~~~~
~Pov Kai
Zewsząd otaczająca mnie biel
męczyła wzrok. Każde mrugnięcie było chwilowym ukojeniem dla oczu, tak
zmęczonych potworną jasnością. Jeszcze jeden ruch powiek. Kolory zmieniły się teraz
na takie, jak ze starego filmu. Odczułem niesamowity niepokój, gdy zobaczyłem
przed sobą szpitalne łóżko otoczone liczną aparaturą. Jej dźwięki z początku
były tak głośne, jak przeciwpożarowy alarm, jednak wkrótce ucichły praktycznie
do zera. Teraz wydawało mi się, że mogłem usłyszeć każdy najcichszy szmer. Moją
uwagę przykuła kroplówka, do której powoli spływały przezroczyste krople.
Przyglądałem się im przez chwilę jak toną w reszcie cieczy. Wzrokiem powiodłem
wzdłuż niewielkiego przewodu, który kończył się w wenflonie umieszonym w małej dłoni.
Łatwo było zauważyć jak zniszczyła ją choroba. Wciąż
jednak zdawała się być delikatna. Bez wahania ująłem ją w swoją własną,
kciukiem głaskałem szczupłe, chłodne palce. Czułem jak po policzkach spływają
mi łzy, nie potrafiłem ich zatrzymać.
-Jonginnie… Pamiętasz, co mi
obiecałeś? Nie płacz, musisz być moim dużym, dzielnym chłopcem.
To był Jej głos - słaby i cichy.
Wiedziałem, że każde wypowiedziane zdanie jest dla niej niesamowitym wysiłkiem.
Gdybym tylko mógł, zabrałbym od niej to wszystko. Ból, cierpienie. To nie tego
dla niej chciałem. Dlaczego ktoś, kogo kocham musi przechodzić przez coś
takiego? Czym sobie na to zasłużyła? Spojrzałem w jej twarz. Pomimo tego, że
emanowała zmęczeniem, w jej oczach mogłem dostrzec ciepło i radość. Poczułem
jak uśmiecham się na ten widok mimo nieustających łez. Nagle wszystko się
zmieniło. Zacząłem się od niej oddalać, ledwo słyszałem jej słowa, które były
coraz cichsze.
-Jestem zmęczona. Zdrzemnę się na
chwilę, dobrze? Pamiętaj, że cię kocham synku…
Pomieszczenie wypełnił piskliwy
dźwięk, który w szpitalu mógł oznaczać tylko jedno, że to już koniec.
Mogłem obserwować sam siebie, to
tak jakby dusza oddzieliła się od ciała. Pochylałem się nad nią ściskając jej
dłoń. Płakałem zanosząc się głośno, dławiłem się własnym łzami.
-MAMO! MAMO NIE… Ty-ty nie
mogłaś… Proszę powiedz coś… Mamusiu….
Krzyknąłem dokładnie to samo, co
obserwowany przez siebie ja. Nagle wszystko wypełniła ciemność, szpitalny pokój
zniknął tonąc w czerni.
Przejmujące zimno przeszyło moje
ciało powodując drgawki. Wszystko, co mnie otaczało, było szare i ponure. Byłem
na cmentarzu w jeden z najgorszych dni w całym moim życiu. Wokół głębokiego
dołu tłoczyli się ludzie, wszyscy byli ubrani na czarno od stóp do głów. Pastor
kończył się modlić, wypowiadając ostatnie słowa modlitwy. Wtedy pomyślałem, że
Boga nie ma, skoro pozwolił jej umrzeć. Ogarniała mnie niesamowita wściekłość,
starałem się jednak to wszystko przetrwać dla niej. Gdybym tylko mógł kazałbym
tym wszystkim ludziom się wynieść. Gdzie byli, kiedy mama zachorowała? Kiedy
potrzebowała wsparcia, ciepła i opieki? Gdzie byli przez ten cały czas? Nie
zrobili niczego, żeby jej pomóc, a teraz nagle jest im tak źle, że już jej nie
ma? Jakoś ani razu nie widziałem ich w szpitalu! Był tam też on z tą swoją
księżniczką. Gotowało się we mnie okrutnie, gdy na niego patrzyłem. Nie
potrafił nawet w należyty sposób uszanować jej śmierci. Nienawidziłem ich
wszystkich tak bardzo, pragnąłem tylko, żeby ten koszmar dobiegł końca. Nagle znalazłem się przy grobie mamy zupełnie
sam. Czułem, że moje serce przepełnia smutek zmieszany ze
złością. Miałem już odejść, kiedy moją uwagę przykuł zupełnie świeży grób,
który znajdował się na środku cmentarza. Powoli podszedłem do niego zaciekawiony
faktem, kto jeszcze musiał odejść tego dnia. Po raz kolejny wszystko wokół
zniknęło i teraz jedyną rzeczą, jaką widziałem był ten grób. Chciałem zerknąć
na tabliczkę, jednak obraz był zamglony. Kiedy pochyliłem się, żeby odczytać
zapisane na niej litery i cyfry po prostu zamarłem. Nie wierząc własnym oczom
spojrzałem jeszcze raz:
R.I.P
Do Kyungsoo
Pov D.O
Przed oczami miałem kompletną ciemność,
jednak mimo to słyszałem, co się wokół mnie dzieje. Odgłosy przeróżnych
urządzeń, szybko przemieszczający się ludzie, rozmowy czy polecania. Nie miałem
jednak bladego pojęcia, co też takiego mogło się stać. Powoli otworzyłem oczy,
jednak praktycznie natychmiast je zamknąłem, kiedy poraziło mnie mocne białe
światło. Kiedy już przyzwyczaiłem się do niego mogłem zobaczyć gdzie właściwie
się znajduję. Pomieszczenie nie było ani
trochę przyjemne. Kliniczna czystość nieco mnie przerażała, więc tym bardziej
nie czułem się komfortowo. Do tego czułem tępy ból z tyłu głowy, a całe ciało
wydawało mi się być jak z ołowiu.
