Witajcie Kochani~ Rozdział co prawda trochę spóźniony, ale w końcu jest. Muszę wam jednak powiedzieć, że ten jest nieco inny od poprzednich czterech. Po pierwsze bardzo ciężko mi się go pisało, ze względu na zmianę narracji z D.O na Kai. Po drugie możecie odnieść wrażenie, że jest gorszy jakościowo, ponieważ przeskok na Jongin'a spowodował automatyczną zmianę stylu. Tutaj jest on bardziej potoczny, nie tak ładny jak w przypadku poprzednich. Od razu powiem, że jeżeli już użyję Kai'a ponownie, to będzie on ukazany szczątkowo. Akcji jest dużo, może się wydawać, że niektóre są zbyt krótkie. Po trzecie fik wyszedł strasznie długi, bo aż na 14 stron, więc nie wiem czy dacie radę przeczzytać cały na raz. Radzę zrobić którką przerwę ;) . Nie jestem jednak w pełni zadowolona ze swojej pracy, ale cóż bywa i tak. Za wszelkie niedogodności serdecznie was przepraszam, mam jednak nadzieję, że będzie wam się dobrze czytało. Wasze komentarze- WOW nie spodziewałam się aż tylu, naprawdę byłam zaskoczona. Nie potrafię znaleźć słów, żebym wam podziękować, jesteście najlepsi <3 Poproszę o
~Kai POV
Zajebiście, znowu się spóźnię!
Teraz to już na bank wyleją mnie z roboty! Yah, fuck you, Do Kyungsoo, mdleć ci
się zachciało! Biegłem ile sił w nogach, żeby moje spóźnienie nie było aż tak
znaczące, jednak pomimo tego, że byłem w dobrej kondycji to czas zdecydowanie
nie był mi przychylny. Po kilku kolejnych minutach poczułem, że moje mięśnie
mają dosyć. Zziajany szedłem w stronę knajpy, w której pracowałem. Szkoda,
że nie potrafię się teleportować, wtedy wszędzie byłbym na czas. Zrezygnowany
zwolniłem kroku i wtedy moim oczom ukazał się cud-PRZYSTANEK AUTOBUSOWY! Chyba
nigdy aż tak nie cieszyłem się na jego widok. Autobus właśnie nadjeżdżał, więc
lepiej trafić nie mogłem. Oczywiście nie miałem biletu, ale w zasadzie
miałem to w głębokim poważaniu. Wsiadłem i stanąłem niedaleko drzwi rozglądając
się dookoła. Nie licząc mnie, średnia wieku pasażerów to jakaś siedemdziesiątka
- nie żebym coś miał do staruszek. Nerwowo zerknąłem na zegarek, zaraz
będę miał piętnaście minut spóźnienia, pięknie. Zająłem pierwsze z brzegu wolne
miejsce, rozsiadając się wygodnie i włączając muzykę. Przejechaliśmy może dwie
ulice, kiedy autobus się zatrzymał. No ja pierdziele! Serio? Czy ten gruchot
nie może jechać trochę szybciej? Do środka wpakowała się grupka ludzi. Kolejny
tabun seniorek i kilku gówniarzy, na których sam już widok źle reagowałem.
Zajęli wszystkie wolne miejsca, co wywołało niezadowolenie ze strony starszych
pań, które powiedziały sławetne „ Ta
dzisiejsza młodzież ”. Garstka tych małych cwaniaków rzuciła
„ Zjeżdżaj babciu!”. Miałem tego naprawdę dosyć, wiec ruszyłem tyłek z
siedzenia. Przecież jak postoję to nic złego mi się nie stanie. Spojrzałem w
stronę „babci” a ręką wskazałem jej swoje byłe miejsce:
- Proszę, tutaj jest wolne -
powiedziałem.
Kobieta chyba dostała jakiegoś
paraliżu, bo na początku niczego nie powiedziała, za to ta banda idiotów
zaczęła się śmiać. Już miałem przygotować sobie dla nich ripostę, kiedy odezwał
się poczciwy Moher:
- Dziękuję, bardzo miły z ciebie
chłopiec - posłała mi przyjazny uśmiech.
Co oni dzisiaj mają z tym „miły”,
co? Ja wcale taki nie jestem! To, że od czasu do czasu zrobię coś miłego dla
drugiej osoby, nie oznacza zaraz, że będę pałał miłością do wszystkich ludzi na
tej planecie!
Za swoimi plecami usłyszałem
kolejne debilne śmiechy, a że nie jestem szczególnie w dobrym nastroju
natychmiast obróciłem się do tego gnojka łapiąc go za łachy.
- Mówiłeś coś? - zapytałem.
Dzieciak od razu wpadł w panikę i
jego pewność siebie zniknęła. Zaczął się jąkać, ostatecznie nic
nie powiedział. W afekcie złości wręcz rzuciłem go na pobliski fotel.
Prychnąłem tak jak zawsze i stanąłem tyłem do nich chwytając się rurki nad
moją głową. Głupie szczyle - pomyślałem. Cóż czasami bywałem bardzo niemiły,
ale w końcu każdy może mieć gorszy dzień, a ten dzisiejszy nie był szczególnie
udany.
Kątem oka zauważyłem, że ktoś się
na mnie gapi. Zerknąłem za siebie i głośno przełknąłem ślinę. Tuż za mną stał
kanar, niech to szlak. Szybko odwróciłem wzrok i patrząc za okno rozglądałem
się za najbliższym przystankiem. Facet zaczął się do mnie zbliżać, jednak
postanowiłem go ignorować i stać sobie jak gdyby nigdy nic. Nagle
poczułem, że klepnął mnie w ramię i chcąc nie chcąc musiałem się obrócić. Shit.
- Czy mogę zobaczyć pański bilet?
- Powiedział tym swoim głosem.
Wpadłem w panikę, to przecież
oczywiste, że nie mam jakiegoś pieprzonego biletu. Zobaczyłem, że przystanek
jest już niedaleko, więc zacząłem się zastanawiać jakby go tutaj wykiwać.
- Chwileczkę, muszę poszukać -
skłamałem. Zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu niewidzialnego biletu -
Gdzie ja go schowałem? - Autobus właśnie się zatrzymał i otworzyły się drzwi.
