niedziela, 21 grudnia 2014

Kaisoo - Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter X

Witajcie, moje małe Jelonki <3 Początek świątecznej przerwy pozwolił mi na skończenie X rozdziału. Przepraszam was raz jeszcze, że musieliście tak długo czekać, ale historia choć jest moim ukochanym przedmiotem, jest też niezłą suką. Anyway, życzę Wam kochani czytelnicy - Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku. Mam nadzieję, że Kaisoo to dobry prezent ^^ Nie przedłużając już, życzę miłego czytania ;)
~~~~~~~~~~

                     

Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby móc sprawdzić wiadomość, którą otrzymałem. Nie myliłem się co do tego kto ją przesłał. Po odblokowaniu na ekranie pojawił się nowy cytat:

„Każdy może współczuć cierpieniom przyjaciół, lecz trzeba mieć wspaniały charakter, by móc cieszyć się powodzeniem przyjaciela.”

Zastanawiałem się, o co chodzi temu chłopakowi. Jak nie chciał mnie zamordować, to mówił czy pisał rzeczy, które w ogóle nie pasowały mi do jego osoby. Miałem niesamowicie sprzeczne uczucia, nie miałem pojęcia jak się zachować i co z tym wszystkim zrobić. Postanowiłem na razie mu nie odpisywać, bo dobranie odpowiedniego cytatu zajęłoby mi chwilę. Ciągle jeszcze byłem niesamowicie przejęty konkursem oraz samym faktem mojej wygranej. Sądzę, że dla wszystkich było to wielkim zaskoczeniem, w końcu nieczęsto zdarza się, że kujon wygrywa konkurs artystyczny. Luhan i Suho, wciąż byli podekscytowani tym sukcesem, ale też nagrodą, jaką dostałem. Aparat polaroidowy był naprawdę świetną sprawą. Za jego pomocą można uwiecznić miłe wspomnienia, a do tego będą szczególnie wyjątkowe, z racji tego, że nie można ich powielić. Ucieszyłem się, że go wygrałem, na pewno wkrótce go wykorzystam. Oby na wycieczce szkolnej dopisała pogoda, wtedy wyjdą mi świetne zdjęcia. Oderwałem się od swoich myśli, kiedy chłopcy zapytali o uczczenie mojego zwycięstwa. Byłem jednak zbyt zmęczony wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło i niestety musiałem im odmówić świętowania, przynajmniej dzisiaj było to niezbyt wykonalne. Zaproponowałem, że moglibyśmy pójść do tej nowej kawiarni, o której niedawno rozmawialiśmy. Przystali na moją propozycję z dość dużym entuzjazmem. Kiedy tylko skończyliśmy pogawędkę zaczęli podchodzić do mnie ludzie z klasy oraz nauczyciele, żeby móc mi pogratulować. Gdy w końcu po czasie zdającym się ciągnąć w nieskończoność mogliśmy wrócić we trójkę do domu. Pożegnałem się z nimi stojąc na ganku, a gdy zniknęli za zakrętem otworzyłem drzwi wchodząc do środka. Pies przybiegł do mnie radośnie szczekając i jednocześnie merdając ogonem. Zaczął mnie obwąchiwać, chodzić wokół mnie a nawet w pewnym momencie, gdy przykucnąłem chcąc zdjąć buty ten polizał mnie po twarzy. Potarmosiłem go za uszami, żeby dał mi święty spokój. Skierowałem się do salonu, żeby przywitać się z rodzicami, chciałem też podzielić się z nimi wynikiem konkursu. Byli mile zaskoczeni moim osiągnięciem, chyba nawet nie spodziewali się, że pójdzie tak dobrze. Mama uścisnęła mnie i zaproponowała, że zrobi moje ulubione danie z wołowiną, a potem razem obejrzymy jakiś dobry film. Wieczór minął mi zaskakująco szybko, dawno nie spędzałem już czasu z rodziną. Zanim poszedłem spać mama i tata powiedzieli mi raz jeszcze jak bardzo są ze mnie dumni. Poszedłem na górę do swojego pokoju, wsunąłem się pod kołdrę i zasnąłem naprawdę szybko czując błogi spokój.

