie miałem jednak ochoty mu o tym opowiadać, zresztą wkrótce i tak dowie się czegoś więcej od reszty. Rozmawialiśmy za to o sporcie, o mojej pracy i różnych innych tematach włącznie z jedzeniem. Musiałem przyznać, że wołowina, którą przyrządził Kris była wspaniała, mógłbym zajadać się nią bez końca. Po skończonym posiłku grzecznie mu podziękowałem i poszedłem pod prysznic. W końcu musiałem jutro wstać do roboty, o czym przypomniał mi mój przyjaciel. Ze zmęczenia, ale też kotłujących się we mnie emocji dość szybko zasnąłem odpływając w senną krainę.

~~~~~~~~~~~~

Kolejny wiosenny dzień przywitał mnie przyjemnymi promieniami słońca, które tańczyły na szybie mojego okna. Była sobota, a to oznaczało cały dzień spędzony w kawiarni na pracy. Miałem jeszcze sporo czasu do wyjścia, więc usiadłem w łóżku i przeciągnąłem się jak kot. Uznałem, że przyszedł czas na głupią rozrywkę, czyli oglądanie telewizji jak to nazywał Kris. Wchodząc do salonu zauważyłem, że zostałem sam. Zdziwiłem się, bo zazwyczaj blondyn spał w weekend do bólu a potem zajmował się domem lub spotykał z Tao. Ciekawy byłem, co wymyślił tym razem. Rozsiadłem się wygodnie na kremowej sofie, która ustawiona była naprzeciwko ściany z telewizorem. Włączyłem urządzenie i zacząłem zmieniać kanały poszukując czegoś interesującego. Oczywiście trudno było o program, na którym w tej chwili nie puszczaliby reklam, ale koniec końców znalazł się jeden porządny. Spędziłem przed „szklanym ekranem” dobre czterdzieści minut, kiedy spostrzegłem, że muszę się zbierać, bo inaczej spóźnię się do pracy, na co definitywnie nie mogłem sobie pozwolić. Szybko się ogarnąłem, zamknąłem drzwi i dzikim pędem pognałem na przystanek gdzie cudem udało mi się złapać autobus. W przeciągu kolejnych piętnastu minut byłem na miejscu. Jeszcze tylko jedna ulica dzieliła mnie od budynku, w którym pracowałem. Przebiegłem przejście dla pieszych nawet nie patrząc na światło sygnalizatora i wpadłem do środka jak huragan.
- Woah, idealnie o czasie. Dosłownie minuta i zaliczyłbyś spóźnienie – SooHyo denerwowała mnie od pierwszego dnia mojej pracy. Stała teraz za ladą polerując ją na wysoki połysk przy pomocy szmatki. Obdarzyłem ją krótkim, lodowatym spojrzeniem, po czym poszedłem do szatni. Spotkałem tam przebierającego się Taemina. Ten w przeciwieństwie do siostry bardzo mnie lubił, od razu ucieszył się na mój widok. Zapytał mnie nawet jak minął mi tydzień w szkole, na co wymieniłem kilka ciekawszych zdarzeń omijając przy tym kłopotliwą sytuację z konkursu talentów. Niestety nie było nam dane zbyt długo rozmawiać, bo obowiązki wzywały. Od otwarcia kawiarni jakieś dwa tygodnie temu klientów cały czas nam przybywało. Starałem się pracować jak najlepiej, żeby dostać upragnioną wypłatę, a napiwki stanowiły miły dodatek do pensji.
Poranek i popołudnie minęły mi stosunkowo szybko. Spora część ludzi mówiła, że lokal bardzo im się podoba oraz, że chętnie przyjdą tutaj jeszcze nie raz. Pani Lee była z tego powodu naprawdę zadowolona i obiecała, że jeżeli obroty firmy będą rosły w takim tempie to będzie mogła dodać nam trochę do wynagrodzenia w niedalekiej przyszłości. Wybiła godzina siedemnasta, więc zrobiło się nieco spokojniej. Sprzątałem właśnie stolik po poprzednich klientach, a SooHyo obsługiwała następnych. Taemin biegał tam i z powrotem na zaplecze po różne rzeczy. Myłem właśnie okrągły, drewniany blat, drugą ręką przestawiałem szklanki i odstawiałem je na tacę. Odchodząc spojrzałem w okno i bardzo szybko tego pożałowałem. Poczułem niemiły uścisk w żołądku, kiedy ujrzałem zbliżające się w stronę drzwi trzy postacie. Kujon, Luhan i Suho…
- To jest wyjątkowo nieudany żart – pomyślałem.
Czy oni naprawdę musieli przyjść akurat tu? W mieście było mnóstwo innych, podobnych kawiarenek a oni wybrali akurat ten. Byli już dokładnie u progu drzwi, więc czym prędzej ewakuowałem się za ladę odkładając przy tym naczynia do zlewu. Obróciłem się nieznacznie przez ramię i spostrzegłem, że kujony wybrały już sobie interesujący ich stolik i usiedli wygodnie. Zaczęli rozglądać się dookoła chłonąc każdy szczegół pomieszczenia jak zaczarowani. Coś w środku podpowiedziało mi, aby przykucnął opierając się przy tym o półki po przeciwnej stronie. Zza zakrętu wyszła właśnie moja zmora, czyli „panienka” Lee. Widziałem, że szuka sposobu, aby mnie zdenerwować, rozglądała się  dookoła w poszukiwaniu inspiracji do swych docinek. Nie było cienia szansy, że jej bystre oczy ominą stolik przeklętej trójki. Zaśmiała się pod nosem jak czarownica i kucając przy mnie powiedziała:
- Siedzi tam twój chłopak, że tak się chowasz?
- C-co? – Zapytałem zaskoczony, oczy aż otworzyły mi się szerzej – Nie, głupia. Po prostu nie chcę, żeby wiedzieli, że tutaj pracuje.
- Ach tak? – Odparła.
- Zrób mi jedną, jedyną przysługę i obsłuż ich prooooszę…
Ona tylko zerknęła na zegarek, po czym powiedziała:
- Ooo zobacz, co za szkoda. Właśnie zaczyna mi się przerwa, więc sam będziesz musiał się nimi zająć – odeszła posyłając mi przebiegły uśmieszek.
- Aish, czemu ta dziewucha musi być taka wkurzająca?  - zapytałem sam siebie.
Jak na złość Taemina nie było pobliżu, więc tym samym nie było okazji poproszenia go, żeby poszedł do stolika za mnie.  Nie mogłem pozwolić im dłużej czekać, ale jeszcze nie miałem pomysłu jak ukryć swoją tożsamość tak jak zrobiłem to przed kinem. Westchnąłem głośno, zabrałem kartę i powoli szedłem w ich kierunku. Starałem się zakryć twarz przy pomocy menu, miałem nadzieję, że nie będą na to zwracać większej uwagi.
- Dzień dobry. Zdecydowaliście się już na coś? – zapytałem grzecznym tonem. Oni odwrócili się wlepiając we mnie wzrok. Oczywiście od razu musieli zauważyć, że coś jest nie tak. Na szczęście po chwili wrócili do swoich kart zastanawiając się, co wybrać. Zapisałem sobie wszystko na karteczce i mogłem wrócić do swojej kryjówki. Przygotowałem wszystkie trzy bubble tea, deser owocowy, kawałek sernika i mrożony jogurt. Teraz zadanie było trudniejsze, bo trzymając w rękach tackę nie byłem w stanie się zasłonić. Rozejrzałem się wokoło. Dzięki ci Panie za roztargnienie Taemina! Na taborecie za ladą znalazłem jego fullcap, więc włożyłem go na głowę i nisko opuściłem daszek. Ostrożnie zabrałem przygotowane zamówienie, po czym powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. Patrzyłem wyłącznie na własne stopy, przez co raz o mało się nie wywaliłem. Przy okazji prawie wlazłem w stolik obok, ale bez większych problemów dotarłem do Kyungsoo, Luhana i Suho. Dobrze, że zapamiętałem gdzie siedzieli, więc bez przeszkód postawiłem przed nimi zamówienia. Z cichym „smacznego” odszedłem na swoje miejsce. Na moje nieszczęście musiałem zahaczyć o jedno z krzeseł. Usłyszałem cichy chichot dobiegający z pobliża. SooHyo miała ze mnie niezły ubaw, ale w tej chwili miałem to w dupie. Cieszyłem się, że mnie nie rozpoznali, a to było najważniejsze.
Po ich wyjściu odetchnąłem z wyraźną ulgą i do końca dnia pracowałem jak powinienem. Największe zdziwienia spotkało mnie jednak, kiedy na stoliku kujonów znalazłem karteczkę z uśmieszkiem, na której było napisane „Dziękujemy za miłą obsługę”, a obok był napiwek. Szlak, a byłem pewien, że jakoś zniechęciłem całą trójkę do ponownego przyjścia, jednak po usłyszanych wcześniej rozmowach wywnioskowałem, że mają zamiar wpadać tu częściej.  Niedobrze – powiedziałem sam do siebie – bardzo niedobrze…

Pov. Kyungsoo
Weekend minął mi bardzo przyjemnie w towarzystwie przyjaciół. Zgodnie z obietnicą w sobotę poszliśmy wspólnie do nowej kawiarenki, żeby zobaczyć co to właściwie za miejsce. Okazało się, żeby nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. Co prawda kelner wydawał się być dość przejęty swoją rolą i kilka razy zdarzyło mu się wpaść na stolik czy krzesło, jednak uznaliśmy, że musi być nowy stąd takie nerwy. Niestety czas wolny szybko się skończył i znowu był poniedziałek, to właśnie od dzisiaj Xiumin miał zjawiać się pod szkołą, aby odebrać Luhana tym samym ochraniając go przed zaczepkami Sehuna. Według planu chłopak miał wreszcie zrozumieć, że jego ex nie ma najmniejszego zamiaru reagować, na jego złośliwości, a po drugie miało go to zdenerwować w efekcie czego miał odpuścić. Wszystko zdawało się być idealne w każdym calu, jednak ja przeczuwałem, że cos może pójść nie tak. Wybuchowy charakter Oh mówił sam za siebie, byłem wręcz pewien, że łatwo nie zrezygnuje z obranego celu. Naprawdę ciekawiło mnie czy ten pomysł się urealni.
Przez pierwsze dwa dni, efekt był zaskakujący. Sehun nie wykazywał, żadnych reakcji, starał się być obojętny. W środę Luhan postanowił urządzić małe przedstawienie, żeby jeszcze bardziej podburzyć jednego z bad boyów. Jeszcze na stołówce opowiedział nam, co sobie zaplanował, a poza tym wychwalał skutki, jakie przyniosło nam założenie. Uśmiech po prostu nie schodził mu z twarzy, dodatkowo gadał jak nakręcony.
- Widzieliście wczoraj jak się wkurzył? Nie mogę uwierzyć, że aż tak kipi ze złości! To jest przecież niesamowite.
- Wiesz co Luhan? – powiedział Suho – Zaczynasz brzmieć jak ktoś jego pokroju. Rajcuje cię, że komuś dopiekasz – zaśmiał się.
- W końcu mogę się na nim odegrać za te wszystkie złośliwości. Nie będę na to pozwalał! – odparł bojowniczym tonem Chińczyk – A ty Kyungsoo? Co sądzisz o powodzeniu planu?
- Coż… - zacząłem powoli – Myślę, że jest właśnie tak jak to sobie wymyśliłeś. Tylko co, jeśli Sehun w końcu nie wytrzyma twoich prób doprowadzenia go do szaleństwa?
- Przesadzasz – powiedział.
Nawet nie miał pojęcia jak bardzo się pomylił, co wkrótce miał boleśnie odczuć.