Potrafiłem myśleć wyłącznie o tym jak się tutaj znalazłem. Przecież
jeszcze chwilę temu stałem w kuchni przygotowując sobie herbatę. Tylko, co
zdarzyło się potem? Jedyne, co pamiętałem
to otaczająca mnie ciemność. Próbowałem sobie przypomnieć, co mogło doprowadzić
do tego, że się tutaj znalazłem, jednak czułem wyłącznie pustkę. Odetchnąłem
głęboko i jeszcze raz rozejrzałem się wokół siebie. Przez szklane drzwi
zobaczyłem mamę, która żywo gestykulując rozmawiała z lekarzem. Oboje
obrócili się w moją stronę, ona posłała mi uśmiech i szybkim krokiem zaczęła
zbliżać się do pokoju, w którym się znajdowałem. Widziałem, że była naprawdę
podenerwowana. Ze zmartwioną miną usiadła na taborecie, który stał obok szafki.
- Jak się czujesz synku? – Zapytała.
Nie bardzo miałem ochoty
opowiadać o swoim samopoczuciu. Dużo bardziej interesowało mnie to, co tutaj
właściwie robię.
- Mamo, co się stało? Dlaczego tutaj jestem?
- Zemdlałeś w kuchni i nie
mogliśmy cię w żaden sposób ocucić, dlatego zadzwoniliśmy na pogotowie -
odpowiedziała.
W pokoju był też lekarz, który
wszedł zaraz za mamą, jednak dopóki się nie odezwał to nie zwróciłem na niego
najmniejszej uwagi. Jak na nieszczęście ponowił pytanie, które wcześniej zadała
mi moja rodzicielka.
- Chy-chyba dobrze, ale okropnie
boli mnie głowa - odparłem.
- Cóż, to zupełnie normalne,
kiedy uderzy się o twardą powierzchnię. Wykonaliśmy kilka badań kontrolnych
żeby sprawdzić czy nic złego ci nie dolega.
- Czy wykazały coś
konkretnego? - Zadbałem o odpowiedni
dobór słów, bo nie chciałem, żeby wziął mnie za głupiego dzieciaka, któremu nie
ma sensu odpowiadać.
- Nie trzeba się za nad to
przejmować. Pojawiły się jednak objawy silnego przemęczenia. Musisz po prostu
bardziej o siebie dbać. Więcej sypiać, jeść regularnie i nie doprowadzać
organizmu do kresu wytrzymałości - odpowiedział.
- Czy długo będę musiał tutaj
zostać? – Miałem nadzieję, że nie, bo inaczej moje zaległości tylko się
nawarstwią, a wtedy wszystkie te zalecenia doktor będzie mógł zachować dla
siebie.
- Zostawimy cię jeszcze na noc,
na obserwację, jednak, jeżeli nie wykryjemy żadnych niepokojących objawów,
będziesz mógł szybko opuścić szpital - ucieszyłem się na te słowa - Przez ten
czas zaaplikujemy ci jeszcze kroplówkę, a rano dostaniesz zestaw leków
wzmacniających.
- Dobrze, dziękuję panie doktorze
- powiedziałem.
- Jeżeli cos byłoby nie tak,
zawsze możesz zawołać pielęgniarkę, a teraz przepraszam mam obchód - mówiąc to
lekarz złożył podpis na kartce w swoim neseserze i wyszedł.
Mama pochyliła się nade mną,
zaczęła głaskać mnie po głowie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo nas
z tatą przestraszyłeś... - Powiedziała, wiąż jeszcze zmartwiona - Będę musiała
zaraz iść, czy chcesz żebym ci coś przywiozła Słonko?
Przez moment poczułem się jakbym znowu miał
pięć lat, jednak musiałem jej to wybaczyć. Byłem jej jedynym synem, więc to
normalne, że się martwiła. Zastanowiłem się przez chwilę, co też mógłbym chcieć
z domu.
- Możesz mi przywieść tą książkę,
która leży na szafce nocnej, telefon i mp4.
- Dobrze wezmę to dla ciebie -
uśmiechnęła się ciepło, po czym pocałowała mnie w czoło - Odpoczywaj, słodkich
snów Kochanie.
Poczułem, że ogarnia mnie
niesamowita senność, więc szybko zasnąłem, żeby obudzić się dopiero następnego
ranka. Całe szczęście ból głowy całkowicie minęły, więc poczułem się dużo
lepiej. Wziąłem do ręki komórkę, która leżała na szafce - miałem jedną nową
wiadomość. Mama prosiła, żebym zadzwonił albo, chociaż napisał sms’a, że się
obudziłem. Odpisałem jej, że już wstałem i mam się dobrze. Wygrzebywałem się
właśnie z pościeli, bo poczułem nagłą potrzebę pójścia do toalety, kiedy do
pomieszczenia wszedł lekarz.
- A dokąd to się wybieramy, tak z
samego rana?- Zapytał.
- Eee, do łazienki - odparłem.
- Zaraz będziesz mógł iść, tylko
poczekaj chwilkę, bo muszę przekazać ci parę informacji. Po pierwsze jednak
powiedz mi, jak ma się twoje samopoczucie?
- Jest już dużo lepiej. Kiedy
będę mógł pójść do domu? – Pomimo, że mój pobyt w szpitalu był krótki to nie
chciałem spędzić tutaj więcej czasu.
- Po południu przyniosę ci wypis,
ale wcześniej zadzwoń do rodziców, żeby po ciebie przyszli albo przyjechali.
Chcę mieć pewność, że dotrzesz prosto do domu – powiedział - za godzinę,
pielęgniarka przyniesie ci śniadanie i zestaw lekarstw.
Podziękowałem mu po raz kolejny,
a kiedy w końcu wyszedł, czym prędzej pobiegłem do toalety. Czy on naprawdę
musiał tak długo gadać?!