~~~~~~~~~~~~~~

Pov Kai~
Szedłem samotnie przez ciemne uliczki, które były oświetlane wyłącznie  przez niektóre uliczne lampy. Co chwilę wyjmowałem z kurtki telefon w nadziei, że wreszcie dostanę odpowiedź na swojego smsa. Kujonie jeden, czego u kurwy mi nie odpisujesz, no? Po raz kolejny przyłapałem się na myśleniu o tym gówniarzu. Zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo oczekuję, że mi odpisze. Sam nie wiedziałem, po co właściwie pisałem do niego te wszystkie wiadomości. Nie interesował mnie przecież a do niedawna pałałem do niego czystą nienawiścią. Gdy tylko nadarzyła się okazja spisałem jego numer i zacząłem całą tą dziwaczną „grę”. Chciałem sprawdzić jak będzie reagować na tajemnicze wiadomości od nieznajomego i ku memu zdziwieniu nigdy nie zapytał, kim jestem. Zapewne jego kujoński umysł postanowił sam rozwikłać tę zagadkę. Byłem ciekaw czy już doszedł do prawdy, ale z drugiej strony byłem niemalże pewien, że wciąż to rozgryza, dlatego słodka tajemnica wciąż pozostawała nienaruszona. Myślałem też o moim „szlachetnym czynie”, którym było uratowanie Kyungsoo przed żartem Chanyeola. Najlepszy kumpel był na mnie wściekły i czułem się źle wiedząc, że go zawiodłem. Najwyraźniej jednak ratowanie tyłka Do stało się moim nowym zajęciem życiowym. Im bardziej pragnąłem zapomnieć o tym żenującym momencie na scenie, tym z większą siłą do mnie wracał. Te jego przestraszone, ciemnobrązowe oczy…takie wielkie jak u szczeniaka, z błyskiem tajemniczości. Chryste, dlaczego myślę o takich rzeczach?! Przecież jestem normalny! Normalny! Żaden ze mnie homoseksualista – i w tym momencie poczułem ukłucie w sercu, tylko dlaczego? Nie rozumiałem siebie od dłuższego czasu. Kiedy te kilka miesięcy temu Kyungsoo władował się z butami w moje życie coś we mnie pękło, coś zaczęło się zmieniać. Moje zachowanie nieco się poprawiło, byłem mniej chamski i arogancki, częściej trzymałem język za zębami, starałem się być stosowny. Zacząłem przykładać większą wagę do nauki, czy też innych zajęć w tym do nowej pracy. Wcielałem w życie marzenia mamy. Przestałem się interesować sprawianiem innym przykrości, od dawna nie zabawiałem się kosztem dziewczęcych serc, a pomimo to los ciągle fundował mi nowe niespodzianki. Sięgnąłem pod szalik i złapałem za nieduży wisiorek, który kiedyś był własnością najukochańszej osoby na świecie. Spojrzałem w niebo na najjaśniejsza z gwiazd.
- To twoja sprawka, prawda? – Zapytałem cicho utkwiwszy swój wzrok w nieboskłonie myśląc o mamie.
Stałem tak jeszcze chwile dopóki nie uznałem, że wystarczy. Nigdzie mi się nie spieszyło, więc szedłem bardzo powili jakby się przechadzając. Jakiś czas później znalazłem się już u progu mieszkania Krisa, gdzie obecnie rezydowałem. Naprawdę nie miałem ochoty tam wchodzić, byłem pewien, że Wufan zasypie mnie gradem krępujących pytań. Nie byłem jednak w stanie tego uniknąć, bo przecież z nim mieszkałem. Ostrożnie wsunąłem klucz w zamek, żeby nie robić hałasu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, gdzie przywitało mnie przyjemne ciepło. Zacząłem ściągać kurtkę i buty, a kiedy już uporałem się z pozostałą odzieżą wierzchnią wszedłem w głąb domu. Dostrzegłem hyunga stojącego przy kuchence, znowu coś pichcił. Czasami zastanawiałem się czy to jest jego prawdziwe hobby. Chłopak obrócił się z uśmiechem na ustach, ale widziałem, że był nieco zmartwiony.
- Jesteś głodny? Robię Pulgogi i pomyślałem, że może będziesz miał ochotę.
Faktycznie na samą już myśl o tym przysmaku aż zaburczało mi w brzuchu, dlatego skinąłem głową w odpowiedzi. Byłem mu bardzo wdzięczny, że tak się mną opiekował, karmił i w ogóle. Jedliśmy przez dłuższy czas w okrutnej ciszy przerywanej jedynie odgłosem odstawiania szklanki na stolik. W końcu jednak zaczęliśmy pogawędkę, która okazała się być bardzo przyjemna. Blondyn nie poruszył tematu konkursu, więc albo nie był tym zainteresowany albo czekał, aż sam mu powiem. Nie miałem jednak ochoty mu o tym opowiadać, zresztą wkrótce i tak dowie się czegoś więcej od reszty. Rozmawialiśmy za to o sporcie, o mojej pracy i różnych innych tematach włącznie z jedzeniem. Musiałem przyznać, że wołowina, którą przyrządził Kris była wspaniała, mógłbym zajadać się nią bez końca. Po skończonym posiłku grzecznie mu podziękowałem i poszedłem pod prysznic. W końcu musiałem jutro wstać do roboty, o czym przypomniał mi mój przyjaciel. Ze zmęczenia, ale też kotłujących się we mnie emocji dość szybko zasnąłem odpływając w senną krainę.

~~~~~~~~~~~~

Kolejny wiosenny dzień przywitał mnie przyjemnymi promieniami słońca, które tańczyły na szybie mojego okna. Była sobota, a to oznaczało cały dzień spędzony w kawiarni na pracy. Miałem jeszcze sporo czasu do wyjścia, więc usiadłem w łóżku i przeciągnąłem się jak kot. Uznałem, że przyszedł czas na głupią rozrywkę, czyli oglądanie telewizji jak to nazywał Kris. Wchodząc do salonu zauważyłem, że zostałem sam. Zdziwiłem się, bo zazwyczaj blondyn spał w weekend do bólu a potem zajmował się domem lub spotykał z Tao. Ciekawy byłem, co wymyślił tym razem. Rozsiadłem się wygodnie na kremowej sofie, która ustawiona była naprzeciwko ściany z telewizorem. Włączyłem urządzenie i zacząłem zmieniać kanały poszukując czegoś interesującego. Oczywiście trudno było o program, na którym w tej chwili nie puszczaliby reklam, ale koniec końców znalazł się jeden porządny. Spędziłem przed „szklanym ekranem” dobre czterdzieści minut, kiedy spostrzegłem, że muszę się zbierać, bo inaczej spóźnię się do pracy, na co definitywnie nie mogłem sobie pozwolić. Szybko się ogarnąłem, zamknąłem drzwi i dzikim pędem pognałem na przystanek gdzie cudem udało mi się złapać autobus. W przeciągu kolejnych piętnastu minut byłem na miejscu. Jeszcze tylko jedna ulica dzieliła mnie od budynku, w którym pracowałem. Przebiegłem przejście dla pieszych nawet nie patrząc na światło sygnalizatora i wpadłem do środka jak huragan.
- Woah, idealnie o czasie. Dosłownie minuta i zaliczyłbyś spóźnienie – SooHyo denerwowała mnie od pierwszego dnia mojej pracy. Stała teraz za ladą polerując ją na wysoki połysk przy pomocy szmatki. Obdarzyłem ją krótkim, lodowatym spojrzeniem, po czym poszedłem do szatni. Spotkałem tam przebierającego się Taemina. Ten w przeciwieństwie do siostry bardzo mnie lubił, od razu ucieszył się na mój widok. Zapytał mnie nawet jak minął mi tydzień w szkole, na co wymieniłem kilka ciekawszych zdarzeń omijając przy tym kłopotliwą sytuację z konkursu talentów. Niestety nie było nam dane zbyt długo rozmawiać, bo obowiązki wzywały. Od otwarcia kawiarni jakieś dwa tygodnie temu klientów cały czas nam przybywało. Starałem się pracować jak najlepiej, żeby dostać upragnioną wypłatę, a napiwki stanowiły miły dodatek do pensji.