- Coś mi się zdaje, że go nie mam
- uśmiechnąłem się do niego złośliwie. Uwielbiałem drażnić ludzi. Koleś był
totalnie zdezorientowany, więc wykorzystałem ten moment i przecisnąłem się
miedzy ludźmi aż do wyjścia. Biedny kontroler nawet nie zdążył zareagować. Stał
w miejscu, bo otoczył go tłum wsiadających ludzi. Wybiegłem z tego, jakże
wspaniałego środka komunikacji miejskiej i pognałem przed siebie. Nie
potrafiłem się nie uśmiechnąć. Nie dość, że złapałem transport to jeszcze
udało mi się wykiwać tego kanara, a na dodatek do knajpy zostały mi tylko dwie
ulice! W końcu znalazłem się po drzwiami restauracji i postanowiłem nieco
odsapnąć. Wszedłem do środka od razu stając przy ladzie, aby móc zagadać do
szefa. Zacząłem od swojej starej wypracowanej gadki i dołożyłem jeszcze
smutną minę by wzbudzić jego współczucie.
- Oczywiście, że to się więcej nie
powtórzy Jongin, bo już tutaj nie pracujesz, przykro mi - powiedział.
Zacząłem się tłumaczyć, że
naprawdę potrzebuję tej pracy i znów obiecywałem, że się poprawię. Pan Shin
odpowiedział mi tylko, że słyszał to już sto jeden razy oraz, że niestety nie
ma wyboru i musi mnie zwolnić. Na początku byłem wściekły, ale po dłużej chwili
zrozumiałem, że sam jestem sobie winny. Stanąłem dalej od długiej lady,
skłoniłem się, po czym powiedziałem:
- Dziękuję za to ile pan dla mnie
zrobił i przepraszam… - dawno już niczego nie powiedziałem tak szczerze.
Nim wyszedłem powiedział mi
jeszcze:
- Powodzenia chłopcze!
Wyszedłem czując się strasznie
zmarnowanym, cholera potrzebowałem tej pracy! Nie miałem pojęcia, co ze sobą
począć, ale chcąc chociaż trochę poprawić sobie nastrój sięgnąłem do kieszeni.
Wyjąłem z niej napoczętą paczkę papierosów i wyjąłem jednego. Płomień
zapalniczki zatańczył na jego końcu, po chwili mogłem rozkoszować się paleniem,
jeżeli mogę to tak nazwać. Zaciągnąłem się trochę mocniej niż zazwyczaj, po
czym wypuściłem dym z płuc. Stałem tak pod tą knajpą tępo patrząc w przestrzeń
i paląc. Będę musiał wrócić do domu, więc pewnie nie ominie mnie spotkanie z
tym kretynem i jego puszczalska siksą.
Chyba jeszcze nigdy nie szedłem
aż tak powoli. Kiedy w końcu tam dotarłem i stanąłem przed drzwiami to
popchnąłem je leniwie. Wchodząc do środka o mało, co nie zabiłem się o stojące
w przedpokoju walizki. Czyżby ta niunia w końcu się wyprowadzała? To byłby
wielki plus tego dnia. Niestety w przedsionku pojawił się chyba najbardziej
znienawidzony przeze mnie facet w całej Korei.
- O, już wróciłeś? Nie maiłeś być
teraz w pracy? - Zapytał.
- Może… - odpowiedziałem.
Naprawdę nie miałem ochoty z nim gadać, szczególnie dzisiaj.
- Wylali cię?
Dziwne, że dopiero teraz, bo jak dla mnie mógłbyś wylecieć od razu. Nie wiem,
jakim cudem tak długo tam pracowałeś, przecież ty niczego nie potrafisz zrobić
porządnie - zaczęło się we mnie gotować. On zawsze traktował mnie jak
bezużytecznego śmiecia.
- Jak… -
urwałem, bo nie miałem zamiaru dać mu się sprowokować.
Wiedziałem, że
ten pierzony kretyn i tak nie będzie mnie słuchał. Zaczął swój monolog.
- Wyjeżdżam z
Jane na cały tydzień. Nie chcę słyszeć, że urządzałeś tutaj jakieś imprezy.
Masz się zająć domem, kiedy nas nie będzie, a gdy wrócę, wszystko ma wyglądać
dokładnie tak, jak przed moim wyjazdem, jasne?
Byłem na niego
wściekły, nic mnie nie obchodzi jakiś jego wyjazd. Chociaż przynajmniej przez
całe siedem dni będę miał święty spokój i cały dom dla siebie. Oboje wyszli na
ganek, usłyszałem śmiech tej głupiej księżniczki. Wkrótce zapakowali się do
samochodu i odjechali cholera wie gdzie. Cisza. Przyjemna cisza. Nagle poczułem
w kieszeni wibracje, a mój telefon zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu pokazało się
zdjęcie Sehuna, czego mógł chcieć o tej porze? Odebrałem od razu:
- Jesteś
jeszcze w pracy? – Zapytał.
- Wywalili mnie
- powiedziałem mu od razu, przecież nie miałem się, z czym kryć.
- Co? Jak to? -
Zapytał ze zdziwieniem.
- Daj spokój -
nie chciałem, żeby za długo się nad tym rozwodził. Sehun to dobry człowiek, ale
czasami za bardzo się zamartwia.
- I co teraz
zrobisz?
- Nie mam
pojęcia. Wiesz, jaka ta praca była dla mnie ważna, teraz za Chiny Ludowe się z
stąd nie wyprowadzę… - powiedziałem rozczarowany.
- Hmmm – po drugiej stronie nastała cisza. – Może chcesz gdzieś wyskoczyć? –
usłyszałem po chwili.
- Właściwie to
nie bardzo, bo jestem zmęczony. Dużo by gadać… Ale może ty przyjdziesz do mnie?
Starego nie ma, więc mamy wolną „rezydencję”.
Godzinę później
siedzieliśmy we dwóch na sofie, przed wielkim telewizorem oglądając mecz piłki
nożnej. Była to przyjemna rozrywka, która pochłaniała nas od dzieciństwa. Sehun
przyniósł ze sobą paczkę chipsów i kilka piw, więc nie musiałem się przejmować
jakąś kolacją. Odzyskałem dobry humor, głownie za sprawą mojego najlepszego
przyjaciela. Już dawno tak dobrze się nie bawiłem, o wspólnym kibicowaniu
nie wspominając. Salon wiecznie był zajęty, a ja miałem wręcz zakaz wstępu do
niego. Kiedy sędzia ogłosił przerwę w meczu odezwał się Oh:
- Ej, a
pamiętasz jak twoja mama przynosiła nam te przepyszne ciasteczka i śmiała się z
nas, kiedy tak bardzo się ekscytowaliśmy?