Całe szczęście, że mama
przywiozła mi to, o co prosiłem, bo inaczej zwyczajnie umarłbym z nudów. Przez
te kilka godzin, które jeszcze musiałem odczekać kontynuowałem czytanie, przy
czym co jakiś czas spoglądałem na zegar. Naprawdę czułem się tutaj źle, a do
tego poranna kroplówka jak na złość, nie chciała szybko się skończyć. Pół
godziny przed kolejną wizytą niesamowicie troskliwego (to pewnie przez mamę)
pana doktora, zacząłem pakować swoje rzeczy do plecaka. Zdążyłem też się ubrać
i doprowadzić do względnego porządku. Uznałem, że nie będę męczył rodziców
telefonami, bo zapewne teraz siedzą w pracy, a po drugie, miałem wielką ochotę
pójść na spacer. Od dawna tego nie robiłem, a świeże powietrze wspaniale by
mnie orzeźwiło. Przed wyjściem odebrałem jeszcze receptę i podziękowałem za
wszystko. Zmierzałem już w stronę wyjścia, kiedy zobaczyłem Kai'a wychodzącego
z gabinetu szybkiej pomocy lekarskiej. Zatrzymałem się na moment, bo byłem
zdziwiony jego obecnością tutaj. Zmierzyłem go wzrokiem od stóp do głów. Nie
wyglądał dobrze - miał zabandażowaną prawą rękę, podbite oko i kilka sporych
sińców na przedramionach. Dodatkowo wyglądał tak, jak gdyby każdy najmniejszy
ruch sprawiał mu ból. Zakładał kurtkę i akurat obrócił się twarzą do mnie, tym
samym natychmiast mnie zauważając. Zareagował w dość dziwny sposób, bo
momentalnie zbladł jakby zobaczył ducha. Nie było mnie w szkole, aż tak długo,
czy jak? Nie miałem za bardzo wyboru, więc ruszyłem w jego kierunku. Co mi
szkodzi – pomyślałem - przecież i tak już mnie zobaczył. Zauważyłem, że
uśmiecha się kpiąco, tak jak zawsze. Niewiele myśląc palnąłem:
- Co ty tutaj robisz, co stało ci
się w rękę? – czasami przydałoby się, żebym porządnie ugryzł się w język.
Jongin prychnął w
charakterystyczny dla siebie sposób, po czym powiedział:
- Nie przypominam sobie, żebyśmy
się umawiali na wywiad Szczeniaku. Nie interesuj się, nie twoja sprawa, co mi
jest - fuknął, po czym odszedł w stronę wyjścia. Jego reakcja zirytowała mnie
jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Uznałem jednak, że na tę chwilę nie warto się
przejmować tym dupkiem, więc poszedłem prosto w stronę domu, kiedy tylko
opuściłem budynek szpitala.
Szedłem powoli, rozkoszowałem się
przyjemnym wciąż jeszcze zimowym powietrzem. Moje myśli nadal zajmował
irytujący Kim, jednak postarałem się go przepędzić ze swojej głowy. Czas wrócić
do rzeczywistości, mam mnóstwo materiału do nadrobienia. Kiedy w końcu
znalazłem się w domu, czym prędzej poszedłem na górę. Opadłem na moje wygodne
(w przeciwieństwie do tego szpitalnego) łóżko i zamknąłem oczy. Cieszyłem się,
że w końcu miałem spokój. Postanowiłem zadzwonić do Suho z prośbą o pożyczenie
mi zeszytów z całego tygodnia. Już sobie wyobrażam ile tam tego jest. Chłopak
szybko odebrał. Po krótkiej rozmowie zgodził się mi pomóc i powiedział, że
niedługo przyjdzie. Minęło trochę czasu zanim faktycznie się pojawił. Kiedy
tylko usłyszałem dzwonek do drzwi zszedłem na dół, żeby wpuścić go do środka.
Na progu stał uśmiechnięty Suho. Nim jednak zdążyłem się z nim przywitać mój
pies rzucił się na niego i zaczął szczekać, merdając przy tym ogonem jak oszalały.
Chłopak zaczął go głaskać starając się go w ten sposób nieco uspokoić, jednak
Luke nie dawał za wygraną. Musiałem odciągnąć go do kuchni, żeby mój przyjaciel
mógł, chociaż w spokoju zdjąć buty i kurtkę. Przywitałem się z nim, po
czym oboje poszliśmy na górę. Kim zaczął mi pokazywać, co też powinienem
zrobić, przygotował dla mnie nawet karteczkę z datami przyszłych kartkówek czy
sprawdzianów - Bogu dzięki, za takiego dobrego człowieka! Niestety nie mógł
zostać u mnie zbyt długo, bo gdzieś bardzo mu się śpieszyło. Nie chciałem
jednak zarzucać go pytaniami.
- Możesz sobie spokojnie to
przepisać albo skserować, jak wolisz. A tak w ogóle to powiedz, co u ciebie?
Czemu tak długo cię nie było? Luhan i ja trochę się martwiliśmy.
- Cały tydzień byłem chory, a do tego
jeszcze przedwczoraj straciłem przytomność i musieli mnie zabrać do szpitala. W
ogóle, kiedy wychodziłem to spotkałem Kai'a. Nie wyglądał dobrze, znowu był
cały poobijany.
- Domyślam się skąd mogły się wziąć…-
zaczął mówić, ale nagle urwał, kiedy tylko spojrzał na tarczę zegara - O rany!
Szlag, przepraszam Kyungsoo, ale się umówiłem i jeżeli zaraz nie wyjdę to będę
spóźniony. Obiecuję, że wszystko ci opowiem! Wybacz, naprawdę muszę już iść.
Nie trudź się odprowadzaniem mnie na dół - uśmiechnął się do mnie na pożegnanie
i wyszedł z pokoju.
