D.O POV
Siedziałem na podłodze w zupełnym odosobnieniu i ciszy. Szatnia
opustoszała, ale ja nie miałem zamiaru się stamtąd ruszać. Pozwoliłem łzom
swobodnie spływać po moich zarumienionych od płaczu policzkach. Czułem, że
popadam w stan, co najmniej depresyjny. Gdyby nie moje złe decyzje wszystko
mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Nikt by przeze mnie nie cierpiał, nie czułby
się urażony moim zachowaniem. W myślach skarciłem sam siebie, za swoją
niewyobrażalna głupotę. Miałem wszystko, a w jednej, krótkiej chwili to
straciłem. Jak mogłem do tego dopuścić? Pytania znów zadręczały moją głowę.
Ostatnio zdecydowanie za dużo myślałem… Usłyszałem czyjeś kroki, których odgłos
wyraźnie dał mi do zrozumienia, że ktoś się do mnie zbliża. Nie chciałem jednak
z nikim rozmawiać, dzielić swojego smutku lub robić cokolwiek podobnego.
Chciałem przez chwilę pobyć w ciszy i spokoju. Pragnąłem przysłowiowo „odsapnąć”,
żeby jeszcze w miarę do końca tego tygodnia funkcjonować. Cały czas siedziałem
w jednej i tej samej pozycji, czułem, że drętwieją mi nogi. Ktoś przy mnie
przykucnął i mogłem usłyszeć jego głos:
- Czy coś się stało, że tak sam tutaj siedzisz? - Nie wyczułem w tym
pytaniu jakiegoś niesamowitego zainteresowania. To było raczej coś w rodzaju
rutynowego „Jak się masz?”, które mogło rozpoczynać rozmowę.
Mimo, że samotność w tej chwili mi odpowiadała, to czułbym się dziwnie
ignorując kogoś, kto już zadał sobie trud zagadnięcia do „kujona”. Podniosłem
swoje mokre od łez oczy, jednak twarz chłopaka, który była obok była mi
zupełnie obca. Nigdy go tutaj nie widziałem, chociaż szkoła była duża, to
jednak miałem jakieś ogólne pojęcie o osobach, które tu uczęszczają. Przez myśl
przeszło mi, że może jest z innej szkoły, bo nie miał na sobie mundurka z
naszego liceum. Jego strój składał się z szarej marynarki w cieniutką kratkę,
która stanowiła komplet ze spodniami, białej koszuli oraz czarnego, nienagannie
zawiązanego krawatu. Spojrzałem w twarz chłopaka. Trudno mi było określić ile
właściwie może mieć lat. Był wysoki, miał pociągłą
twarz i bystre oczy. Brązowe włosy z przydługą grzywką były w lekkim nieładzie.
W rękach trzymał czarny neseser. Sprawiał wrażenie osoby zimnej i
poważnej, trochę się go przestraszyłem.
-Nikt nie jest wart
bezsensownie przelanych łez - powiedział spokojnie.
Otarłem twarz rękawem swetra, chciałem wytłumaczyć mu, dlaczego ronię
łzy.
-Wszystko jest nie tak jak trzeba… Czego ostatnio bym się nie dotknął
natychmiast zmienia się na gorsze… - nie zdążyłem dokończyć zdania, bo mój
rozmówca wstał z kucek.
-Na twoim miejscu postarałabym się to jakoś naprawić - odpowiedział.
Poczułem ukłucie w sercu, bo miał rację, cholerną rację. Zamiast
siedzieć tutaj i ryczeć powinienem pomyśleć jak przeprosić Luhana-hyunga i
Suho, oraz co zrobić, żeby uniknąć kolejnej nieprzyjemnej konfrontacji z Kai.
Chciałem jeszcze coś nieznajomemu powiedzieć, ale zniknął i jedynce, co
zobaczyłem to zamykające się drzwi. Siedziałem tak jeszcze chwilę, aż w końcu
podniosłem się spod szafek i poszedłem do łazienki by tam doprowadzić się do
porządku. W toalecie też było niezwykle spokojnie. Obmyłem twarz letnią wodą,
żeby móc się uspokoić. Stałem tak oparty o umywalkę wpatrując się w moje nędzne
oblicze odbite w szklanej powierzchni lustra. Do moich uszu dobiegły śmiechy zbliżających
się osób. Spojrzałem ostrożnie w lustro obracając się w stronę wejścia i
zobaczyłem Sehuna z resztą zgrai. To był chyba najgorszy moment, jaki ci ludzie
mogli sobie wybrać. Czym prędzej pobiegłem do kabiny, aby móc się schować.
Zamknąłem się od środka i stanąłem na sedesowej klapie. Musieli stać przy
ścianie z pisuarami, bo nie słyszałem ich zbyt dobrze. Z całej rozmowy
wyłapywałem pojedyncze zdania, zazwyczaj dotyczyły Kai.