Słowo „mama”
zawsze budziło we mnie setki wspomnieć, które niestety są już tylko obrazami
przeszłości.
Było zimowe popołudnie, Sehun i ja
siedzieliśmy w tym samym miejscu, oglądając mecz tej samej drużyny.
Popychaliśmy się dla zabawy i oboje głośno krzyczeliśmy, kiedy przeciwnicy byli
zbyt blisko bramki.
- No strzelaj! – Krzyknąłem, kiedy nasz
napastnik był już tak blisko celu.
- Co za porażka… - jęknął mój przyjaciel.
Poczułem słodki zapach ciągnący się od
kuchni aż tutaj. Kusząca woń, która mogła oznaczać tylko jedno - ciasteczka.
Obróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem mamę, która tak ślicznie się
uśmiechała. Podeszła do nas i postawiła talerzyk na stole. Usiadła na chwilę
między nami, zaczęła rozmowę:
- Jesteście tacy uroczy, kiedy się tak
przejmujecie - zaśmiała się cicho.
- To poważna gra mamo!- Powiedziałem pełen
entuzjazmu.
- Nasza drużyna musi dzisiaj wygrać - dodał
Sehun.
Ona znowu się uśmiechnęła i pocałowała mnie
w policzek, niższego chłopca pogłaskała po głowie.
- Oglądajcie dalej, nie będę wam już
przeszkadzała. Smacznego! - Mówiąc to oddaliła się…
Momentalnie
spochmurniałem na myśl o niej. Spuściłem głowę chcąc wszystko sobie poukładać
i wrócić do rzeczywistości. Blondyn siedzący obok mnie przysunął się
bliżej.
- Jongin…
Przepraszam - powiedział.
- Nic się nie
stało. Jasne, że to pamiętam i nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał, żeby
wróciło.
- Ja też bym
tego chciał… Wiesz, co ja już muszę się zbierać. Jesteś zmęczony, nie będę ci
już przeszkadzał.
Odprowadziłem
go do drzwi, a kiedy już był gotowy do wyjścia przybiłem mu piątkę. Wróciłem na
swoje miejsce i powoli sączyłem piwo. Nienawidziłem, kiedy doznawałem nagłych
ataków melancholii, niech to szlag. Włączyłem jakiś beznadziejny film, którego
w zasadzie nawet nie oglądałem, chciałem tylko trochę zmęczyć oczy. Wkrótce
zasnąłem na sofie dręczony złymi wspomnieniami.
Obudziłem się,
nie mając pojęcia, która właściwie jest godzina. Telewizor nadal był włączony i
teraz jakaś laska próbowała mnie przekonać do kupienia proszku do prania. Nie
cierpiałem reklam. Sięgnąłem po pilot, żeby móc wyłączyć to cholerstwo.
Odetchnąłem głęboko. Pewnie jest już późno, a ja powinienem teraz zbierać
się do szkoły, ale nie miałem na to najmniejszej ochoty. Jeden dzień
nieobecności w te, czy we te naprawdę nie robił mi różnicy. Ułożyłem się nieco
wygodniej na sofie i usiłowałem ponownie zasnąć. Jak na złość nie mogłem zmrużyć
oka. Spojrzałem na zegarek - siódma dwadzieścia. Wow, to była dla mnie
wyjątkowo wczesna pora, zaczynałem się o siebie martwić. No bo kto to widział,
żeby Kim Jongin zrobił coś na czas? Przekręciłem się na lewy bok i po kilku
chwilach rozważań postanowiłem jednak pójść na lekcje. Nie miałam żadnego
interesu, żeby zostawać w domu. W domu? To chyba nie jest najlepsze słowo
na określenie tego miejsca. Każdy przecież odpowie, że dom to rodzina,
bezpieczeństwo, ciepło, miłość i tak dalej. A gdzie ja tutaj mam którąś
z tych rzeczy? No właśnie… Kiedy jeszcze żyła pewna cudowna kobieta,
mogłem w stu procentach powiedzieć, że zgadzam się z innymi ludźmi. Teraz to
był tylko budynek, w którym i tak nikt nie był zadowolony z mojego towarzystwa.
Spojrzałem na zegar. Wstałem, poszedłem się ogarnąć i wrzuciłem do plecaka
książki na dzisiaj. Kiedy dotarłem do szkoły wszyscy patrzyli na mnie z wielkim
zdziwieniem. Niektórzy nawet wybałuszali oczy na mój widok. W sumie to im się
nie dziwię. Nawet nauczyciele niedowierzali, że już przyszedłem. Czułem się
dzisiaj niezwykle dziwnie, tak jakbym się czymś martwił, denerwował albo
niepokoił. Ostatni raz odczuwałem coś podobnego, gdy mama…
Wszedłem do
klasy, w której było tylko kilka osób. Zająłem swoje miejsce i gapiłem się na
drzwi zupełnie bez celu. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcje, jednak krzesło
obok mnie nadal było puste. Co jest? Przecież kujon już dawno powinien tutaj
być. Ej, Do kretynie, nie żartuj, że zrobiłeś sobie coś po drodze… Miałem cichą
nadzieję, że jednak żyje i ma się dobrze, bo inaczej będę miał przejebane.
Dzwonek obwieścił koniec lekcji i wyszedłem na korytarz. Kiedy wlokłem się
niczym cień na geografię zatrzymała mnie pani Huan. W jej oczach tkwił
niepokój.
- Nie wiesz, co
się dzieje z Kyungsoo? Szukam go od rana.
- Nie przyszedł
do szkoły. A tak poza tym, czy ja wyglądam jak jego opiekunka?
- No tak,
faktycznie możesz nie wiedzieć. Jesteś wolny.
Oczywiście, że
nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Czy ona myśli, że ja się z nim przyjaźnię
czy coś? Od czego jest reszta kujonów? Ludzie bywają naprawdę irytujący. Zanim
zdążyłem zniknąć za zakrętem usłyszałem, że ta kobieta mnie woła. Westchnąłem
ostentacyjnie, no błagam ile można?! Obróciłem się w jej stronę:
- Skoro
Kyungsoo nie ma w szkole, wasze zajęcia są odwołane.
