~~~~~~~~~~
Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby móc
sprawdzić wiadomość, którą otrzymałem. Nie myliłem się co do tego kto ją
przesłał. Po odblokowaniu na ekranie pojawił się nowy cytat:
„Każdy
może współczuć cierpieniom przyjaciół, lecz trzeba mieć wspaniały charakter, by
móc cieszyć się powodzeniem przyjaciela.”
Zastanawiałem się, o co chodzi temu
chłopakowi. Jak nie chciał mnie zamordować, to mówił czy pisał rzeczy, które w
ogóle nie pasowały mi do jego osoby. Miałem niesamowicie sprzeczne uczucia, nie
miałem pojęcia jak się zachować i co z tym wszystkim zrobić. Postanowiłem na
razie mu nie odpisywać, bo dobranie odpowiedniego cytatu zajęłoby mi chwilę.
Ciągle jeszcze byłem niesamowicie przejęty konkursem oraz samym faktem mojej
wygranej. Sądzę, że dla wszystkich było to wielkim zaskoczeniem, w końcu
nieczęsto zdarza się, że kujon wygrywa konkurs artystyczny. Luhan i Suho, wciąż
byli podekscytowani tym sukcesem, ale też nagrodą, jaką dostałem. Aparat
polaroidowy był naprawdę świetną sprawą. Za jego pomocą można uwiecznić miłe
wspomnienia, a do tego będą szczególnie wyjątkowe, z racji tego, że nie można
ich powielić. Ucieszyłem się, że go wygrałem, na pewno wkrótce go wykorzystam.
Oby na wycieczce szkolnej dopisała pogoda, wtedy wyjdą mi świetne zdjęcia.
Oderwałem się od swoich myśli, kiedy chłopcy zapytali o uczczenie mojego
zwycięstwa. Byłem jednak zbyt zmęczony wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło i
niestety musiałem im odmówić świętowania, przynajmniej dzisiaj było to niezbyt
wykonalne. Zaproponowałem, że moglibyśmy pójść do tej nowej kawiarni, o której
niedawno rozmawialiśmy. Przystali na moją propozycję z dość dużym entuzjazmem.
Kiedy tylko skończyliśmy pogawędkę zaczęli podchodzić do mnie ludzie z klasy
oraz nauczyciele, żeby móc mi pogratulować. Gdy w końcu po czasie zdającym się
ciągnąć w nieskończoność mogliśmy wrócić we trójkę do domu. Pożegnałem się z nimi
stojąc na ganku, a gdy zniknęli za zakrętem otworzyłem drzwi wchodząc do środka.
Pies przybiegł do mnie radośnie szczekając i jednocześnie merdając ogonem.
Zaczął mnie obwąchiwać, chodzić wokół mnie a nawet w pewnym momencie, gdy
przykucnąłem chcąc zdjąć buty ten polizał mnie po twarzy. Potarmosiłem go za
uszami, żeby dał mi święty spokój. Skierowałem się do salonu, żeby przywitać
się z rodzicami, chciałem też podzielić się z nimi wynikiem konkursu. Byli mile
zaskoczeni moim osiągnięciem, chyba nawet nie spodziewali się, że pójdzie tak
dobrze. Mama uścisnęła mnie i zaproponowała, że zrobi moje ulubione danie z
wołowiną, a potem razem obejrzymy jakiś dobry film. Wieczór minął mi
zaskakująco szybko, dawno nie spędzałem już czasu z rodziną. Zanim poszedłem
spać mama i tata powiedzieli mi raz jeszcze jak bardzo są ze mnie dumni. Poszedłem
na górę do swojego pokoju, wsunąłem się pod kołdrę i zasnąłem naprawdę szybko
czując błogi spokój.
~~~~~~~~~~~~~~
Pov Kai~
Szedłem samotnie przez ciemne uliczki,
które były oświetlane wyłącznie przez
niektóre uliczne lampy. Co chwilę wyjmowałem z kurtki telefon w nadziei, że
wreszcie dostanę odpowiedź na swojego smsa. Kujonie jeden, czego u kurwy mi nie
odpisujesz, no? Po raz kolejny przyłapałem się na myśleniu o tym gówniarzu.
Zastanawiałem się, dlaczego tak bardzo oczekuję, że mi odpisze. Sam nie wiedziałem,
po co właściwie pisałem do niego te wszystkie wiadomości. Nie interesował mnie
przecież a do niedawna pałałem do niego czystą nienawiścią. Gdy tylko nadarzyła
się okazja spisałem jego numer i zacząłem całą tą dziwaczną „grę”. Chciałem
sprawdzić jak będzie reagować na tajemnicze wiadomości od nieznajomego i ku
memu zdziwieniu nigdy nie zapytał, kim jestem. Zapewne jego kujoński umysł
postanowił sam rozwikłać tę zagadkę. Byłem ciekaw czy już doszedł do prawdy,
ale z drugiej strony byłem niemalże pewien, że wciąż to rozgryza, dlatego
słodka tajemnica wciąż pozostawała nienaruszona. Myślałem też o moim
„szlachetnym czynie”, którym było uratowanie Kyungsoo przed żartem Chanyeola.