- …myślisz, że długo będzie musiał tak zostawać tu po lekcjach?
- …oby tylko i tym razem mu się udało. Chociaż ogólnie rzecz biorąc,
ciągle się wymiguje.
- Dziwię się, że po tym wszystkim jeszcze go nie załatwił. Dobroduszny
się ten nasz Kai zrobił.
- A tak swoją drogą, to może powinien się przespać z tą całą Huan? Wiecie,
tak jak to zrobił z tą młodą od angielskiego, taką blondynką, co ją wyrzucili
za to… jak jej tam było?
- Fuuuu…. Z tą staruchą? Jesteś ohydny Kris…
- Przecież dobrze wiesz, że to był jednorazowy incydent, a że laska
była niezła to ją przeleciał - to zdanie prawdopodobnie powiedział Chanyeol, bo
jego głos byłem w stanie rozpoznać.
Zamarłem. Kai poszedł do łóżka
z nauczycielką? To było dla mnie coś niewyobrażalnego! Jak on mógł to zrobić? Sama
myśl o tym napawała mnie obrzydzeniem… Nieco zdezorientowany tym, co właśnie
usłyszałem przypadkowo nacisnąłem spłuczkę. Rozmowy ucichły, a ja poczułem
zimny pot, który spływał mi strumyczkiem po plecach. Wstrzymałem oddech. Co
jeżeli, któryś z nich zechce zajrzeć, kto ich podsłuchiwał? Tak bardzo nie
bałem się nawet wtedy, gdy badboye gonili mnie od stacji metra dopóki nie
schowałem się w zaułku.
- Ktoś tutaj jest? Byłem pewien, że jesteśmy sami…uuuu komuś się zaraz
nieźle dostanie! – znowu usłyszałem Park’a.
Czułem, że za chwilę będę miał zawał serca, albo atak padaczki. Nie
panowałem nad tempem swojego oddechu, który był bardzo szybki. Usłyszałem
dźwięk dzwonka dochodzący z korytarza, może teraz sobie pójdą? Proszę…
- Czekajcie chwilę, jestem ciekaw komu będę miał okazję przefasonować
twarzyczkę- po raz kolejny odezwał się dryblas.
-Daj spokój to pewnie tylko zepsuta spłuczka- odpowiedział nieznajomy
mi osobnik.
- Ej chłopaki - teraz odezwał się ktoś o głębokim głosie - mamy teraz
lekcje z dyrem. Radzę się pośpieszyć zanim odnotuje, że nas nie ma, a dobrze
wiecie jaki on jest. Jeszcze trochę i naprawdę wywali nas ze szkoły.
Teraz słyszałem już tylko jak wychodząc z toalety głośno zastanawiali
się, kto mógł śmiać przeszkadzać w ważnej rozmowie. Żałowałem, że nie udało mi
się usłyszeć jej końca. Odetchnąłem z
ulgą, serce zaczęło się powoli uspokajać, tętno wracało do nomy. Miałem w tym
tygodniu niesamowitego pecha, bo przecież to jest wręcz okrutne zrządzenie
losu, żeby aż tyle razy natknąć się na tych typków. Wyszedłem z kabiny i jeszcze
raz dla pewności spojrzałem w lustro czy aby nikt gdzieś się nie schował z
zamiarem przywalenia mi. Udałem się na lekcje, teraz miała być historia.
Zastanawiałem się czy Kai przyjdzie, bo za tym przedmiotem też nie przepadał.
Na korytarzu również rozglądałem się za „niepokornymi”, na szczęście nigdzie
ich nie było. Kilkoro uczniów dzikim galopem gnało na lekcje, co było dla mnie
trochę zaskoczeniem. Szedłem powoli, trochę tak jakbym miał dodatkowo obciążone
nogi. Zapukałem do drzwi, po czym wszedłem i grzecznie przeprosiłem za swoje
spóźnienie. Już miałem tłumaczyć się nauczycielce, gdy nagle zauważyłem, że to
nie ona siedzi teraz przy biurku. Zamurowało mnie. Co tutaj robił ten chłopak z
szatni?! Obrócił się do mnie i powiedział:
- Spóźniłeś się, siadaj na swoje miejsce.
Byłem trochę zaskoczony jego wręcz lodowatym tonem, bo przecież rano
wydawał się być całkiem miły. Jeżeli jest nauczycielem, to na pewno nie jest
tym jednym z przyjaznych. Powiedziałem tylko krótkie „przepraszam” i usiadłem
do swojej pustej ławki. No tak, Jongin zapewne się zerwał i teraz siedzi gdzieś
na murku popalając papierosy. Nieznajomy z szatni zerknął na swój zegarek,
odchrząknął i zaczął:
- Tak jak wcześniej mówiłem, zanim ktoś nam przerwał - dobrze
wiedziałem, że mówił o mnie - Jestem waszym nowym nauczycielem historii. Jak
wam zapewne wiadomo pani Lee jest w ciąży, więc w związku z tym jest na
urlopie. Na pewno szybko nie wróci, więc będzie musieli przyzwyczaić się do
mojej obecności tutaj. - Kiedy mówił jego wzrok był niesamowicie wyostrzony, tak
jakby z jego pomocą chciał przejrzeć każdego na wylot. Po chwili dodał jeszcze -
Moje nazwisko jest na tablicy, zapiszcie je sobie lub zapamiętajcie.