Żałowałem, że nie mógł od razu
wszystkiego mi powiedzieć, ale Suho taki już jest, że zawsze o czymś zapomni na
rzecz czegoś innego. Przygotowałem sobie wszystko, co dla mnie przyniósł,
zabrałem się za przepisywanie notatek. Minęły dwie albo nawet trzy godziny, od
kiedy zacząłem. Zarówno kark jak i ręka dawały mi się we znaki, miałem już tego
dosyć. Resztę po prostu skseruję. Chcąc dać oczom odpocząć spojrzałem na
krajobraz za oknem. Pogoda była jeszcze ładniejsza niż rano, a zimowe słońce
przyjemnie świeciło przywołując na myśl wiosenną pogodę. Postanowiłem po raz
drugi w tym dniu urządzić sobie przechadzkę. Ciepło się ubrałem, żeby
przypadkiem nie zmarznąć i znowu nie wylądować w łóżku, bo tego miałem już
serdecznie dosyć. Wybrałem się do pobliskiego parku, tam zawsze było przyjemnie
niezależnie od pory roku. Przyglądałem się budzącej do życia przyrodzie, im
dalej zapuszczałem się w ten gąszcz drzew tym więcej mogłem podziwiać. Cieszyłem
się ze zbliżającej coraz cieplejszej pogody. Na chwilę przystanąłem przy jednym
z drzew, zamknąłem oczy i powoli wciągnąłem do nosa świeże, przyjemne
powietrze. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo niedaleko od miejsca, w którym
stałem usłyszałem cichy szloch. Zerknąłem w tamtą stronę i zobaczyłem chłopaka
siedzącego na ławce, który był pochylony i ukrywał twarz w dłoniach. Podszedłem
niepewnie, usiadłem obok niego na ławce.
- Luhan-hyung? – Zapytałem cicho.
Musiałem wytracić go ze stanu
kompletnego otępienia, bo kiedy tylko usłyszał swoje imię okropnie się
wzdrygnął. Z przestrachem spojrzał w moją stronę natychmiast ocierając łzy,
chciał ukryć przede mną fakt, że płacze jednak było to bezskuteczne. Po
dłuższej chwili nieco się uspokoił, ale widziałem, że udaje, że wszystko jest w
porządku.
- K-kyungsoo, co… Co tutaj
robisz? - Zapytał nieco łamiącym się głosem.
Byłem bardzo zaniepokojony jego
nastrojem, więc zamiast mu odpowiedzieć sam zacząłem pytać.
- Hyung, co się stało? Dlaczego
płaczesz?
On jednak nie był skory do
rozmowy a w jego oczach widziałem kolejne tlące się łzy.
- Przecież możesz mi powiedzieć –
kontynuowałem –od tego są przyjaciele.
Luhan rozpłakał się jeszcze
bardziej niż uprzednio i drżącym głosem powiedział, że wszystko poszło nie tak,
jak powinno. Kiedy trochę się uspokoił, podałem mu chusteczki. Blondyn
wydmuchał nos i przetarł mokre od łez oczy. Odetchnął głęboko parę razy i
zaczął mi opowiadać, co mu się przytrafiło. Dowiedziałem się, że poszedł na
imprezę zorganizowana w domu Kai'a, na którą zaprosił go Sehun. Pomimo tego, że
wiedział jak głupim pomysłem było pójście tam, to przyszedł z ciekawości, a
poza tym dawno nie miał okazji dobrze się bawić. Podczas jego opowieści
chodziliśmy po parku. Hyung bardzo mi się żalił, a każde jego słowo było
przepełnione smutkiem. Byłem w wielkim szoku. Nie mogłem uwierzyć w to, co tam
się stało. Luhan naprawdę był bliski uprawiania seksu z Oh. W zasadzie,
gdyby Jongin tam nie wszedł to, kto wie, co mogło się stać? Chłopak nadal był
roztrzęsiony a ja bardzo mocno starałem się go uspokoić. Zastanawiałem się
jakby tutaj poprawić mu nastrój i nagle do głowy wpadł mi pewnie pomysł.
- Hyung? Tutaj niedaleko jest
kawiarnia, może pójdziemy na bouble tea?
W jego oczach zobaczyłem blask
szczęścia, ucieszyłem się na ten widok. Rozpromieniłem się na myśl, że Luhan
mógł mieć ze mnie kogoś, komu mógł zaufać. Mimo, że nie znałem się zbyt dobrze
na jakichkolwiek związkach czy prawdziwej miłości, to za wszelką cenę starałem
się mu pomóc. Przynajmniej mógł się wygadać. Kiedy siedzieliśmy już przy
stoliku popijając słodkie napoje rozmowa przybrała bardziej szczery obrót.
- Naprawdę już nie wiem, co mam z
tym wszystkim zrobić - powiedział zasmucony.
- Ale przecież teraz już kogoś
masz, prawda? Dlaczego, więc tak przejmujesz się Sehun'em? – Zapytałem.
- N-no bo wiesz Kyungsoo… My
kiedyś byliśmy razem. Teraz dręczą mnie wątpliwości, czy on faktycznie chce do
mnie wrócić, czy tylko się droczy.
Doznałem szoku. Luhan i Sehun?
Razem? To było dla mnie nie do pomyślenia! Spędziłem w tej szkole zaledwie trzy
miesiące, a już zdołałem się przekonać, jakim draniem jest najlepszy przyjaciel
Kai'a. Chińczyk musiał zauważyć moją dezorientację i zbyt mocno rozszerzone
źrenice. Uśmiechnął się blado, po czym powiedział:
- Jeżeli chcesz mogę ci opowiedzieć,
co takiego w nim widziałem.
- Nie zmuszaj się, przecież nie
jesteś zobowiązany mówić mi o wszystkim -
odparłem.
- Powiedziałem już wystarczająco
dużo, więc skoro tak wyszło mogę dokończyć historię - powiedział Luhan.