Najlepszy kumpel był na mnie wściekły i czułem się źle wiedząc, że go
zawiodłem. Najwyraźniej jednak ratowanie tyłka Do stało się moim nowym zajęciem
życiowym. Im bardziej pragnąłem zapomnieć o tym żenującym momencie na scenie,
tym z większą siłą do mnie wracał. Te jego przestraszone, ciemnobrązowe
oczy…takie wielkie jak u szczeniaka, z błyskiem tajemniczości. Chryste,
dlaczego myślę o takich rzeczach?! Przecież jestem normalny! Normalny! Żaden ze
mnie homoseksualista – i w tym momencie poczułem ukłucie w sercu, tylko
dlaczego? Nie rozumiałem siebie od dłuższego czasu. Kiedy te kilka miesięcy temu
Kyungsoo władował się z butami w moje życie coś we mnie pękło, coś zaczęło się
zmieniać. Moje zachowanie nieco się poprawiło, byłem mniej chamski i arogancki,
częściej trzymałem język za zębami, starałem się być stosowny. Zacząłem
przykładać większą wagę do nauki, czy też innych zajęć w tym do nowej pracy. Wcielałem
w życie marzenia mamy. Przestałem się interesować sprawianiem innym przykrości,
od dawna nie zabawiałem się kosztem dziewczęcych serc, a pomimo to los ciągle
fundował mi nowe niespodzianki. Sięgnąłem pod szalik i złapałem za nieduży
wisiorek, który kiedyś był własnością najukochańszej osoby na świecie.
Spojrzałem w niebo na najjaśniejsza z gwiazd.
- To twoja sprawka, prawda? – Zapytałem
cicho utkwiwszy swój wzrok w nieboskłonie myśląc o mamie.
Stałem tak jeszcze chwile dopóki nie
uznałem, że wystarczy. Nigdzie mi się nie spieszyło, więc szedłem bardzo powili
jakby się przechadzając. Jakiś czas później znalazłem się już u progu mieszkania
Krisa, gdzie obecnie rezydowałem. Naprawdę nie miałem ochoty tam wchodzić,
byłem pewien, że Wufan zasypie mnie gradem krępujących pytań. Nie byłem jednak
w stanie tego uniknąć, bo przecież z nim mieszkałem. Ostrożnie wsunąłem klucz w
zamek, żeby nie robić hałasu. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, gdzie
przywitało mnie przyjemne ciepło. Zacząłem ściągać kurtkę i buty, a kiedy już
uporałem się z pozostałą odzieżą wierzchnią wszedłem w głąb domu. Dostrzegłem
hyunga stojącego przy kuchence, znowu coś pichcił. Czasami zastanawiałem się
czy to jest jego prawdziwe hobby. Chłopak obrócił się z uśmiechem na ustach,
ale widziałem, że był nieco zmartwiony.
- Jesteś głodny? Robię Pulgogi i
pomyślałem, że może będziesz miał ochotę.
Faktycznie na samą już myśl o tym
przysmaku aż zaburczało mi w brzuchu, dlatego skinąłem głową w odpowiedzi.
Byłem mu bardzo wdzięczny, że tak się mną opiekował, karmił i w ogóle. Jedliśmy
przez dłuższy czas w okrutnej ciszy przerywanej jedynie odgłosem odstawiania
szklanki na stolik. W końcu jednak zaczęliśmy pogawędkę, która okazała się być
bardzo przyjemna. Blondyn nie poruszył tematu konkursu, więc albo nie był tym
zainteresowany albo czekał, aż sam mu powiem. Nie miałem jednak ochoty mu o tym
opowiadać, zresztą wkrótce i tak dowie się czegoś więcej od reszty.
Rozmawialiśmy za to o sporcie, o mojej pracy i różnych innych tematach włącznie
z jedzeniem. Musiałem przyznać, że wołowina, którą przyrządził Kris była
wspaniała, mógłbym zajadać się nią bez końca. Po skończonym posiłku grzecznie
mu podziękowałem i poszedłem pod prysznic. W końcu musiałem jutro wstać do
roboty, o czym przypomniał mi mój przyjaciel. Ze zmęczenia, ale też kotłujących
się we mnie emocji dość szybko zasnąłem odpływając w senną krainę.
~~~~~~~~~~~~
Kolejny wiosenny dzień przywitał mnie
przyjemnymi promieniami słońca, które tańczyły na szybie mojego okna. Była
sobota, a to oznaczało cały dzień spędzony w kawiarni na pracy. Miałem jeszcze
sporo czasu do wyjścia, więc usiadłem w łóżku i przeciągnąłem się jak kot.
Uznałem, że przyszedł czas na głupią rozrywkę, czyli oglądanie telewizji jak to
nazywał Kris. Wchodząc do salonu zauważyłem, że zostałem sam. Zdziwiłem się, bo
zazwyczaj blondyn spał w weekend do bólu a potem zajmował się domem lub
spotykał z Tao. Ciekawy byłem, co wymyślił tym razem. Rozsiadłem się wygodnie
na kremowej sofie, która ustawiona była naprzeciwko ściany z telewizorem.
Włączyłem urządzenie i zacząłem zmieniać kanały poszukując czegoś
interesującego. Oczywiście trudno było o program, na którym w tej chwili nie
puszczaliby reklam, ale koniec końców znalazł się jeden porządny. Spędziłem
przed „szklanym ekranem” dobre czterdzieści minut, kiedy spostrzegłem, że muszę
się zbierać, bo inaczej spóźnię się do pracy, na co definitywnie nie mogłem
sobie pozwolić. Szybko się ogarnąłem, zamknąłem drzwi i dzikim pędem pognałem
na przystanek gdzie cudem udało mi się złapać autobus. W przeciągu kolejnych
piętnastu minut byłem na miejscu. Jeszcze tylko jedna ulica dzieliła mnie od
budynku, w którym pracowałem. Przebiegłem przejście dla pieszych nawet nie
patrząc na światło sygnalizatora i wpadłem do środka jak huragan.