- Co?! To ja je
dalej mam?! Ale ostatnio mówiła pani, że się na nim zawiodła…
- Tak, owszem
puściły mi nerwy. Jestem jednak pewna, że to twoja wina. Do to dobry chłopiec i
moim zdaniem jedyna osoba, która jest jeszcze w stanie cię naprostować i jakoś
na ciebie wpłynąć. Nie zmarnuj tego Jongin! Ona na ciebie liczy, nawet jeżeli
jest teraz Tam…- poczułem się tak, jakby ktoś bardzo mocno ścisnął moje serce.
Ile jeszcze razy w tym tygodniu ktoś o niej wspomni? To naprawdę boli… Mówią to
tak jakbym jej nie pamiętał, nie wiedział, co obiecałem. Nie powiedziałem o tym
nawet Sehun’owi, ale Pani Huan była przyjaciółką mamy i moją przyszywaną ciocią
- Kiedy tylko
Kyungsoo wróci osobiście dopilnuję, żebyś przychodził na każde korepetycje -
powiedziała to takim tonem, że właściwie nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć.
Po prostu skinąłem głową niczym grzeczny kujonek i poszedłem dalej.
Ktoś nagle
trącił mnie w bok i usłyszałem znajome głosy moich przyjaciół:
- Co cię ta
Huan tak zatrzymuje? – Zapytał Sehun.
- Może ci
obciąga? –żart Chanyeola wyjątkowo nie przypadł mi do gustu. Chwilę potem padło
kilka kolejnych propozycji, co też ja i nauczycielka biologii moglibyśmy robić.
- Wiesz Hyung,
Kris-Hyung wpadł ostatnio na pewien pomysł - powiedział Tao.
Opowiedzieli mi
o tym, jak to będąc w kiblu zastanawiali się nad moim losem.
-… to wiesz,
może się z nią prześpij! – Powiedzieli.
- Oczywiście,
świetny żart chłopaki, postaraliście się - powiedziałem sarkastycznie.
Nie byłem
szczególnie zadowolony z ich idiotycznego żartu. To przecież oczywiste, że ten
pomysł był zupełnie absurdalny. Moją lekko naburmuszoną minę musiał zobaczyć
Chanyeol:
- To co,
idziemy gdzieś po szkole? – Zapytał Park chcąc zmienić temat.
- Kai pewnie i
tak nie może - prychnął Kris.
- Tym razem cię
zaskoczę, bo mogę! Więc, co idziemy na te stare magazyny niedaleko dworca? -
Zaproponowałem.
Nie wiedziałem,
że wzbudzę w nich aż taki entuzjazm. Cóż, najwidoczniej mam do tego talent.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, humor znowu do mnie wrócił. Minęły dwie
następne jakże cudowne i interesujące lekcje. Na długiej przerwie poszedłem na
stołówkę, żeby w końcu napełnić żołądek, bo nie mam zwyczaju jeść przed
lekcjami. Głównie, dlatego, że za bardzo się śpieszę. Miałem tylko trochę kasy,
ale na szczęście starczyło na kimchi i teppoki z ostrym sosem. Reszta mojej
paczki siedziała już tam gdzie zwykle. Zaczęliśmy pochłaniać lunch, kiedy
odezwał się Chanyeol:
- Ej, spójrzcie
na kujonśką ławkę! Jest jakaś taka pusta… Czyżby wszyscy pouciekali? - Zaśmiał
się.
- Kai? A gdzie
się podział twój ulubiony kujonek? – Zapytał Kris.
Co? Ja
pierdole, jak nie mama, to Do…
- Zemdlał
wczoraj, pewnie dlatego go nie ma.
- Skąd wiesz? –
Zapytał zainteresowany Sehun.
- Bo byłem u
Huan i wtedy wziął padł na podłogę. Byłem już jedną nogą za drzwiami, ale ten
babsztyl kazał mi go zaprowadzić do pielęgniarki…
Wszyscy zaczęli
się śmiać i fazować jak durni.
- I co? Niezła
jest, nie?- Zapytał Chanyeol. Oczywiście chodziło mu o jego ulubioną
pielęgniarkę.
- Tak to prawda
jest niczego sobie.
Nasze
rozważania na temat długich nóg i seksownego tyłka szkolnej higienistki
przerwał Sehun, najwyraźniej nie był za bardzo zainteresowany naszą rozmową.
- O patrzcie!
Idzie jeden…- powiedział Oh.
Zacząłem go
obserwować, właściwie jego i owego kujona, którym okazał się Luhan. Ich
spojrzenia na moment się spotkały, po czym blondyn z obrażoną miną odwrócił
wzrok i odszedł krokiem modelki.
- Ej, co to
było? – Zapytał Kris.
- Bo wiesz. –
zacząłem - Ten kujonek i Sehun kiedyś byli razem - uśmiechnąłem się przebiegle i mrugnąłem
do reszty znacząco.
- Dlaczego o
tym mówisz?! - Obruszył się.
- Proszę cię,
dobrze wiem, że bardzo chętnie byś go przeleciał.
Wszyscy
zamilkli, a Sehun spalił niezłego buraka. Widziałem jak odprowadzał swojego
byłego chłopaka wzrokiem, po czym powiedział, żebym się do niego nie odzywał.
Wiedziałem, że jego foch był tylko chwilowy i niedługo mu przejdzie.
Tak jak się
umówiliśmy, zaraz po szkole poszliśmy trochę upiększyć jeden z opuszczonych
magazynów. Po drodze wstąpiliśmy do domu Krisa, który zabrał trochę sprayów,
resztę kupiliśmy w pobliskim sklepie. Każdy zastanawiał się, co mógłby tym
razem namalować, ja uznałem, że zdam się na instynkt i zrobię to, co pierwsze
przyjdzie mi na myśl. Kiedy już tam dotarliśmy, wszyscy zabrali się za pracę.
Obserwowałem Sehun’a, który wciąż się na mnie gniewał, za to, co powiedziałem o
nim i Luhan’ie.
Tworzyłem swój
rysunek w najlepsze, świetnie się przy tym bawiąc, kiedy Chanyeol stanął za
plecami Kris’a i zapytał:
- Stary? Co to
jest?
Zebraliśmy się
wokół niego, żeby sprawdzić, co tam nabazgrał. Przeszło to moje najśmielsze
oczekiwania i chwilę później ja, i Yeol dusiliśmy się ze śmiechu. Oparłem się
ręką o ścianę, bo naprawdę już nie mogłem wytrzymać. Dawno nie miałem aż
takiego ubawu. Kiedy już odsapnąłem zerknąłem na Kris’a. Stał przy swoim
„graffiti” z rękami na biodrach z dumną miną.