~~~~~~~~~~

Kiedy szliśmy razem korytarzem minął nas Oh. Jego zachowanie diametralnie się zmieniło, był podenerwowany i z oburzeniem spoglądał na Lu. Można by nawet rzecz, że nie spuszczał z niego oczu przez cały dzień, bo gdzie go nie spotkaliśmy on ciągle się gapił. Wiedziałem, że tym razem coś nie wyjdzie. Temperament tego typka można by spokojnie porównać do wulkanu. Mógłbym przysiąc, że siedząc tak na jednym z parapetów wyglądał jakby właśnie obmyślał misterny plan zemsty. I tak jak przypuszczałem on już nie wytrzymywał. W piątkowe popołudnie stałem przed budynkiem szkoły czekając na Suho, który jak zwykle musiał coś załatwić, a nawet nie raczył powiedzieć ile mu to zajmie. Mieliśmy dzisiaj wracać razem, więc w oczekiwaniu na przyjaciela przestępowałem z nogi na nogę. Zazwyczaj byłem skazany na samotne przechadzki, szczególnie od tego tygodnia. Chociaż Luhan proponowało podwózkę to czułbym się dziwnie siedząc w jednym aucie z nim i jego ukochanym, którego nawet nie znałem. Z miejsca gdzie stałem miałem idealny wręcz widok na ulicę oraz inscenizację, którą za moment miał odegrać drobny blondyn. Szybkim krokiem i z uśmiechem na twarzy zbliżał się do samochodu. Pomachał swojemu chłopakowi na powitanie emanując szczęściem. Sehun tak jak i ja przyglądał się całej tej scenie. Zazwyczaj jednak obserwował ich ze znacznie większej odległości niż ta teraz. W tym momencie opierał się o płot odgradzający szkołę od reszty świata. Wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego niż zazwyczaj, co tylko sprowokowało Luhana do posunięcia się dalej. Nim zdążyłem ponownie zamrugać chłopak zbliżył się do ukochanego i czule go pocałował. Byłem w wielkim szoku, Oh wcale nie wyglądał lepiej niż ja. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie…

Pov Luhan
Chciałem jeszcze bardziej podpuścić Sehuna, żeby w końcu sam przed sobą przyznał się, że walka o mnie nie ma najmniejszego sensu. Jego mina tylko dodała mi skrzydeł, więc niewiele myśląc szybkim krokiem podszedłem do samochodu. Naprawdę się cieszyłem, że Xiumin po mnie przyjechał, czułem się dzięki niemu o wiele bardziej bezpieczny. Pomachałem mu uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Miałem dzisiaj wyjątkowo dobry humor, nie potrafiłem się powstrzymać widząc, że on też tak cieszy się na mój widok. Stanąłem przed nim, delikatnie położyłem mu rękę na ramieniu za to drugą dotknąłem pucułowatego policzka. Pocałowałem go najczulej jak umiałem, a on ostrożnie odwzajemnił mój gest. Oderwaliśmy się od siebie, nim jednak zdążyłem naprawdę przywitać się z ukochanym przed oczami stanął mi straszny widok. Nie miałem pojęcia, jakim cudem ten dupek się tutaj znalazł, ale zaczął okładać mojego skarba po twarzy. Po jednym, mocnym ciosie Xiu zatoczył się do tyłu, po drugim z nosa zaczęła ciec mu krew. Stałem jak wryty nie bardzo wiedząc, co począć, w końcu się ogarnąłem i stanąłem między nimi.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknąłem zdenerwowany.
- Trzymaj się od niego z daleka! – warknął w stronę bezbronnego Xiumina Sehun.
- Jak mogłeś to zrobić! T-ty bezduszny! Dlaczego nie dasz mi świętego spokoju?!
To co powiedział w tamtej chwili dosłownie ścięło mnie z nóg.
- BO CIĘ KURWA KOCHAM!
Nie wiedziałem jak to się stało, ale moja ręka wymierzyła szaro-włosemu siarczysty policzek.
- N- nie mów tak! To nie prawda!
W tej chwili nie byłem jednak niczego powiem. Serce tłukło mi się jak oszalałe, momentalnie każde wspomnienie związane z Sehunem ożyło na nowo, otwierając ranę w moim sercu. Łzy nabiegły mi do oczu, nie wiedziałem co mam zrobić. Ostatni raz zerknąłem na pobitego Xiumina, zanim powiedziałem:
- X-xiumminie….ja…przepraszam!
Po tych słowach pobiegłem przez siebie zanosząc się rzewnym płaczem…

Siedzieliśmy razem w moim pokoju oglądając jakąś głupawą komedię i jedząc popcorn. Wtedy ni z tego ni z owego złapał mnie za rękę. Często trzymaliśmy się za dłonie, ot przyjacielski gest opiekuńczości. Wtedy ta zwykła czynność zdawała mi się jakaś inna. Spojrzałem w jego oczy odnajdując w nich niepewność.

 - Luhan?
- Tak Hunnie?
- Chce ci coś powiedzieć…ja…myślę, że cię lubię….
- Ja też cię lubię Sehun.
- … tyle, że wydaje mi się, że bardziej niż powinienem…
- W takim razie nie jesteś sam.
Zbliżyłem się do niego, żeby nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Momentalnie się zarumieniłem.
- Sehunnie… - szepnąłem nim po raz pierwszy się pocałowaliśmy.

~*~

Ciepłe, silne ramiona objęły mnie mocno w pasie. Poczułem jego oddech na szyi, którą po chwili obdarzył kilkoma, namiętnymi pocałunkami. Wzdrygnąłem się trochę pomimo, że ta pieszczota nie była szczególną nowością. On odwrócił mnie do siebie i złączył nasze usta ze sobą sprawiając, że roztapiałem się pod jego dotykiem. Czułem się tak cudownie wiedząc, że jest tak blisko…

~*~

- Hahaha! Mówiłem ci, że wygram! – chwalił się młodszy.
- To tylko dlatego, że ci na to pozwoliłem!
- Zapomnij Jeleniu!
Popchnąłem go na podłogę nakrywając sobą.
- A założysz się? – mruknąłem mu do ucha.
- Owszem kochanie – odparł łapiąc mnie lubieżnie za pośladki.
Wiedziałem, że to będzie długi wieczór...

