~~~
Pov Kyungsoo~
Chociaż wiem, że powinienem był
stamtąd jak najszybciej odejść to stałem ukryty za zakrętem i podsłuchiwałem
ich rozmowę. Tak, szczerze przyznam się, że to robiłem, ale przecież nie zdarza
się to pierwszy raz. Już z założenia uważa się, że taka osoba jest wścibska,
ale ja po prostu byłem bardzo ciekawski. Chociaż jak to mówią - „Ciekawość to
pierwszy stopień do piekła”. Z przykrością muszę stwierdzić, że te słowa nie
raz pokazały mi jak bardzo potrafią być prawdziwe. Najbardziej jednak
zastanawiało mnie to, co mówił Sehun. Czy on naprawdę ma zamiar wrócić do
Luhana? W zasadzie, to przecież nie on z nim zerwał, więc wciąż mógł go kochać.
W takim razie, dlaczego był dla niego taki uszczypliwy? Chyba nigdy nie
zrozumiem zakochanych ludzi… Oni zawsze w jakiś sposób komplikują sobie życie.
Rozmyślałem nad tym, czy powinienem powiedzieć hyung'owi o tym, co usłyszałem,
ale z drugiej strony moje przypuszczenia wcale nie musiały być prawdziwe,
prawda? Nagle poczułem wibracje w kieszeni spodni, a po chwili krótki, ale
głośny dźwięk smsa. Byłem ciekaw, kto postanowił napisać do mnie właśnie teraz.
Może to, Luhan coś chciał? A może nie oddałem Suho, któregoś z jego zeszytów?
Ku mojemu zaskoczeniu na wyświetlaczu pojawił się ten sam tajemniczy numer, co
zwykle. Otworzyłem wiadomość, ale nawet nie zdążyłem na nią spojrzeć, bo nagle
odezwał się Sehun:
- Dostałeś sms? – Zapytał.
- Nie, to nie był mój telefon –
odpowiedział Kai.
Przestraszyłem się nie na żarty.
Jeden, głupi dźwięk mógł doprowadzić do sytuacji, o której nawet nie chciałem
myśleć. Czym prędzej wziąłem nogi za pas i poszedłem w drugą stronę, nie miałem
w planach spotkania z bad boy'iam, zresztą wolałem je sobie darować. Kiedy byłem
już w bezpieczniej odległości mogłem ponownie oddać się moim rozmyślaniom na temat
byłego związku mojego przyjaciela. Przypomniałem sobie jednak, że przecież
nadal nie przeczytałem wiadomości, którą dostałem całkiem niedawno. Postanowiłem
sprawdzić, co tym razem napisał do mnie tajemniczy człowiek.
„Cholerny ucisk
w klatce piersiowej, smutne oczy, udawany uśmiech, powracające uczucie
zagubienia i bezradności , znasz to? ”.
Miałem już rozważać w
myślach nowo otrzymany cytat, kiedy fakty zaczęły w dziwny sposób się ze sobą
łączyć tworząc zaskakującą całość. Sms przyszedł chwilę potem, kiedy Kai wysłał
swoją wiadomość podczas rozmowy z Sehun'em. Czy zatem to on jest autorem tych
wszystkich wiadomości? Czy to jego przemyślenia w formie cytatów dostaję
praktycznie każdego dnia? Jak jednak mogło się to stać skoro mój numer mają
jedynie Suho i Luhan? Wtedy mnie olśniło. Podczas pierwszego dnia w szkole
stałem z hyung'iem na korytarzu i na głos dyktowałem mu kolejne cyfry.
Przypomniałem sobie, że wtedy Kai zbiegł ze schodów, które były równolegle do
nas. Czy to jednak w ogóle możliwe, żeby zapisał wtedy mój numer? Zasadniczo,
nic nie stało na przeszkodzie, żeby sprawdzić, więc po chwili namysłu wysłałem
wiadomość zwrotną:
„..i w rzeczywistości można się zagubić”.
^^^
Przez kolejne dni po incydencie w
kawiarni Luhan starał się unikać Sehuna jak ognia. Na korytarzach mijali się
szerokim łukiem jednak nawet to nie sprawiało, że Lu mógł czuć się lepiej.