- Woah, idealnie o czasie. Dosłownie
minuta i zaliczyłbyś spóźnienie – SooHyo denerwowała mnie od pierwszego dnia
mojej pracy. Stała teraz za ladą polerując ją na wysoki połysk przy pomocy
szmatki. Obdarzyłem ją krótkim, lodowatym spojrzeniem, po czym poszedłem do
szatni. Spotkałem tam przebierającego się Taemina. Ten w przeciwieństwie do
siostry bardzo mnie lubił, od razu ucieszył się na mój widok. Zapytał mnie
nawet jak minął mi tydzień w szkole, na co wymieniłem kilka ciekawszych zdarzeń
omijając przy tym kłopotliwą sytuację z konkursu talentów. Niestety nie było
nam dane zbyt długo rozmawiać, bo obowiązki wzywały. Od otwarcia kawiarni
jakieś dwa tygodnie temu klientów cały czas nam przybywało. Starałem się
pracować jak najlepiej, żeby dostać upragnioną wypłatę, a napiwki stanowiły
miły dodatek do pensji.
Poranek i popołudnie minęły mi
stosunkowo szybko. Spora część ludzi mówiła, że lokal bardzo im się podoba oraz,
że chętnie przyjdą tutaj jeszcze nie raz. Pani Lee była z tego powodu naprawdę
zadowolona i obiecała, że jeżeli obroty firmy będą rosły w takim tempie to
będzie mogła dodać nam trochę do wynagrodzenia w niedalekiej przyszłości. Wybiła
godzina siedemnasta, więc zrobiło się nieco spokojniej. Sprzątałem właśnie
stolik po poprzednich klientach, a SooHyo obsługiwała następnych. Taemin biegał
tam i z powrotem na zaplecze po różne rzeczy. Myłem właśnie okrągły, drewniany
blat, drugą ręką przestawiałem szklanki i odstawiałem je na tacę. Odchodząc
spojrzałem w okno i bardzo szybko tego pożałowałem. Poczułem niemiły uścisk w
żołądku, kiedy ujrzałem zbliżające się w stronę drzwi trzy postacie. Kujon,
Luhan i Suho…
- To jest wyjątkowo nieudany żart –
pomyślałem.
Czy
oni naprawdę musieli przyjść akurat tu? W mieście było mnóstwo innych,
podobnych kawiarenek a oni wybrali akurat ten. Byli już dokładnie u progu
drzwi, więc czym prędzej ewakuowałem się za ladę odkładając przy tym naczynia
do zlewu. Obróciłem się nieznacznie przez ramię i spostrzegłem, że kujony
wybrały już sobie interesujący ich stolik i usiedli wygodnie. Zaczęli rozglądać
się dookoła chłonąc każdy szczegół pomieszczenia jak zaczarowani. Coś w środku
podpowiedziało mi, aby przykucnął opierając się przy tym o półki po przeciwnej
stronie. Zza zakrętu wyszła właśnie moja zmora, czyli „panienka” Lee.
Widziałem, że szuka sposobu, aby mnie zdenerwować, rozglądała się dookoła w
poszukiwaniu inspiracji do swych docinek. Nie było cienia szansy, że jej bystre
oczy ominą stolik przeklętej trójki. Zaśmiała się pod nosem jak czarownica i
kucając przy mnie powiedziała:
- Siedzi
tam twój chłopak, że tak się chowasz?
- C-co? – Zapytałem
zaskoczony, oczy aż otworzyły mi się szerzej – Nie, głupia. Po prostu nie chcę,
żeby wiedzieli, że tutaj pracuje.
- Ach tak?
– Odparła.
- Zrób mi
jedną, jedyną przysługę i obsłuż ich prooooszę…
Ona tylko
zerknęła na zegarek, po czym powiedziała:
- Ooo
zobacz, co za szkoda. Właśnie zaczyna mi się przerwa, więc sam będziesz musiał
się nimi zająć – odeszła posyłając mi przebiegły uśmieszek.
- Aish,
czemu ta dziewucha musi być taka wkurzająca?
- zapytałem sam siebie.
Jak na
złość Taemina nie było pobliżu, więc tym samym nie było okazji poproszenia go,
żeby poszedł do stolika za mnie. Nie
mogłem pozwolić im dłużej czekać, ale jeszcze nie miałem pomysłu jak ukryć
swoją tożsamość tak jak zrobiłem to przed kinem. Westchnąłem głośno, zabrałem kartę
i powoli szedłem w ich kierunku. Starałem się zakryć twarz przy pomocy menu,
miałem nadzieję, że nie będą na to zwracać większej uwagi.
- Dzień
dobry. Zdecydowaliście się już na coś? – zapytałem grzecznym tonem. Oni
odwrócili się wlepiając we mnie wzrok. Oczywiście od razu musieli zauważyć, że coś
jest nie tak. Na szczęście po chwili wrócili do swoich kart zastanawiając się,
co wybrać. Zapisałem sobie wszystko na karteczce i mogłem wrócić do swojej
kryjówki. Przygotowałem wszystkie trzy bubble tea, deser owocowy, kawałek
sernika i mrożony jogurt. Teraz zadanie było trudniejsze, bo trzymając w rękach
tackę nie byłem w stanie się zasłonić. Rozejrzałem się wokoło. Dzięki ci Panie
za roztargnienie Taemina! Na taborecie za ladą znalazłem jego fullcap, więc
włożyłem go na głowę i nisko opuściłem daszek. Ostrożnie zabrałem przygotowane zamówienie,
po czym powolnym krokiem ruszyłem przed siebie. Patrzyłem wyłącznie na własne
stopy, przez co raz o mało się nie wywaliłem. Przy okazji prawie wlazłem w
stolik obok, ale bez większych problemów dotarłem do Kyungsoo, Luhana i Suho.