Poranek i popołudnie minęły mi stosunkowo szybko. Spora część ludzi mówiła, że lokal bardzo im się podoba oraz, że chętnie przyjdą tutaj jeszcze nie raz. Pani Lee była z tego powodu naprawdę zadowolona i obiecała, że jeżeli obroty firmy będą rosły w takim tempie to będzie mogła dodać nam trochę do wynagrodzenia w niedalekiej przyszłości. Wybiła godzina siedemnasta, więc zrobiło się nieco spokojniej. Sprzątałem właśnie stolik po poprzednich klientach, a SooHyo obsługiwała następnych. Taemin biegał tam i z powrotem na zaplecze po różne rzeczy. Myłem właśnie okrągły, drewniany blat, drugą ręką przestawiałem szklanki i odstawiałem je na tacę. Odchodząc spojrzałem w okno i bardzo szybko tego pożałowałem. Poczułem niemiły uścisk w żołądku, kiedy ujrzałem zbliżające się w stronę drzwi trzy postacie. Kujon, Luhan i Suho…
- To jest wyjątkowo nieudany żart – pomyślałem.
Czy oni naprawdę musieli przyjść akurat tu? W mieście było mnóstwo innych, podobnych kawiarenek a oni wybrali akurat ten. Byli już dokładnie u progu drzwi, więc czym prędzej ewakuowałem się za ladę odkładając przy tym naczynia do zlewu. Obróciłem się nieznacznie przez ramię i spostrzegłem, że kujony wybrały już sobie interesujący ich stolik i usiedli wygodnie. Zaczęli rozglądać się dookoła chłonąc każdy szczegół pomieszczenia jak zaczarowani. Coś w środku podpowiedziało mi, aby przykucnął opierając się przy tym o półki po przeciwnej stronie. Zza zakrętu wyszła właśnie moja zmora, czyli „panienka” Lee. Widziałem, że szuka sposobu, aby mnie zdenerwować, rozglądała się  dookoła w poszukiwaniu inspiracji do swych docinek. Nie było cienia szansy, że jej bystre oczy ominą stolik przeklętej trójki. Zaśmiała się pod nosem jak czarownica i kucając przy mnie powiedziała:
- Siedzi tam twój chłopak, że tak się chowasz?
- C-co? – Zapytałem zaskoczony, oczy aż otworzyły mi się szerzej – Nie, głupia. Po prostu nie chcę, żeby wiedzieli, że tutaj pracuje.
- Ach tak? – Odparła.
- Zrób mi jedną, jedyną przysługę i obsłuż ich prooooszę…
Ona tylko zerknęła na zegarek, po czym powiedziała:
- Ooo zobacz, co za szkoda. Właśnie zaczyna mi się przerwa, więc sam będziesz musiał się nimi zająć – odeszła posyłając mi przebiegły uśmieszek.
- Aish, czemu ta dziewucha musi być taka wkurzająca?  - zapytałem sam siebie.
Jak na złość Taemina nie było pobliżu, więc tym samym nie było okazji poproszenia go, żeby poszedł do stolika za mnie.  Nie mogłem pozwolić im dłużej czekać, ale jeszcze nie miałem pomysłu jak ukryć swoją tożsamość tak jak zrobiłem to przed kinem. Westchnąłem głośno, zabrałem kartę i powoli szedłem w ich kierunku. Starałem się zakryć twarz przy pomocy menu, miałem nadzieję, że nie będą na to zwracać większej uwagi.
- Dzień dobry. Zdecydowaliście się już na coś? – zapytałem grzecznym tonem. Oni odwrócili się wlepiając we mnie wzrok. Oczywiście od razu musieli zauważyć, że coś jest nie tak. Na szczęście po chwili wrócili do swoich kart zastanawiając się, co wybrać. Zapisałem sobie wszystko na karteczce i mogłem wrócić do swojej kryjówki. Przygotowałem wszystkie trzy bubble tea, deser owocowy, kawałek sernika i mrożony jogurt. Teraz zadanie było trudniejsze, bo trzymając w rękach tackę nie byłem w stanie się zasłonić. Rozejrzałem się wokoło. Dzięki ci Panie za roztargnienie Taemina! Na taborecie za ladą znalazłem jego fullcap, więc włożyłem go na głowę i nisko opuściłem daszek. Ostrożnie zabrałem przygotowane zamówienie, po czym powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. Patrzyłem wyłącznie na własne stopy, przez co raz o mało się nie wywaliłem. Przy okazji prawie wlazłem w stolik obok, ale bez większych problemów dotarłem do Kyungsoo, Luhana i Suho. Dobrze, że zapamiętałem gdzie siedzieli, więc bez przeszkód postawiłem przed nimi zamówienia. Z cichym „smacznego” odszedłem na swoje miejsce. Na moje nieszczęście musiałem zahaczyć o jedno z krzeseł. Usłyszałem cichy chichot dobiegający z pobliża. SooHyo miała ze mnie niezły ubaw, ale w tej chwili miałem to w dupie. Cieszyłem się, że mnie nie rozpoznali, a to było najważniejsze.
Po ich wyjściu odetchnąłem z wyraźną ulgą i do końca dnia pracowałem jak powinienem. Największe zdziwienia spotkało mnie jednak, kiedy na stoliku kujonów znalazłem karteczkę z uśmieszkiem, na której było napisane „Dziękujemy za miłą obsługę”, a obok był napiwek. Szlak, a byłem pewien, że jakoś zniechęciłem całą trójkę do ponownego przyjścia, jednak po usłyszanych wcześniej rozmowach wywnioskowałem, że mają zamiar wpadać tu częściej.  Niedobrze – powiedziałem sam do siebie – bardzo niedobrze…

Pov. Kyungsoo
Weekend minął mi bardzo przyjemnie w towarzystwie przyjaciół. Zgodnie z obietnicą w sobotę poszliśmy wspólnie do nowej kawiarenki, żeby zobaczyć co to właściwie za miejsce. Okazało się, żeby nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. Co prawda kelner wydawał się być dość przejęty swoją rolą i kilka razy zdarzyło mu się wpaść na stolik czy krzesło, jednak uznaliśmy, że musi być nowy stąd takie nerwy. Niestety czas wolny szybko się skończył i znowu był poniedziałek, to właśnie od dzisiaj Xiumin miał zjawiać się pod szkołą, aby odebrać Luhana tym samym ochraniając go przed zaczepkami Sehuna. Według planu chłopak miał wreszcie zrozumieć, że jego ex nie ma najmniejszego zamiaru reagować, na jego złośliwości, a po drugie miało go to zdenerwować w efekcie czego miał odpuścić. Wszystko zdawało się być idealne w każdym calu, jednak ja przeczuwałem, że cos może pójść nie tak. Wybuchowy charakter Oh mówił sam za siebie, byłem wręcz pewien, że łatwo nie zrezygnuje z obranego celu. Naprawdę ciekawiło mnie czy ten pomysł się urealni.
Przez pierwsze dwa dni, efekt był zaskakujący. Sehun nie wykazywał, żadnych reakcji, starał się być obojętny. W środę Luhan postanowił urządzić małe przedstawienie, żeby jeszcze bardziej podburzyć jednego z bad boyów. Jeszcze na stołówce opowiedział nam, co sobie zaplanował, a poza tym wychwalał skutki, jakie przyniosło nam założenie. Uśmiech po prostu nie schodził mu z twarzy, dodatkowo gadał jak nakręcony.
- Widzieliście wczoraj jak się wkurzył? Nie mogę uwierzyć, że aż tak kipi ze złości! To jest przecież niesamowite.
- Wiesz co Luhan? – powiedział Suho – Zaczynasz brzmieć jak ktoś jego pokroju. Rajcuje cię, że komuś dopiekasz – zaśmiał się.
- W końcu mogę się na nim odegrać za te wszystkie złośliwości. Nie będę na to pozwalał! – odparł bojowniczym tonem Chińczyk – A ty Kyungsoo? Co sądzisz o powodzeniu planu?
- Coż… - zacząłem powoli – Myślę, że jest właśnie tak jak to sobie wymyśliłeś. Tylko co, jeśli Sehun w końcu nie wytrzyma twoich prób doprowadzenia go do szaleństwa?
- Przesadzasz – powiedział.
Nawet nie miał pojęcia jak bardzo się pomylił, co wkrótce miał boleśnie odczuć.

