Paring: Neo (N x Leo) / (Hakyeon x Taekwon)
Uwagi: Momentami wchodzi w ultrafluff, ale nie ma się czego bać ;)
~*~
Podobał się Wam, moje małe Jelonki?
Czekam na opinie w komentarzach ^^
See you soon!
Bandur ;3
Uwagi: Momentami wchodzi w ultrafluff, ale nie ma się czego bać ;)
~*~
Urocze dziecięce śmiechy wypełniały przestronne przedszkolne
pomieszczenie. Światło równomiernie wpadało do niego przez duże, odsłonięte
okna i dawało wrażenie przyjemnego ciepła. Dzieci pochłonięte wspólną zabawą
nie zwracały najmniejszej uwagi na to, co działo się wokół nich. Zamknięte w
swoich osobistych, małych, magicznych światach tworzyły historie, które
wydawały się im jak najbardziej prawdziwe. Ogromna, niepohamowana wyobraźnia
pozwalała im zmieniać rzeczywistość i manipulować nią w dowolny sposób. Każdy
mógł być tym kim chciał – super bohaterem, strażakiem, astronautą, księżniczką,
modelką albo mamusią z dużą rodziną. Każdy chwyt jest tutaj dozwolony. Z czego
jeszcze znane są owoce miłości dwóch osób? Często z tego, że bez ogródek,
owijania w bawełnę, zupełnie szczerze mówią co myślą o danej sytuacji co nie
raz sprowadza rodziców do parteru. Często są wdzięczne i grzeczne, ale wiadomo,
świat nie jest idealny i dzieci potrafią być okrutne także wobec siebie.
Wystarczy jedno przezwisko, które choć odzwierciedla prawdę może sprawić ból.
Dorośli potrafią odrzucać innych dorosłych z powodu wyglądu i powierzchowności
– dzieci potrafią to samo. Każdy nowy wychowanek przedszkola był przez grupę
dokładnie „badany” a potem zapraszany do zabawy z innymi, którzy uznają, że to
dobry materiał na kolegę lub koleżankę. Wierzcie lub nie, ale mając cztery czy
pięć lat też można się zaprzyjaźnić i kontynuować tę znajomość przez długie
lata. W tym przedszkolu tak jak i każdym do niego podobnym była grupka
chłopców, którzy nie potrafili wytrzymać bez siebie dnia: Hakyeon – chłopiec o
szyi długiej jak u żyrafy. Zawsze miał najwięcej do powiedzenia i zdawał się
być przywódca dla swoich kolegów co nie było dziwne, głównie ze względu na to,
że był najstarszy. Jaehwan – bardzo otwarty i przyjacielski dzieciak z
poczuciem humoru. Wonsik, który pomimo ćwiczeń wiecznie seplenił przez co
prawie nikt go nie rozumiał. Nieco wyrośnięty jak na swój wiek Hongbin oraz
największy łobuz z całej bandy – Hyuk. Chłopcy świetnie się ze sobą rozumieli i
uwielbiali się razem bawić, ale zawsze czuli, że przydałaby się jeszcze szósta
osoba, żeby mogli łatwiej się podzielić. Ich niesłyszalna dla pozostałych
prośba już wkrótce miała zostać spełniona…
Któregoś wiosennego popołudnia, kiedy pogoda dopisywała a
grupa złożona z cztero, pięcio i sześciolatków spędzała czas na zabawie po
śniadaniu, w przedszkolu zjawił się pewien chłopiec. Bardzo mocno trzymał za
rękę swoją mamę, której za nic w świecie nie chciał puścić. Bał się nowego
miejsca, obcych dzieci, dorosłych i nieznanego. Przywykł do spędzania czasu ze
swoją ukochaną mamusią, jednak był już duży a rodzicielka musiała pracować
popołudniami. Kiedy przekroczyli próg budynku skierowali się w lewo do szatni
gdzie kobieta odwiesiła rzeczy synka na haczyk, a kiedy był gotowy ponownie
ujęła go za drobną rączkę. Popatrzyła mu głęboko w oczy sama będąc nieco
smutną, że musi zostawić swoje dziecko pod opieką innych.
