Zespół: VIXX
Paring: Levi (Leo x Ravi)
Rodzaj: Yaoi, Songfick, One shot
Drogi Jelonku!
Zanim zaczniesz czytać, włącz proszę dodaną przeze mnie piosenkę. Fanfik był nią bardzo mocno inspirowany, więc świetnie odda klimat i umili czytanie! ~PIOSENKA~ . Ta jest do odsłuchania aż do ------, później polecam włączyć np. to: ~PIOSENKA 2~
Enjoy!
~*~
Noc objęła swoimi ramionami całe miasto, które teraz
pogrążone było w wieczornej mgle. Deszcz siąpił już od dobrych kilku godzin
zostawiając na szybach smutne smugi. Zawsze miałem wtedy wrażenie, że Niebo
płacze za nasze wszystkie złe uczynki. Świat potrafił być momentami naprawdę
zatrważający i okrutny. Zerknąłem jeszcze raz na ulicę, która teraz była daleko
pode mną. Na najwyższym piętrze drapacza chmur człowiek czuł się jak władca, a
był tylko nędzną mrówką robotnicą w tym wielkim mrowisku nazwanym Ziemią.
Wychodząc z biura zacząłem zakładać na siebie swój ciepły, czarny płaszcz.
Chłód przeszył moje ciało, a lodowate krople zrosiły zmęczoną twarz. Pomimo
wypitych przeze mnie jedenastu kubków kawy wcale nie czułem się lepiej.
Chciałem już tylko znaleźć się w apartamencie tuż przy nim i słuchać jak spokojnie
bije jego serce podczas snu, jak delikatnie oddycha korzystając z danych mu
godzin odpoczynku. Przez zamyślenie wszedłem w kałużę, co sprawiło, że buty
nabrały wody. Niech to szlak… -
mruknąłem w myślach dalej brnąc przez tonący w anielskich łzach parking.
Obróciłem w palcach breloczek z kluczykami i otworzyłem drzwi samochodu za
pomocą pilota. Wrzuciłem teczkę na siedzenie pasażera, po czym usiadłem na
swoim fotelu za kierownicą. Włączyłem silnik. Deska rozdzielcza przywitała mnie
błyskiem światełek. Dłonią sięgnąłem do pokrętła zmieniającego temperaturę, bo
nie cierpiałem marznąć. Nastawiłem radio na odpowiednią częstotliwość i teraz
sączyła się z niego przyjemna, kojąca muzyka. Wyjechałem na mokrą drogę, po
której sunąłem moim czarnym Audi Q7. Ulice lśniły w przytłumionym, nocnym
świetle. Nieliczni ludzie szybkim krokiem zmierzali zapewne w kierunku swoich
mieszkań tak jak ja. Przyspieszyłem nieco, bo prawie nikt przede mną nie
jechał. Z łatwością wyprzedziłem kilka samochodów, aby móc rozkoszować się
jazdą. Wkrótce skręciłem w lewo bez większego zastanowienia, bo doskonale
znałem drogę. Utwór w radio zmienił się na klasyczny jazz, który dodatkowo mnie
relaksował po ciężkim dniu w mojej korporacji. Stres uchodził ze mnie powoli z
każdym kolejnym oddechem. Starałem się pozbyć wszelkich złych myśli, które
kłębiły się w moim wnętrzu przez cały dzień. Do domu było już całkiem
niedaleko, ale zdecydowałem się zmienić trasę. Wybrałem się na nocną
przejażdżkę po opustoszałym mieście. Wycieraczki starały się jak najlepiej
zbierać niechcianą wodę z przedniej szyby. Dzisiaj wyjątkowo zakłócała
widoczność sprawiając, że wszystko wyglądało jak dzieło impresjonisty. Przejechałem
pod wiaduktem gdzie oświetlenie było dużo jaśniejsze, białe. Metr za metrem
wszystko się zmieniało. W deszczu wszystko wyglądało inaczej, trudno było mi
jednak powiedzieć, co czułem spoglądając na taki ponury krajobraz. Właśnie
wtedy minąłem kolejny znak ograniczenia prędkości, który zignorowałem. Nie
chciałem jechać tak jak właśnie mi kazano, chciałem poczuć, że jestem wolny,
choć przez chwilę. Dość miałem przepisów, zarządzeń i poleceń. Nawet, jeżeli
jesteś na wysokim stanowisku to i tak musisz kogoś słuchać. Każdego dnia
zastanawiałem się, co właściwie tam robię, dlaczego nie podjąłem się zrobienia
czegoś w kierunku spełnienia marzeń i dlaczego siedziałem za biurkiem przez
wiele godzin patrząc w jarzący się monitor. Wybacz,
musisz jeszcze na mnie poczekać – powiedziałem na głos myśląc o kimś, kto teraz
zapewne wylegiwał się przed telewizorem. Skierowałem się na wyjazd z miasta