~~~~~~~~~~

Kiedy szliśmy razem korytarzem minął nas Oh. Jego zachowanie diametralnie się zmieniło, był podenerwowany i z oburzeniem spoglądał na Lu. Można by nawet rzecz, że nie spuszczał z niego oczu przez cały dzień, bo gdzie go nie spotkaliśmy on ciągle się gapił. Wiedziałem, że tym razem coś nie wyjdzie. Temperament tego typka można by spokojnie porównać do wulkanu. Mógłbym przysiąc, że siedząc tak na jednym z parapetów wyglądał jakby właśnie obmyślał misterny plan zemsty. I tak jak przypuszczałem on już nie wytrzymywał. W piątkowe popołudnie stałem przed budynkiem szkoły czekając na Suho, który jak zwykle musiał coś załatwić, a nawet nie raczył powiedzieć ile mu to zajmie. Mieliśmy dzisiaj wracać razem, więc w oczekiwaniu na przyjaciela przestępowałem z nogi na nogę. Zazwyczaj byłem skazany na samotne przechadzki, szczególnie od tego tygodnia. Chociaż Luhan proponowało podwózkę to czułbym się dziwnie siedząc w jednym aucie z nim i jego ukochanym, którego nawet nie znałem. Z miejsca gdzie stałem miałem idealny wręcz widok na ulicę oraz inscenizację, którą za moment miał odegrać drobny blondyn. Szybkim krokiem i z uśmiechem na twarzy zbliżał się do samochodu. Pomachał swojemu chłopakowi na powitanie emanując szczęściem. Sehun tak jak i ja przyglądał się całej tej scenie. Zazwyczaj jednak obserwował ich ze znacznie większej odległości niż ta teraz. W tym momencie opierał się o płot odgradzający szkołę od reszty świata. Wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego niż zazwyczaj, co tylko sprowokowało Luhana do posunięcia się dalej. Nim zdążyłem ponownie zamrugać chłopak zbliżył się do ukochanego i czule go pocałował. Byłem w wielkim szoku, Oh wcale nie wyglądał lepiej niż ja. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie…