~*~

- To koniec rozumiesz? Zrywam z tobą…
- ALE JAK TO!? DLACZEGO?!
- Nie jesteś już tym kim byłeś kiedyś. Twoja czułość i ciepło zniknęły jesteś…jesteś dla mnie taki oschły i wciąż prosisz tylko o jedno. W ogóle ci na mnie nie zależy, nie słuchasz moich próśb… Nie możemy już dłużej być razem, nie chce cię takiego. Kiedy zrozumiesz, może jeszcze kiedyś mnie przeprosisz…
- Lulu… Nie… Proszę! Nie odchodź ode mnie…nie zostawiaj mnie tak!
- Zostaw mnie, jeżeli naprawdę jeszcze mnie kochasz odpuść.
- Masz innego, prawda?
- Sehun….
- KTO TO JEST?! JAK DŁUGO TO TRWA!?
- To nie o to chodzi, nikogo nie mam! Nie chce takiego chłopaka jakim się stałeś!
- POŻAŁUJESZ TEGO, ZOBACZYSZ!
Odszedłem czując, że to była słuszna decyzja…ale czy na pewno?
~*~

Pov. Kyungsoo
Wydawało mi się, że oglądałem właśnie jedną z telewizyjnych dram. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie a każdy kolejny ruch bohaterów sprawiał wrażenie idealnie odegranego. Problem jednak leżał w tym, że była to rzeczywistość. Nie wiedziałem jak mam zareagować na to, co się przed chwilą stało. Luhan uciekł z miejsca zdarzenia niczym spłoszony jeleń, Sehun przeklinając pod nosem poszedł w swoją stronę, a Xiumin? Ukochany blondyna wierzchem dłoni starał się tamować krwotok z nosa. Nagle poczułem jak ktoś ściska mnie nieznacznie za ramię.
- Kyungsoo? O co tutaj chodzi? – nagle ocknąłem się z transu i ruszyłem w kierunku rannego chłopaka po drugiej stronie ulicy. Suho poszedł za mną o nic nie pytając, mogłem jedynie dostrzec zmartwienie na jego twarzy.
- Wszystko w porządku? – zapytałem jednocześnie wyjmując z plecaka chusteczki – Trzymaj – powiedziałem, podając mu niewielkie opakowanie.
- D-dziękuję – odpowiedział słabo. Staliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę dopóki nie odezwał się Kim.
- Może zabierzemy się do szpitala, hyung?
- Hyung? – wtrąciłem się – Znacie się?
- Tak, Luhan nas ze sobą poznał, ale to nie jest teraz ważne – zganił mnie przyjaciel – Więc jak?
- Myślę, że to dobry pomysł bo przydałoby mi się prześwietlenie – powiedział smutnym głosem chłopak Lu.
- W takim razie zadzwonię po taksówkę, w takim stanie nie możesz przecież prowadzić.
Jakieś pięć minut później byliśmy już w drodze do jednego z pobliskich szpitali. Samochód szybko pokonał całą trasę, więc nie musieliśmy, aż tak martwić się, że Xiumin straci zbyt wiele krwi. Korzystając z okazji napisałem do Chińczyka sms, w końcu to był jego chłopak, więc poinformowałem go gdzie zabieramy starszego.
~10 minut później~
Siedzieliśmy teraz w poczekalni robiąc wszystko aby zabić czas. Wodziłem wzrokiem po jasnoniebieskich ścianach szpitalnego korytarza, podczas gdy Suho przeglądał jedno z czasopism medycznych pozostawionych na stoliku. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, ale Xiumin tak jak wspomniał, potrzebował prześwietlenia dlatego nasza wizyta tutaj się przedłużyła. Nudząc się okropnie, wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem grać, żeby skupić się na czymkolwiek. Przerwałem jednak rozgrywkę, bo dostałem odpowiedź na wcześniejszą wiadomość:

Od: Luhan-hyung
Na którym piętrze jesteście?

Do: Luhan-hyung
Na pierwszym.

Nim się obejrzałem stał przed nami zalany łzami Luhan. Warga drżała mu z nerwów, widziałem, że ciężko mu będzie się uspokoić. Usiadł obok nas i tylko opuścił głowę w geście załamania.
- C-co z…z nim?
- Zabrali go na rentgen, żeby sprawdzić co z nosem – powiedział Suho.
- Nie martw się, będzie dobrze bo to nic poważnego – dodałem chcąc go pocieszyć.
- To nie sprawi, że przestanę się martwić – zapłakał.
- Dlaczego uciekłeś? – zapytałem jednocześnie obejmując go ramieniem, postanowiłem dodać przyjacielowi nieco otuchy.
- Wiecie co powiedział mi Sehun? – spojrzeliśmy na niego wyczekując odpowiedzi - …że mnie…kocha – miałem wrażenie, że zaraz rozpłacze się ponownie - J-jestem rozdarty, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Najgorsze było to, jak zareagowałem. To nie możliwe, żebym coś jeszcze do niego czuł – Luhan ukrył twarz w dłoniach zanosząc się płaczem.
Nastała cisza, ani Suho ani tym bardziej ja, nie byliśmy w stanie rozwiązać zagadki jego serca.
- Zrób to co uważasz za słuszne – odparł Kim – Nic więcej nie możesz zrobić chyba, że chcesz żyć w zakłamaniu.
Wkrótce z pokoju zabiegowego wyszedł niski brunet, którego dokładnie opatrzyły pielęgniarki. Nie wyglądał najlepiej, był blady a podbite oko tylko pogarszało sprawę. Blondyn na jego widok posmutniał jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Trzymając w rękach ubrudzoną krwią marynarkę (koszula wcale nie była w lepszym stanie), ze zmartwieniem spojrzał na Chińczyka. Ten wstał, po czym poszedł do swojego ukochanego, ten jednak odezwał się pierwszy:
- Nie płacz, nic mi nie jest – powiedział spokojnie.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to się skończyło…On…
Xiu dotknął delikatnie jego policzka i patrząc mu prosto w oczy powiedział:
- On cię kocha i nie powinieneś tego ignorować – wszyscy byliśmy w szoku po tym co usłyszeliśmy.
- C-co? Boazi…
- Ty też go kochasz Luhannie, nie oszukuj się więcej. Zresztą widać to w twoich oczach. Miłość, którą do niego czułeś nigdy nie zgasła – mówiąc to zaczął ocierać łzy spływające po policzkach chłopaka.
- Wybacz mi… nie zniosę nienawiści i z twojej strony.
- Ja naprawdę to rozumiem, uwierz mi. Cieszę się, że mogliśmy być razem – uśmiechnął się blado – wróć do niego, ale pamiętaj, że jeżeli znowu cię skrzywdzi wtedy urządzę go gorzej, niż on mnie – po tych słowach pocałował go w czoło. Zwrócił się jeszcze do nas – Dziękuję za pomoc chłopcy. Do widzenia – i wyszedł.
Lu stał w kompletnym bezruchu patrząc jak jego były chłopak znika za zakrętem.

~~~~~~~~~~~~

Ten tydzień niestety nie należał do normalnych, wydarzyło się jak na mój gust nawet za dużo, byłem tym wszystkim okropnie zmęczony, a weekend znowu uciekł nie pozwalając mi odetchnąć. W poniedziałek Luhan nie pojawił się w szkole, nie odpowiadał też na wiadomości. Był doszczętnie załamany swoją sytuacją, która zamiast się polepszyć tylko się pogorszyła. Od dnia dzisiejszego miały zmienić się zajęcia z wf-u, a padło na basen. Byłem nawet zadowolony z takiego obrotu spraw, bo pływanie było dużo przyjemniejsze niż dzikie bieganie za piłką po całym boisku. Pomimo tego nie łudziłem się, że będzie łatwiej niż zazwyczaj. Po dotarciu na basen oddaliśmy kurtki i buty do szatni, żeby móc wejść do przebieralni. Było nas naprawdę dużo przez co staliśmy praktycznie ramię w ramię. Część chłopaków po zdjęciu koszulek mogła pochwalić się umięśnionymi ciałami, które przypominały marmurowe, greckie posągi. Inni tak jak ja nie mieli się za bardzo czym pochwalić, spojrzałem tylko na mój płaski jak deska brzuch kiedy tamci na głos zastanawiali się ile dziewczyn zemdleje na ten widok. Ktoś jednak uświadomił ich, że żadnych przedstawicielek płci żeńskiej tutaj nie zobaczą, więc westchnęli niezadowoleni.
Zajęcia z pływania miały trwać miesiąc, o dziwo była to jedna z lepszych lekcji jak dotychczas. Stałem obok Suho w kolejce do skoczni. Mieliśmy dostać ocenę za skoki do wody i pływanie na czas, nie byłem w tym najgorszy, więc powinno pójść dobrze. Przyglądałem się właśnie grupie, która przygotowywała się do zadania, wśród nich był też Kai. Przed wejściem na podest przeczesał dłonią mokre włosy, powyciągał się też trochę, żeby nie nadwyrężyć mięśni. Kiedy on wkładał czepek i okulary, ja nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Każda pojedyncza kropla spływała po jego umięśnionych ramionach i brzuchu. Poczułem, że płonę w środku a ciepło znalazło ujście na moich policzkach. Nie wiedziałem co zrobić, żeby przestać się na niego gapić. Im dłużej patrzyłem tym więcej przysłowiowych motylków kotłowało się we mnie, nie wspominając już o nagłym ucisku w podbrzuszu.  ~Co się ze mną dzieje?- zapytałem sam siebie, a serce niemiłosiernie dudniło mi w piersi. Czułem, że te wszystkie objawy nie wróżą niczego dobrego. Co jednak mogłem zrobić gdy Jongin wyglądał tak… pociągająco i pięknie?