-Bitch please -
powiedział tą swoją rozwalającą mnie angielszczyzną - i tak jestem lepszy niż
wy wszyscy razem wzięci! Zobaczycie będę drugim Picasso!
Doznałem
kolejnego ataku śmiechu. Ludzie, naprawdę ledwo stałem na nogach. Zresztą mój
kumpel też pokładał się, kiedy usłyszał, co powiedział najstarszy członek
paczki. Tylko Tao od początku stał przed ścianą jak zaczarowany i zacząłem się
zastanawiać czy przypadkiem nie rzuci się na Wufan’a niczym fangirl. Spojrzał
na nas swoimi oczyma podobnymi do oczu pandy i powiedział:
- Ja uważam, że
to jest świetne! Jesteś najlepszy hyung!
Teraz zaśmiał
się nawet naburmuszony Sehun. Uścisnąłem go i przeprosiłem, wszystko wróciło do
normy. Spędziliśmy tam jeszcze mniej więcej godzinę, a potem wróciliśmy do
domów. Musiałem przyznać, że to był świetny dzień.
Był już piątek,
a kujon nadal nie pojawił się w szkole. Dzięki jego nieobecności miałem spokój
i dużo miejsca tylko dla siebie. Jak za starych dobrych czasów! Postanowiłem,
że dzisiaj się zrelaksuję, posiedzę w ciszy i postaram się niczego w tym
„muzeum” nie ruszać, zanim wróci Pan Domu. Nic jednak z tego nie wyszło, bo
dwie godziny później do domu wpadli Sehun, Chanyeol, Kris i Tao obwieszczając
mi, że skoro chata wolna, to robimy imprezę! Na początku nie chciałem się
zgodzić, no bo kurna potem całe to sprzątanie spadnie na mnie. Odpowiedzieli
tylko, że czym ja się przejmuję, mogę się dzisiaj zabawić. Okej, co ja się tam
miałem oszukiwać, tak naprawdę to chciałem poczuć się odcięty od
całotygodniowej nudy. Przywitałem się z kumplami i zabrałem od nich pokaźne
zakupy.
Impreza się zaczęła i bardzo
szybko zaczęli przychodzić ludzie. Muzyka była włączona na maksa, wszyscy
świetnie się bawili. Jako gospodarz balangi chodziłem to tu, to tam po części
pilnując, żeby któraś z cennych rzeczy tatulka nie ucierpiała. Byłem już trochę
pijany, co sprawiło, że czułem się tak wspaniale wyluzowany. Krążyłem między
gośćmi z butelką piwa w ręku. Zauważyłem, że na piętrze, oparty o balustradę
stoi Sehun. Wyglądał tak jakby naprawdę na coś czekał. Poszedłem do niego. Jak
się okazało na górze imprezowicze też urządzili sobie mini-bar. Oh miał obok
siebie do połowy opróżnioną butelkę wódki. Zastanawiałem się czy wpił to
wszystko sam, bo wyglądał na nieźle pijanego. Zapytałem go, po co właściwie
tutaj tak stoi, a on mi na to, że tak dla jej zaprosił Luhan’a i zastanawia się
czy przyjdzie...Zerknąłem w stronę drzwi
frontowych. Nie wierzyłem własnym oczom! Jakim cudem on tutaj trafił? Właściwie
dlaczego przyszedł przecież to niedorzeczne!
- Bardzo
dobrze, że już przyszedł- wymamrotał właściwie bardziej do siebie niżeli do
mnie. Nalał sobie wódki i szybko wypił dwa kieliszki po czym lekko chwiejnym
krokiem zszedł na dół do swojego gościa.
Ludzi nie było
jakoś wyjątkowo dużo, co jednak nie znaczy, że nie zdążyli już wyrządzić jakiś
szkód. Jedni siedzieli na podłodze grając w butelkę, inni zalegli na sofie. Pozostałe
osoby albo jadły albo piły kolejne drinki. Byli też i tacy, którzy zasnęli.
Większość jednak nadal miała w sobie mnóstwo energii dlatego postanowili ją
zużyć na taniec. Rozejrzałem się po salonie i zobaczyłem jak Sehun przystawia
się do Luhan'a. Musiał naprawdę sporo wypić skoro był już na tym etapie.
Obejmował go w talii od tyłu, jednak zamiast szeptać mu coś na ucho, darł się
tak, że wszyscy słyszeli o czym rozmawiali. Na szczęcie jednak jego głos ginął
gdzieś w dźwiękach muzyki, ale ja podszedłem bliżej niego.
- Pamiętasz,
jak to fajnie było się pieprzyć? Co, Lulu?
Chłopak
natychmiast się zaczerwienił i odpowiedział:
-Cicho, nie
wszyscy muszą o tym wiedzieć…
Sehun, jak to
Sehun zaczął robić z siebie idiotę. Chwilę później Luhan uciszył go
pocałunkiem. Oh był tym zupełnie
zaskoczony, ale po chwili zatopił swoje wargi w ustach drugiego chłopaka po
czym powiedział:
- Wiedziałem,
że nadal na mnie lecisz…
Obejrzałem się
gdzieś za siebie słysząc tłukące się szkło, a kiedy obróciłem się z powrotem
już ich tam nie było. Uroczy Chińczyk ciągnął mojego przyjaciela za rękę w
nieznanym kierunku. Moi pozostali
przyjaciele też świetnie się bawili. Na sofie dostrzegłem Kris’a i Tao. Młodszy
siedział mu bokiem na kolanach i obejmował go za szyję. Wufan za to jedną rękę
ułożył na jego plecach, a drugą wplótł mu we włosy. Całowali i miziali się w
najlepsze, co za ohyda. No cóż mogłem przewidzieć, że to się tak skończy.
Wziąłem garść chipsów, które popiłem resztką piwa, po czym otworzyłem następne.
Jeszcze raz
przeszedłem się po domu, a kiedy w miarę wiedziałem jaka jest sytuacja
poszedłem na górę, żeby trochę odpocząć od hałasu. Otworzyłem drzwi do jednej z
gościnnej sypialni i… Szczerze? Nie spodziewałem się tam zastać takiego widoku.