- Poznałem go, kiedy jeszcze byłem w ostatniej
klasie gimnazjum. Przyjechałem wtedy na ferie zimowe do Korei. Urządziłem sobie
małą wycieczkę po mieście, przechadzałem się ulicami Seulu szczęśliwy, że mogę
tutaj spędzić trochę czasu, bo od pewnego czasu tato namawiał nas na
przeprowadzkę. Mama jednak nie była szczególnie zadowolona tym pomysłem, bo
wtedy nie znałem koreańskiego jeszcze zbyt dobrze. Wiesz, ja naprawdę lubię słodycze,
więc szukałem jakieś cukierni albo kawiarni. Mimo, że miałem w torbie przewodnik
po mieście to wolałem kogoś zapytać, miejscowi zawsze polecą ci coś lepszego
niż książka. Już miałem podejść do jakiejś kobiety, kiedy zobaczyłem Sehun’a.
Poczułem się dziwnie, bo nigdy wcześniej na nikogo tak nie zareagowałem.
Zrobiło mi się jakoś tak błogo i ciepło, ale mimo to stwierdziłem, że podejdę
do niego. Wtedy to była zupełnie inna osoba. Pamiętam, że tak uroczo się do
mnie uśmiechnął, kiedy łamanym koreańskim zapytałem go czy dostanę gdzieś
bouble tea - w tym momencie Luhan smutno spojrzał na kubeczek trzymany w rękach
- Gdybyś wtedy widział tę radość w jego oczach… Nieśmiało z nim rozmawiałem,
starałem się nie narzucać, bo przecież jeszcze go nie znałem. Zaprowadził mnie
do takiej malutkiej kawiarenki. Nie pamiętam już ile godzin z nim tam siedziałem
i ile herbaty wypiliśmy, ale po tym wszystkim czułem jakbym znał go od dobrych
kilku lat. Spacerował razem ze mną, pokazywał mi różne miejsca. Było już
naprawdę ciemno, kiedy zadzwonili moi rodzice, żebym spotkał się z nimi pod
centrum handlowym. Tylko wiesz, Sehun zabrał mnie bardzo daleko, a ja nie
miałem pojęcia jak wrócić. Od razu zaoferował, że odprowadzi mnie tam gdzie
tylko będę chciał. On opowiadał mi o sobie, ja jemu też nie szczędziłem
informacji. Podałem mój swój e-mail i poprosiłem, żeby się ze mną skontaktował,
bo byłem tam tylko na jakiś czas. Zapytał czy spotkamy się jutro, nie
potrafiłem mu odmówić. Potem widziałem się z nim codziennie aż do dnia wyjazdu.
Nie chcieliśmy się ze sobą żegnać, zawiązała się miedzy nami mocna więź. Powiedział,
że jestem najlepszym hyung'iem i nigdy o mnie nie zapomni, za to ja
obiecałem, że jeszcze się zobaczymy. Każdego dnia pisaliśmy do siebie
wiadomości, czasem nawet bezsensowne i głupie. Cieszyłem się nawet najkrótszym
słowem, które do mnie napisał. Nie wiedziałem, że moja obietnica spełni się za
tak niewielki okres czasu. W drugim półroczu pojechałem na wymianę. Nie mogłem
uwierzyć własnym oczom, kiedy spotkałem Sehuna. Widywałem się z nim w każdej
wolnej chwili. Cieszyłem się, że mogłem z nim przebywać. On już wtedy
przyjaźnił się z Kai'em, ale wiesz, Kim też bardzo się od tego czasu zmienił.
Podobało mi się w tym liceum bardziej, niż w tym w Chinach, więc kiedy
tylko tato usłyszał, że chciałbym tutaj zostać porozmawiał z mamą i po
wakacjach się przeprowadziłem. Głównym powodem była atrakcyjna oferta pracy,
ale rodzicom też zależało, żebym czuł się dobrze w nowym miejscu. W każdym bądź
razie, kiedy jeszcze byłem w Korei na wymianie powiedziałem mu, że go kocham.
Bałem się jednak, że odrzuci moje uczucia. Spotkała mnie jednak niespodzianka z
jego strony, przyznał, że czuje to samo. Niestety nie byliśmy parą zbyt długo,
bo tylko do grudnia zeszłego roku. Pomimo, że nadal chciałem, żeby był moim
chłopakiem to Sehun bardzo się zmienił. Od kiedy oni wszyscy - Chanyeol, Kris,
Tao i Kai jeszcze bardziej się ze sobą zżyli, wszystko między nami zaczęło
upadać. Wiedziałem, że Oh nigdy nie był aniołkiem, ale zaczął zachowywać się
okropnie. Powiedziałem mu, wprost co myślę o jego zachowaniu i zwyczajach,
których nabrał. Nic sobie jednak z tego nie robił, do tego zrobił się z niego
straszny dupek. Zaczął mnie traktować jak swoją własność, dlatego się z nim
rozstałem. Czasami jest mi ciężko nie patrzeć na niego tak jak kiedyś. Mimo, że
mam chłopaka i jestem z nim szczęśliwy to przyłapuję się na tym, że zagapiam
się na Sehuna a serca szybciej mi bije. Do tego on wydaje się być strasznie
zazdrosny i jeszcze ta impreza… - Luhan mówiła naprawdę bardzo długo, a ja
słuchałem każdego jego słowa z zainteresowaniem. Bardziej jednak ciekawiło
mnie, co uczyniło z Kai'a osobę, którą jest teraz - Dlatego wciąż się
waham, muszę to wszystko przemyśleć - Hyung odetchnął głośno - Mam nadzieję, że
cię tym nie zamęczyłem Kyungsoo - uśmiechnął się delikatnie.
- Skąd – odpowiedziałem - cieszę
się, że ufasz mi na tyle by mi o tym opowiedzieć.
Ucichliśmy oboje na chwilę.
Próbowałem to wszystko jakoś sobie poukładać w głowie, jednak z zamyślenia
wyrwał mnie zasmucony głos blondyna.
- O nie… zapomniałem, że to jedna
z jego ulubionych kawiarni.