Dobrze, że zapamiętałem gdzie siedzieli, więc bez przeszkód postawiłem przed
nimi zamówienia. Z cichym „smacznego” odszedłem na swoje miejsce. Na moje
nieszczęście musiałem zahaczyć o jedno z krzeseł. Usłyszałem cichy chichot
dobiegający z pobliża. SooHyo miała ze mnie niezły ubaw, ale w tej chwili
miałem to w dupie. Cieszyłem się, że mnie nie rozpoznali, a to było
najważniejsze.
Po ich
wyjściu odetchnąłem z wyraźną ulgą i do końca dnia pracowałem jak powinienem. Największe
zdziwienia spotkało mnie jednak, kiedy na stoliku kujonów znalazłem karteczkę z
uśmieszkiem, na której było napisane „Dziękujemy
za miłą obsługę”, a obok był napiwek. Szlak, a byłem pewien, że jakoś
zniechęciłem całą trójkę do ponownego przyjścia, jednak po usłyszanych
wcześniej rozmowach wywnioskowałem, że mają zamiar wpadać tu częściej. Niedobrze – powiedziałem sam do siebie –
bardzo niedobrze…
Pov. Kyungsoo
Weekend minął mi bardzo
przyjemnie w towarzystwie przyjaciół. Zgodnie z obietnicą w sobotę poszliśmy
wspólnie do nowej kawiarenki, żeby zobaczyć co to właściwie za miejsce. Okazało
się, żeby nawet lepiej niż się spodziewaliśmy. Co prawda kelner wydawał się być
dość przejęty swoją rolą i kilka razy zdarzyło mu się wpaść na stolik czy
krzesło, jednak uznaliśmy, że musi być nowy stąd takie nerwy. Niestety czas
wolny szybko się skończył i znowu był poniedziałek, to właśnie od dzisiaj
Xiumin miał zjawiać się pod szkołą, aby odebrać Luhana tym samym ochraniając go
przed zaczepkami Sehuna. Według planu chłopak miał wreszcie zrozumieć, że jego
ex nie ma najmniejszego zamiaru reagować, na jego złośliwości, a po drugie
miało go to zdenerwować w efekcie czego miał odpuścić. Wszystko zdawało się być
idealne w każdym calu, jednak ja przeczuwałem, że cos może pójść nie tak.
Wybuchowy charakter Oh mówił sam za siebie, byłem wręcz pewien, że łatwo nie
zrezygnuje z obranego celu. Naprawdę ciekawiło mnie czy ten pomysł się urealni.
Przez pierwsze dwa dni, efekt był
zaskakujący. Sehun nie wykazywał, żadnych reakcji, starał się być obojętny. W
środę Luhan postanowił urządzić małe przedstawienie, żeby jeszcze bardziej podburzyć
jednego z bad boyów. Jeszcze na stołówce opowiedział nam, co sobie zaplanował,
a poza tym wychwalał skutki, jakie przyniosło nam założenie. Uśmiech po prostu
nie schodził mu z twarzy, dodatkowo gadał jak nakręcony.
- Widzieliście wczoraj jak się
wkurzył? Nie mogę uwierzyć, że aż tak kipi ze złości! To jest przecież
niesamowite.
- Wiesz co Luhan? – powiedział
Suho – Zaczynasz brzmieć jak ktoś jego pokroju. Rajcuje cię, że komuś dopiekasz
– zaśmiał się.
- W końcu mogę się na nim odegrać
za te wszystkie złośliwości. Nie będę na to pozwalał! – odparł bojowniczym tonem
Chińczyk – A ty Kyungsoo? Co sądzisz o powodzeniu planu?
- Coż… - zacząłem powoli – Myślę,
że jest właśnie tak jak to sobie wymyśliłeś. Tylko co, jeśli Sehun w końcu nie
wytrzyma twoich prób doprowadzenia go do szaleństwa?
- Przesadzasz – powiedział.
Nawet nie miał pojęcia jak bardzo
się pomylił, co wkrótce miał boleśnie odczuć.
~~~~~~~~~~
Kiedy szliśmy razem korytarzem
minął nas Oh. Jego zachowanie diametralnie się zmieniło, był podenerwowany i z
oburzeniem spoglądał na Lu. Można by nawet rzecz, że nie spuszczał z niego oczu
przez cały dzień, bo gdzie go nie spotkaliśmy on ciągle się gapił. Wiedziałem,
że tym razem coś nie wyjdzie. Temperament tego typka można by spokojnie
porównać do wulkanu. Mógłbym przysiąc, że siedząc tak na jednym z parapetów wyglądał
jakby właśnie obmyślał misterny plan zemsty. I tak jak przypuszczałem on już
nie wytrzymywał. W piątkowe popołudnie stałem przed budynkiem szkoły czekając
na Suho, który jak zwykle musiał coś załatwić, a nawet nie raczył powiedzieć
ile mu to zajmie. Mieliśmy dzisiaj wracać razem, więc w oczekiwaniu na
przyjaciela przestępowałem z nogi na nogę. Zazwyczaj byłem skazany na samotne
przechadzki, szczególnie od tego tygodnia. Chociaż Luhan proponowało podwózkę
to czułbym się dziwnie siedząc w jednym aucie z nim i jego ukochanym, którego
nawet nie znałem. Z miejsca gdzie stałem miałem idealny wręcz widok na ulicę
oraz inscenizację, którą za moment miał odegrać drobny blondyn. Szybkim krokiem
i z uśmiechem na twarzy zbliżał się do samochodu. Pomachał swojemu chłopakowi
na powitanie emanując szczęściem. Sehun tak jak i ja przyglądał się całej tej
scenie. Zazwyczaj jednak obserwował ich ze znacznie większej odległości niż ta
teraz. W tym momencie opierał się o płot odgradzający szkołę od reszty świata.
Wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego niż zazwyczaj, co tylko sprowokowało
Luhana do posunięcia się dalej. Nim zdążyłem ponownie zamrugać chłopak zbliżył
się do ukochanego i czule go pocałował. Byłem w wielkim szoku, Oh wcale nie
wyglądał lepiej niż ja. Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie…
Pov Luhan
Chciałem jeszcze bardziej
podpuścić Sehuna, żeby w końcu sam przed sobą przyznał się, że walka o mnie nie
ma najmniejszego sensu. Jego mina tylko dodała mi skrzydeł, więc niewiele
myśląc szybkim krokiem podszedłem do samochodu. Naprawdę się cieszyłem, że
Xiumin po mnie przyjechał, czułem się dzięki niemu o wiele bardziej bezpieczny.
Pomachałem mu uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Miałem dzisiaj
wyjątkowo dobry humor, nie potrafiłem się powstrzymać widząc, że on też tak
cieszy się na mój widok. Stanąłem przed nim, delikatnie położyłem mu rękę na
ramieniu za to drugą dotknąłem pucułowatego policzka. Pocałowałem go najczulej
jak umiałem, a on ostrożnie odwzajemnił mój gest. Oderwaliśmy się od siebie,
nim jednak zdążyłem naprawdę przywitać się z ukochanym przed oczami stanął mi
straszny widok. Nie miałem pojęcia, jakim cudem ten dupek się tutaj znalazł,
ale zaczął okładać mojego skarba po twarzy. Po jednym, mocnym ciosie Xiu
zatoczył się do tyłu, po drugim z nosa zaczęła ciec mu krew. Stałem jak wryty
nie bardzo wiedząc, co począć, w końcu się ogarnąłem i stanąłem między nimi.
- Co ty sobie wyobrażasz?! –
krzyknąłem zdenerwowany.
- Trzymaj się od niego z daleka!
– warknął w stronę bezbronnego Xiumina Sehun.
- Jak mogłeś to zrobić! T-ty
bezduszny! Dlaczego nie dasz mi świętego spokoju?!
To co powiedział w tamtej chwili
dosłownie ścięło mnie z nóg.
- BO CIĘ KURWA KOCHAM!
Nie wiedziałem jak to się stało,
ale moja ręka wymierzyła szaro-włosemu siarczysty policzek.
- N- nie mów tak! To nie prawda!
W tej chwili nie byłem jednak
niczego powiem. Serce tłukło mi się jak oszalałe, momentalnie każde wspomnienie
związane z Sehunem ożyło na nowo, otwierając ranę w moim sercu. Łzy nabiegły mi
do oczu, nie wiedziałem co mam zrobić. Ostatni raz zerknąłem na pobitego
Xiumina, zanim powiedziałem:
- X-xiumminie….ja…przepraszam!
Po tych słowach pobiegłem przez
siebie zanosząc się rzewnym płaczem…
Siedzieliśmy razem w moim pokoju oglądając jakąś głupawą komedię i
jedząc popcorn. Wtedy ni z tego ni z owego złapał mnie za rękę. Często
trzymaliśmy się za dłonie, ot przyjacielski gest opiekuńczości. Wtedy ta zwykła
czynność zdawała mi się jakaś inna. Spojrzałem w jego oczy odnajdując w nich
niepewność.
- Tak Hunnie?
- Chce ci coś powiedzieć…ja…myślę, że cię lubię….
- Ja też cię lubię Sehun.
- … tyle, że wydaje mi się, że bardziej niż powinienem…
- W takim razie nie jesteś sam.
Zbliżyłem się do niego, żeby nasze twarze dzieliła niewielka odległość.
Momentalnie się zarumieniłem.
- Sehunnie… - szepnąłem nim po raz pierwszy się pocałowaliśmy.
~*~
Ciepłe, silne ramiona objęły mnie mocno w pasie. Poczułem jego oddech
na szyi, którą po chwili obdarzył kilkoma, namiętnymi pocałunkami. Wzdrygnąłem
się trochę pomimo, że ta pieszczota nie była szczególną nowością. On odwrócił
mnie do siebie i złączył nasze usta ze sobą sprawiając, że roztapiałem się pod
jego dotykiem. Czułem się tak cudownie wiedząc, że jest tak blisko…
~*~
- Hahaha! Mówiłem ci, że wygram! – chwalił się młodszy.
- To tylko dlatego, że ci na to pozwoliłem!
- Zapomnij Jeleniu!
Popchnąłem go na podłogę nakrywając sobą.
- A założysz się? – mruknąłem mu do ucha.
- Owszem kochanie – odparł łapiąc mnie lubieżnie za pośladki.
Wiedziałem, że to będzie długi wieczór...
~*~
- To koniec rozumiesz? Zrywam z tobą…
- ALE JAK TO!? DLACZEGO?!
- Nie jesteś już tym kim byłeś kiedyś. Twoja czułość i ciepło zniknęły
jesteś…jesteś dla mnie taki oschły i wciąż prosisz tylko o jedno. W ogóle ci na
mnie nie zależy, nie słuchasz moich próśb… Nie możemy już dłużej być razem, nie
chce cię takiego. Kiedy zrozumiesz, może jeszcze kiedyś mnie przeprosisz…
- Lulu… Nie… Proszę! Nie odchodź ode mnie…nie zostawiaj mnie tak!