~~~~~~~~~~

Lekcja na basenie była ostatnią na dziś. Powoli powlokłem się do szatni, nigdy nie lubiłem robić czegoś „na szybko”. Spokojnie czekałem aż większość uczniów opuści to miejsce, żebym mógł zająć przebieralnię. Nie przejmując się dość długą kolejką ludzi, pozbierałem swoje rzeczy do torby uważając, żeby ich nie pomoczyć. Przy jednej z żółtych szafek stał Kai, który był już gotowy do wyjścia. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi i zarzucając torbę na ramię pospiesznie wyszedł. W końcu nadeszła moja kolej, żeby się przebrać. Wszedłem po czym ostrożnie zamknąłem drzwi na zasuwkę, trochę się bałem bo kiedyś zdarzyło mi się zatrzasnąć w podobnym miejscu. Rozłożyłem na ławce wcześniej przygotowane rzeczy, zsunąłem z siebie przemoczone kąpielówki, żeby móc włożyć je do reklamówki. Dokładnie wycierałem ręcznikiem moje mokre ciało starając się jak najdokładniej wysuszyć. Ubrałem normalne ciuchy, schowałem wszystko do torby i już miałem wychodzić kiedy zauważyłem coś srebrnego pod półką wiszącą po lewej stronie. Schyliłem się ostrożnie podnosząc niewielki przedmiot, który okazał się być wisiorkiem. Spojrzałem na znalezisko od razu przypominając sobie, że gdzieś już to widziałem. To musiała być zguba Kaia, bo dokładnie taki sam miał na szyi podczas ostatnich zajęć. Pospiesznie włożyłem go do kieszeni i postanowiłem, że zwrócę mu go przy najbliższej okazji. 

Pov Kai
Od kilku tygodni czas mijał jeszcze szybciej, dni zdawały mi się zlewać w jedną wielką całość. Ostatnie wydarzenia ciągle były tematem rozprzestrzeniających się jak plaga ploteczek. Jakby tego było mało Chanyeol nadal chciał mnie zamordować za zepsucie jego żartu, a Sehun chodził zmartwiony. Czasem miałem wrażenie, że jest nieobecny. Wypalał nawet więcej papierosów niż zazwyczaj, ale nie wiedziałem jak zmusić go do mówienia. Yeola próbowałem przepraszać, ale na nic mi się to zdało, więc po prostu czekałem, aż mu przejdzie. Nie będę się przecież przed nim płaszczył, skoro przeprosiny miał gdzieś postanowiłem przestać się fatygować. Miałem problemy i z przyjaciółmi i ze sobą. Kilka dni temu zgubiłem wisiorek mamy, nigdzie nie mogłem go znaleźć chociaż przetrząsnąłem każdą kieszeń. Byłem tym faktem naprawdę załamany, to był najważniejszy przedmiot w moim życiu – amulet a jednocześnie pamiątka po mamie, moje wsparcie duchowe. Na samą myśl o tym, że mógłbym go już nigdy nie zobaczyć, łzy cisnęły mi się do oczu.
Po południu nadszedł czas na następną lekcję z „moim kujonem” Kyungsoo. Przez jakże kochającą panią Huan mieliśmy razem dwie godziny w tygodniu, co średnio mi odpowiadało. Marzyłem, żeby te prywatne lekcje dobiegły końca, bo jego delikatny uśmiech i przenikliwe spojrzenie działały mi na nerwy. W klasie zachowywał się dziwie, jakby mnie unikał czy coś w tym rodzaju. Patrzył też na mnie, kiedy myślał, że nie widzę. Ciągle mu wygrażam, ale kiedyś naprawdę nie będę mógł się opanować. Odrzuciłem od siebie te wszystkie myśli i skupiłem się tylko na tym, aby dotrzeć do biblioteki. Wkurwiony na cały świat wszedłem do środka. Dzisiaj będzie miał ze mną ciężko, nie mam zamiaru być miłym. Bez słowa usiadłem przy stole, z obojętnością rzuciłem na blat potrzebne podręczniki i czekałem aż zacznie swoją gadkę.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Gówno cię to obchodzi, pytasz jakbyś nie miał własnego życia – odburknąłem na co on posmutniał. Co jest z nim nie tak, do cholery?
Do wyjął swoje notatki tłumacząc mi jakieś zagadnienia z funkcji liniowej. Udawałem, że go słucham a tak naprawdę tylko wpatrywałem się w zegar ścienny i odliczałem minuty do końca zajęć.
- Koniec na dzisiaj – odezwał się – Masz mnie wyraźnie gdzieś, a ja nie będę się na marne wysilał.
Zaskoczył mnie tym, coś wyraźnie musiało nie grać. Normalnie by mnie opierzył albo chociaż się zdenerwował a tu nic, zupełna obojętność. Zgodziłem się jednak z jego słowami, więc po chwili moje książki z powrotem wylądowały w plecaku. Do końca lekcji gapiłem się w stół od czasu do czasu zerkając na kujona.
- Możesz już iść – oświadczył cichym głosem.
W mgnieniu oka wyszedłem ze „świątyni wiedzy” ignorując go w zupełności. Chciałem być już w domu, mieć na wszystko zwyczajnie wyjebane. Pech chciał, że zatrzymała mnie wychowawczyni mówiąc, że ma ważne wieści.
- Wiesz, że za miesiąc jest wycieczka, prawda?  - Już miałem jej odpowiedzieć, ale ona był pierwsza – Zanim coś powiesz to jeszcze mnie przez chwilę posłuchaj. Złożyłam podanie o ufundowanie ci tego wyjazdu i zostało pozytywnie rozpatrzone. Pojedziesz z nami, cieszysz się?
- Przecież mówiłem pani, że nie chcę jechać…
- Musisz, bo nie będę tego odkręcała. Poza tym sądzę, że wyjazd nad morze to naprawdę fajna sprawa.
- Ale…
- Nie dyskutuj – przerwała mi ostro – Ciesz się, że możesz wziąć w tym udział.
- Tak prze pani – moje zdanie naprawdę nikogo nie obchodziło.
- Do widzenia Jongin.
- Do widzenia.
Kiedy wyszedłem ze szkoły chciałem już tylko jednego – żeby ten dzień dobiegł końca.