Każde spojrzenie chłopaka o szarych włosach rozbudzało w moim hyung'u kolejne
fale niepokoju. Ciężko mu jednak było go całkowicie unikać, bo przecież
chodzili do jednej klasy. Często słyszałem jak opowiadał mi, że Oh siada za nim
tylko po to, żeby móc mu podokuczać, urządzać sobie niepotrzebne docinki albo
po prostu starać się go rozproszyć. Moim zdaniem Chińczyk był rozdrażniony i
bez tego. Ostatnio znikał podczas lunchu w tajemnicze miejsca albo w ogóle
niczego nie jadł twierdząc, że dzisiaj nie ma nic, na co miałyby ochotę.
Podczas jednej z długich przerw opowiedziałem mu to, co usłyszałem w drodze do
domu. Czułem się nieco winny jego złemu nastrojowi, bo tylko bardziej
posmutniał po tej informacji. Próbowałem go wyciągać gdzieś na spacer albo
chociażby do kina na jakiś film, ale za każdym razem mi odmawiał. Widziałem, że
z dnia na dzień ma coraz bardziej podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Postanowiłem
z nim porozmawiać, nie chciałem, żeby tak jak ja wylądował później w szpitalu z
przemęczenia organizmu.
- Luhan-hyung, powinieneś dać
temu spokój. To cię zjada od środka, za bardzo się przejmujesz. Spróbuj trochę
od tego odpocząć, bo ostatnio chodzisz zmarnowany jak zombie.
- Próbuję, ale to nic nie daje.
Przez Sehuna nie mogę zmrużyć oka… Ciągle tylko o nim myślę i choćbym
chciał nie potrafię przestać - żalił się się - Nie wiem, co mam z tym wszystkim
zrobić. Wiesz jak on potrafi się gapić, to zaczyna wymykać się spod kontroli -
czułem się tak jakbym słyszał o sobie. Przez Kai też nie mogłem sypiać czy
spokojnie myśleć. Dobrze, że Luhan mógł komuś o tym powiedzieć a nie tak jak
ja, dusić to w sobie - Kyungsoo, ja naprawdę już nie wiem, co mam z tym
wszystkim zrobić. Chyba… Chyba nadal coś do niego czuję - po tym zdaniu Lu
zamilkł i kontynuowaliśmy jedzenie. Następne jego zdanie nieco mnie zszokowało.
Nie wierzyłem, że w ogóle o tym pomyślał:
- Może powinienem zerwać ze swoim
chłopakiem…- wypalił - Mam potworny mętlik w głowie.
- To nie jest dobry pomysł hyung.
Nie rób niczego pochopnie, bo potem możesz bardzo żałować swojej decyzji –
odparłem - Po prostu go ignoruj, przecież wiesz, że za każdym razem, kiedy na
niego spojrzysz jego zaczepki staną się tylko bardziej uciążliwe.
^^^
Powrót do szkoły już od
pierwszego dnia przysporzył mi zmartwień. Nie dość, że martwiłem się o Luhan'a,
którego wykańczały problemy sercowe, to jeszcze Suho znikał w tajemniczych
okolicznościach i czasami zdarzało się, że podczas przerwy zostawałem całkiem
sam. Do tego wszystkiego znowu nie wychodziłem zza książek, bo musiałem
zaliczyć wszelkie zaległe sprawdziany czy kartkówki, a jak się okazało, podczas
mojej nieobecności trochę się tego nazbierało. Jakby tego było mało po lekcji
biologii zatrzymała mnie pani Huan pytając czy czwartek nadal mi odpowiada,
jeżeli chodzi o zajęcia z Kai. Oczywiście nie mogłem zrobić nic innego jak
przystać na jej prośbę. Ech, Do Kyungsoo twoja uległość kiedyś wpędzi cię do
grobu…
W piątek wreszcie udało mi się
porozmawiać z Suho, którego naprawdę ostatnio ciągle gdzieś wręcz wciąga.
Najgorsze było jednak to, że nie chciał niczego powiedzieć i zachowywał się jak
gdyby nigdy nic. Chociaż w zasadzie wydawał mi się bardziej pogodny i
rozradowany niż zazwyczaj, ale może to tylko efekt spędzania popołudnia z
zasmuconym Luhanem. Kim od dłuższego czasu obiecywał mi, że opowie mi coś o Kai
i nadarzyła się ku temu wspaniała okazja, kiedy siedzieliśmy razem na stołówce.
Słuchałem go z zapartym tchem, bo nie mogłem uwierzyć, co tak naprawdę działo
się w życiu kogoś, kto z pozoru wydawał się być nikim innym jak tylko nędznym
dupkiem.
- Pamiętasz tą imprezę, o której
ostatnio opowiadał nam, Luhan?