- Zostaw mnie, jeżeli naprawdę jeszcze mnie kochasz odpuść.
- Masz innego, prawda?
- Sehun….
- KTO TO JEST?! JAK DŁUGO TO TRWA!?
- To nie o to chodzi, nikogo nie mam! Nie chce takiego chłopaka jakim
się stałeś!
- POŻAŁUJESZ TEGO, ZOBACZYSZ!
Odszedłem czując, że to była słuszna decyzja…ale czy na pewno?
~*~
Pov. Kyungsoo
Wydawało mi się, że oglądałem
właśnie jedną z telewizyjnych dram. Wszystko działo się jakby w zwolnionym
tempie a każdy kolejny ruch bohaterów sprawiał wrażenie idealnie odegranego.
Problem jednak leżał w tym, że była to rzeczywistość. Nie wiedziałem jak mam
zareagować na to, co się przed chwilą stało. Luhan uciekł z miejsca zdarzenia
niczym spłoszony jeleń, Sehun przeklinając pod nosem poszedł w swoją stronę, a
Xiumin? Ukochany blondyna wierzchem dłoni starał się tamować krwotok z nosa.
Nagle poczułem jak ktoś ściska mnie nieznacznie za ramię.
- Kyungsoo? O co tutaj chodzi? –
nagle ocknąłem się z transu i ruszyłem w kierunku rannego chłopaka po drugiej
stronie ulicy. Suho poszedł za mną o nic nie pytając, mogłem jedynie dostrzec
zmartwienie na jego twarzy.
- Wszystko w porządku? –
zapytałem jednocześnie wyjmując z plecaka chusteczki – Trzymaj – powiedziałem,
podając mu niewielkie opakowanie.
- D-dziękuję – odpowiedział
słabo. Staliśmy tak w ciszy przez dłuższą chwilę dopóki nie odezwał się Kim.
- Może zabierzemy się do szpitala,
hyung?
- Hyung? – wtrąciłem się – Znacie
się?
- Tak, Luhan nas ze sobą poznał,
ale to nie jest teraz ważne – zganił mnie przyjaciel – Więc jak?
- Myślę, że to dobry pomysł bo
przydałoby mi się prześwietlenie – powiedział smutnym głosem chłopak Lu.
- W takim razie zadzwonię po
taksówkę, w takim stanie nie możesz przecież prowadzić.
Jakieś pięć minut później byliśmy
już w drodze do jednego z pobliskich szpitali. Samochód szybko pokonał całą
trasę, więc nie musieliśmy, aż tak martwić się, że Xiumin straci zbyt wiele
krwi. Korzystając z okazji napisałem do Chińczyka sms, w końcu to był jego
chłopak, więc poinformowałem go gdzie zabieramy starszego.
~10 minut później~
Siedzieliśmy teraz w poczekalni
robiąc wszystko aby zabić czas. Wodziłem wzrokiem po jasnoniebieskich ścianach
szpitalnego korytarza, podczas gdy Suho przeglądał jedno z czasopism medycznych
pozostawionych na stoliku. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło, ale Xiumin tak
jak wspomniał, potrzebował prześwietlenia dlatego nasza wizyta tutaj się
przedłużyła. Nudząc się okropnie, wyjąłem z kieszeni telefon i zacząłem grać,
żeby skupić się na czymkolwiek. Przerwałem jednak rozgrywkę, bo dostałem
odpowiedź na wcześniejszą wiadomość:
Od: Luhan-hyung
Na którym piętrze jesteście?
Do: Luhan-hyung
Na pierwszym.
Nim się obejrzałem stał przed
nami zalany łzami Luhan. Warga drżała mu z nerwów, widziałem, że ciężko mu
będzie się uspokoić. Usiadł obok nas i tylko opuścił głowę w geście załamania.
- C-co z…z nim?
- Zabrali go na rentgen, żeby
sprawdzić co z nosem – powiedział Suho.
- Nie martw się, będzie dobrze bo
to nic poważnego – dodałem chcąc go pocieszyć.
- To nie sprawi, że przestanę się
martwić – zapłakał.
- Dlaczego uciekłeś? – zapytałem
jednocześnie obejmując go ramieniem, postanowiłem dodać przyjacielowi nieco
otuchy.
- Wiecie co powiedział mi Sehun?
– spojrzeliśmy na niego wyczekując odpowiedzi - …że mnie…kocha – miałem
wrażenie, że zaraz rozpłacze się ponownie - J-jestem rozdarty, nie wiem co mam
o tym wszystkim myśleć. Najgorsze było to, jak zareagowałem. To nie możliwe,
żebym coś jeszcze do niego czuł – Luhan ukrył twarz w dłoniach zanosząc się
płaczem.
Nastała cisza, ani Suho ani tym
bardziej ja, nie byliśmy w stanie rozwiązać zagadki jego serca.
- Zrób to co uważasz za słuszne –
odparł Kim – Nic więcej nie możesz zrobić chyba, że chcesz żyć w zakłamaniu.
Wkrótce z pokoju zabiegowego
wyszedł niski brunet, którego dokładnie opatrzyły pielęgniarki. Nie wyglądał
najlepiej, był blady a podbite oko tylko pogarszało sprawę. Blondyn na jego
widok posmutniał jeszcze bardziej o ile było to w ogóle możliwe. Trzymając w
rękach ubrudzoną krwią marynarkę (koszula wcale nie była w lepszym stanie), ze
zmartwieniem spojrzał na Chińczyka. Ten wstał, po czym poszedł do swojego
ukochanego, ten jednak odezwał się pierwszy:
- Nie płacz, nic mi nie jest –
powiedział spokojnie.