Wręcz cofnąłem się o krok do tyłu. Na środku łóżka już tylko w bokserkach leżał
Sehun. Jego towarzysz miał na sobie tyle samo odzieży. Luhan całował go po
całym ciele, zsuwał się coraz niżej i niżej. Palcami dręczył jego sutki, co
skutkowało tym, że mój przyjaciel wydawał z siebie przeciągłe jęki. Dziwnie się
czułem patrząc na to. Chińczyk zaczął całować jego
męskość przez materiał bokserek. Wtedy Sehun jęknął tak, że nie mogłem się
powstrzymać i głośno parsknąłem śmiechem. Nagle czas stanął w miejscu a
wzrok obojga był skierowany na mnie. Kiedy starszy chłopak nieco oprzytomniał
to chwycił swoje ciuchy leżące na podłodze i wybiegł z pokoju. Oh spojrzał
na mnie z wyraźną furią w oczach, a ja nie mogłem kontrolować swojego śmiechu.
Czym prędzej odstawiłem na bok butelkę, żeby jej nie rozbić i wszedłem w głąb
pokoju.
- No i kto mi
teraz obciągnie, co? No kto? Lulu jest w tym najlepszy…
To było dla
mnie zbyt wiele, po prostu upadłem na podłogę i zwijałem się ze śmiechu. Ta jego
naburmuszona mina, wymiękłem. Miałem ubaw większy niż przy oglądaniu „dzieła
malarskiego” Kris’a.
- Co cię tak
bawi, he?- Zapytał mój przyjaciel.
- No bo…ty…i
on…, a ja… i to wszystko…- nie mogłem powiedzieć niczego logicznego.
- Czegoś ty się
naćpał, co? Ech stary niezły sobie wybrałeś moment na przeszkadzanie mi –
popatrzył na mnie wciąż pełnym złości wzrokiem. Widząc jednak moją rozbawioną
minę sam zaczął się śmiać. Kiedy już się ogarnął oboje poszliśmy na dół dalej
się bawić.
Impreza trwała
naprawdę długo i dopiero około trzeciej rano całe to towarzystwo zaczęło się
zbierać. Chata wyglądała jak po przejściu huraganu i nawet nie chciałem myśleć
ile zajmie sprzątanie tego syfu. W domu zostali już tylko moi przyjaciele -
przynajmniej tak myślałem dopóki nie znalazłem zajaranego Byun Baekhyun’a
leżącego na dywanie obok Chanyeol’a. Czy to jest kurwa jakaś impreza dla
kujonów?
- A co on tutaj
robi? – Zapytałem.
- Zdziwiłbyś
się, jaki z niego jest zajebisty towarzysz jarania- powiedział Yeol.
Dobra, to
wszystko by wyjaśniało. Wszyscy poza tą dwójką już spali, więc i ja
postanowiłem się położyć. Wybrałem sobie fotel na którym momentalnie zasnąłem.
Nawet nie wiedziałem, kiedy urwał mi się film.
Nadszedł
poranek i to jest najgorsze co dzieje się po imprezie. Leniwie otworzyłem oczy,
pół przytomnie rozejrzałem się po pokoju. Cała ekipa też już się budziła, więc
nie było źle. Czułem, że głowa potwornie mnie boli. Głupi kac…
- P-proszę, nie
mówicie tak głośno, głowa mi pęka… - jęknął Tao.
Zdziwiłem się
dlaczego o to prosi, skoro nikt nie odezwał się choćby słowem.
- Żaden z nas
nic nie mówił, to tylko zegar tyka - odpowiedział zmęczonym głosem Sehun.
- Waaaa~ Jaki
zajebisty odlot, co nie, Yeolie? – To definitywnie musiał być głos Baekhyun’a. Zdziwiło
mnie, że tak zdrobnił imię mojego kumpla.
- Miałeś
naprawdę dobry towar Bekon, musze ci to przyznać – odpowiedział Park.
Słyszałem
urywki cichych rozmów pozostałych. Kris, który jak wiadomo za dużo nie pije, a
na dodatek ma naprawdę mocną głowę zaczął ogarniać cały ten bajzel.
- Jak się
czujesz Kai? – Zapytał.
- Umm… Nie
najlepiej - odpowiedziałem.
- Musimy to
wszystko ogarnąć - i właśnie to najbardziej w nim ceniłem, że potrafił się
wszystkim zająć.
- Nie mam
zamiaru się ruszać – burknął Sehun.
On nigdy
szczególnie nie kwapił się do pomocy. Zazwyczaj po prostu udawał, że robi
porządek. Chcąc się wymigać obrócił się na drugi bok.
- Zrobiłeś
bałagan? To teraz zapierdalaj po miotłę!
- Dzięki Kris –
uśmiechnąłem się do niego.
Zaczęliśmy
powoli sprzątać, kiedy nagle usłyszałem odgłos silnika, samochód właśnie
parkował na podjeździe. Wszyscy zamarliśmy w miejscu. Nie chciałem tracić
czasu, więc podbiegłem do okna.
- O kurwa! To
ojciec! –krzyknąłem - Dobra idźcie przez kuchnię, nie możecie tutaj dłużej zostać!
Oni tylko skinęli głowami i zabierając swoje rzeczy ulotnili się jak
najszybciej się dało.
- Co robić?! Co
robić?! – Pytałem sam siebie. Zacząłem zgarniać
wszystko jak szło do worka na śmieci, jednak nie pozostawiło to pożądanego
efektu. Starałem się powkładać niektóre butelki do barku, a część śmieci
po prostu jakoś zamaskować.
Nie chciałem
nawet myśleć o tym co miało się zdarzyć. Dom był w opłakanym stanie, miałem
okropnego kaca i ani chwili, żeby obmyśleć jakiś plan działania. Stałem jak
debil na środku tego rozgardiaszu. Wiedziałem, że ojciec wszedł sam. Usłyszałem
jak odkłada na komodę neseser i klucze. Przełknąłem głośno ślinę, zaraz się
zacznie…Czułem się taki nieporadny. Kiedy tylko ojciec przekroczył próg
wiedziałem, że nie skończy się na kilku wyzwiskach. Spojrzał na mnie i od razu
się w nim zagotowało. To było prawdziwe piekło…Najpierw krzyczał i to tak, że
mogliby usłyszeć to wszyscy w promieniu kilometra, w każdym razie na pewno
zafundował wspaniały poranek sąsiadom. Docierało do mnie niewiele z tego co
mówił, byłem otępiały i nie reagowałem na jego słowa. To rozwścieczyło go jeszcze
bardziej. Następne co poczułem to ból, słony smak w ustach i poczucie, że
straciłem równowagę. On już nad sobą nie panował, bił mnie jak popadło. Zawsze
to robił kiedy był na mnie wściekły. Z każdym kolejnym ciosem czułem, że coraz
bardziej trzeźwiałem, bo zwijałem się w agonii na podłodze przedsionka domu.