-Obiecasz mi być grzecznym Taekwonnie? – zapytała z nadzieją
w głosie – Muszę iść do pracy Słoneczko, dlatego zostaniesz tutaj na te kilka
godzin. Postaraj się dobrze bawić, dobrze? – mówiąc to pogłaskała go po
czarnych, lśniących włoskach. Chłopiec
skinął głową, uścisnął mamę i dał jej buziaka. Ona odwdzięczyła się tym samym
zostawiając ciepły ślad na jego policzku. Chwilę później zaprowadziła go do
Sali gdzie bawiły się inne pociechy.
-Dzień dobry pani Jung – odezwała się ciepłym głosem
szczupła, młoda kobieta.
- Dzień dobry – przywitała się – Przyprowadziłam mojego
Taekwona. To jego pierwszy dzień, ale mam nadzieje, że sobie poradzi. Przyjdę
po niego po szesnastej.
- W porządku – odparła przedszkolanka kucając przy dziecku –
Cześć! – powiedziała uśmiechając się do pięciolatka – Zaprowadzę cię do innych
chłopców, żebyś mógł kogoś poznać. Tae spojrzał
na nią niepewnie i odwrócił się do matki.
-Muszę już iść… ach, jeszcze jedno! Proszę się nie
przejmować, on po prostu nie lubi się odzywać ale jeżeli będzie czegoś
potrzebował to nie będzie z tym problemu. I gdyby mogły panie nazywać go Leo
byłabym bardzo wdzięczna. On nie lubi swojego imienia dlatego używamy tego. Do
widzenia – odparła machając na pożegnanie małemu brunetowi, który zrobił to
samo.
-Do widzenia – odpowiedziała kobieta łapiąc chłopca za rękę
– To jak, Leo? Gotowy poznać inne dzieci?
Chłopiec tylko skinął głową i pozwolił zaprowadzić się w głąb
pomieszczenia. Jego oczy uważnie obserwowały wszystko wokoło chłonąc każdy
widok jaki napotkały. Wiedział jak dzieciarnia spogląda na niego niepewnie, z
zainteresowaniem albo ze strachem. Był bardzo przejęty dlatego mocniej ścisnął
dłoń przedszkolanki, która natychmiast to zauważyła.
-Nie denerwuj się, wszystko będzie w porządku – powiedziała
łagodnie.
Oboje zbliżali się do dość hałaśliwej grupki chłopców,
którzy w najlepsze jeździli samochodzikami po dywanie z motywem miasteczka.
Przemierzali właśnie ulice wchodząc w zakręty jak prawdziwi rajdowi kierowcy.
Jeden z nich spostrzegł nowego przybysza i przerwał zabawę co wzbudziło
zainteresowanie pozostałych.
-Chłopcy – zaczęła – przyprowadziłam nowego kolegę. Ma na
imię Leo i na pewno chciałby się z wami pobawić. Przywitajcie się proszę~
Pierwszy zbliżył się chłopiec z grzywką, która zasłaniała mu
całe czoło.
-Cześć! Jestem Hakyeon, chcesz się z nami pobawić?
Taekwon spojrzał niepewnie na opiekunkę jakby pytając ją o
zgodę. Ta puściła jego rękę dając mu do zrozumienia, że od teraz musi poradzić
sobie sam. Zupełnie niczego nie powiedział po prostu stał przyglądając się
grupie.
-Dobrze, teraz was zostawię. Bawcie się grzecznie!
-Czy on mówi? – zapytał jeden z chłopców.
-Chyba tak – odparł najwyższy – Pewnie się boi, wy się nie
baliście?
-Mieliśmy się przedstawić! – powiedział głośniej „lider”
Nagle wszyscy zaczęli podchodzić do pucułowatego bruneta i
po kolei mówili mu swoje imiona. Niestety nie otrzymywali w zamian żadnej
odpowiedzi poza zainteresowanym oraz nieco spłoszonym wzrokiem. Syn pani Jung
nie był przyzwyczajony do kontaktu z rówieśnikami, do tej pory bawił się sam
lub z nią gdyż rzadko zdarzało się aby ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Teraz
było zupełnie inaczej – tutaj był w centrum zainteresowania. Po kilku minutach
usiadł obok pięciu poznanych przed chwilą kolegów zachowując się tak jakby go
nie było.
-Pani kłamała, on wcale nie ma ochoty, żeby się z nami
pobawić – stwierdził Hyuk.
-Kiedyś się znudzi i jeszcze zacznie – odpowiedział Jaehwan.