Pov. Kyungsoo
Siedziałem w swoim pokoju nad stosem prac domowych do odrobienia. Nie mogłem się jednak nad nimi skupić, bo moje myśli skupiły się na Kaiu. Był dzisiaj naprawdę wściekły, jego zachowanie przypominało to z początku roku. Czyżby to utrata naszyjnika aż tak go zdenerwowała? 
- Z pewnością – powiedziałem sam do siebie patrząc na wisiorek – Koniecznie muszę mu go oddać.
Przesunąłem palcem po zawieszce uśmiechając się smutno.

 ~~~~~~~~~~~
Podobało się? 
Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^

See ya~ 
Bandur ;3 

piątek, 7 listopada 2014

Some kind of trouble czyli ogłoszenia duszpasterskie~

Ayo~ Zapewne większość z was będzie zszokowana, że coś się tutaj pojawiło. Niestety, muszę was rozczarować - to nie jest notka z fanficzkiem. Ostatni raz opowiadanie pojawiło się pod koniec września i od tego czasu głucha cisza. Cóż, druga klasa liceum to nie bajka, zakuwać trzeba od cholery, sprawdzian goni sprawdzian i ogólnie trudno jest znaleźć czas dla siebie. Mój październik był naprawdę zajęty, dlatego nie byłam w stanie niczego dla was wyprodukować. Zapewne ubolewacie nad tym faktem, bo w przerwie między nauką chcielibyście się zrelaksować przy Kaisoo albo jakimś one-shocie, a Bandur kierwa niczego nie dodaje i ile można czekać. Jesteście naprawdę wspaniałą i wyrozumiałą grupą czytelników, która po 2 miechy potrafi sprawdzać bloggera, czy aby na pewno nie pojawiło się coś nowego. Podziwiam was szczerze i dziękuję, że ze mną jesteście. Postaram się teraz znaleźć nieco wolnego czasu, żebyście dostali porcję fanfikowej miłości. Mam dla was pewną propozycję. Kaisoo z niej wypada, bo i tak czy siak je dla was napiszę, powiedzmy, że w tej chwili stanowi ono priorytet. Chciałabym jednak wynagrodzić wam tak długą nieobecność, dlatego po lewej stronie bloga znajdziecie ankietę, Wybierzcie sobie fika lub ficzki, które was zainteresowały i które chcielibyście przeczytać. Ten, który uzyska największą ilość głosów zostanie dodany niedługo po Kaisoo. Mam nadzieję, że będzie to dobra rekompensata, która i mnie i wam sprawi radość.


Tak więc głosujcie moi kochani~ Do zobaczenia wkrótce~ Ściskam was mocno! Bandur ;3


niedziela, 21 września 2014

But, I'm Shy ~

Ayo~ Tutaj zakatarzony Bandur, któremu kilka dni temu zachciało się napisać one-shota na jedynie 9,5 strony <ok> Może nie wszystkim przypadnie do gustu 2min, ale uwierzcie próbowałam robić to z innym paringiem tylko, że to już tak nie brzmiało, nie miało swojej magii. Nie wiem na czym polega ten fenomen, jednak 2min to najprościej mówiąc - bardzo plastyczny paring, bo można z nimi wyczarować wszystko. Nie będę już więcej pierdzelić głupot... Czytajcie i komentujcie~ Enjoy! <3


Wrześniowy wiatr poruszał okolicznymi drzewami wprawiając je w niewielki ruch. Liście cicho szeleściły zaznaczając w ten sposób swoją obecność. Niebo było szaro-niebieskie, może ze względu na dość wczesną porę, a może po prostu zanosiło się na deszcz. Siedziałem na tylnym siedzeniu słuchając ulubionej muzyki dla odstresowania. Przyjemne rytmy R&B koiły moje skołatane nerwy i pozwalały zapomnieć o ściskającym się ze zdenerwowania żołądku. Mój mundurek był ładnie wyprasowany, jednak czułem się w nim dość niekomfortowo, bo był zupełnie nowy, dlatego nadal był nieco sztywny. Miałem dzisiaj zacząć swój pierwszy rok nauki w liceum i to nie byle jakim – artystycznym. Wybrałem klasę taneczno-wokalną, ponieważ w przyszłości chciałbym zostać choreografem a śpiewać nawet lubiłem, dlatego nie czułem większego oporu. Na co dzień byłem dość nieśmiały, jednak scena zupełnie mnie zmieniała, bo wtedy mogłem naprawdę pokazać swoje uczucia, wyrazić siebie bez zbędnych słów. Trenowałem od podstawówki, więc testy praktyczne przeszedłem bez większych przeszkód. Cieszyłem się na myśl o nauce tutaj, ale był jeden problem. Szkoła znajdowała się daleko od domu i z tego powodu zmuszony zostałem zamieszkać w szkolnym internacie. Nikogo nie znałem, a pomimo mojej dość przyjacielskiej natury bałem się poznawać nowych ludzi. Nigdy nie byłem pewien czy w ogóle mnie polubią. Spojrzałem na zegarek – ósma trzydzieści. Dzisiaj jeszcze nie było lekcji, zaczną się dopiero następnego dnia. Najpierw musiałem się w ogóle tutaj wprowadzić jak część uczniów. Miałem szczerą nadzieję, że trafię na miłego współlokatora. Pogrążyłem się w swoich myślach, więc nawet nie usłyszałem, kiedy mama oznajmiła, że jesteśmy na miejscu. Wysiadłem z auta o mały włos nie przewracając się na prostej drodze, jak to miałem w zwyczaju. Zabrałem z bagażnika torbę, plecak oraz teczkę z najważniejszymi dokumentami. Rodzice nie mogli już dłużej ze mną zostać, musieliśmy się pożegnać. Miałem przyjechać do domu na pierwszy weekend, z czego również się cieszyłem. Powoli szedłem przed siebie starając się na zabić, bo z moją tendencją do bycia niezdarą mogłem zrobić sobie krzywdę. Zmierzałem ku głównemu budynkowi. Był zbudowany z czerwonej cegły, miał duże okna, które na bank wpuszczały do wewnątrz mnóstwo światła. Szkoła prezentowała się naprawdę dostojnie, a ciekawymi elementami był wieżyczki, które najbardziej przykuły moją uwagę. Całość wyglądała imponująco i nieco przypominała mi zamek z mojej ulubionej książki – zupełnie jak Hogwart – pomyślałem będąc już przy drewnianych drzwiach. Pociągnąłem je lekko do siebie, jednak jak się okazało były bardzo wyrobione, więc mocno odchyliły się do tyłu. Wbiegłem do środka udając, że zupełnie nic się nie stało, a drzwi zrobiły to zupełnie same. Całe szczęście sekretariat znajdował się tuż przy końcu korytarza po prawej stronie. Zapukałem grzecznie i wszedłem.
-Dzień dobry. Nazywam się Lee Taemin i jestem w klasie pierwszej TW – położyłem swoja teczkę na ladzie, żeby pani sekretarka mogła ją przejrzeć.
- Dzień dobry! Witaj w nowej szkole – powiedziała przyjaźnie – Zaraz sprawdzę w komputerze twoje dane.
Kobieta usiadła przy biurku wklepując do komputera wszystko, co potrzebne i ku mojemu zaskoczeniu robiła to dość szybko. Kiedy wypełniła kilka papierów, oddała mi moje rzeczy, po czym powiedziała:
- Żeby dojść do budynku internatu musisz wyjść na zewnątrz a potem pójść prosto i skręcić w lewo. Przy wejściu spotkasz opiekunka, więc tylko okaż mu ten druczek a on poprowadzi cię dalej.
- Dobrze, dziękuję bardzo – uśmiechnąłem się lekko na do widzenia.
Powlokłem się do wskazanego miejsca i tak jak mówiła kobieta, spotkałem „opiekuna”. Był to w miarę wysoki chłopak o przyjaznym uśmiechu. Miał jasnobrązowe włosy a ubrany był podobnie do mnie, tylko jego krawat był w innym kolorze. Kiedy tak mu się przypatrywałem doszedłem do wniosku, że wygląda jak króliczek. Podałem mu karteczkę, którą on tylko zlustrował wzrokiem i szybko mi ja zwrócił.
- Jestem Lee Jinki, uczeń trzeciej klasy wokalnej. A ty?
- Lee Taemin – odparłem – pierwsza klasa taneczno-wokalna.
- Ooo, jaka urocza zbieżność nazwisk. Twój profil to ciekawy wybór nie powiem. Miło mi cię poznać – uśmiechnął się od ucha do ucha- Myślę, że będzie ci się tutaj podobać. Musisz być tylko bardzo zdeterminowany, bo nauczyciele są naprawdę wymagający. Nie chcę cię straszyć, po prostu informuję – powiedział, gdy zobaczył goszczącą na mojej twarzy niepewność – Zaraz sprawdzimy gdzie cię przydzielić.
Jinki podszedł do stolika, spojrzał na listę, coś na niej zaznaczył i zwrócił się do mnie.
- Wygląda na to, że wszystkie pokoje przeznaczone dla pierwszoklasistów są zajęte, bo przyjęto jeszcze jedno zgłoszenie. Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką? – zapytałem. Byłem naprawdę zmartwiony tą sytuacją, dlaczego pierwszy dzień zawsze musi być taki zły?