Zerknąłem na ciemnozielony prostokąt zawieszony w centralnej części
klasy - Zhang Yixing.
Pan Zhang kazał nam otworzyć podręczniki, kiedy do klasy wszedł Kai.
Nikogo nie zdziwiło, że pojawił się dopiero teraz. Jak zawsze okazywał rażący
brak kultury osobistej, więc nawet nie przywitał się czy nie przeprosił, tylko
rozwalił się arogancko na swoim miejscu. Zerknąłem na nauczyciela, jego mina
mówiła naprawdę wiele. Było to połączenie złości, zdziwienia i pewnego rodzaju
odrazy.
- Świetnie, kolejny spóźnialski. No proszę, nawet siedzicie w jednej
ławce, to żeście się dobrali.
Cała klasa z wyłączeniem mnie i Jongina zaniosła się głośnym śmiechem.
Czułem, że spaliłem buraka, za to Kim pokręcił przecząco głową, po czym zerknął
na mnie, jednak go zignorowałem. Nie dam się sprowokować, o nie!
Nagle poczułem jakby spięcie gdzieś w mózgu. REFERAT! Na śmierć o nim
zapomniałem… Będę zmuszony wykorzystać brak zadania. No, ale cóż przecież po to
on jest, prawda? Do odpowiedzi jeszcze
umiałem, więc przynajmniej o jedno nie musiałem się martwić. Kiedy podczas
sprawdzania obecności zgłosiłem „bz” cała klasa wręcz na chwilę zamarła. Spuściłem
nisko głowę chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń, ale i tak usłyszałem za sobą
ciche szepty. Zerknąłem za siebie i zobaczyłem zmartwionego Suho, szybko
jednak odwróciłem wzrok. No tak, przecież to takie nienormalne, że kujon Do
Kyungsoo nie ma pracy domowej. Nowy nauczyciel oparł się wygodnie o oparcie
fotela i wziął dziennik do ręki.
- Kogo by tu zapytać? Sprawdzimy, co już wiecie - widziałem jak lekko
się uśmiechnął.
W klasie zrobił się szum, bo wszyscy złapali za swoje zeszyty, w
których utkwili nosy. Jedni po to, żeby coś przeczytać a inni, żeby uniknąć
wzroku pana Yixinga. Mężczyzna zmarszczył brwi, po czym powiedział:
- Kim Jongin.
Klasa odetchnęła z ulgą bo nie wybrał nikogo z nich. Wiedziałem, że
nasz nowy historyk zaraz wyjdzie z siebie, kiedy tylko mój sąsiad z ławki się
odezwie.
- Wstaw mi jedynkę - powiedział Kai patrząc na niego arogancko.
Jongin taki już był, że gdy
kogoś nie znał traktował go z pogardą i nie zwracał uwagi na jego wiek, czy
stanowisko.
- Jak ty się zwracasz do nauczyciela, młody człowieku? – zapytał Zhang
– Czyżby matka nie nauczyła cię szacunku dla starszych od siebie?
Widziałem już kiedyś wściekłego Kai, ale teraz to było coś zupełnie
innego. Jego reakcję śmiało mógłbym porównać do potężnej erupcji wulkanu. Dlaczego
tak ostro zareagował? Teraz nurtowało mnie i to pytanie.
- Nic nie wiesz o mojej mamie! Nie masz prawa o niej mówić!-
wykrzyczał.
W klasie zapadła kompletna cisza, nikt nie odezwał się nawet choćby słówkiem. Wyglądało to tak, jakby czas na chwilę się zatrzymał sprawiając, że ten krótki moment stał się iście dramatyczny i pełen napięcia jak w horrorach czy thrillerach. Zerknąłem na nauczyciela, który był w takim samym szoku jak wszyscy obecni na lekcji. Zauważyłem jednak, że po chwili jego oczy zwęziły się w złości. Chyba każdy był ciekawy, co też odpowie pan Zhang?
- Widzę, że trafiłem na grząski grunt- powiedział tonem pełnym złośliwości- Nie ma sensu dalej tego ciągnąć, tak więc Jongin, z przyjemnością
wpiszę ci jedynkę- pióro zetknęło się z kartką dziennika, aby w odpowiednim
miejscu pojawiło się „1”- Cóż skoro pan Kim, nie jest na tyle odważny i
przygotowany, będę musiał wybrać kogoś innego - wiedziałem, że Kai go
znienawidzi (z wzajemnością) gdy tylko wszedł do klasy - No to może… - wszyscy
zamarli z przerażenia - Do Kyungsoo.