Pov Luhan
Chciałem jeszcze bardziej podpuścić Sehuna, żeby w końcu sam przed sobą przyznał się, że walka o mnie nie ma najmniejszego sensu. Jego mina tylko dodała mi skrzydeł, więc niewiele myśląc szybkim krokiem podszedłem do samochodu. Naprawdę się cieszyłem, że Xiumin po mnie przyjechał, czułem się dzięki niemu o wiele bardziej bezpieczny. Pomachałem mu uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Miałem dzisiaj wyjątkowo dobry humor, nie potrafiłem się powstrzymać widząc, że on też tak cieszy się na mój widok. Stanąłem przed nim, delikatnie położyłem mu rękę na ramieniu za to drugą dotknąłem pucułowatego policzka. Pocałowałem go najczulej jak umiałem, a on ostrożnie odwzajemnił mój gest. Oderwaliśmy się od siebie, nim jednak zdążyłem naprawdę przywitać się z ukochanym przed oczami stanął mi straszny widok. Nie miałem pojęcia, jakim cudem ten dupek się tutaj znalazł, ale zaczął okładać mojego skarba po twarzy. Po jednym, mocnym ciosie Xiu zatoczył się do tyłu, po drugim z nosa zaczęła ciec mu krew. Stałem jak wryty nie bardzo wiedząc, co począć, w końcu się ogarnąłem i stanąłem między nimi.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyknąłem zdenerwowany.
- Trzymaj się od niego z daleka! – warknął w stronę bezbronnego Xiumina Sehun.
- Jak mogłeś to zrobić! T-ty bezduszny! Dlaczego nie dasz mi świętego spokoju?!
To co powiedział w tamtej chwili dosłownie ścięło mnie z nóg.
- BO CIĘ KURWA KOCHAM!
Nie wiedziałem jak to się stało, ale moja ręka wymierzyła szaro-włosemu siarczysty policzek.
- N- nie mów tak! To nie prawda!
W tej chwili nie byłem jednak niczego powiem. Serce tłukło mi się jak oszalałe, momentalnie każde wspomnienie związane z Sehunem ożyło na nowo, otwierając ranę w moim sercu. Łzy nabiegły mi do oczu, nie wiedziałem co mam zrobić. Ostatni raz zerknąłem na pobitego Xiumina, zanim powiedziałem:
- X-xiumminie….ja…przepraszam!
Po tych słowach pobiegłem przez siebie zanosząc się rzewnym płaczem…

Siedzieliśmy razem w moim pokoju oglądając jakąś głupawą komedię i jedząc popcorn. Wtedy ni z tego ni z owego złapał mnie za rękę. Często trzymaliśmy się za dłonie, ot przyjacielski gest opiekuńczości. Wtedy ta zwykła czynność zdawała mi się jakaś inna. Spojrzałem w jego oczy odnajdując w nich niepewność.

 - Luhan?
- Tak Hunnie?
- Chce ci coś powiedzieć…ja…myślę, że cię lubię….
- Ja też cię lubię Sehun.
- … tyle, że wydaje mi się, że bardziej niż powinienem…
- W takim razie nie jesteś sam.
Zbliżyłem się do niego, żeby nasze twarze dzieliła niewielka odległość. Momentalnie się zarumieniłem.
- Sehunnie… - szepnąłem nim po raz pierwszy się pocałowaliśmy.

~*~

Ciepłe, silne ramiona objęły mnie mocno w pasie. Poczułem jego oddech na szyi, którą po chwili obdarzył kilkoma, namiętnymi pocałunkami. Wzdrygnąłem się trochę pomimo, że ta pieszczota nie była szczególną nowością. On odwrócił mnie do siebie i złączył nasze usta ze sobą sprawiając, że roztapiałem się pod jego dotykiem. Czułem się tak cudownie wiedząc, że jest tak blisko…

~*~

- Hahaha! Mówiłem ci, że wygram! – chwalił się młodszy.
- To tylko dlatego, że ci na to pozwoliłem!
- Zapomnij Jeleniu!
Popchnąłem go na podłogę nakrywając sobą.
- A założysz się? – mruknąłem mu do ucha.
- Owszem kochanie – odparł łapiąc mnie lubieżnie za pośladki.
Wiedziałem, że to będzie długi wieczór...