Zrobiłem nieco zdziwioną minę, bo
nie bardzo wiedziałem czy jego słowa dotyczą historii czy też już nie. Lu
wskazał mi palcem osobę za szybą. Był tam nie, kto inny jak Sehun na dodatek w
towarzystwie Kai. Cudownie – pomyślałem - lepiej być nie mogło. Musieli się świetnie bawić, bo rozmawiali ze
sobą śmiejąc się. Nie musiałem ich słyszeć, wystarczyło popatrzeć. Kiedy weszli
do środka nadal byli zadowoleni, ale nieco ucichli. Widziałem jak mój
przyjaciel stara się w jakikolwiek sposób ukryć, więc skulił się na swoim
miejscu. Usiadł tyłem do baru gdzie zamawiało się napoje. Obserwowałem jak
składali zamówienie, po czym usiedli przy wysokim stoliku pod oknem. Luhan
usiadł normalnie, jednak wciąż zachowywał czują postawę. Siedzieliśmy tak
jeszcze przez kilkanaście minut, podczas których opowiedziałem mu o mojej
wizycie w szpitalu. Pominąłem jednak spotkanie z Kai'em uznając, że pewnie i
tak już rozmawiał z Suho i znał jego przypuszczenia. Myślałem, że wszystko
będzie w porządku, kiedy Kim i Oh pozbyli się plastikowych kubków szykując
się tym samym do wyjścia. Niestety los nam nie sprzyjał, bo bad boy’e nas
zauważyli. Luhan momentalnie zbladł na twarzy i usiłował nie patrzeć w
stronę swojego byłego chłopaka. Zanim jeszcze na dobre się do nas zbliżyli
usłyszałem Sehuna:
- Oooo zobacz Kai, dwa kujonki
wybrały się na randkę, czy to nie urocze? – Zapytał złośliwie.
Spojrzałem na Lu - przybrał teraz
swoją arogancką postawę zarezerwowaną wyłącznie dla Oh.
- Sehun, odwal się - rzucił.
- Cóż za nie miła postawa… Chciałem
się tylko grzecznie przywitać, a spotykam się z takim chłodem z twojej
strony. To bardzo nieładnie Lulu, nie spodziewałem się tego po tobie.
Widziałem, że Chińczyk jest
naprawdę zdenerwowany całą tą sytuacją. Ukradkowo zerknąłem na Kai'a, który tylko
wszystkiemu się przyglądał.
- Nigdy więcej, nie mów do mnie
Lulu!- Zaprotestował blondyn.
- Przecież kiedyś uwielbiałeś,
gdy tak się do ciebie zwracałem - odparł.
- Od kiedy zrobił się z ciebie
prawdziwy dupek nie masz prawa mnie tak nazywać. Najlepiej, jeżeli w ogóle
być się do mnie nie odzywał! – Ciężko było mi zrozumieć postawę Luhan'a. Skoro
rozważał czy by nie wrócić do Sehuna to, dlaczego był dla niego taki oschły? Uznałem
jednak, że nie to jego sprawa, co zrobi, więc tak jak Kai obserwowałem rozwój
wydarzeń.
Chłopak o szarych włosach zdziwił
się i nieco zdenerwował na słowa hyung'a. On zdawał się tym jednak nie przejmować,
bo wstał z miejsca mówiąc:
- Kyungsoo, chodźmy już.
Zrobiłem to, o co poprosił i
wstałem z krzesła. Zdążyłem narzucić na siebie kurtkę, kiedy Luhan oddalił się
nieco od stolika. Oh złapał go za nadgarstek, było to jak niema prośba o to, by
blondyn spojrzał mu w oczy. Nie spodobało mu się to jednak, bo wyrwał dłoń z
uścisku i odepchnął go od siebie mówiąc, żeby go zostawił. Sehun naprawdę się
rozzłościł, nie byłem pewnie, co zamierzał zrobić. Coś w mojej głowie popchnęło
mnie do bardzo heroicznego czynu, jakim było stanięcie między nimi.
- Odsuń się kujonie - warknął do
mnie. Nie miałem jednak najmniejszego zamiaru ruszać się z miejsca. Kai
najwidoczniej zauważył, że coś się święci, więc złapał przyjaciela za ramię i
odciągnął go do tyłu.
- Sehun, uspokój się, tutaj są
ludzie - powiedział spokojnie. Kai w roli nieszukającego zwady człowieka? To
dosyć nietypowe jak dla niego. Niestety ani ja, ani Kim nie daliśmy rady
zapobiec kłótni. W pewnym momencie myślałem, że Sehun popchnie Luhan'a na
stolik. Problem rozwiązał jednak właściciel, któremu nie podobał się ta
sytuacja. Był zły i kazał nam natychmiast wyjść, bo to nie jakaś knajpa, żeby
urządzać rozróbę. Hyung sprytnie wykorzystał ten moment, dzięki czemu szybko
się ulotniliśmy. Przez całą drogę szliśmy w ciszy, aż do mojego domu. Lu
przeprosił mnie za to, co się stało. Ja jednak odpowiedziałem, żeby się nie martwił,
bo przyjaciele są po to, żeby się wspierać. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w
swoją stronę. Kiedy wróciłem dotarło do mnie, że muszę szybko skserować resztę
notatek od Suho, bo przecież niedługo miał się po nie zjawić. Zadzwonił do
drzwi akurat, kiedy kopiowałem ostatnią kartkę. Reszta dnia minęła szybko.
Położyłem się spać z nadzieją, że jutrzejszy dzień będzie przyjemny.
Trochę ciężko było mi wstać o tak
wczesnej porze, bo przez cały tydzień budziłem się bardzo późno. Jakoś się
jednak ogarnąłem i w krótkim czasie byłem gotowy do wyjścia. Po drodze
spotkałem Suho, który przywitał mnie ciepłym uśmiechem mówiąc, że wreszcie
znowu będziemy mogli razem chodzić do szkoły. Luhan tym razem nam nie towarzyszył.
Spotkaliśmy go w szatni, kiedy odkładał swoje rzeczy. Nie wydawał się być
jednak skory do rozmowy, mimo to przywitał się z nami odrobinę tylko się przy
tym uśmiechając. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Było mi przykro, że hyung był
w takim nastroju, a ja nie potrafiłem mu pomóc.