Niechętnie wstałem z krzesła zabierając z blatu biurka mój zeszyt.
Stanąłem niedaleko tablicy i wtedy dostałem pierwsze pytanie:
- Powiedz mi, w którym roku Francja, Wielka Brytania i Rosja zawiązały
porozumienie, i jak ono się nazywało?
Wciąż byłem pod wielkim wrażeniem tego co przed chwilą się stało. Agresywna reakcja Jongina a do tego poranna rozmowa którą usłyszałem, odebrały mi racjonalne myślenie. Zupełnie
nie potrafiłem się skupić… Zacząłem rozglądać się po klasie z nadzieją, że uda
mi się odnaleźć odpowiedź na pytanie. Niestety nie dało to pożądanego efektu,
bo natrafiłem na spojrzenie Kai. Było pełne wściekłości, goryczy i zuchwalstwa.
- Nie wiesz? – zapytał pan Zhang patrząc na mnie wymownie - a więc inne
pytanie: Powiedz proszę, kiedy podpisano Traktat Wersalski?
Speszyłem się. Nie potrafiłem wydusić z siebie choćby jednego słowa. Nagle
o wszystkim pozapominałem, a klasa patrzyła na mnie zdezorientowana. Nie miałem
pojęcia co się dzieje. Próbowałem jeszcze coś powiedzieć, ale zacząłem się
potwornie jąkać, więc nic z tego nie wyszło.
- Tego też nie wiesz Do? Przykro mi, muszę wpisać ci jedynkę. Trzeba
było też zgłosić nieprzygotowanie. Siadaj.
Czułem się naprawdę zdołowany, dlaczego u cholery te słowa nie mogły
pojawić się w innym momencie?
Wróciłem
na swoje miejsce, a gdy tylko usiadłem z ust Kai usłyszałem ciche cmoknięcie po
czym powiedział:
- To musi być dla ciebie wielki ból, co? Jedynka i brak zadania? Nieładnie.
Będziesz płakał szczeniaku? – Czułem bijącą od niego wredotę. Postanowiłem
jednak niczego nie mówić.
Minuty mijały potwornie wolno, a na dodatek nie miałem siły słuchać
pana Zhanga. Poczułem, że coś uderzyło mnie w tył głowy. Podniosłem z podłogi
małą zgniecioną karteczkę, rozwinąłem ją.
„ Wszystko z tobą w porządku? ”
Rozpoznałem delikatne pismo Suho. Trzymałem karteczkę w dłoniach gdy
nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Spojrzałem do góry i moje oczy napotkały
twarz nauczyciela. Jego wzrok był groźny, jedną brew miał uniesioną do góry.
- No proszę, proszę, ładnie to tak? Nie mamy zadania, nie umiemy do
odpowiedzi, a na dodatek nie uważamy na lekcji, bo piszemy karteczki? Za karę
zostajesz po lekcjach, przyjdź tutaj gdy tylko skończysz zajęcia - powiedział.
Nagle zadzwonił dzwonek, a ja czułem rosnącą we mnie wściekłość. Co za
dupek! Uwziął się na mnie, czy co? Kiedy rano mnie zaczepił był inny, a teraz?
Mam zostać w kozie, świetnie. Jeszcze tego mi tylko brakowało. Zaczynałem
wątpić czy dzisiaj wydarzy się cokolwiek dobrego.
Minęło kilka kolejnych lekcji na których czułem się zupełnie nieobecny
i bezmózgi niczym zombie. Wchodząc na stołówkę w kącie przy koszu na śmieci
zauważyłem Kai razem z jego kumplami. Próbowali wyłudzić trochę drobnych na
obiad od jakiegoś innego kujona. Nikogo z nauczycieli nie było w pobliżu, więc
i ten chłopak podzieli los innych. Nagle zza drzwi wychylił się pan Zhang.
Teraz przypomniał mi Kirę z popularnej mangi i anime „Death Note” kiedy tak
paradował z tym czarnym neseserem. Postanowiłem obejść ich z daleka kiedy
zauważyłem, że zbliża się do Jongina. Stanąłem w miejscu kiedy usłyszałem, że
Kai ma przyjść na karę po lekcjach. Totalnie się załamałem. Mam spędzić z tym
okropnym chłopakiem popołudnie? Cudownie, naprawdę. Mój ulubiony stolik tak jak
pierwszego dnia był zupełnie pusty. Kupiłem tylko miseczkę ryżu bo wybitnie nie
miałem na nic ochoty. Zacząłem
wypatrywać Suho i Luhana. Zobaczyłem ich kiedy zbliżali się do naszych miejsc.
Hyung nadal był wyraźnie obrażony, Choi próbował mu coś powiedzieć, ale ten
tylko się odwrócił i odszedł. Brunet jednak postanowił mi towarzyszyć, a kiedy
tylko usiadł od razu zaczął rozmowę:
- Wszystko w porządku? – zapytał.