- Pewnie, że tak. Przez to ma
same problemy z Sehun'em… W każdym razie mów proszę dalej- zachęciłem go.
- On wyszedł wcześniej, ale
wszystko skończyło się dopiero nad ranem. Kai zorganizował domówkę pod
nieobecność ojca, więc ten niesamowicie się na niego wściekł. Ale Kyungsoo
powiedz mi szczerze, który rodzic byłby zadowolony z czegoś takiego?
- Wątpię, żeby którykolwiek był -
odparłem.
- Musisz jednak wiedzieć, że pan
Kim nie jest przykładowym kochającym ojcem, który jest cierpliwy i wspiera
swoje dziecko, kiedy tego potrzebuje. Wręcz przeciwnie on nawet nie stara się
okazywać Jongin'owi jakiegokolwiek zainteresowania. Wiem, że nienawidzą się aż
do kości, a każdego dnia agresja tylko bardziej w nich wzbiera. Kai złości fakt,
iż jego ojciec nie dochowuje wierności, wiesz zwyczajnie ma kochankę. Ponoć to
jakaś panienka nieszczególnie starsza od nas. Do tego w domu panuje istna
tyrania a wiesz, jaki jest Kim. Kiedy tylko coś mu się nie podoba natychmiast
zaczyna się stawiać i walczyć jak lew. W domu jest dokładnie tak samo, w końcu
nerwy im puściły i użyli pięści. Podobno wywalił Jongin'a na bruk, kazał mu nie
wracać a dodatkowo nieźle go urządził. Dlatego widziałeś go wtedy w szpitalu.
Zacząłem się zastanawiać skąd
Suho ma takie informacje. Przecież oni się nie przyjaźnią, nie ma między nimi
żadnej bliższej więzi a z pozostałymi bad boyąami też nie utrzymuje bliższych
kontaktów. Jak to w ogóle możliwe?
- Kto ci o tym powiedział?
Chłopak zaśmiał się i powiedział,
że ma swoje wtyki.
- A gdzie teraz podziewa się
Kai?- Zapytałem.
- Podobno zamieszkał u Krisa, ale
nie jestem tego do końca pewien. Chociaż to chyba nie jest tak istotne jak
fakt, że został wyrzucony z własnego domu, nie sądzisz?
Przytaknąłem mu tylko w
odpowiedzi. Wreszcie zacząłem rozumieć skąd może brać się u Kai, takie a nie
inne zachowanie, jednak nic go nie usprawiedliwia. Przecież wcale nie musiał
tak postępować, odwracać się od wszystkich i ignorować każdą chęć pomocy. Myśli
swobodnie przepływały w moim umyśle, gdy nagle nad głową zapaliła mi się
mentalna żarówka. Może spróbuję mu
pomóc?- Pomyślałem. Szybko jednak odrzuciłem od siebie ten pomysł, przecież
za nim nie przepadam a on szczerze i otwarcie mnie nienawidzi. Po co więc
pakować się w kolejne kłopoty? I tak już ciąży na mnie obowiązek uczenia się z
nim raz w tygodniu, więc powiedzmy, że jest to pewna forma pomocy.
- Bardzo ci dziękuję, że mi to
opowiedziałeś - uśmiechnąłem się.
- Do usług. Jeżeli tylko będziesz
chciał coś wiedzieć to po prostu pytaj - powiedział.