W szkole praktycznie nic się nie
zmieniło. Lekcje były identyczne, Pan Zhang nadal nie sprawił żebym, chociaż
odrobinę go polubił, a bad boye w dalszym ciągu terroryzowali szkołę. Tylko Kai
wydawał mi się bardziej pochmurny niż zazwyczaj. Przez cały dzień nie odezwał
się do mnie choćby słowem. Widziałem jak krzywił się z bólu przy zapisywaniu
tematu lekcji - bardziej zdziwił mnie jednak fakt, że w ogóle to zrobił. Może
uznał, że dzięki temu dam mu święty spokój?
Liczyłem, że może w ciągu tygodnia mojej nieobecności się zmieniło,
jednak nie zdarzyło się kompletnie nic. Minęło kilka pierwszych lekcji, aż
przyszedł czas na znienawidzony przeze mnie wf. Nie chodziło o to, że uznawałem
ten przedmiot za głupi. Po prostu nigdy nie byłem dobry w sporcie, a po drugie
zajęcia często przeradzały się w trening szkolnej drużyny koszykarskiej. Całe szczęście miałem zwolnienie od lekarza,
więc przynajmniej przez jakiś czas ominie mnie ta katorga.
Poszedłem do szatni, żeby
zostawić tam swoje rzeczy. Było to naprawdę duże pomieszczenie, bardzo podobne
do tego na dole z tą różnicą, że w tych szafkach trzymaliśmy stroje na wf. Od
miejsca gdzie przebierały się dziewczyny dzieliły nas łazienki. Całe szczęście,
że nie jest to bliżej, chociaż i tak widziałem kilka z nich jak próbowały się
tutaj zakraść popiskując coś o „podziwianiu pięknych klat”. Nie wiem, co poza
tym mogło je tutaj ciągnąć. W szatni zawsze było głośno i gorąco. Przedarłem
się przez kilku przepychających się ze sobą trzecioklasistów. Otworzyłem swoją szafkę
wpychając do niej plecak. Zabrałem ze sobą karteczkę upoważniającą mnie do
spędzenia tej lekcji zupełnie bezczynnie. Sala, na której ćwiczyliśmy była
wielka, więc z powodzeniem mieściło się w niej kilka klas. Miałem takie
„szczęście”, że dzieliliśmy ją z klasą Krisa, oraz tą, w której byli Chanyeol,
Baekhyun, Sehun i Luhan. Zanim wyszedłem rozejrzałem się po pomieszczeniu
w nadziei, że znajdę gdzieś Suho. Niestety póki, co go nie było, za to
dostrzegłem bad boy’ów pogrążonych w rozmowie. Zauważyłem, że Oh przyglądał się
hyung'owi, od kiedy tylko pojawił się w szatni. Obserwował go przez cały ten
czas, nawet, gdy zaczął się przebierać. Spojrzałem w jego stronę, na co on
odwrócił wzrok. Kiedy przechodziłem już przez drzwi sali minąłem Kai'a. Teraz,
kiedy miał na sobie strój sportowy widać było jeszcze więcej siniaków. Nie
starał się ich w żaden sposób zakryć, trochę mnie to zdziwiło. Usiadłem na
ławce pod ścianą czekając na przyjście nauczyciela. Kiedy zapytał, dlaczego nie
jestem przygotowany podałem mu karteczkę z usprawiedliwieniem. On tylko zaczął
zrzędzić coś pod nosem o „leniwych dzieciakach” i kazał mi siedzieć na miejscu.
Przyglądałem się rozgrzewce, mimo, że nie było to nic szczególnie
pasjonującego. Wszyscy uczniowie podzieleni na mniejsze grupy biegali teraz w
kole wymachując rękami. Potem wykonywali różne ćwiczenia na rozciąganie, żeby
nabawić się jak najmniejszych ewentualnych kontuzji. Po gwizdku nauczyciel
przywołał ich do siebie, sprawdził obecność i powiedział praktycznie to samo
jak zwykle:
- Dzisiaj gramy w kosza!
Wtedy odezwał się Luhan:
- Rany, proszę pana no ile
można?! Jest więcej sportów drużynowych. Dlaczego nigdy nie zagramy w siatkówkę?
- Cicho! Nie ma dyskusji! A teraz
podzielcie się na drużyny, byle szybko! – Pan Shin wiecznie krzyczał, więc
zupełnie mnie to nie zdziwiło. Nie był typem spokojnej osoby, a jego brak
cierpliwości tylko to potęgował. Czasami zastanawiałem się czy nie spędził dodatkowego
roku w wojsku, bo brzmiał niczym sierżant instruktor z amerykańskich filmów.
Oglądanie meczu było dużo
ciekawsze niż udział w nim. W niektórych momentach trochę za bardzo się
wczuwałem. W drużynach byli też rezerwowi, którzy co jakiś czas się zmieniali.
Po kilku rozegranych meczach nauczyciel zapowiedział, że został jeszcze
piętnaście minut do dzwonka, więc mogą rozegrać jeszcze jeden mecz. Szybko
zgłosiło się dwunastka chętnych do ostatniej rozgrywki. Większość osób
stanowili bad boy’e, którzy normalnie byli członkami szkolnej reprezentacji.