- Nie bardzo. Przez twoją głupią karteczkę muszę zostać w kozie -
dopiero po chwili zorientowałem się jak niemiło zabrzmiałem.
- Bardzo cię przepraszam Kyungsoo, nie wiedziałem, że to się tak
skończy. Ten cały Zhang to straszna kosa. Naprawdę już nie mogłem wytrzymać
widząc cię tak przygnębionego, więc musiałem zapytać.
- I co? Już ci lepiej wiedząc, że dostałem karę? - Zupełnie nie
wiedziałem dlaczego tak agresywnie mu odpowiadam. Znowu go zraniłem… -
Przepraszam, naprawdę- powiedziałem zasmucony.
- Nie szkodzi, ale musisz coś z tym zrobić. Musisz porozmawiać z
Luhanem, przeprosić czy coś…
- No przecież wiem! - Chociaż wcale nie chciałem krzyknąłem na niego.
Jak mogłem być dla niego taki? Sam siebie nie rozumiałem.
Suho zabrał swoją tackę i wstał:
- Dobrze, zostawię cię bo widzę, że nie jesteś zbyt skory do rozmów.
- S-suho… przepraszam! - On tylko posłał mi delikatny, ale zmartwiony
uśmiech nim odszedł.
Uderzyłem pięścią w stół ze złości. Dlaczego taki jestem?! Tak być nie
może, muszę to koniecznie naprawić!
Kiedy minęła ostatni lekcja, na której była kartkówka z biologii
poszedłem do klasy od historii. Szedłem szybko, bo nie chciałem się spóźnić.
Kiedy wszedłem pan Zhang sprawdzał referaty, które oddali mu inni. Nie mogłem
na niego patrzeć, bo od razu budziła się we mnie złość.
- Dzień dobry- powiedziałem cicho.
- Dzień dobry, usiądź sobie gdzie chcesz.
Wybrałem swoje zwykłe miejsce, a kiedy usiadłem położyłem głowę na
ławce. Byłem zmęczony, smutny i zły. Czekałem na moment, w którym pojawi się
Kai. Kiedy nie zjawił się po dwudziestu minutach wiedziałem, że już na pewno
nie przyjdzie. Przez całą godzinę siedziałem patrząc tępo w krajobraz za oknem.
W klasie najgłośniejszy był zegar na ścianie, kilka razy pan Yixing westchnął
lub cmoknął z niezadowolenia, a ja byłem cicho jak mysz pod miotłą. Wreszcie
minęła ta trwająca wieki godzina.
- Możesz iść Kynungsoo - powiedział.
Zabrałem swoje rzeczy i powlokłem się do drzwi, a kiedy już wychodziłem
usłyszałem za sobą ciche:
- Powodzenia.
Nie wiedziałem o co chodzi nauczycielowi, więc po prostu wyszedłem.
Byłem już tak zmęczony, że przestałem kontaktować ze światem zewnętrznym. Byłem
zamknięty w mentalnym pokoju bez wyjścia, a moje myśli skumulowały się niczym
burzowe chmury, nie kontrolowałem tego co robię. W pewnym momencie znalazłem
się na pasach, ale nie zauważyłem nadjeżdżającego samochodu. Usłyszałem tylko pisk opon, a gdy spojrzałem w tamtą stronę oślepiło mnie jasne światło. W mojej głowie echem odbijały się głosy kilkunastu osób. Poczułem nagłe
szarpnięcie do tyłu. Byłem pewien, że auto mnie potrąciło i leżę martwy na jezdni, bo nie czułem żadnego bólu. Ktoś objął mnie mocno w pasie jedną ręką i moje plecy na
chwile zetknęły się z jego ciałem. Dopiero po chwili zrozumiałem co tak
naprawdę się stało. Osoba za mną zwolniła uścisk. Klakson sprawił, że jeszcze bardziej oprzytomniałem.
- Uważaj idioto – usłyszałem za sobą.
Nadal będąc w szoku skłoniłem się przepraszająco kierowcy, a potem ten sam gest wykonałem w kierunku mojego wybawiciela. Zanim odszedłem powiedziałem jeszcze:
- Dziękuję.
Nie miałem pojęcia kto to właściwie był, ale nie miałem już nawet siły
obracać się za siebie, po prostu poszedłem w stronę domu. Powłóczyłem nogami, aż
do swojego pokoju, który znajdował się na piętrze gdzie ledwo się doczłapałem.
Plecak rzuciłem gdzieś w okolice biurka niewiele przejmując się jego losem. Usiadłem
na łóżku i wtedy do pomieszczenia przyszedł mój pies. Zacząłem go głaskać, żeby
chociaż trochę się uspokoić. Położyłem się i zawołałem Luke’a, żeby ułożył się
obok. Przytuliłem się do niego jak do wielkiej poduszki.