~*~

- To koniec rozumiesz? Zrywam z tobą…
- ALE JAK TO!? DLACZEGO?!
- Nie jesteś już tym kim byłeś kiedyś. Twoja czułość i ciepło zniknęły jesteś…jesteś dla mnie taki oschły i wciąż prosisz tylko o jedno. W ogóle ci na mnie nie zależy, nie słuchasz moich próśb… Nie możemy już dłużej być razem, nie chce cię takiego. Kiedy zrozumiesz, może jeszcze kiedyś mnie przeprosisz…
- Lulu… Nie… Proszę! Nie odchodź ode mnie…nie zostawiaj mnie tak!
- Zostaw mnie, jeżeli naprawdę jeszcze mnie kochasz odpuść.
- Masz innego, prawda?
- Sehun….
- KTO TO JEST?! JAK DŁUGO TO TRWA!?
- To nie o to chodzi, nikogo nie mam! Nie chce takiego chłopaka jakim się stałeś!
- POŻAŁUJESZ TEGO, ZOBACZYSZ!
Odszedłem czując, że to była słuszna decyzja…ale czy na pewno?
~*~

Pov. Kyungsoo
Wydawało mi się, że oglądałem właśnie jedną z telewizyjnych dram. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie a każdy kolejny ruch bohaterów sprawiał wrażenie idealnie odegranego. Problem jednak leżał w tym, że była to rzeczywistość. Nie wiedziałem jak mam zareagować na to, co się przed chwilą stało. Luhan uciekł z miejsca zdarzenia niczym spłoszony jeleń, Sehun przeklinając pod nosem poszedł w swoją stronę, a Xiumin? Ukochany blondyna wierzchem dłoni starał się tamować krwotok z nosa. Nagle poczułem jak ktoś ściska mnie nieznacznie za ramię.
- Kyungsoo? O co tutaj chodzi? – nagle ocknąłem się z transu i ruszyłem w kierunku rannego chłopaka po drugiej stronie ulicy. Suho poszedł za mną o nic nie pytając, mogłem jedynie dostrzec zmartwienie na jego twarzy.
- Wszystko w porządku? – zapytałem jednocześnie wyjmując z plecaka chusteczki – Trzymaj – powiedziałem, podając mu niewielkie opakowanie.
- D-dziękuję – odpowiedział słabo. Staliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę dopóki nie odezwał się Kim.
- Może zabierzemy się do szpitala, hyung?
- Hyung? – wtrąciłem się – Znacie się?
- Tak, Luhan nas ze sobą poznał, ale to nie jest teraz ważne – zganił mnie przyjaciel – Więc jak?
- Myślę, że to dobry pomysł bo przydałoby mi się prześwietlenie – powiedział smutnym głosem chłopak Lu.
- W takim razie zadzwonię po taksówkę, w takim stanie nie możesz przecież prowadzić.
Jakieś pięć minut później byliśmy już w drodze do jednego z pobliskich szpitali. Samochód szybko pokonał całą trasę, więc nie musieliśmy, aż tak martwić się, że Xiumin straci zbyt wiele krwi. Korzystając z okazji napisałem do Chińczyka sms, w końcu to był jego chłopak, więc poinformowałem go gdzie zabieramy starszego.
~10 minut później~
Siedzieliśmy teraz w poczekalni robiąc wszystko aby zabić czas. Wodziłem wzrokiem po jasnoniebieskich ścianach szpitalnego korytarza, podczas gdy Suho przeglądał jedno z czasopism medycznych pozostawionych na stoliku. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, ale Xiumin tak jak wspomniał, potrzebował prześwietlenia dlatego nasza wizyta tutaj się przedłużyła. Nudząc się okropnie, wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem grać, żeby skupić się na czymkolwiek. Przerwałem jednak rozgrywkę, bo dostałem odpowiedź na wcześniejszą wiadomość:

Od: Luhan-hyung
Na którym piętrze jesteście?

Do: Luhan-hyung
Na pierwszym.