^^^
W ciągu tego tygodnia
dowiedziałem się jeszcze kilku ciekawych rzeczy, jednak miały one charakter
czysto informacyjny i nie mogłem zbyt wiele z tego wyciągnąć. Na godzinie
wychowawczej pani Huan oznajmiła, że niedługo zaczną się wpłaty na naszą
szkolną wycieczkę. Nie zdradziła, co prawda, dokąd właściwie pojedziemy jednak
na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ucieszyłem się jeszcze bardziej, kiedy
powiedziała, że w wyjeździe weźmie też udział klasa Luhana. Wszystko ma trwać 3
dni a na dodatek jednym z opiekunów ma być pan Zhang. Skrzywiłem się na myśl,
że ten okropny facet gdziekolwiek się z nami wybiera. Klasa zareagowała
podobnie, nikt nie był zadowolony z faktu, że historyk uraczy nas swoim
towarzystwem. Informacje o wyciecze będzie podawała na bieżąco a ja zacząłem
się zastanawiać gdzie możemy pojechać. Rozmarzyłem się nieco o słonecznej plaży
w Busan i miłym czasie spędzonym z przyjaciółmi. Nauczycielka oznajmiła też nam, że w szkole
jest organizowany wieczorny konkurs talentów i każdy, kto tylko ma ochotę wziąć
w nich udział musi wpisać się na listę u przewodniczącego samorządu. Wspomniała
też o tym, że zaczął się nowy semestr i ten, kto jeszcze ma jakieś problemy z
ocenami musi się z tym uporać w przeciągu dwóch tygodni. Na szczęście mnie ten
problem nie dotyczył, więc byłem całkowicie spokojny. Nawet z fizyki udało mi
się zdobyć całkiem dobre oceny, mimo, że czasem ciężko jest mi się z tego
przedmiotu uczyć. Od razu pomyślałem o Luhan'ie, który tej lekcji szczerze
nienawidzi i będzie musiał poprawić pierwszy semestr. Spotkałem go dzisiaj na
korytarzu wręcz kipiącego ze złości. Powiedział mi, że nie dość, że Sehun to
skończony debil to jeszcze jego nauczyciel - Kim Jongdae (znany głównie z tego,
że potrafi tak się na kogoś uwziąć, że jakby się nie starał i tak będzie musiał
powtarzać semestr a w najgorszym przypadku cały rok) po raz kolejny go oblał i
znowu będzie musiał pójść do niego na zaliczenie, a nie cierpi tego robić, bo
bardzo boli go po tym buzia. Nie bardzo wiedziałem, co chciał przez to
powiedzieć, dlatego tylko spojrzałem na niego pytająco. Odpowiedział mi, żebym
nie zawracał sobie tym niepotrzebnie głowy.
Tydzień trochę się dla mnie
dłużył, na szczęście jednak dobiegł końca i miałem nadzieję, że w weekend będę mógł
nieco odpocząć.
^^^
W sobotę rodzice zaproponowali
mi, żebym pojechał z nimi na cmentarz odwiedzić grób rodziców taty i pomóc im
zrobić małe porządki. Nie miałem zbyt dużo do roboty, a że nie planowałem się
z nikim w tym dniu spotykać od razu się zgodziłem. Dopadł mnie nieco
melancholijny nastrój, kiedy pomyślałem o dziadkach. Zmarli jeszcze, kiedy
chodziłem do podstawówki. Bardzo ich kochałem i wtedy ciężko mi było
pogodzić się z faktem, że już ich przy mnie nie ma. Ubrałem się szybko, wziąłem
psa na smycz, po czym zamknąłem za sobą drzwi domu i wsiadłem do samochodu.
Cmentarz znajdował się na skraju miasta, więc mieliśmy do przejechania kawałek.
Przez całą drogę patrzyłem za okno podziwiając rozwijającą się na nowo
przyrodę. Czas umilała mi też muzyka. Zdecydowałem się dzisiaj posłuchać czegoś
po angielsku. Przewijałem katalogi w moim mp3 aż trafiłem na folder z
piosenkami Eda Scheerana. Spokojne, przyjemne dźwięki świetnie mnie
relaksowały. Rozmyślałem o różnych sprawach i nadal byłem bardzo ciekaw czy to
Kai do mnie pisze. Przeglądałem wszystkie wiadomości, drugą ręką głaskałem
Luke’a po łepku, bo ułożył go na moich kolanach i w najlepsze drzemał. W końcu
dojechaliśmy na miejsce. Kiedy tylko otworzyłem drzwi samochodu labrador
wybiegł od razu na zewnątrz i musiałem go zawołać, żeby do mnie wrócił, bo nie
zdążyłem odpiąć smyczy od jego obroży. Cały teren był otoczony liściastymi
drzewami, z jednego z pagórków było widać miasto nieco niewyraźne z tej
odległości. Dołączyłem do rodziców i razem weszliśmy przez kutą, żelazną bramę.
Szliśmy powoli cicho rozmawiając aż dotarliśmy do miejsca spoczynku dziadków.