- Tylko ty mi zostałeś piesku… - szepnąłem głaszcząc go powoli. On
uniósł łepek do góry, tak jakby chciał mi przekazać, że rozumie co mówię.
O odrabianiu lekcji nawet nie chciałem myśleć. Wziąłem z biurka
komputer i usiadłem z nim na kolanach. Od razu pokazała mi się wiadomość z
komunikatora:
Suho ^^: przesyła wiadomość.
Nie bardzo miałem ochotę z nim rozmawiać po dzisiejszej sytuacji na
stołówce, ale też nie mogłem go zignorować. Zacząłem z nim obmyślać jakby tu
przeprosić Luhana, za moje zachowanie i dzięki temu czas upływał szybciej. Okazało
się, że była to naprawdę słuszna decyzja. Usłyszałem sygnał sms po czym
spojrzałem na komórkę:
~Jak to się dzieje,
że gdy ktoś zbuduje mur, ktoś inny zaraz chce wiedzieć, co jest po jego drugiej
stronie?"~
Niczego nie zrozumiałem z treści tej wiadomości. Owszem, sam cytat tak, jednak nie potrafiłem jej połączyć z żadnym wydarzeniem, bo moja głowa już dobrze nie pracowała.
Wkrótce poszedłem pod prysznic. Zastanawiała mnie nie tylko treść
wiadomości, ale przede wszystkim jej nadawca. Może to Suho wysyła mi te smsy?
Nie, to przecież nie dorzeczne… Po wyjściu z łazienki wskoczyłem pod kołdrę,
żeby w końcu móc się położyć spać. Głowa okropnie mnie bolała od natłoku myśli
na temat Kai. Oczy same mi się zamykały, a ciepło psa, który spał tak blisko
mnie sprawiało, że odczułem senność jeszcze bardziej. W głowie miałem już
tysiące scenariuszy jak przeprosić hyunga, miałem nadzieję, że się uda.
Kiedy obudziłem się następnego dnia okazało się, że mój budzik nie
zadzwonił. Zostało mi już naprawdę niewiele czasu do rozpoczęcia pierwszej
lekcji. Ostatnim czasem męczyły mnie sny z Jonginem w roli głównej, przez nie w
ogóle się nie wysypiałem. Biegałem jak wariat po całym pokoju to się pakując,
to ubierając. Wszystko robiłem na szybko, po czym wręcz wybiegłem z domu. Zacząłem
biec sprintem, ale kiedy byłem już blisko szkoły zdałem sobie sprawę, że teraz
już na pewno nie zdążę więc zwolniłem dysząc przy tym ciężko, jak stary osioł.
Wyjąłem z kieszeni telefon, żeby odczytać sms:
Od Suho ^^:
Dlaczego cię nie
ma? Spotkajmy się przy szafkach przed lunchem.
Odpisałem mu, że się spóźnię bo zaspałem, i że przyjdę we wskazane
miejsce. Nie było już sensu iść pod pierwszy gabinet bo właśnie zadzwonił
dzwonek na przerwę. Westchnąłem niechętnie - teraz będzie historia z cholernym Zhang
Yixingiem… Przyszedłem wcześniej, a kiedy i dzisiaj czytał listę obecności
zgłosiłem nieprzygotowanie. On spojrzał na mnie z niedowierzaniem:
-Znowu jesteś nienauczony? Miałeś wczoraj tyle czasu! Mogłeś się uczyć
kiedy przez godzinę tutaj siedziałeś… Ech dobra, wpiszę ci to.
W myślach po raz setny w tym tygodniu obiecałem sobie, że wszystko
naprawię.
Wkrótce nadeszła pora lunchu więc zszedłem na dół do szatni, tam gdzie
umówiłem się z Suho. Doznałem szoku, co tutaj robił Luhan? No tak, pewnie mój przyjaciel wszystko sobie zaplanował i najnormalniej w świecie mnie wrobił. Już chciałem się cofnąć i wyjść gdy sumienie podpowiedziało, że przecież
tak bardzo chcę go przeprosić, zresztą była to dobra okazji. Poza tym już zdążył mnie zauważyć.
Widziałem jak blondyn odchodzi w stronę wyjścia, ale ja nie mogłem stracić teraz swojej szansy.
-H-hung, proszę posłuchaj mnie prze chwilę. Ja… ja chcę cię przeprosić
za tamto. Jest mi niezmiernie przykro za to co zrobiłem…
Jednak Lu nie wyglądał jakby był zainteresowany moimi przeprosinami.
- Proszę, nie ignoruj mnie. Nie jestem w stanie tak funkcjonować kiedy
wiem, że jesteś na mnie zły. Wiem, że nie jestem idealnym przyjacielem, ale
proszę, wybacz mi. Obiecuję ci, że to już nigdy się nie zdarzy. Jesteś dla mnie
bardzo ważny i zależy mi na twojej przyjaźni… - wtedy od nadmiaru emocji
załamał mi się głos i nie potrafiłem już niczego powiedzieć. Poczułem jak
pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Luhan uśmiechnął się po czym podszedł
do mnie, żeby delikatnie mnie przytulić. Przynajmniej ta jedna rzecz się udała -
wybaczył mi. Wtedy zza szafek wyszedł zadowolony Suho.