Nim się obejrzałem stał przed nami zalany łzami Luhan. Warga drżała mu z nerwów, widziałem, że ciężko mu będzie się uspokoić. Usiadł obok nas i tylko opuścił głowę w geście załamania.
- C-co z…z nim?
- Zabrali go na rentgen, żeby sprawdzić co z nosem – powiedział Suho.
- Nie martw się, będzie dobrze bo to nic poważnego – dodałem chcąc go pocieszyć.
- To nie sprawi, że przestanę się martwić – zapłakał.
- Dlaczego uciekłeś? – zapytałem jednocześnie obejmując go ramieniem, postanowiłem dodać przyjacielowi nieco otuchy.
- Wiecie co powiedział mi Sehun? – spojrzeliśmy na niego wyczekując odpowiedzi - …że mnie…kocha – miałem wrażenie, że zaraz rozpłacze się ponownie - J-jestem rozdarty, nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Najgorsze było to, jak zareagowałem. To nie możliwe, żebym coś jeszcze do niego czuł – Luhan ukrył twarz w dłoniach zanosząc się płaczem.
Nastała cisza, ani Suho ani tym bardziej ja, nie byliśmy w stanie rozwiązać zagadki jego serca.
- Zrób to co uważasz za słuszne – odparł Kim – Nic więcej nie możesz zrobić chyba, że chcesz żyć w zakłamaniu.
Wkrótce z pokoju zabiegowego wyszedł niski brunet, którego dokładnie opatrzyły pielęgniarki. Nie wyglądał najlepiej, był blady a podbite oko tylko pogarszało sprawę. Blondyn na jego widok posmutniał jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Trzymając w rękach ubrudzoną krwią marynarkę (koszula wcale nie była w lepszym stanie), ze zmartwieniem spojrzał na Chińczyka. Ten wstał, po czym poszedł do swojego ukochanego, ten jednak odezwał się pierwszy:
- Nie płacz, nic mi nie jest – powiedział spokojnie.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby tak to się skończyło…On…
Xiu dotknął delikatnie jego policzka i patrząc mu prosto w oczy powiedział:
- On cię kocha i nie powinieneś tego ignorować – wszyscy byliśmy w szoku po tym co usłyszeliśmy.
- C-co? Boazi…
- Ty też go kochasz Luhannie, nie oszukuj się więcej. Zresztą widać to w twoich oczach. Miłość, którą do niego czułeś nigdy nie zgasła – mówiąc to zaczął ocierać łzy spływające po policzkach chłopaka.
- Wybacz mi… nie zniosę nienawiści i z twojej strony.
- Ja naprawdę to rozumiem, uwierz mi. Cieszę się, że mogliśmy być razem – uśmiechnął się blado – wróć do niego, ale pamiętaj, że jeżeli znowu cię skrzywdzi wtedy urządzę go gorzej, niż on mnie – po tych słowach pocałował go w czoło. Zwrócił się jeszcze do nas – Dziękuję za pomoc chłopcy. Do widzenia – i wyszedł.
Lu stał w kompletnym bezruchu patrząc jak jego były chłopak znika za zakrętem.

~~~~~~~~~~~~

Ten tydzień niestety nie należał do normalnych, wydarzyło się jak na mój gust nawet za dużo, byłem tym wszystkim okropnie zmęczony, a weekend znowu uciekł nie pozwalając mi odetchnąć. W poniedziałek Luhan nie pojawił się w szkole, nie odpowiadał też na wiadomości. Był doszczętnie załamany swoją sytuacją, która zamiast się polepszyć tylko się pogorszyła. Od dnia dzisiejszego miały zmienić się zajęcia z wf-u, a padło na basen. Byłem nawet zadowolony z takiego obrotu spraw, bo pływanie było dużo przyjemniejsze niż dzikie bieganie za piłką po całym boisku. Pomimo tego nie łudziłem się, że będzie łatwiej niż zazwyczaj. Po dotarciu na basen oddaliśmy kurtki i buty do szatni, żeby móc wejść do przebieralni. Było nas naprawdę dużo przez co staliśmy praktycznie ramię w ramię. Część chłopaków po zdjęciu koszulek mogła pochwalić się umięśnionymi ciałami, które przypominały marmurowe, greckie posągi. Inni tak jak ja nie mieli się za bardzo czym pochwalić, spojrzałem tylko na mój płaski jak deska brzuch kiedy tamci na głos zastanawiali się ile dziewczyn zemdleje na ten widok. Ktoś jednak uświadomił ich, że żadnych przedstawicielek płci żeńskiej tutaj nie zobaczą, więc westchnęli niezadowoleni.
Zajęcia z pływania miały trwać miesiąc, o dziwo była to jedna z lepszych lekcji jak dotychczas. Stałem obok Suho w kolejce do skoczni. Mieliśmy dostać ocenę za skoki do wody i pływanie na czas, nie byłem w tym najgorszy, więc powinno pójść dobrze. Przyglądałem się właśnie grupie, która przygotowywała się do zadania, wśród nich był też Kai. Przed wejściem na podest przeczesał dłonią mokre włosy, powyciągał się też trochę, żeby nie nadwyrężyć mięśni. Kiedy on wkładał czepek i okulary, ja nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Każda pojedyncza kropla spływała po jego umięśnionych ramionach i brzuchu. Poczułem, że płonę w środku a ciepło znalazło ujście na moich policzkach. Nie wiedziałem co zrobić, żeby przestać się na niego gapić. Im dłużej patrzyłem tym więcej przysłowiowych motylków kotłowało się we mnie, nie wspominając już o nagłym ucisku w podbrzuszu.  ~Co się ze mną dzieje?- zapytałem sam siebie, a serce niemiłosiernie dudniło mi w piersi. Czułem, że te wszystkie objawy nie wróżą niczego dobrego. Co jednak mogłem zrobić gdy Jongin wyglądał tak… pociągająco i pięknie?

~~~~~~~~~~

Lekcja na basenie była ostatnią na dziś. Powoli powlokłem się do szatni, nigdy nie lubiłem robić czegoś „na szybko”. Spokojnie czekałem aż większość uczniów opuści to miejsce, żebym mógł zająć przebieralnię. Nie przejmując się dość długą kolejką ludzi, pozbierałem swoje rzeczy do torby uważając, żeby ich nie pomoczyć. Przy jednej z żółtych szafek stał Kai, który był już gotowy do wyjścia. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi i zarzucając torbę na ramię pospiesznie wyszedł. W końcu nadeszła moja kolej, żeby się przebrać. Wszedłem po czym ostrożnie zamknąłem drzwi na zasuwkę, trochę się bałem bo kiedyś zdarzyło mi się zatrzasnąć w podobnym miejscu. Rozłożyłem na ławce wcześniej przygotowane rzeczy, zsunąłem z siebie przemoczone kąpielówki, żeby móc włożyć je do reklamówki. Dokładnie wycierałem ręcznikiem moje mokre ciało starając się jak najdokładniej wysuszyć. Ubrałem normalne ciuchy, schowałem wszystko do torby i już miałem wychodzić kiedy zauważyłem coś srebrnego pod półką wiszącą po lewej stronie. Schyliłem się ostrożnie podnosząc niewielki przedmiot, który okazał się być wisiorkiem. Spojrzałem na znalezisko od razu przypominając sobie, że gdzieś już to widziałem. To musiała być zguba Kaia, bo dokładnie taki sam miał na szyi podczas ostatnich zajęć. Pospiesznie włożyłem go do kieszeni i postanowiłem, że zwrócę mu go przy najbliższej okazji. 