Niestety ta chwila wcale nie chciała nadejść szybko…
^^^^
Pozostałą część dnia Leo spędził przyglądając się zabawie, w
której nie brał udziału. Podczas zajęć pokolorował obrazek najładniej jak
potrafił wobec czego dostał pochwałę, z czego bardzo się ucieszył. Niestety nie
był w stanie tego pokazać co zmartwiło opiekunki.
-Czy z nim jest wszystko w porządku? Musi bardzo tęsknić za
mamą bo w ogóle się nie uśmiechnął, ani razu.
-Jest nieśmiały i skryty, trochę mu to zajmie zanim zawiąże
się między nim a którymś dzieckiem jakaś więź.
-Masz rację, poza tym to jego pierwszy dzień, w sumie nie ma
się co dziwić.
^^^^
Wkrótce minęły dwa tygodnie od kiedy Taekwon pojawił się w
przedszkolu. Dzieci unikały go, a on unikał ich. Często słyszał, że jest
straszny albo przerażający. Ciężko było mu się odezwać, wykazać chęć spędzania
czasu z kolegami i koleżankami. Było tak jak mówiła jego mama – nie sprawiał
problemów, robił wszystko o co go poproszono, ładnie jadł, drzemał kiedy był na
to wyznaczony czas i byłby dzieckiem idealnym gdyby wykluczyć nieśmiałość. To
sprawiało największy problem, którego nie dało się w prosty sposób rozwiązać.
Trzeba było poczekać.
Tego popołudnia Leo bawił się sam budując wieże z
drewnianych klocków. Wyobrażał sobie, że w jednej z nich mieszka piękna,
królewna, która czeka aby ktoś ją uratował. Niestety strzegł jej ziejący ogniem
smok, któremu trudno było pokonać. Figurki idealnie odgrywały swoje role
wypowiadając w głowie chłopca wspaniałe dialogi. Sielankę przerwało pojawienie
się Wonsika bowiem zainteresował się on poczynaniami bruneta.
-Mogę pofabić się s
fobą? – zapytał sepleniąc jak to miał w zwyczaju.
Cisza.
-Mógłbym? – powtórzył.
Leo niepewnie podał mu zielonego smoka potwierdzając w ten
sposób, że się zgadza.
-Ja też chce się bawić! – krzyknął Hakyeon – Woooah jaka
świetna wieża! Kto w niej mieszka?
Palec chłopca wskazał postać księżniczki.
-Wonsik jest smokiem, a kim ja mogę? – dopytywał.
Malec naprawdę nie wiedział jak ma się zachować. Uważał, że
chłopiec o długiej, żyrafiej szyi jest bardzo odważny skoro ot tak mówi do
obcych i na dodatek chce się bawić. Podał mu do ręki postać rycerza.
-Będziesz królewną Leoś?
Skinienie głową
-OMO, będę mógł cię uratować! – powiedział zadowolony – Ale
najpierw muszę pokonać Wonsika~
Pięć minut później smok leżał już poturbowany pod drewnianą
wieżą, a rycerz wspinał się po schodkach na górę do swojej wybranki.
-Królewno, przyszedłem cię uratować! – zawołał Hakyeon.
Leo tylko przestawił figurkę bliżej tamtej.
-Dlaczego nic nie mówisz? Nie możesz?
-…
-Na pewno jakaś zła wiedźma rzuciła na ciebie czar!
Powinniśmy poszukać kogoś kto cię odczaruje! Prawda, Wonsik?
-Myślę, sze tak – odpowiedział sepleniący chłopiec.
-To chodźmy!
Taekwon poczuł jak Hakyeon bez skrępowania chwyta go za rękę
i ciągnie gdzieś za sobą w nieznane. Było mu smutno, że tak naprawdę nie
dokończyli zabawy, a zamiast tego musieli gdzieś iść. Znaleźli się na drugim
końcu Sali w miejscu, gdzie bawiły się ze sobą dziewczynki. Jedna z nich ubrana
w całości na różowo miała w ręku różdżkę, a na głowie diadem. Popijała właśnie
jak najbardziej prawdziwą w jej mniemaniu herbatę i jadła wspaniałe ciasteczka
z pustego talerzyka.
-Luna, potrzebuję twojej pomocy – powiedział Cha.
-Co się stało? Kto to? – pytała.
-To jest Leoś, ktoś rzucił na niego zły urok i nie może
mówić. Odczarujesz go?
-Spróbuje – odpowiedziała blondynka o prostych włoskach.
Machnęła kilka razy swoim magicznym przedmiotem.