- Przepraszam, nie chciałem, żeby
tak to się skończyło…On…
Xiu dotknął delikatnie jego
policzka i patrząc mu prosto w oczy powiedział:
- On cię kocha i nie powinieneś
tego ignorować – wszyscy byliśmy w szoku po tym co usłyszeliśmy.
- C-co? Boazi…
- Ty też go kochasz Luhannie, nie
oszukuj się więcej. Zresztą widać to w twoich oczach. Miłość, którą do niego
czułeś nigdy nie zgasła – mówiąc to zaczął ocierać łzy spływające po policzkach
chłopaka.
- Wybacz mi… nie zniosę
nienawiści i z twojej strony.
- Ja naprawdę to rozumiem, uwierz
mi. Cieszę się, że mogliśmy być razem – uśmiechnął się blado – wróć do niego,
ale pamiętaj, że jeżeli znowu cię skrzywdzi wtedy urządzę go gorzej, niż on
mnie – po tych słowach pocałował go w czoło. Zwrócił się jeszcze do nas –
Dziękuję za pomoc chłopcy. Do widzenia – i wyszedł.
Lu stał w
kompletnym bezruchu patrząc jak jego były chłopak znika za zakrętem.
~~~~~~~~~~~~
Ten
tydzień niestety nie należał do normalnych, wydarzyło się jak na mój gust nawet
za dużo, byłem tym wszystkim okropnie zmęczony, a weekend znowu uciekł nie
pozwalając mi odetchnąć. W poniedziałek Luhan nie pojawił się w szkole, nie
odpowiadał też na wiadomości. Był doszczętnie załamany swoją sytuacją, która
zamiast się polepszyć tylko się pogorszyła. Od dnia dzisiejszego miały zmienić
się zajęcia z wf-u, a padło na basen. Byłem nawet zadowolony z takiego obrotu
spraw, bo pływanie było dużo przyjemniejsze niż dzikie bieganie za piłką po
całym boisku. Pomimo tego nie łudziłem się, że będzie łatwiej niż zazwyczaj. Po
dotarciu na basen oddaliśmy kurtki i buty do szatni, żeby móc wejść do
przebieralni. Było nas naprawdę dużo przez co staliśmy praktycznie ramię w
ramię. Część chłopaków po zdjęciu koszulek mogła pochwalić się umięśnionymi
ciałami, które przypominały marmurowe, greckie posągi. Inni tak jak ja nie
mieli się za bardzo czym pochwalić, spojrzałem tylko na mój płaski jak deska
brzuch kiedy tamci na głos zastanawiali się ile dziewczyn zemdleje na ten
widok. Ktoś jednak uświadomił ich, że żadnych przedstawicielek płci żeńskiej
tutaj nie zobaczą, więc westchnęli niezadowoleni.
Zajęcia z
pływania miały trwać miesiąc, o dziwo była to jedna z lepszych lekcji jak
dotychczas. Stałem obok Suho w kolejce do skoczni. Mieliśmy dostać ocenę za
skoki do wody i pływanie na czas, nie byłem w tym najgorszy, więc powinno pójść
dobrze. Przyglądałem się właśnie grupie, która przygotowywała się do zadania,
wśród nich był też Kai. Przed wejściem na podest przeczesał dłonią mokre włosy,
powyciągał się też trochę, żeby nie nadwyrężyć mięśni. Kiedy on wkładał czepek
i okulary, ja nie mogłem oderwać wzroku od jego ciała. Każda pojedyncza kropla
spływała po jego umięśnionych ramionach i brzuchu. Poczułem, że płonę w środku
a ciepło znalazło ujście na moich policzkach. Nie wiedziałem co zrobić, żeby
przestać się na niego gapić. Im dłużej patrzyłem tym więcej przysłowiowych
motylków kotłowało się we mnie, nie wspominając już o nagłym ucisku w
podbrzuszu. ~Co się ze mną dzieje?- zapytałem sam siebie, a serce niemiłosiernie
dudniło mi w piersi. Czułem, że te wszystkie objawy nie wróżą niczego dobrego.
Co jednak mogłem zrobić gdy Jongin wyglądał tak… pociągająco i pięknie?
~~~~~~~~~~
Lekcja na
basenie była ostatnią na dziś. Powoli powlokłem się do szatni, nigdy nie
lubiłem robić czegoś „na szybko”. Spokojnie czekałem aż większość uczniów
opuści to miejsce, żebym mógł zająć przebieralnię. Nie przejmując się dość
długą kolejką ludzi, pozbierałem swoje rzeczy do torby uważając, żeby ich nie
pomoczyć. Przy jednej z żółtych szafek stał Kai, który był już gotowy do
wyjścia. Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi i zarzucając torbę na ramię
pospiesznie wyszedł. W końcu nadeszła moja kolej, żeby się przebrać. Wszedłem
po czym ostrożnie zamknąłem drzwi na zasuwkę, trochę się bałem bo kiedyś
zdarzyło mi się zatrzasnąć w podobnym miejscu. Rozłożyłem na ławce wcześniej
przygotowane rzeczy, zsunąłem z siebie przemoczone kąpielówki, żeby móc włożyć
je do reklamówki. Dokładnie wycierałem ręcznikiem moje mokre ciało starając się
jak najdokładniej wysuszyć. Ubrałem normalne ciuchy, schowałem wszystko do
torby i już miałem wychodzić kiedy zauważyłem coś srebrnego pod półką wiszącą
po lewej stronie. Schyliłem się ostrożnie podnosząc niewielki przedmiot, który
okazał się być wisiorkiem. Spojrzałem na znalezisko od razu przypominając
sobie, że gdzieś już to widziałem. To musiała być zguba Kaia, bo dokładnie taki
sam miał na szyi podczas ostatnich zajęć. Pospiesznie włożyłem go do kieszeni i
postanowiłem, że zwrócę mu go przy najbliższej okazji.