Zanim zaczęliśmy robić cokolwiek najpierw spędziliśmy trochę czasu na
modlitwie. Potem wspólnie porządkowaliśmy nagrobek. Kiedy zbierałem uschnięte liście
mama zapytała czy nie miałbym ochoty obejrzeć z nimi wieczorem filmu. Zgodziłem
się od razu odpowiadając jej uśmiechem, który najbardziej lubiła. Po tej małej
„wizycie” mieliśmy wspólnie pójść na spacer jednak rodzice spotkali znajomych i
powiedzieli, że mogę już iść, bo Luke na pewno biega w pobliżu, a oni niedługo
przyjdą. Nie bardzo im wierzyłem, bo rozmowy zawsze trochę trwały, jednak
pomachałem im i poszedłem w stronę wyjścia. Krążyłem trochę cmentarnymi alejkami,
mimo, że nie było to wymarzone miejsce na spacer, ale lubiłem ciszę i delikatny
śpiew ptaków, które uraczyły mnie małym koncertem. Chodząc tak zerkałem, co
jakiś czas to w prawą, to w lewą stronę. Nagle zauważyłem Kai siedzącego na
nogach przed jednym z nagrobków. Czy to ma być jakiś kiepski żart? Naprawdę
muszę go spotykać, nawet tutaj na cmentarzu? Kiedy pierwsze wrażenie szoku
minęło, zacząłem się zastanawiać, co on tutaj robi? Suho nie wspominał mi nic o
śmierci kogoś z rodziny Jongin'a. Stałem tam jak zaczarowany przysłuchując się
po raz kolejny słowom, które padały z jego ust. Kiedy mówił głowę miał
opuszczoną jednak to, co mówił wciąż było dla mnie słyszalne.
- Dziwnie ostatnio się czuję –
zaczął - jakbym był w środku zupełnie rozbity, jakiś nie swój. Nie wiem już, co
mam robić, teraz…teraz wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało - głos Kai
wydawał mi się być słaby. - Tak bardzo mi ciebie brakuje… Do tego zresztą
wiesz, że ojciec wyrzucił mnie z domu. Właściwie teraz to już ojczym, bo dowiedziałem się prawdy.
Przeczytałem twój list, który dla mnie zostawiłaś, ja…ja też bardzo mocno cię
kocham - poczułem, że mam ochotę płakać, po prostu zrobiło mi się potwornie
przykro. Kai nie ma rodziny… obserwowałem go dalej, modląc się, żeby nie
zwrócił na mnie teraz najmniejszej uwagi - Chciałem przynieść ci twoje ulubione
kwiaty, ale nadal jest jeszcze zbyt zimno, więc szybko zrobiłyby się brzydkie.
Niestety byłem zmuszony kupić te sztuczne, ale obiecuję, że następnym razem
bardziej się postaram - po tym zdaniu Kim zamilkł zupełnie a jego dłoń dotknęła
marmurowej powierzchni. Po policzku spłynęła mu łza - byłem zdziwiony tym
widokiem. - Proszę pomóż mi, daj mi jakiś znak, cokolwiek – szepnął - i wtedy
niespodziewanie obrócił głowę w moją stronę. To koniec – pomyślałem - zupełny
koniec. Postanowiłem jednak do niego podejść. Zanim jednak zdążyłem powiedzieć
choćby słowo on wrzasnął:
- Co ty tutaj robisz?! Śledzisz
mnie?! Ile razy ci mówiłem –widziałem
jak bardzo puszczają mu nerwy, a głos zaczął mu się łamać - żebyś nie wtrącał
się w moje sprawy?!
- Jest mi tak przykro…
- Przykro ci, tak? I co mi po tym
twoim żalu? – Odpowiedział.
- Staram się po prostu zrozu...- Nie
zdołałem do kończyć, bo Kai natychmiast mi przerwał.
- Zrozumieć?! – Tłoczące się w
nim emocje znalazły ujście w płaczu. Pierwsze łzy spływały po jego twarzy równie
szybko jak pojawiały się nowe- TY NIGDY TEGO NIE ZROZUMIESZ! NIGDY!- Krzyczał-
Nikt na świecie nie będzie w stanie pojąć tego, co się stało!
Nie mogłem dłużej patrzeć na to,
w jakim jest stanie. To był po prostu impuls, nie potrafiłem nad tym panować
czy tego zatrzymać. Podszedłem i… przytuliłem go. Ta chwila zdawała się dla
mnie trwać w nieskończoność. Poczułem zapach papierosów, który Kai usiłował
ukryć pod mgiełką przyjemnie pachnących perfum. Zrobiło mi się dziwnie ciepło a
serce zaczęło bić szybciej. Wiedziałem, że Jongin się wahał, ale w
ostateczności bardzo mocno mnie od siebie odepchnął. Oboje stanęliśmy jak wryci
próbując sobie wytłumaczyć co tak naprawdę zaszło. Jongin szybkim ruchem otarł
łzy rękawem kurtki. W tym samym momencie podbiegł do mnie Luke, a z oddali
usłyszałem jak rodzice mnie wołają. Rzuciłem Kai ostatnie spojrzenie nim
odszedłem i powiedziałem ciche- Przepraszam…
Reszta weekendu minęła mi na
ciągłym obwinianiu się za to, co zrobiłem. Nie wiedziałem, co mnie do tego
popchnęło, ale teraz Kai znienawidzi mnie jeszcze bardziej.