-Odezwiesz się do mnie? – głos Hakyeona był pełen smutku, on
naprawdę chciał usłyszeć jak Taekwon mówi.
Tylko co on teraz powinien zrobić? Odezwać się czy udawać,
że nic się nie stało? A może chłopiec miał rację i naprawdę zostało na niego
rzucone zaklęcie?
-…
Wszystkie oczy były skierowane tylko i wyłącznie na
niego, poddani wróżki oczekiwali efektów
jej pracy w ogromnym napięciu.
Leo bardzo chciał się odezwać, naprawdę usiłował, ale
zamiast tego poczuł się strasznie przytłoczony. Po policzkach zaczęły płynąć mu
łzy, wyrwał rączkę z uścisku kolegi i uciekł
w daleki kąt. Podkulił nóżki pod siebie starając się uspokoić. Nie
umknęło to jednak czujnej uwadze przedszkolanki Sooyoung, która od początku
martwiła się o chłopca. Podeszła do niego ostrożnie siadając tuż obok.
-Co się stało? Powiesz mi?
Usłyszała tylko ciche łkanie.
-Inne dzieci nie chcą się z tobą bawić? – zaprzeczenie.
-Ktoś cię skrzywdził? – kolejne nieme „nie”
-Boisz się czegoś?
W tym momencie znalazł się przy nich Hakyeon ze smutną i
zarazem zmartwioną miną.
-Proszę pani, Leo
dalej płacze?
-Niestety tak… Wiesz co się stało? – zapytała
-Ja…to moja wina…Chciałem tylko, żeby się odezwał, a
sprawiłem mu przykrość. Naprawię to – powiedział z determinacją, w oczach
pojawiły mu się wesołe ogniki.
-Spróbuj – odparła przedszkolanka obdarzając go uśmiechem.
-Leoś? – szepnął chłopiec kucając przy brunecie – Jesteś na
mnie zły? Przepraszam, wiesz? Zbudowałem z chłopakami taki genialny namiot,
chcesz go zobaczyć? Będzie ekstra obiecuje, tylko zgódź się ze mną pójść.
Taekwon spojrzał na niego niepewnie swoimi załzawionymi
oczami. Starł wierzchem dłoni słone kropelki, które zatrzymały się na pyzatych
policzkach. Zobaczył wyciągniętą w jego kierunku rękę i postanowił, że jednak
zaufa Hakyeonowi. Ponownie tego dnia pozwolił mu poprowadzić się w nieznane,
tajemnicze miejsce. Wkrótce zobaczył przed sobą najwspanialszy fort jaki
kiedykolwiek wdział. Był duży, kolorowy i spokojnie mogło się w nim zmieścić kilka osób. Obstawiony
miękkimi poduszkami kusił, zachęcał. Wejście do niego było uchylone, więc
ukradkiem zajrzał do środka.
~Idealne miejsce do spania – pomyślał.
-Wchodzimy?
Leo nie odpowiedział, za to odważył się sam zainicjować
zwiedzanie. Wewnątrz harcowali Hyuk oraz Hongbin, którzy udawali, że walczą na
miecze i co jakiś czas, któryś z nich spektakularnie upadał na dywan. On
postanowił trzymać się od nich z daleka dlatego usiadł przy jednej ze ścian.
Oczywiście sekundę później siedział przy nim Cha, który usiłował wymyśleć
sposób na rozmowę.
-Gniewasz się jeszcze na mnie? – zapytał.
Taekwon pomachał przecząco głową jak to miał w zwyczaju i
dalej wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Towarzyszący mu chłopiec nie
chciał uwierzyć w tego rodzaju odpowiedź, więc ponownie zadał pytanie:
-Na pewno się nie złościsz?
Wtedy stało się coś czego nie spodziewał się nikt.
-N-naprawdę wszystko jest w porządku – cichy głosik Leo
wydawał się wypełniać cały namiot „wybudowany” pomiędzy krzesłami. Hakyeon i
dwoje pozostałych malców zamarło w osłupieniu. To przecież niemożliwe,
usłyszeli jak ich zwykle milczący kolega mówi!
-Odezwałeś się! – krzyknął radośnie Hyuk.