Pov Kai
Od kilku
tygodni czas mijał jeszcze szybciej, dni zdawały mi się zlewać w jedną wielką
całość. Ostatnie wydarzenia ciągle były tematem rozprzestrzeniających się jak
plaga ploteczek. Jakby tego było mało Chanyeol nadal chciał mnie zamordować za
zepsucie jego żartu, a Sehun chodził zmartwiony. Czasem miałem wrażenie, że
jest nieobecny. Wypalał nawet więcej papierosów niż zazwyczaj, ale nie
wiedziałem jak zmusić go do mówienia. Yeola próbowałem przepraszać, ale na nic
mi się to zdało, więc po prostu czekałem, aż mu przejdzie. Nie będę się
przecież przed nim płaszczył, skoro przeprosiny miał gdzieś postanowiłem
przestać się fatygować. Miałem problemy i z przyjaciółmi i ze sobą. Kilka dni
temu zgubiłem wisiorek mamy, nigdzie nie mogłem go znaleźć chociaż
przetrząsnąłem każdą kieszeń. Byłem tym faktem naprawdę załamany, to był
najważniejszy przedmiot w moim życiu – amulet a jednocześnie pamiątka po mamie,
moje wsparcie duchowe. Na samą myśl o tym, że mógłbym go już nigdy nie zobaczyć,
łzy cisnęły mi się do oczu.
Po
południu nadszedł czas na następną lekcję z „moim kujonem” Kyungsoo. Przez
jakże kochającą panią Huan mieliśmy razem dwie godziny w tygodniu, co średnio
mi odpowiadało. Marzyłem, żeby te prywatne lekcje dobiegły końca, bo jego
delikatny uśmiech i przenikliwe spojrzenie działały mi na nerwy. W klasie
zachowywał się dziwie, jakby mnie unikał czy coś w tym rodzaju. Patrzył też na
mnie, kiedy myślał, że nie widzę. Ciągle mu wygrażam, ale kiedyś naprawdę nie
będę mógł się opanować. Odrzuciłem od siebie te wszystkie myśli i skupiłem się
tylko na tym, aby dotrzeć do biblioteki. Wkurwiony na cały świat wszedłem do
środka. Dzisiaj będzie miał ze mną ciężko, nie mam zamiaru być miłym. Bez słowa
usiadłem przy stole, z obojętnością rzuciłem na blat potrzebne podręczniki i
czekałem aż zacznie swoją gadkę.
- Wszystko
w porządku? – zapytał.
- Gówno
cię to obchodzi, pytasz jakbyś nie miał własnego życia – odburknąłem na co on
posmutniał. Co jest z nim nie tak, do cholery?
Do wyjął swoje
notatki tłumacząc mi jakieś zagadnienia z funkcji liniowej. Udawałem, że go
słucham a tak naprawdę tylko wpatrywałem się w zegar ścienny i odliczałem
minuty do końca zajęć.
- Koniec
na dzisiaj – odezwał się – Masz mnie wyraźnie gdzieś, a ja nie będę się na
marne wysilał.
Zaskoczył
mnie tym, coś wyraźnie musiało nie grać. Normalnie by mnie opierzył albo
chociaż się zdenerwował a tu nic, zupełna obojętność. Zgodziłem się jednak z
jego słowami, więc po chwili moje książki z powrotem wylądowały w plecaku. Do
końca lekcji gapiłem się w stół od czasu do czasu zerkając na kujona.
- Możesz
już iść – oświadczył cichym głosem.
W mgnieniu
oka wyszedłem ze „świątyni wiedzy” ignorując go w zupełności. Chciałem być już
w domu, mieć na wszystko zwyczajnie wyjebane. Pech chciał, że zatrzymała mnie
wychowawczyni mówiąc, że ma ważne wieści.
- Wiesz,
że za miesiąc jest wycieczka, prawda? -
Już miałem jej odpowiedzieć, ale ona był pierwsza – Zanim coś powiesz to
jeszcze mnie przez chwilę posłuchaj. Złożyłam podanie o ufundowanie ci tego
wyjazdu i zostało pozytywnie rozpatrzone. Pojedziesz z nami, cieszysz się?
- Przecież
mówiłem pani, że nie chcę jechać…
- Musisz,
bo nie będę tego odkręcała. Poza tym sądzę, że wyjazd nad morze to naprawdę
fajna sprawa.
- Ale…
- Nie
dyskutuj – przerwała mi ostro – Ciesz się, że możesz wziąć w tym udział.
- Tak prze
pani – moje zdanie naprawdę nikogo nie obchodziło.
- Do
widzenia Jongin.
- Do
widzenia.
Kiedy
wyszedłem ze szkoły chciałem już tylko jednego – żeby ten dzień dobiegł końca.
Pov. Kyungsoo
Siedziałem
w swoim pokoju nad stosem prac domowych do odrobienia. Nie mogłem się jednak
nad nimi skupić, bo moje myśli skupiły się na Kaiu. Był dzisiaj naprawdę
wściekły, jego zachowanie przypominało to z początku roku. Czyżby to utrata
naszyjnika aż tak go zdenerwowała?
- Z
pewnością – powiedziałem sam do siebie patrząc na wisiorek – Koniecznie muszę mu go oddać.
Przesunąłem
palcem po zawieszce uśmiechając się smutno.