Teraz i we mnie rosła wściekłość oraz czysta nienawiść. Odepchnąłem go od
siebie, podparłem się na łokciu ciężko oddychając. Nie wytrzymałem:
- Co jest we
mnie takiego, że nienawidzisz mnie od dnia moich narodzin?!
Musiałem trafić
na temat, którego być może nigdy nie chciał poruszać. Odpowiedział mi jednak:
- To bardzo
proste! Gdyby twoja matka nie była puszczalską dziwką, nawet byś nie istniał!
Kiedyś ją kochałem to fakt, ale ona nie chciała za mnie wyjść. Do ślubu zmusili
ją rodzice, a każdego dnia ona sprawiała, że nienawidziłem jej coraz mocniej.
Żyłem z nią na siłę, bo nawet nie mogliśmy wziąć pieprzonego rozwodu! Wtedy
zaczęła szukać sobie innego, zdzira…
Puszczalska
dziwka?! Zdzira?! Ty…! Jak on mógł?!
Łzy złości cisnęły mi się do oczu, ale on nie wygra. Nie upadnę tak
nisko!
- Nawet nie jestem twoim ojcem!
Moje serce praktycznie się
zatrzymało…Gorzejąca we mnie agresja sprawiła, że natychmiast odsunąłem ten
temat na bok. Musiałem mu odpowiedzieć:
- Jak możesz tak o niej mówić?! Nawet
nie swoje dziecko można pokochać! Tylko, że ty nawet się nie starałeś! – wrzeszczałem
do niego - Nienawidzę cię! Nienawidzę za to co zrobiłeś mnie i mamie! Nigdy
się mną interesowałeś! Bo wiesz, jakoś sobie nie przypominam żebyś przyszedł na
jakikolwiek mój szkolny występ, żebyś wiedział czym się interesuje albo po
prostu do kurwy nędzy zapytał jak się czuję, albo co robiłem! Ale ciebie to
wszystko gówno obchodzi...Wiesz jak mi było ciężko kiedy ona umarła? Nie! Wtedy
też nic do ciebie nie dotarło, nic! To nie ty patrzyłeś jak mama z dnia na
dzień robi się słabsza i to nie ty patrzyłeś jak umiera na twoich oczach! Obchodzą cię tylko pieniądze i ta tania
dziwka! I wiesz, co? Żałuję, że nazywałem cię OJCEM!- czułe, że wreszcie
wyrzuciłem z siebie wszystko. Wszystko co tkwiło we mnie przez te wszystkie
lata.
Nasze spojrzenia się
spotkały i widziałem po nim, że mi nie odpowie. Wskazał palcem na drzwi ipieniąc
się ze złości wycharczał:
- WYNOŚ SIĘ! WYNOŚ SIĘ,
ALE TO JUŻ! NIE CHCE CIĘ TUTAJ WIECEJ WIDZIEĆ! WON!
- Z wielką przyjemnością…-
wyszeptałem.
Włożyłem buty, zabrałem z
wieszaka kurtkę i plecak, który leżał przy stojaku na parasole. Po prostu
wyszedłem zatrzaskując za sobą drzwi. Przeszedłem kilka kroków, złość nadal we
mnie kipiała. Miałem w dupie co pomyślą sobie wszyscy wokoło, po prostu
najgłośniej jak umiałem wydarłem się dając upust wszystkim emocjom.
- Ej Kai? Będziesz się tak
jeszcze darł, czy wsiadasz?
Zamurowało mnie. Przy
ulicy był zaparkowany samochód Kris’a. Chłopak miał bardzo zmartwioną minę. Nie
potrafiłem ruszyć się z miejsca.
- No chodź, na co czekasz
– powiedział.
Powolnym krokiem zbliżałem
się do auta. Otworzyłem drzwiczki i wszedłem do środka. Zamknąłem oczy, a Kris
ruszył. Kiedy poczułem, że wystarczająco ochłonąłem zapytałem:
- Słyszałeś?
- Tak, wszystko co do
joty. Posłuchaj, u mnie jest dużo miejsca, więc chcę, żebyś ze mną mieszkał.
Przyjaźnimy się, więc nie jest to problemem- chciałem mu przerwać, ale on mi
nie pozwolił- i nie chcę słyszeć sprzeciwu, nie będziesz przecież mieszkał pod
mostem.
Podróż do domu Wufan’a
trwała jak dla mnie wieki. Hyung miał duże mieszkanie w jednym ze starych
magazynów, które zaadaptowano tak, żeby można było w nich mieszkać. Były
praktycznie identyczne jak te, które ostatnio „dekorowaliśmy”, ale znajdowały
się w innej części miasta. Ledwo wyszedłem z samochodu, bo bolało mnie
całe ciało. Nieźle oberwałem podczas kłótni. U Kris’a często nocował Tao, więc
miał już przygotowane miejsce do spania. Materac na którym leżała pościel był
taki zachęcający…
- Póki co masz tylko ten
materac, ale za jakiś czas cos ci tu urządzimy, bo krótko tutaj pewnie nie
zabawisz- dryblas uśmiechnął się do mnie- Idź weź sobie prysznic, a ja poszukam
w apteczce, jakiejś maści na sińce, bo coś czuję, że masz ich tam całe mnóstwo.
Kiedy już byłem czysty,
pachnący i opatrzony zaczęliśmy rozmawiać o tym, co zrobić dalej. Utwierdziło
mnie to w przekonaniu, że powinienem zgodzić się na propozycje Kris’a. Od kiedy
tylko go poznałem on zawsze jakoś się o mnie troszczył. Czułem, że mogę mu
ufać. Może nie aż tak jak Sehun’owi, ale nasze relacje były bardzo bliskie.
Ustaliliśmy, że kiedy ojczyma nie będzie w domu to zabierzemy moje rzeczy i
przewieziemy je tutaj.