Nie wiem, jak można było ich wystawiać na boisko, ale dopóki byli skuteczni i
zdobywali dla szkoły puchary, było to w miarę do przyjęcia. Zdziwiłem się,
kiedy Kai wylądował w przeciwnej drużynie. Najlepsi kumple go nie wybrali? Jak
to możliwe? Chyba, że mieli jakiś misterny plan, o którym nikt inny nie miał
prawa wiedzieć. Jeszcze większym zaskoczeniem był dla mnie udział Luhan'a. Oby
wiedział na co się porywał, bo granie przeciwko takiemu składowi nie było łatwym
zadaniem. Wszyscy zajęli swoje pozycje,
a kiedy tylko piłka znalazła się w górze kapitan drużyny bad boy’ów wybił ją na
przeciwną połowę. Szybko przechwycił ją Tao po czym podał do Chanyeol'a. Ten
jednym szybkim ruchem trafił prosto w tarczę i na ich koncie pojawiły się dwa
punkty. Na początku to oni mieli znaczącą przewagę, dopóki Sehuna nie sfaulował
Luhan'a. Oboje byli rozeźleni i mógłbym przysiąc, że jeszcze moment a
pozabijaliby się nawzajem. Hyung podał piłkę do Baekhyun'a, który mimo, że był
blokowany przez jakiegoś wysokiego kolesia zdołał ją przejąć i już gnał pod
kosz przeciwnika. Kiedy był już naprawdę blisko pozostali otoczyli go
uniemożliwiając dalszą akcję. Piłka ponownie była w ich rękach. Grali szybkimi
podaniami, który skutecznie pomagały w zbliżeniu się do wygranej. Po
kolejnym zdobytym punkcie Park stojąc pod koszem według planu miał podać ją
dalej. Wtedy niespodziewanie z lewego skrzydła wybiegł Luhan zgarniając
pomarańczowy obiekt sprzed nosa Oh. Biegł przed siebie nie zważając na żadne
niedogodności. Wymijał wszystkich po kolei nie dając sobie odebrać piłki. Mimo
dobrej obrony hyung dał radę jeszcze rzucić. Członkowie jego drużyny (z
wyłączeniem Kai’a rzecz jasna) podnieśli radosny okrzyk. Im mniej czasu
pozostawało do końca tym więcej punktów zdobywał Chińczyk. Nie wiem skąd wziął
nagle tyle siły, ale grał zdumiewająco. W pewnej chwili Sehun zrównał się z nim
w biegu próbując mu przeszkodzić. Byłem pewien, że wszystko skończy się dobrze,
jednak blondyn wylądował na posadzce. Nauczyciel osądził faul, więc Lu dostał
rzuty osobiste. Trafiał za każdym razem z kpiącym uśmieszkiem przyglądając się
bad boy’om. Po kilku minutach została już tylko ostatnia akcja czyli wszystko
albo nic. Przewaga punktowa nie była duża. Zespół Krisa przegrywał zaledwie
jednym koszem. Tym razem rywalizacja znajdowała się na równym poziomie. Zaczęli
od środka - Tao miał piłkę i ze skupieniem wybierał tego, do kogo miał podać.
Wybrał kogoś kogo niestety nie znałem. Chłopak pognał przed siebie, jednak
kozłował ze zbyt dużą prędkością i stracił szansę na dalszą walkę. Przeciwnicy
wykorzystali ten moment nieuwagi i dzięki długiemu podaniu piłkę miał Luhan.
Przebiegł tylko kilka metrów, bo Sehun zaczął torować mu drogę. Zdecydował się
na oddanie wszystkiego w ręce Baekhyun'a. Brunet stał jednak daleko od kosza i
nie dawałem mu zbyt wielkich szans. On jednak w przeciągu kilku sekund „rzucił
za trzy” tym samym wygrywając mecz. Wszyscy zaczęli się cieszyć i przybijać
Byun’owi piątki. Widziałem jak nauczyciel - który również był trenerem - kipiał
ze złości, że jego zespół przegrał i zapowiedział im serię ostrych
treningów przed zawodami, bo to nie do pomyślenia, żeby bada przypadkowych
dzieciaków pokonała taki skład. Rozległ się dzwonek na przerwę, wszyscy zaczęli
wychodzić. Widziałem jak Luhan ociera pot spływający mu po twarzy. Zanim
doszedł do drzwi obrócił się w stronę Oh po czym pokazał mu język.
W szatni znalazłam się jako
ostatni bo nie miałem ochoty przebijać się przez ten ociekający potem tłum
uczniów. Hyung stał przy swojej szafce i był już praktycznie przebrany. Na jego
twarzy malował się szeroki uśmiech, a kiedy mnie zobaczył zrobił się naprawdę
podekscytowany.
- Niezły byłem, prawda? Pokazałem
mu kto tu rządzi! Niech teraz nie próbuje się do mnie zbliżać - zaśmiał się
starszy.
Uśmiechnąłem się tylko w
odpowiedzi. Miło było zobaczyć go znowu tak szczęśliwego, szkoda tylko, że Suho
wszystko to przegapił. Swoją drogą byłem bardzo ciekaw gdzie też się podział.
Lu i ja wyszliśmy razem ze szkoły chwilę jeszcze rozmawiając o rozegranym
meczu. Blondyn poszedł jednak w drugą stronę, więc pożegnałem się z nim i do
domu musiałem iść sam.
Byłem już niedaleko kiedy na
murku przy wejściu do parku zobaczyłem Sehuna i Kai. Oboje oddawali się jednemu
ze swoich ulubionych zajęć. Chłopak o szarych włosach głęboko się zaciągnął po
czym wypuścił z płuc białawy dym. Jongin
natomiast trzymał papierosa między wargami. Wyglądało to tak, jakby dzisiaj
palił od niechcenia. Byłem na tyle blisko by usłyszeć ich rozmowę, a kiedy
tylko usłyszałem „Luhan” nie potrafiłem stamtąd odejść:
- Dlaczego on jest taki?! Nigdy
wcześniej tak nie było! Jak on tak może? Mogę się założyć, że już znalazł sobie
kogoś, komu daje dupy! Mała dziwka…- Oh mówił bardzo szybko, a jego ton głosu
był poirytowany. Miał już kontynuować kiedy spojrzał na Kim’a, który nie
wydawał się być zainteresowany rozmową.
- Kai, czy ty mnie w ogóle
słuchasz, stary?! - Zapytał – Do kogo piszesz? - Jego złość nagle zastąpiło
zainteresowanie.
Chłopak szybko wystukał wiadomość
i schował telefon do kieszeni spodni.
- Do nikogo…- powiedział.
Sehun tylko wywrócił teatralnie
oczami i po raz kolejny zaciągnął się papierosem.
~~~
Do zobaczenia wkrótce. Bandur ;3