- Mój przyjaciel Kibum mieszka sam, ponieważ jego współlokator zrezygnował z nauki w naszej szkole. Co prawda on ma trochę inny profil, bo wybrał rap, jednak myślę, że będzie mógł ci udzielić rad w zakresie tańca. Jest bardzo przyjazny i gwarantuje ci, że szybko się polubicie.
- A czy to nie będzie mu przeszkadzało?
- Nie ma wyboru, ale mnie posłucha. Chodźmy, zaprowadzę cię do pokoju.
Zaczęliśmy wspinać się po schodach na drugie piętro, gdzie mieściły się sypialnie dla uczniów. Zadyszałem się trochę, bo stopnie nie były duże, ale za to było ich mnóstwo. W końcu kiedy znaleźliśmy się na podeście, weszliśmy w głąb korytarza odnajdując białe drzwi z numerkiem – 25. Lee ostrożnie zapukał do drzwi. Po kilku sekundach rozległo się głośne – proszę! Ostrożnie weszliśmy do środka stając obok szafy. Chłopak spojrzał na nas unosząc jedną brew do góry, najwidoczniej musiała go zdziwić nasza obecność.
- A kogo to przyprowadziłeś Onew?
- Um, to jest Lee Taemin. Niestety przez pewną sprawę zabrakło dla niego miejsca wśród dormitoriów klas pierwszych, więc pomyślałem, że mógłby zamieszkać tutaj. Ty jesteś sam, więc pokój jest w połowie wolny.
Poczułem się zawstydzony całą tą sytuacją, bo w końcu Kibum mógł wcale nie chcieć mojego towarzystwa przez rok szkolny. Spuściłem głowę czekając na to co powie.
- Skoro nie ma się gdzie podziać, to pewnie żaden problem. Wydaje się być grzeczny i ułożony. Zaopiekuję się nim Jinki, nie martw się.
 - Mam taką nadzieję. Pamiętaj, że ci ufam i zależy mi na tym, żeby było mu tutaj jak najlepiej. Dołóż wszelkich starań, żeby tak było Bummie – powiedział spokojnie.
- Oj, jak ja lubię kiedy tak słodko się do mnie zwracasz – chłopak o czarnych włosach uśmiechnął się zadziornie – Możesz już iść, zadbam o wszystko.
- Powodzenia – powiedział Jinki zamykając za sobą drzwi.
Zapadła niezręczna cisza a ja bałem się choćby poruszyć. Stałem tam jak marmurowy posąg gapiąc się w podłogę.
- Heej, nie bój się ja nie gryzę, naprawdę – powiedział rozbawiony – Nie masz się czego bać.
Podniosłem niepewnie wzrok. Napotkałem pełen ciepła uśmiech, który od razu wzbudził we mnie miłe uczucia.
- Kim Kibum – chłopak podszedł do mnie wyciągając rękę do przodu na powitanie – Druga klasa z tańcem i rapem. Miło mi cię poznać~ Naprawdę wyglądasz niewinnie, jak dziecko z gimnazjum. Zobaczysz, będzie fajnie, zaopiekuję się tobą jak umma – wypowiadając te zdanie zaśmiał się cicho.
- D-dziękuję, że przyjąłeś mnie do pokoju hyung. To bardzo miłe z twojej strony, jestem wdzięczny.
- Nie bądź taki oficjalny, wyluzuj. Zaraz przygotuję ci miejsce na twoje rzeczy, a potem możemy się przejść i zobaczysz teren szkoły, chcesz?
- Pewnie – powiedziałem entuzjastycznie.
- No i taki mi się podobasz Tae, wesoły i uśmiechnięty!
~~~~~*~~~~~
Po półtorej godzinie byłem już rozpakowany i miałem kąt dla siebie. Key – bo tak kazał na siebie mówić – okazał się być naprawdę świetną osobą, już od pierwszej chwili dbał o mnie i okazywał wsparcie. Kiedy uporaliśmy się z całym bałaganem poszliśmy na wcześniej zaplanowany spacer. Nie przypuszczałem, że szkoła będzie aż taka wielka. Najpierw przechodząc przez parking minęliśmy stojaki, przy których stały szkolne rowery – można było je bez przeszkód wypożyczać. Po lewej stronie znajdował się niewielki park. Wyglądał na przyjemne miejsce i jak potem powiedział mi Kibum, na jesień klasy grabiły tutaj liście, o tak w ramach oderwania od szkolnych zajęć. Idąc dalej przed siebie przeszliśmy za bramę gdzie znajdował się kompleks sportowy. Oprócz boiska do piłki nożnej, było jeszcze jedno z inną nawierzchnia, boisko do koszykówki, bieżnia i trzy korty tenisowe. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie niemałe wrażenie. Przeszliśmy się też obok budynku gdzie znajdowały się szatnie i sale gimnastyczne oraz taneczne. Wszystko to zajmowało ogromną powierzchnię, a to nie był koniec „wycieczki”. Kolejna brama znalazła się za naszymi plecami, a my przechadzaliśmy się teraz po małym skwerku, który wysypany był kamieniami. Wokół rosły różne krzewy, było nawet miejsce do siedzenia. Z daleka zobaczyłem jeszcze szkolne błonia oraz szopę na narzędzia i tego typu rzeczy. Wszystko zapierało mi dech w piersiach. Wracając do internatu mijaliśmy różnych uczniów, z którymi witał się hyung. Byli w różnym wieku i na różnych profilach, jednak najwidoczniej mieszkanie tutaj przysparzało znajomych. Po powrocie do pokoju czułem się trochę zmęczony podróżą oraz naszą przechadzką. Kilka godzin później do pokoju przyszedł Jinki, który upewniał się, że wszystko jest w porządku. Zaraz po nim pojawiło się jeszcze dwóch innych chłopaków. Stanowili swoje przeciwieństwa a na dodatek mieszkali w jednym dormitorium. Jeden z nich zajął miejsce na łóżku tuż obok Key. Zdawało mi się, że usiłował go objąć, jednak czarnowłosy odtrącił delikatnie jego rękę marszcząc przy tym brwi. Drugi wziął sobie krzesło stojące przy biurku. Odzywał się dużo mniej, wydawał mi się być zamknięty w sobie i nieco tajemniczy. Po kilku minutach rozmowy Key zganił go:
- Yah! Stupid Alien Frog! Odezwij się wreszcie! Jak ty możesz tak siedzieć i zupełnie nie gadać?
- Myślałem, że już do tego przywykłeś – jego głos mnie oczarował, był… wspaniały, głęboki. W zasadzie im dłużej na niego patrzyłem, tym bardziej nie chciałem przestawać, ale upominałem sam siebie, że to nie ładnie tak się na kogoś gapić. Ja sam rzadko zabierałem głos, więc nie dziwiłem się jego postawie. Poczułem na sobie jego spojrzenie, w skutek czego nieco się zawstydziłem.
- Nie przedstawiliśmy się – powiedział patrząc na blondyna siedzącego przy Key.
- Ach faktycznie – ten przyznał mu rację i zwrócił się do mnie – Kim Jonghyun, trzecia klasa wokalno-kompozytorska.
Chłopak przypomniał mi urocze szczenię, może to dziwne, że każdego porównywałem do zwierząt, jednak nie mogłem nic na to poradzić. Jego wielkie czekoladowe oczy, przypominały mi te u małych, rozkosznych piesków. Jonghyun był bardzo przystojny (tak jak pozostała trójka, czego nie mogłem nie przyznać), miał bardzo rozjaśnione włosy, które były nieco przydługawe. Nieduża twarz o idealnych rysach i mocno zaznaczonej linii szczęki. Szeroki nos, nieduże usta – dziewczyny często musiały do niego wzdychać. Niestety nie grzeszył wzrostem, bo był najniższy z całego towarzystwa wliczając w to mnie. Myślę jednak, że nadrabiał ładnie wyrzeźbionymi ramionami oraz melodyjnym głosem – musiał świetnie śpiewać.
- Choi Minho. Klasa aktorsko-wokalna, ale wybrałem zajęcia z rapu.
Kiedy na niego patrzyłem, czułem się naprawdę dziwnie. Serce nieco przyspieszyło pracę, na policzkach zagościł rumieniec. Nie miałem bladego pojęcia, skąd się to brało. Nigdy nie odczuwałem pociągu w stosunku to mężczyzn… Może to tylko reakcja na stres? Choi w przeciwieństwie do Kima, był cholernie wysoki, jak na oko miał z metr osiemdziesiąt. Pewnie grał w koszykówkę, bo miał wysportowaną sylwetkę, a jego duże dłonie zdawały się być idealne do tej dyscypliny. Jego twarz była ładnie zaokrąglona, jednak on też posiadał tą obłędną linię szczęki. Miał długi ładny nos, małe wargi i hipnotyzujące oczy. Zdawały mi się być wypełnione prawdziwą charyzmą, przyciągały mnie niczym magnes.
~Spokojnie Taemin, spokojnie – powiedziałem w myślach sam do siebie.