Następnego dnia
pojechaliśmy we dwóch pod mój dom. Tak jak zakładałem nikogo nie było, więc
spokojnie mogłem wszystko zabrać. Dodatkowe klucze zawsze trzymaliśmy za donicą
przy wejściu. Bez problemu je odnalazłem i już po chwili weszliśmy do środka.
Czułem się trochę jak złodziej, bo w końcu wczoraj zostałem stąd
oficjalnie wywalony. Dom lśnił czystością i nie było już nawet śladu po
piątkowej imprezie. Zapewne wynajął jakąś pomoc sprzątającą bo sam nigdy by się
za to nie zabrał. Ostrożnie wspinałem się po schodach, aż na poddasze gdzie był
mój pokój. Kiedy otworzyłem byłem trochę zdziwiony. Wszystkie moje rzeczy były
zapakowane w pudła a na dodatek podpisane. To pewnie też robota tej biednej
sprzątaczki, którą ojczym- teraz mogłem go tak nazywać- zatrudnił. Kartonów
było kilkanaście, bo nie posiadałem zbyt wielu rzeczy. Poprosiłem Kris’a, żeby
zaczął je znosić do samochodu dlatego, że ja chciałem coś sprawdzić. W
pomieszczeniu, które służyło jako stych było wszystko co miała mama. Chciałem
wziąć chociaż jakąś jedną małą pamiątkę, żeby mi o Niej przypominała. Zacząłem
przeszukiwać pudła, ale nie mogłem znaleźć niczego co było moim celem. W końcu
udało mi się znaleźć szkatułkę z biżuterią. Był tam-jej ulubiony wisiorek.
Ostrożnie włożyłem go do kieszeni spodni. Odłożyłem wszystko tak, żeby
wyglądało jak nieruszane. Chciałem już wychodzić, kiedy moją uwagę przykuło
pudełko z moim imieniem. Otworzyłem je, zacząłem w nim szperać. Był tam album z
fotografiami, którego nigdy wcześniej nie widziałem, stosik listów
przewiązanych wstążeczką, dwa grube notesy- które po przekartkowaniu okazały
się dziennikami, oraz kilka innych rzeczy. Poczułem, że muszę to koniecznie ze
sobą zabrać. Wróciłem do swojej byłej sypialni i pomogłem Kris’owi wnieść
wszystko na dół. Kiedy upewniłem się, że mam już wszystko wróciliśmy do jego
mieszkania. Zrobiliśmy małe przemeblowanie, żebym miał jakiś kąt dla siebie.
Resztę popołudnia spędziłem na wypakowywaniu i układaniu wszystkiego w nowym
miejscu. Wieczorem Wufan przygotował dla nas kolację a ja podziękowałem mu za
to co dla mnie zrobił. On tylko roześmiał się i powiedział, że to żaden kłopot.
Dla niego może było to nic wielkiego, ale i tak byłem mu wdzięczny. Zanim się
położyłem jeszcze raz otworzyłem moje pudełko. Dopiero teraz zauważyłem, że
wśród tych wszystkich rzeczy jest jedna czerwona koperta. Czyżby zawierała w
sobie coś ważnego? Drżącymi dłońmi rozerwałem papier, wyjąłem list i zacząłem
czytać:
Jonggine,
W dniu, w którym czytasz ten list pewnie już mnie przy Tobie nie
ma. Jest tyle rzeczy, o których chciałam Ci powiedzieć, ale nie zdążyłam. Mam
nadzieję, że po tym liście zrozumiesz dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej.
Nie chcę, żebyś był na mnie za to zły. Jeżeli, którekolwiek ze słów tego listu
cię urazi, to bardzo proszę wybacz mi Synku.
Dobrze wiesz, że w naszym domu, nigdy nie działo się dobrze. Nie
wychowywałeś się w szczęśliwej, kochającej rodzinie, mieliśmy tylko siebie.
Pewnie zastanawiasz się dlaczego tak było. Tak naprawdę, nigdy nie kochałam
tego człowieka, musiałam wyjść za niego z obowiązku i dlatego, że tak chcieli
rodzice. Nie miałam żadnego wyboru, musiałam na to przystać. Kim Chang Hyung
kochał mnie, ale ja nigdy tego nie odwzajemniłam. Żyłam z nim, ponieważ tak mi
kazano. W moim życiu był ktoś inny, ktoś dzięki, któremu przyszedłeś na świat, bo
musisz wiedzieć Jongin, że mężczyzna wspomniany wyżej nie jest i nigdy nie był
Twoim prawdziwym ojcem. Jest mi naprawdę przykro, że mówię Ci to w liście,
a nie prosto w oczy, ale uwierz dla mnie to też jest ciężkie. Nie wiem jakich
słów użyć, żeby Cię przeprosić za to jakie teraz masz życie. Za to, że nie
miałeś tego co inne dzieci. Mieliśmy tylko siebie Jongin, a ja tak bardzo Cię
kocham. Twój prawdziwy ojciec Cię poznał, ale widział Cię zaledwie kilka razy,
chociaż chciał częściej. Jeszcze raz przepraszam, że skazałam Cię na takie
życie. Musiałeś przeze mnie tyle wycierpieć…
Mam nadzieję, że znajdziesz ten krótki list i mnie zrozumiesz.
Pamiętaj o tym co zawsze Ci mówiłam, ze musisz być moim dużym, dzielnym
chłopcem, nie poddawać się, wierzyć w swoje siły i nie płakać z byle
powodu. Nawet, kiedy fizycznie mnie przy Tobie nie będzie, to zawsze będziesz
miał mnie w sercu. Chciałabym jeszcze poprosić Cię, żebyś nie porzucił
swojej pasji, proszę rozwijaj ją, bo masz wielki talent.
Kocham Cię.
Mama
Z każdym kolejnym słowem
tego listu czułem się coraz bardziej przygnębiony. Nie byłem na nią zły, zbyt
mocno ją kochałem. Wiem, że zrobiła to wszystko dla mojego dobra…Wiedziałem, że
będę musiał coś zmienić, to co mama napisała bardzo mnie uderzyło. Włożyłem
list pod poduszkę, zgasiłem światło. Kiedy zamknąłem oczy przywołałem w myślach
moją ulubioną chwilę z mamą. Zasnąłem czując w sercu potworną pustkę, której
nikt nie będzie w stanie wypełnić…
~~~
Mam nadzieję, że się spodobało. Zapraszam do komentowania~Bandur ;3