- Od razu lepiej was takich widzieć! - powiedział.
Wszyscy się zaśmialiśmy, Luhan podał mi chusteczkę i razem poszliśmy
na lunch. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem się lepiej. Hyung zapytał
czy wszystko w porządku, bo źle wyglądam. Skłamałem trochę, że to wszystko
tylko przez niewyspanie, nie chciałem go od razu tak martwić. Musieli jednak
zauważyć moją wciąż strapioną minę, więc zapytali co się dzieje. Opowiedziałem
im o tym co wczoraj słyszałem w łazience. Oni jednak nie wydawali się być tą
opowieścią zaskoczeni. Suho powiedział, że to faktycznie miało miejsce, a cała
szkoła jeszcze długo po zwolnieniu owej nauczycielki nadal o tym mówiła. Poruszyłem też temat wybuchu Kai na lekcji historii, a wtedy ich twarze spoważniały. Choi chciał mi powiedzieć więcej, ale zadzwonił dzwonek, więc obiecał mi, że opowieść
dokończy później.
Po ostatniej lekcji czułem się potwornie źle. Było mi ciągle zimno,
ręce mi się trzęsły a na dodatek rozbolała mnie głowa. Pani Huan kazał mi
zostać na chwilę, żeby ze mną porozmawiać. W klasie był też Kai. Bałem się, że
zobaczyła moją ocenę z historii, albo gorzej, że ten cały Zhang na mnie
doniósł. Okazało się jednak iż chodzi o coś innego:
- Kyungsoo zawiodłam się na tobie! Nawet nie wiesz, jak bardzo! Jongin
znowu dostał jedynkę, a przecież miałeś się z nim uczyć. Wyjaśnij mi ten
fenomen!
W jednej chwili poczułem, że strasznie mi słabo, a przed oczami
zrobiło mi się czarno. Odpłynąłem…
~~~
Kai POV:
Rozmyślałem o tym jak ten nowy arcywielki pan historyk śmiał w tak bezczelny
sposób wspomnieć o mojej mamie. Czułem, że nigdy mu tego nie wybaczę. Ba! Już
niedługo zobaczy, co to znaczy zadzierać ze mną! Dalej przeklinałbym go w
myślach, ale w jednej chwili Kyungsoo stał słuchając jak Huan go opierdziela, a
w drugiej runął jak długi na ziemię. Nie miałem pojęcia co mu się stało, a że
nie chciałem mieć z tym nic wspólnego pragnąłem po prostu się ulotnić. Jak na
nieszczęście ta kobieta musiała wpaść w wielką panikę. Zaczęła poklepywać jego
blady policzek. Czasami zdarzało mi się uważać na lekcji, więc wiedziałem, że
powinna nim trochę potrząsnąć, ale skoro nie prosiła nie chciałem się mieszać.
Kiedy już chciałem wyjść, powiedziała:
-O nie, nie mój drogi, a dokąd to? Przecież ja nie dam rady zabrać go
do pielęgniarki!
- Mam ciekawsze i ważniejsze rzeczy do roboty… - odpowiedziałem.
- Jeżeli go tam nie zabierzesz, to obiecuje ci, że zostaniesz
zawieszony w prawach ucznia!
Ostentacyjnie westchnąłem tak, jak to miałem w zwyczaju. Podszedłem do
leżącego na podłodze Do i otrząsnąłem jego ramieniem głośno mówiąc, żeby się
ocknął. On tylko lekko otworzył oczy, coś wymamrotał. Z trudem wziąłem go na
ręce, bo był cięży przez to, że zemdlał i poszedłem z nim do pielęgniarki. Na
szczęście nie było to zbyt daleko. Spojrzałem na tego nędznego kujona. Był
blady jak ściana, a pod oczami miał okropne fioletowe cienie. Skoro zgłosił
„np” to raczej nie zarwał nocy na naukę historii. Zaczęło mnie to trochę
zastanawiać. Zaraz? Co? Przecież ta łajza nic mnie nie obchodzi! Kiedy już stałem pod drzwiami gabinetu
pielęgniarki, szepnąłem ciche:
- Dlaczego zawsze ja?
Kilka razy postukałem w drzwi butem, bo nie miałem możliwości, żeby
samemu otworzyć drzwi. Po chwili pojawiła się w nich drobna kobieta, która
wyglądała na dość młodą. Teraz wiedziałem dlaczego Chanyeol czasami lubił
udawać, że coś mu jest. Musiałem przyznać, że nowa pielęgniarka była niczego
sobie. Ona popatrzyła przerażona na Kyungsoo i zapytała:
- Matko! A co mu się stało? Biedactwo…
- Zemdlał tylko. Już go cuciłem, ale znowu odleciał.