Spędzili z nami jeszcze trochę czasu, po czym rozeszli się do swoich pokoi. Robiło się późno a ja jeszcze nie brałem prysznica. Rankiem miały zacząć się wszystkie zajęcia, na szczęście Key zgodził się pójść ze mną pod klasę gdzie miałem pierwszą lekcję, żebym się nie zgubił. Podziękowałem mu tak, jak najładniej umiałem i poszedłem do łazienki. Znajdowała się w naszym pokoju, co uważałem za bardzo komfortowe. Kibum miał mnóstwo różnych kosmetyków, widać, ze lubił dbać o siebie. Po wejściu do kabiny rozkoszowałem się ciepłą wodą. Rozmyślałem o tym, co będzie jutro, o mojej dziwnej reakcji na Minho, ale też zastanawiałem się, co łączyło dwóch Kim'ów, bo ich zachowanie było bardzo bliskie. Uznałem, że na razie nie będę o to pytać, bo nie chciałem wtrącać się w cudze sprawy. Jeżeli będzie chciał to mi powie, jeszcze nie znam hyunga na tyle dobrze. Po opuszczeniu łazienki natychmiast wsunąłem się pod miękką kołdrę i życząc starszemu dobrej nocy zacząłem zasypiać.
~~~~*~~~~
Pierwszy dzień nie był taki zły jak przypuszczałem. Na większości zajęć nauczyciele tłumaczyli, na czym polega ich przedmiot, co właściwie będziemy robić i tak dalej. Robiliśmy trochę podstawowych notatek, a na lekcjach praktycznych mieliśmy początkowe rozgrzewki. Na korytarzu udało mi się spotkać wszystkich moim obecnych znajomych. W klasie udało mi się zaprzyjaźnić z kilkoma osobami, w tym najbardziej z Zelo, jednak on zamiast śpiewu wybrał sobie rap. Szło mu naprawdę świetnie, ponieważ na moją prośbę dał mi popis swoich umiejętności. Na zajęciach tanecznych okazało się, że oboje tańczymy zupełnie inaczej, więc było to dla mnie interesujące doświadczenie. Po lekcjach udałem się do szkolnej stołówki, gdzie byłem umówiony z Key. Mieszkając w internacie wszystkie posiłki jedliśmy tutaj. Zasady, które tu obowiązywały były w porządku, ale najbardziej podobał mi się pomysł z wychodzeniem poza teren szkoły w weekendy, bo wtedy mieliśmy wolną rękę. Popchnąłem drzwi wchodząc do niedużego pomieszczenia, w którym mocno pachniało jedzeniem. Kibum zajął już swoje miejsce, a na krześle obok jak wierny pies siedział Jonghyun. Przy naszym stole był też… Minho. Dzielił pokój z blondynem, więc mnie to nie dziwiło, jednak byłem przekonany, że będzie chciał jeść sam. Stałem w kolejce czekając, aż będę mógł dostać się do „okienka”. Poszło zaskakująco szybko i już po chwili mogłem siedzieć i jeść razem z nimi. Każdy pytał jak podoba mi się w szkole, kto uczy mnie różnych przedmiotów i czy znalazłem sobie towarzystwo. Nawet Choi brał udział w zadawaniu pytań. Cieszyłem się, że mogłem ich poznać, bo być może po pewnym czasie bardziej się zaprzyjaźnimy.
~~~~*~~~~
Dni, tygodnie i miesiące mijały mi na ciągłej nauce, wyczerpujących ćwiczeniach i spotkaniach z hyungami. Teraz byłem dla nich częścią paczki, co napawało mnie radością. Odzywałem się więcej i chętniej, nie czułem już przed nimi żadnego wstydu. Starałem się być przede wszystkim sobą – Taeminem. Cała czwórka uznała, że naprawdę nie sposób mnie nie polubić. Często dopingowali mnie podczas ważnych występów czy innych tego typu akcjach. W weekendy razem wychodziliśmy do miasta, żeby tam móc pójść do restauracji, kawiarni, do kina czy gdzie tylko nam się zamarzyło. Była już zimna, więc ostatnio Key wymyślił, żebyśmy poszli na lodowisko. Całe szczęście potrafiłem dobrze jeździć na łyżwach, więc świetnie się bawiłem. Przez cały mój pobyt tutaj naprawdę przywiązałem się do Minho. Traktował mnie jak swojego młodszego brata, a czasami nawet kłócił się z Kibumem, kto lepiej się mną opiekuje. Byliśmy sobie teraz bardzo bliscy, jednak wstydziliśmy się nieco okazywać sobie jakieś choćby przyjacielskie gesty jak przytulanie. I ja i on czuliśmy się wtedy nieco niezręcznie. Zupełnie inaczej wyglądało to w przypadku Jjonga i Key, którzy podczas jednego ze wspólnych wieczorów powiedzieli mi, że są razem. Wyglądali naprawdę uroczo, czasami jednak ich miłość wyrywała się z pod kontroli w postaci jak to nazywaliśmy JongKey moments. Któregoś dnia Onew stwierdził, że Minho i ja to też w  pewnym sensie parka łapiąca swoje akcje. Jednak żaden z nas nie chciał niczego przyznać, wiec od razu zamknęliśmy ten temat już więcej do niego nie wracając. Uwielbiałem swoich hyungów, czułem, że nie mogę być bardziej szczęśliwy.  Wraz z nadejściem wiosny, przekonałem się, że jest to jak najbardziej możliwe.
~~~~*~~~~
Weekend, słoneczne popołudnie – idealne warunki do spędzania wspólnego czasu na świeżym powietrzu. Planowaliśmy na ten dzień kolejną wycieczkę do miasta, niestety nasz plan okazał się nieco spalić na panewce. Najpierw rankiem okazało się, że Jinki jedzie do domu, ponieważ już dawno nie odwiedzał rodziców a bardzo chciał się z nimi zobaczyć. Zostało nas czworo - pomyślałem – nie tak źle. Kilka godzin później do mojego pokoju wszedł Minho, który nie wyglądał na szczególnie zadowolonego. Oparł się nonszalancko o framugę jak to miał w zwyczaju i powiedział:
- Zostaliśmy sami Minnie. Wróciłem do pokoju po spotkaniu z Changminem i zastałem nasze gołąbeczki w dość… no wiesz co robili. Nie mogłem tam zostać, dlatego przyszedłem do ciebie.
- I co teraz zrobimy? – zapytałem.
- Możemy spędzić czas we dwóch, tylko ty i ja, chcesz?
Poczułem, że serce chyba zaraz wyskoczy mi z piersi. Dlaczego tak się denerwowałem? Przecież mieliśmy tylko miło wykorzystać czas wolny, a ja znowu wariowałem. Całe szczęście, że nie zrobiłem się od razu czerwony jak burak.
- T-tak, chętnie – odparłem cicho.
- Proponuję zagrać w kosza! – hyung aż klasnął w dłonie.
- Przecież wiesz, że nie potrafię – powiedziałem zasmucony.
- Obiecałem ci ostatnio, że nauczę cię rzucać, więc powinienem spełnić swoją obietnicę, nie sądzisz? – zapytał brunet pięknie się uśmiechając.
Może Kibum miał rację? Może faktycznie coś było na rzeczy? Kilka dni temu pytał mnie, co tak naprawdę czuję w stosunku do Choi, ale ja nie potrafiłem mu jednoznacznie odpowiedzieć. Wymieniałem tylko pojedyncze przykłady, a on im dłużej na mnie patrzył, tym bardziej kiwał w zaprzeczeniu głową.
- Może nie traktujesz tego poważnie, ale Minho po prostu ci się podoba. Zaakceptuj to Taemin, to nic złego. Zresztą obserwując waszą dwójkę nie trudno nie dopatrywać się czegoś więcej, niż zwykłej, ciepłej przyjaźni. – Słowa Key zabrzmiały mi teraz w głowie jak dzwon szkolnej dzwonnicy. Szybko odgoniłem tę myśl od siebie. To przecież nie może być prawda, Minho jest dla mnie jak brat, nikt więcej.
- Dobrze, chodźmy – powiedziałem uśmiechając się.
Pięć minut później staliśmy już na boisku do koszykówki, a słońce ogrzewało nasze twarze. Najpierw obserwowałem jak hyung rzuca do kosza z różnych odległości. Nie mogłem się nadziwić, jakim cudem trafia z tak daleka, przecież to było wręcz kosmiczne. Potem pokazał mi jak poprawnie wykonać dwutakt. Uwielbiałem patrzeć na trenującego Minho, był wtedy taki… Yah! Lee Taemin! Przestań do jasnej cholery! – Skarciłem sam siebie. Ledwo się ocknąłem, kiedy przyszła moja kolej, niestety nie bardzo się skupiłem na „pokazie”, więc nie wyszło mi to najlepiej. Ze smutną miną i piłką w ręku wróciłem do hyunga. 
- Co się dzieje? – zapytał troskliwie – Dziwnie się zachowujesz, na pewno wszystko okej? – W tym momencie brunet najdelikatniej jak potrafił odgarnął mi włosy z twarzy, po czym przeczesał je palcami.
Poczułem, że to jest ponad moje siły. Jednak nie mogłem dać mu poznać, że coś nie gra. Odetchnąłem głęboko zbierając się w sobie.
- T-tak wszystko…wszystko jest w porządku. Po prostu przejąłem się, że nie wyszło a ty starałeś mi się wszystko jak najlepiej pokazać – skłamałem.
- Oooo, nie martw się, spróbuj jeszcze raz! – zachęcił.
Próbowałem jeszcze kilka razy, aż w końcu Minho radośnie zawołał, że się udało. Podszedł do mnie, żeby mi pogratulować, a poza tym mieliśmy poćwiczyć rzucanie z linii.