Na pyzate policzki wstąpił rumieniec odcieniem
przypominający japońskie kwiaty wiśni. Był zauważalny tylko dla osoby
znajdującej się przy nim – dla kogoś, kto pragnął zdobyć jego uwagę od
pierwszej chwili. Chłopiec poczuł jak nie większa niż jego własna, dłoń
delikatnie bierze ją w swoją. Miłe ciepło szybko go uspokoiło chociaż zazwyczaj
bał się kontaktu z obcymi. Nic nie mógł na to poradzić, w Hakyeonie było coś co
pozwoliło mu zaufać.
Dwadzieścia minut później atmosfera zaczęła robić się
ciężka, senna, dzieci tarły oczka ze zmęczenia – czas na drzemkę. Mimo tego, że
wszyscy spali w specjalnie przygotowanej do tego Sali na mięciutkich
materacykach, dwoje z nich spało w zupełnie innym miejscu. Taekwon usnął na
jednej z poduszek w forcie. Rozczochrane, długie kosmyki otulały jego twarz do
której przytulił drobną piąstkę. Oddychał powoli przez rozchylone, pełne
usteczka. Cha nie był w stanie oderwać od niego wzroku, przecież Leo był jak
najprawdziwsza królewna! On odpłynął w krainę snów kilka chwil później
wyglądając równie uroczo. Dzieci pogrążone w spokojnym śnie to jeden z
najpiękniejszych widoków – tak też pomyślały opiekunki, które szukały ich od
kilku minut. Uznały, że nie warto ich ruszać skoro już drzemią…
*Dwa tygodnie później*
Gwar, hałas, rozgardiasz - typowe przedszkole jak w każdym
miejscu na świecie. Było około godziny trzynastej kiedy grupka sześciu chłopców
bawiła się w najlepsze. Otaczająca ich zamkowa sceneria na każdym z nich robiła
inne wrażenie. Owszem byli razem ale postrzegali rzeczywistość w odmienny
sposób. Tym razem również dobrali dla siebie role odgrywając wspaniałe
postacie. I tak Ravi znów był zielonym, ziejącym ogniem smokiem, Hongbin złym
czarnoksiężnikiem, Jaehwan gadatliwym giermkiem, Hyuk wiernym psem, Hakyeon
rycerzem, a Leo…uroczą, zaklętą księżniczką. Zabawa trwała w najlepsze a
śmiechu i wygłupów było przy tym co nie miara. Czasem brali zabawę naprawdę
serio denerwując się gdy któryś zrobił coś nie tak. Uwalnianie piękności z
wieży właśnie miało się ku końcowi.
-Ja N, rycerz o długiej, słynnej na cały kraj szyi
przyszedłem cię uratować!
Taekwon uśmiechnął się nieśmiało do kolegi bo nigdy nie
wiedział co właściwie powiedzieć.
-Odczaruj moją ukochaną zła Fasolko! – krzyknął Hakyeon
spoglądając na Hongbina.
-Oczywiście książę… - odparł machając drewnianym kijkiem
„ściągając” zły czar.
-Leosiu~ Już wszystko w porządku, uratowałem cię i możemy
żyć długo i szczęśliwie! – mówiąc to chwycił starszego za rękę odchodząc z nim
w kąt tuż przy półkach na książki – Wiesz, myślę, że czas na coś, na co każdy
książę czeka gdy zgładzi smoka! – wyrecytował chłopiec.
-C-co takiego? – zapytał zmieszany brunet.
-Na pocałunek prawdziwej miłości – powiedział Hakyeon.
Nim synek pani Jung mógł zrobić cokolwiek jego ciepłe wargi
zostały obdarzone delikatnym buziakiem – takim jak mama daje dziecku. Dziwnie
było dostać całus od kogoś innego dlatego Leo zmieszał się nieco. Co zrobić?
Chyba też powinien tak zrobić, prawda?
Zdecydował, że podaruje przyjacielowi prawdziwą miłość.
Chu~
Cisza.
-Jesteś wspaniałą księżniczką, wiesz?
-…chyba, chyba t-tak…
-Chciałbym odczarowywać cię częściej, żebyś się odzywał.
Od tej chwili oboje bawili się razem, nie odstępowali siebie
ani na krok a do tego odczuwali smutek kiedy mieli się rozstać. Teraz gdy tylko
Hakyeon chciał porozmawiać z Taekwonem wystarczyło, że złamał zaklęcie ciszy. W
końcu bajki kończą się dobrze, prawda?
~*~Podobał się Wam, moje małe Jelonki?
Czekam na opinie w komentarzach ^^
See you soon!
Bandur ;3