- Połóż go tutaj i unieś jego nogi do góry, wtedy za jakiś czas się
ocknie.
Zrobiłem to co powiedziała, przy okazji podziwiając jej zgrabna figurę
i seksowne nogi.
Stanąłem pod ścianą i zacząłem się zastanawiać czy mogę już sobie iść,
kiedy ten wstrętny kujon otworzył oczy, po czym ze zdziwieniem zapytał co się
stało.
- Zemdlałeś, a ten miły chłopiec cię tutaj przyniósł - powiedziała
pielęgniarka.
Najbardziej jak tylko się dało powstrzymywałem się od śmiechu. Ja?
MIŁY? Wspaniały żart! Gdyby Huan mi nie kazała, to palcem bym go nie tknął.
Zerknąłem na niego i zamarłem. A jeżeli
pomyśli, że się nad nim ulitowałem?! Nie byłoby chyba nic gorszego… I wtedy
spojrzał na mnie w jakiś nietypowy sposób. W tym momencie spełniła się mój
najgorsza obawa. Kurwa…
- Muszę na chwilę wyjść, ale wy dwoje się stąd nie ruszajcie! – powiedziała,
po czym opuściła pomieszczenie.
Zrobiło się jakoś głupio i niezręcznie. Kyungsoo siedział przykładając
sobie do głowy lód w woreczku, który dała mu pielęgniarka, bo kiedy upadł
nieźle się walnął. Wbiłem wzrok w stopy, stałem pod ścianą starając się
wyglądać wystarczająco obojętnie.
- Dziękuję, ale nie musiałeś tego robić…
Co? Czy on mi właśnie podziękował? Czy ten dzieciak nie może siedzieć
cicho chociaż raz? Czy wymagam aż tak wiele? Odpowiedziałem mu jednak:
- Tss, gdybym nie musiał to wcale bym tego nie zrobił. Pani Huan
kazała mi cię tu przywlec… Niedługo to całe ratowanie ciebie wejdzie mi w nawyk
- dopiero po chwili dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. No to mam
przejebane…
Na twarzy Do malowało się zdziwienie. Zaraz pewnie zada mi setkę
różnych pytań…
- Jak to ratowanie mnie wejdzie ci w nawyk? T-to byłeś ty? Wczoraj na
pasach? I wcześniej przed biblioteką, też?- zapytał.
Już miałem szukać jakieś wymówki gdy weszła pielęgniarka i oznajmiła,
że rodzice kujona nie mogą po niego przyjechać. Spojrzała na mnie i wiedziałem,
że to nie wróży nic dobrego.
- Skoro już tutaj jesteś i tak się nim zaopiekowałeś, to może
odprowadzisz go do domu?
No jeszcze tego mi brakowało! O nie! Nie będę odprowadzał nigdzie tego
szczeniaka!
- Nie ma mowy - odpowiedziałem krótko.
- Dam sobie radę proszę pani - powiedział Kyungsoo. Chociaż raz mogłem
mu podziękować, że nie chce żebym gdzieś z nim szedł.
Ale pielęgniarka nie chciała tego słuchać i obu nas wypchała za drzwi.
Szliśmy przez korytarz w kompletnej ciszy. Kiedy wyszliśmy już za teren szkoły
i byliśmy obok przystanku autobusowego kujon znowu się odezwał:
- Naprawdę nie musisz mnie odprowadzać - powiedział, ze spuszczoną
głową.
- Nawet nie miałem zamiaru - odpowiedziałem.
- Jeszcze raz dziękuję, naprawdę nie musiałeś… - ile razy można komuś
dziękować?
- Powiedzmy, że miałem dobry dzień. Dzień dobroci dla zwierząt i
kujonów, ale nie licz więcej na moją łaskę.
Odwróciłem się na pięcie i kiedy odszedłem tylko kilkanaście metrów
moją głowę nawiedziła dziwna myśl: Mam nadzieję, że nie zabije się tam po
drodze. Spojrzałem na niego przez ramię. Szedł bardzo powoli stawiając małe
kroki, tak jakby się bał, że zaraz znowu zemdleje. Okej kujonie, mam nadzieję,
że będziesz bezpieczny. Zaraz? Czy ja się właśnie o niego martwię?! Nie ma
takiej opcji! Ale przecież jak coś mu się stanie to będzie na mnie… Spojrzałem
na telefon i pobiegłem przed siebie bo byłem spóźniony.
Znowu.
~~~
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał ^^ Zapraszam do komentowania~
Jeżeli jesteście zainteresowani np. jak mają się poczynania przygotowań do kolejnych rozdziałów lub też szybciej sprawdzić czy takowy się pojawił, to zapraszam was na naszego Facebooka ;)
Do zobaczenia~
Bandur ;3