- Stań tutaj – powiedział.
Hyung stanął za tuż za mną i byłem pewien, że zachowa odległość, jaka nas dzieliła, ale zamiast tego on przylgnął do moich pleców. Poczułem przyjemne ciepło, jego osobisty zapach mieszający się z moim. Był tak blisko, że na sto procent mógł wyczuć jak strasznie waliło mi serce. Wziął mnie ostrożnie za ręce ustawiając je w pozycji odpowiedniej do rzutu. Kiedy piłka znalazła się w moich dłoniach Minho ułożył na nich swoje własne.
- Pozycję masz odpowiednią, ale w sumie nie to jest najważniejsze. Widzisz ten czarny kwadrat? To tarcza, w którą musisz wcelować a wtedy ona sama wpadnie do kosza. Musisz tez pamiętać o wyskoku, ale to za chwilę. Przede wszystkim rzuć z wyczuciem i nie zmieniaj ustawienia rąk. Gotowy?
- Myślę, że tak…
- Więcej wiary z siebie Taeminnie! Rzucimy razem, dobra?
- Oke~
- Trzy, dwa, jeden!
W tym momencie oboje podskoczyliśmy do góry i z pomocą Minho rzuciłem prosto w wyznaczony punkt. Piłka natychmiast wpadła do kosza.
- WOAH! ZA TRZY! – brunet był wyraźnie podekscytowany tą sytuacją. Ja też oczywiście się cieszyłem i obróciłem się w jego stronę. Zobaczyłem jego szczęśliwy uśmiech obnażający białe zęby. Nagle on objął mnie jedną ręką tym samym przyciągając do siebie, a drugą poczochrał moje włosy. Byłem w szoku, bo jeszcze nie zdarzyła nam się taka bliskość, jednak podobało mi się to. Przytuliłem chłopaka rozkoszując się tą wspaniałą chwilą. Ramiona starszego objęły mnie teraz ściśle, czy to sen?
- Cieszę się, że możemy być w końcu sami… Po prostu nie chciałem, żeby Kibum zaczął wymyślać i mówić, że mam zabierać od ciebie łapska. Zawsze miałem ochotę tak mocno cię przytulić – wyznał.
- … Ja….Ja też hyung…
Staliśmy tak jeszcze przez jakiś czas przytuleni do siebie, dopóki nie usłyszałem jego głosu:
- Zapraszam cię na spacer i coś słodkiego. Nie przyjmuję odmów – powiedział robiąc niby srogą minę.
Nie pozostawało mi nic innego jak przystać na jego propozycję, w końcu kim musiałbym być, żeby się nie zgodzić?
~~~~*~~~~
Siedzieliśmy wspólnie przy niewielkim stoliku przy oknie. Wewnątrz panowała przyjemna atmosfera, wszędzie unosił się zapach słodkich smakołyków, herbaty i kawy. Przez kawiarnię co chwila przewijali się różni klienci, mieliśmy jednak szczęście, bo z całej szkoły tylko my dwaj tutaj wpadliśmy. Włożyłem do buzi kolejny kawałek ciasta razem z truskawką, na co brunet pogodnie się zaśmiał.
- Ile jeszcze zmieszczą twoje policzki? – zapytał.
Musiałem wyglądać jak mały chomik, bo hyung obserwował mnie z niemałym rozbawieniem. Zawsze wpychałem jedzenie do buzi, chcąc spróbować wszystkiego na raz, tak już miałem. Przełknąłem wszystko, po czym wziąłem do rąk kubek z herbatą biorąc spory łyk słodkiej cieczy.
- Naprawdę uwielbiasz słodycze…
Podniosłem wzrok znad naczynia napotykając zaciekawione spojrzenie Minho, Przez chwilę wydawał mi się jakiś nieobecny, jakby zaczarowany tym co widział. Czy byłem naprawdę tak interesujący? W końcu po pewnym czasie chłopak ocknął się z transu wpatrując się ze mnie. Sam sięgnął po następne ciasteczko z talerzyka stojącego na środku. Nie bardzo wiedziałem co powiedzieć, bo rozmowa jakoś nam uciekła. Zmartwiłem się tym, chciałem jak najlepiej wykorzystać czas z przyjacielem a zamiast tego ciągle milczałem.
- Taemin?
- Tak?
- Nie przejmuj się tak. Ja sam nigdy nie mówię za wiele, wystarczy mi twoja obecność.
Poczułem jak przechodzi mnie lodowaty dreszcz. Skąd on wiedział? Przecież chyba nie…
- Czytałeś w moich myślach hyung? – zapytałem cicho.
On roześmiał się, zakrywając usta dłonią, żeby nie zrobić zamieszania w końcu byliśmy w miejscu publicznym, a Minho przestrzegał kultury.
- … naprawdę myślisz, że to potrafię? Zobaczyłem po twojej minie, niczego więcej nie trzeba. Emocje są najważniejsze przy odczytywaniu nastroju.
Poczułem, że robię się czerwony ze wstydu…
~~~~*~~~~~
Szliśmy parkiem rozkoszując się przyjemną wiosenną pogodą. Było jeszcze ładniej, niż kiedy staliśmy na boisku wczesnym popołudniem. Drzewa robiły się coraz bardziej zielone, listki zaczęły już ładnie się rozwijać pod wpływem promieni słonecznych. Trawa też się zazieleniała tworząc miękki dywan porośnięty bielusieńkimi stokrotkami. Wkrótce zawędrowaliśmy aż na plac zabaw gdzie aktualnie było tylko kilkoro dzieci. Minho rozejrzał się wokoło, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku huśtawek.
- Hyung, co ty wyrabiasz? – zapytałem.
- Nic takiego, po prostu chce przez chwilę poczuć się dzieckiem, czy to coś złego?
- Skąd…
Zobaczyłem jak siada na jednej z nich i chociaż długaśne nogi nieco mu przeszkadzały zaczął się delikatnie huśtać. Poszedłem za jego przykładem i chwilę potem bawiliśmy się razem niczym dzieci z przedszkola. Musiałem przyznać, że było naprawdę fajnie! Przestawaliśmy machać nogami, żeby zwolnić aż w końcu zatrzymaliśmy się całkiem. Brunet spojrzał na mnie, więc skupiony na jego twarzy nie zdałem sobie sprawy z tego, iż zbliża swoją dłoń do mojej. Zorientowałem się dopiero, kiedy poczułem palce starszego zetknęły się z moimi. Chcąc odpowiedzieć na jego gest przysunąłem rękę bliżej, a on ujął ją w swoją. Patrzyliśmy sobie tak w oczy, trwało to naprawdę długo. Choi podniósł się nagle z huśtawki, wstałem zaraz za nim nie chcąc rozłączać naszych dłoni. Nie wiedziałem gdzie tak naprawdę idziemy, jednak czułem, że mogę mu w pełni zaufać. Zmierzaliśmy dalej w głąb parku gdzie rosły duży, rozłożyste drzewa. Podeszliśmy do jednego z nich.
- Potrafisz wejść na górę? – zapytał Minho.
- Tak – odpowiedziałem prosto.
Czekałem, aż on wejdzie pierwszy, obserwowałem go podczas wspinaczki na jeden z konarów, który nie znajdował się zaraz aż tak wysoko. Sam zacząłem wdrapywać się na górę, a gdy byłem już blisko celu hyung ponownie złapał mnie za rękę tym samym wciągając na miejsce obok siebie. Znowu milczeliśmy. Teraz jego palce złączyły się z moimi, poczułem się dziwnie.
~Minho ci się podoba… -  nagle usłyszałem w głowie słowa Kibuma – Zrób coś z tym, nie marnuj szansy tylko dlatego, że jesteś trochę nieśmiały.
- Taemin, chciałbym z tobą porozmawiać.
- O-o czym hyung? – zapytałem przejęty całą tą sytuacją.
- O nas – serce momentalnie zaczęło tłuc się w mojej piersi – Ja….Może nie znamy się jakoś szczególnie długo, ale świetnie czuję się w twoim towarzystwie. Patrzenie na sam twój uśmiech sprawa mi wielką radość… Powiem ci to wprost… Myślę, że cię kocham – zamarłem. Czy Minho właśnie powiedział słowo „kocham”? Nie potrafiłem uspokoić tysięcy krążących w mojej głowie myśli. Zacząłem zastanawiać się, czy przypadkiem przez ten cały czas nie okłamywałem sam siebie nie tuszując czulszych zbliżeń zwykłą przyjaźnią. Key hyung, najwidoczniej wcale się nie mylił…
- Przepraszam… - wyszeptał – Może… może nie powinienem był…
- Kocham cię – powiedziałem cicho pogłębiając uścisk naszych dłoni.
Zobaczyłem na jego twarzy uśmiech pełen szczęścia. Chłopak przysunął się do mnie i teraz stykaliśmy się barkami. Małe wargi Minho ucałowały mój policzek, oboje natychmiast spłonęliśmy szkarłatnym rumieńcem. Chciałem jednak czegoś więcej, bo poczułem, że ten drobny całus to za mało. Ostrożnie przysunąłem się do bruneta składając na jego ustach czuły pocałunek. Może nie był długi, ale uważałem, że w zupełności wystarczył. Trwaliśmy w zupełnej ciszy, uświadamiając sobie co oboje wyznaliśmy.
- Nigdy więcej mi nie mów, że jesteś nieśmiały - Powiedział Minho pieszcząc mój policzek.
Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi i ponownie go pocałowałem.

 ~~~~~~
I jak? Piszcie! 
See you soon with Kaisoo~ 
Bandur ;3