~ Pov Kai
Sobota naprawdę nie mogła być
gorsza. Byłem cholernie wściekły tyle, że nie do końca wiedziałem, na kogo. Z
jednej strony przecież poprosiłem mamę o jakiś znak tylko, dlaczego to musiał
być ten głupi kujon? Drugim powodem był
on. Naprawdę nie wiem, co Do sobie wyobraża, ale musi wiedzieć, że teraz nie
będę się, chociaż starał być milszy. Wkroczył w taki etap mojego życia, o
którym do końca nie wie nawet Sehun, a traktuję go jak brata. Najgorsze było
jednak to, co poczułem kiedy mnie przytulił. To było takie…Sam nie jestem w stanie
opisać tego dokładnie. W tamtej chwili pragnąłem się w niego wtulić i rozbeczeć
jak dziecko. Wróciłem do domu czując się jak bomba zegarowa, która tylko
czekała na odpowiedni moment, żeby eksplodować. Kiedy tylko wszedłem bardziej
do środka zobaczyłem Krisa obściskującego się z Tao. Prawie leżeli na kanapie
gorąco się całując i dotykając gdzie popadnie. Wtedy Wufan podniósł głowę:
-O już jesteś. Nie spodziewałem
się, że tak szybko wrócisz, więc zaprosiłem Tao. Mam nadzieję, że ci to nie
przeszkadza - powiedział.
- Jasne, nie ma sprawy -
powiedziałem przez zaciśnięte zęby i trzasnąłem drzwiami pokoju, w którym
mieszkałem.
Było to niewielkie, ale przytulne
pomieszczenie, które teraz było moim domem. Wściekłość wręcz mnie roznosiła.
Mój wzrok padł na małą paprotkę stojącą na parapecie. Niewiele myśląc strąciłem
ją jednym, pełnym agresji ruchem. Hyung wszedł do pokoju i rozejrzał się. Od
razu zauważył, że zmasakrowałem bezbronną roślinę. Jego spokojny głos działał
na mnie w tym momencie bardzo źle.
- Spokojnie, nie musisz od razu
wszystkiego demolować, żeby uwolnić złość.
- Pierdol się- rzuciłem.
Gdyby to był mój ojciec to teraz
zapewne leżałbym na podłodze próbując wstać po tym jak po raz kolejny mnie
uderzył. Kris jednak był oazą spokoju a jego stoicyzm był godny uznania.
- Co się stało - zapytał
delikatnie.
- Nie twój interes. Idź zajmij się
swoimi gejowskimi sprawami, Tao na pewno już nie może się doczekać, kiedy go
przelecisz - wiedziałem, że w tym momencie byłem zupełnie bezczelny, jednak nie
umiałem inaczej.
-Jeżeli nie chcesz, nie musisz mi mówić, nie
jesteś do tego zobowiązany. Powinieneś się jednak liczyć z faktem, że nie
jesteś u siebie i przestań się zachowywać jak nadąsany, pierdolony książę,
któremu ciągle coś nie pasuje, bo to zaczyna wszystkich nas drażnić.
- Wal się, nie jesteś moim ojcem -
odburknąłem.
- Daj znać, jeżeli będziesz
chciał porozmawiać. Możesz na mnie liczyć - odpowiedział, po czym wyszedł
ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Usłyszałem jak mówi do Tao, że pójdą się
gdzieś przejść, bo potrzebuje spokoju.
Zostałem w domu zupełnie sam,
otoczony błogą i niezmąconą ciszą. Zacząłem się nieco uspokajać, usiadłem na
łóżku i wyciągnąłem z kieszeni telefon.
- Chcę usnąć, lecz nie mogę, denerwuje mnie
własny puls.
^^^
Postanowiłem poczekać aż Kris
wróci wreszcie do domu, jednak byłem dzisiaj tak zmęczony zbyt wieloma
emocjami, że najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Obudziłem się dopiero w
niedzielny poranek. Przeciągnąłem się siedząc jeszcze w łóżku. Z kuchni
dobiegały odgłosy krzątaniny - Wufan pewnie coś przygotowuje stąd te wszystkie
odgłosy. Wiedziałem, że powinienem go przeprosić i bardzo chciałem to zrobić.