Pov Kai
Od kilku tygodni czas mijał jeszcze szybciej, dni zdawały mi się zlewać w jedną wielką całość. Ostatnie wydarzenia ciągle były tematem rozprzestrzeniających się jak plaga ploteczek. Jakby tego było mało Chanyeol nadal chciał mnie zamordować za zepsucie jego żartu, a Sehun chodził zmartwiony. Czasem miałem wrażenie, że jest nieobecny. Wypalał nawet więcej papierosów niż zazwyczaj, ale nie wiedziałem jak zmusić go do mówienia. Yeola próbowałem przepraszać, ale na nic mi się to zdało, więc po prostu czekałem, aż mu przejdzie. Nie będę się przecież przed nim płaszczył, skoro przeprosiny miał gdzieś postanowiłem przestać się fatygować. Miałem problemy i z przyjaciółmi i ze sobą. Kilka dni temu zgubiłem wisiorek mamy, nigdzie nie mogłem go znaleźć chociaż przetrząsnąłem każdą kieszeń. Byłem tym faktem naprawdę załamany, to był najważniejszy przedmiot w moim życiu – amulet a jednocześnie pamiątka po mamie, moje wsparcie duchowe. Na samą myśl o tym, że mógłbym go już nigdy nie zobaczyć, łzy cisnęły mi się do oczu.
Po południu nadszedł czas na następną lekcję z „moim kujonem” Kyungsoo. Przez jakże kochającą panią Huan mieliśmy razem dwie godziny w tygodniu, co średnio mi odpowiadało. Marzyłem, żeby te prywatne lekcje dobiegły końca, bo jego delikatny uśmiech i przenikliwe spojrzenie działały mi na nerwy. W klasie zachowywał się dziwie, jakby mnie unikał czy coś w tym rodzaju. Patrzył też na mnie, kiedy myślał, że nie widzę. Ciągle mu wygrażam, ale kiedyś naprawdę nie będę mógł się opanować. Odrzuciłem od siebie te wszystkie myśli i skupiłem się tylko na tym, aby dotrzeć do biblioteki. Wkurwiony na cały świat wszedłem do środka. Dzisiaj będzie miał ze mną ciężko, nie mam zamiaru być miłym. Bez słowa usiadłem przy stole, z obojętnością rzuciłem na blat potrzebne podręczniki i czekałem aż zacznie swoją gadkę.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Gówno cię to obchodzi, pytasz jakbyś nie miał własnego życia – odburknąłem na co on posmutniał. Co jest z nim nie tak, do cholery?
Do wyjął swoje notatki tłumacząc mi jakieś zagadnienia z funkcji liniowej. Udawałem, że go słucham a tak naprawdę tylko wpatrywałem się w zegar ścienny i odliczałem minuty do końca zajęć.
- Koniec na dzisiaj – odezwał się – Masz mnie wyraźnie gdzieś, a ja nie będę się na marne wysilał.
Zaskoczył mnie tym, coś wyraźnie musiało nie grać. Normalnie by mnie opierzył albo chociaż się zdenerwował a tu nic, zupełna obojętność. Zgodziłem się jednak z jego słowami, więc po chwili moje książki z powrotem wylądowały w plecaku. Do końca lekcji gapiłem się w stół od czasu do czasu zerkając na kujona.
- Możesz już iść – oświadczył cichym głosem.
W mgnieniu oka wyszedłem ze „świątyni wiedzy” ignorując go w zupełności. Chciałem być już w domu, mieć na wszystko zwyczajnie wyjebane. Pech chciał, że zatrzymała mnie wychowawczyni mówiąc, że ma ważne wieści.
- Wiesz, że za miesiąc jest wycieczka, prawda?  - Już miałem jej odpowiedzieć, ale ona był pierwsza – Zanim coś powiesz to jeszcze mnie przez chwilę posłuchaj. Złożyłam podanie o ufundowanie ci tego wyjazdu i zostało pozytywnie rozpatrzone. Pojedziesz z nami, cieszysz się?
- Przecież mówiłem pani, że nie chcę jechać…
- Musisz, bo nie będę tego odkręcała. Poza tym sądzę, że wyjazd nad morze to naprawdę fajna sprawa.
- Ale…
- Nie dyskutuj – przerwała mi ostro – Ciesz się, że możesz wziąć w tym udział.
- Tak prze pani – moje zdanie naprawdę nikogo nie obchodziło.
- Do widzenia Jongin.
- Do widzenia.
Kiedy wyszedłem ze szkoły chciałem już tylko jednego – żeby ten dzień dobiegł końca.

Pov. Kyungsoo
Siedziałem w swoim pokoju nad stosem prac domowych do odrobienia. Nie mogłem się jednak nad nimi skupić, bo moje myśli skupiły się na Kaiu. Był dzisiaj naprawdę wściekły, jego zachowanie przypominało to z początku roku. Czyżby to utrata naszyjnika aż tak go zdenerwowała? 
- Z pewnością – powiedziałem sam do siebie patrząc na wisiorek – Koniecznie muszę mu go oddać.
Przesunąłem palcem po zawieszce uśmiechając się smutno.

 ~~~~~~~~~~~
Podobało się? 
Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^

See ya~ 
Bandur ;3