Wyszedłem ze swojego pokoju wprost do salonu z otwartą kuchnią. Podobało mi się
takie rozwiązanie a miejscu gdzie mieszkaliśmy świetnie się to prezentowało.
Chłopak stał przy kuchence smażąc przepysznie wyglądającą jajecznicę. Na blacie
stał toster, który teraz opiekał chleb na grzanki. W dużych kubkach parzyła się
właśnie herbata, mogłem poczuć jej przyjemny zapach. Starszy zauważył mnie i
powiedział:
- O, wreszcie wstałeś -
uśmiechnął się do mnie.
Zdziwiłem się, przecież wczoraj
byłem dla niego opryskliwy i traktowałem go jakby był nikim, a on dzień później
zachowuje się tak, jakby nic się nie stało.
- Siadaj, zaraz będzie śniadanie.
Zrobiłem to, o co mnie poprosił i
zająłem miejsce przy stole. Nie bardzo wiedziałem, co właściwie chce mu
powiedzieć w ramach przeprosin za całą tą wczorajszą akcję, więc po prostu
siedziałem cicho. Kiedy tylko blondyn postawił przede mną talerz z posiłkiem
zacząłem:
- Kris…chciałem cię przeprosić.
Nie powinienem tak reagować i jest mi teraz strasznie głupio. Chcesz dla mnie
dobrze, a ja to odtrącam. Zachowałem się jak palant, podczas gdy ty tyle dla
mnie zrobiłeś. Gdyby nie twoja pomoc spałbym na ulicy. Przepraszam hyung…
- W porządku, wybaczam ci –
odpowiedział - Rozumiem, że teraz jest ci jeszcze trudniej, bo ostatnio dużo
przeszedłeś i twoje życie znowu wywróciło się do góry nogami, ale postaraj się
być mniej ostry. A teraz jedz zanim wystygnie.
Przez jakiś czas jedliśmy w ciszy
dopóki, Wufan ponownie się nie odezwał:
- Szukasz jeszcze pracy, prawda?
–Zapytał.
- Pewnie, że tak - odparłem.
- Znalazłem coś dla ciebie
podczas wczorajszego spaceru z Tao. Niedaleko stąd jest całkiem przyzwoita
kawiarnia. Dobrze płacą i jest w fajnym miejscu. Ludzie ze szkoły nie powinni
tam zaglądać, a wiem, że zależy ci na dyskrecji. Niedawno ją otworzyli, więc
wiesz szukają pracowników. Mam tam małe znajomości, więc umówiłem cię na
rozmowę kwalifikacyjną w piątek po lekcjach. Powinno pójść gładko, bo masz już
jakieś doświadczenie, napisałem ci wieczorem CV, więc o to też nie musisz się
martwić.
Niesamowicie się ucieszyłem tym,
co powiedział. Zdziwiło mnie jednak trochę, że tak szybko wszystko pozałatwiał
a jutro będę musiał ubrać się w coś sztywniackiego i mówić, jaki to ze mnie będzie
świetny pracownik. W każdym razie mogę mu być za to dozgonnie wdzięczny.
- Naprawdę nie wiem, jak mam ci
dziękować… Bardzo dziękuje, że to dla mnie zrobiłeś, wiesz, że teraz każdy
grosz się liczy. Huan wymyśliła sobie jeszcze jakąś wycieczkę, ale mnie na to
nie stać, więc muszę skreślić się z listy zanim będzie za późno. Zresztą nie
mam ochoty spędzać trzech dni w towarzystwie tych skończonych kretynów. Wiesz
jak kujony potrafią podjarać się wyjściem do muzeum, nie?
^^^
Pov Do
Weekend znowu uciekł mi jak woda
przez palce i zanim zdążyłem choćby przez chwilę zastanowić się nad tym, co
muszę jeszcze zrobić był poniedziałek. Kolejne dwa dni były wypełnione
sprawdzianami i kartkówkami, których miałem już szczerze dosyć. Oczywiście nie
wydarzyło się nic nadzwyczajnego czy interesującego. Kai zdawał się unikać mnie
jeszcze bardziej niż zwykle, a kiedy nadarzała się okazja uciekał do innej
ławki. Luhan nadal chodził zamyślony, jednak we wtorek biło od niego szczęście,
bo udało mu się cudem zaliczyć fizykę. Po raz kolejny w tym miesiącu nie mogłem
oprzeć się podsłuchaniu rozmowy Jongin'a. Zaczynałem się zastanawiać czy mój
mózg i czyste sumienie ze sobą współpracują, bo ostatnim czasem czułem się jak
jakiś agent wywiadu. Wiem, że to nie kulturalne tak robić, a Kai już nie raz
groził mi, że w końcu coś mi zrobi za wpierdzielanie się w jego sprawy. Jongin
próbował wypisać się z wycieczki tłumacząc, że nie ma, z czego zapłacić
odpowiedniej kwoty. Pani Huan zaoferowała się, że za niego zapłaci, ale Kai nie
chciał nawet o tym słyszeć. Przyszło mi na myśl, że faktycznie sytuacja, Kim’a
jest naprawdę poważna. Ojczym tyran, mama, której z nim już nie ma i jeszcze ta
cała akcja na cmentarzu.
- Skończ już z tym - skarciłem się w myślach - to nie twoje sprawy. Jednak mimo wszystko nie potrafiłem przestać.
^^^
Było czwartkowe popołudnie. Na
dworze zrobiło się bardzo przyjemnie, słońce pięknie świeciło i aż żal było
siedzieć w szkole. Zacząłem podejrzewać, że Kai skorzysta z ładnej pogody i nie
pojawi się na zajęciach. O wyznaczonej porze udałem się do biblioteki, żeby
poczekać na jego ewentualne przyjście. Zmierzałem jednak przesiedzieć tam całą
godzinę - czyli dokładnie tyle ile trwała nasza „lekcja”. Nie chciałem podpaść
wychowawczyni, więc to czy się pojawi zupełnie mnie nie obchodziło. Zabrałem ze
sobą „Hobbita” z zamiarem zanurzenia się w magicznym świecie gdyby Kim się nie
zjawił. Postanowiłem poczekać piętnaście minut - bo tyle zazwyczaj się
spóźniał, a potem robiłbym to, na co miałem ochotę. Ku mojemu zdziwieniu po
niecałych pięciu minutach poczułem, że ktoś jeszcze siedzi teraz przy stoliku.
Obróciłem się, bo siedziałem w drugą stronę i zobaczyłem Kai. Chłopak bez słowa
usiadł na krześle po drugiej stronie. Z plecaka wyjął zeszyt, książkę i
przybory do pisania. Popatrzyłem na niego ze zdziwieniem a moje oczy zrobiły
się jeszcze większe niż są normalnie. Nie chciałem jednak wzbudzić
jakichkolwiek jego podejrzeń, więc zainicjowałem rozmowę:
- Miło cię tutaj widzieć -
uśmiechnąłem się delikatnie - weźmy się do pracy.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Na
dzisiaj to wszystko, więc możesz sobie iść.
Ku mojemu zaskoczeniu chłopak mi
odpowiedział:
-Ta ja powinienem ci podziękować.
Chcę, żebyś wiedział, że doceniam twój poświęcony mi wolny czas i, że chcesz
tutaj przychodzić, żeby mnie czegoś nauczyć. Obiecuję, że będę się starał.
Zupełnie mnie zamurowało. Co on
właśnie powiedział? Czy to się dzieje naprawdę? Widziałem jak odchodzi w stronę drzwi, ale
zanim był dostatecznie daleko odwrócił się i powiedział jeszcze:
- Ale pamiętaj mały kujonie, że
nadal taki będę, jeśli tylko będę chciał. Na cmentarzu nic się nie wydarzyło, a
ty nie masz o tym bladego pojęcia, jasne? Pamiętaj, żeby pilnować swojego
wścibskiego nosa Szczeniaczku - po tych słowach wyszedł z biblioteki.
^^^
Po powrocie do domu zacząłem się
zastanawiać czy to w ogóle możliwe, że Kai przeszedł jakąś magiczną przemianę.
Czyżby to coś w rodzaju dotknięcia czarodziejskiej różdżki? Ten proces jednak nie mógł odbyć się tak
szybko, przecież Jongin nie jest znowu jakiś niesamowicie reformowalny.
Przecież w szkole nadal zachowywał się jak bezczelny i nieposłuszny dupek.
Najwidoczniej miał tego dnia wspaniały humor, że powiedział to wszystko.
Zrobiło mi się cieplej na sercu z tego powodu, jednak nie mogłem dać się złapać
w taką pułapkę. Ten przebłysk dobroci na pewno coś za sobą kryje...
^^^
Mam nadzieję, że się podobało. Czekam na wasze komentarze~
Do zobaczenia wkrótce <3
Bandur ;3