gdzie nie było już latarni, neonów ani wielkich reklam. Panowała tam zupełna
ciemność przerywana jedynie przez światła innych samochodów. Krążyłem tak
jeszcze długo dopóki nie zjechałem na lewy pas prowadzący do odpowiedniej
dzielnicy. Zacząłem cicho śpiewać ulubioną piosenkę, którą właśnie zaserwował
mi radiowy dj. Mój głos niósł się po wnętrzu pojazdu i powracał do moich uszu
już prawie, jako szept. Miłowałem ciszę ponad wszystko, była tak cudowna,
magiczna. Można w niej odnaleźć tajemniczość, spokój albo coś zupełnie nowego,
czego jeszcze do tej pory nie znaliśmy. Jeździłem tak z dobre czterdzieści
minut bez większego celu, chciałem się po prostu w ten sposób zrelaksować. Przyjechałem
pod apartamentowiec naprawdę późno, miałem nadzieję, że nie zmartwię tym za
bardzo ukochanego. Zaparkowałem na moim stałym miejscu niedaleko wejścia do
klatki schodowej. Wysiadłem z auta i szybkim krokiem podszedłem do drzwi nie
chcąc zmoknąć, choć moje włosy i tak zrobiły się wilgotne. Przez to zaczęły się
delikatnie zawijać tworząc fale z czarnych, lśniących kosmyków. Czekała mnie
jeszcze tylko przejażdżka windą na górę by móc w pełni rozkoszować się świętym spokojem,
chociaż była już dwudziesta druga. Odetchnąłem głośno, kiedy krótki
charakterystyczny dźwięk oznajmił mi, że byłem już na odpowiednim piętrze.
Wyszedłem na długi korytarz, który ciągnął się w obu kierunkach wydając się być
nieskończenie długi. Apartament, który zamieszkiwałem znajdował się po prawej
stronie dość blisko windy. Nie było to jakieś szczególnie wielkie lokum,
specjalnie nawet wybrałem to mniejsze, żeby było bardziej przytulnie. Zrobiłem
kilkanaście kroków i znalazłem się pod czarnymi, lakierowanymi drzwiami.
Przekręciłem metalową gałkę dostając się tym samym do środka – jak zawsze
zapomniał ich zamknąć na górny zamek. Ja za to zrobiłem to od razu po wejściu.
Wewnątrz panował półmrok rozświetlany przez lampę stojącą na niedużym,
kwadratowym stoliku w kolorze kości słoniowej. Rozejrzałem się dokoła – chłopak
o białych włosach siedział ze znudzeniem przed telewizorem. Przyjął wygodną
pozycję, która wyglądała dosyć zabawnie, a przez chwilę nawet wydawało mi się,
że całkiem zsunie się z sofy. Na razie zdawał się mnie nie zauważyć, jednak nie
miałem nic przeciwko temu. Zdjąłem buty i płaszcz, a teczkę zostawiłem gdzieś
na podłodze, bo w tym momencie najmniej mi na niej zależało. Powlokłem się do
kremowej sofy z miękkim obiciem, na której siedziało uosobienie mojego
szczęścia. Bez słowa usiadłem tuż obok niego od razu kładąc mu głowę na
ramieniu. Poczułem jak obejmuje mnie w pasie a potem całuje we włosy. Żadne z
nas nie przerwało prawie idealniej ciszy, tylko telewizor dawał o sobie znać. Byłem
naprawdę zmęczony całym dniem w pracy, a on zdawał się to doskonale rozumieć. Złapaliśmy
się za ręce i siedzieliśmy tak jakiś czas, dopóki nie usłyszałem jego
głębokiego głosu.
-Leo wybacz, mam ochotę zapalić – powiedział odruchowo
sięgając po zaczętą już paczkę papierosów, która leżała na gazecie. Nie puściłem
jednak jego ręki, przez co trudniej było mu wstać.
-Nie chce, żebyś wychodził na balkon. Deszcz pada… -
oznajmiłem cicho jak to miałem w zwyczaju.
-Przecież nic się nie stanie, za bardzo się martwisz –
rzucił na odchodne przy okazji pieszcząc mój policzek. Przy tej okazji
spojrzałem na jego wytatuowane ręce. Rysunki na skórze Raviego były duże i
bardzo wyraźne, a na dodatek był ich sporo. Mogłem z zamkniętymi oczami
wymienić każdy, który zdobił jego ciało nie tylko w tym miejscu. Znałem go
wystarczająco długo, aby dokładnie zapamiętać każdy wzór. Kiedy tak
obserwowałem jak chłopak wypuszcza z ust białą mgiełkę, przypomniała mi się
chwila naszego pierwszego spotkania. Bałem się wtedy, że przez moją ponurą aurę
nigdy na mnie nie spojrzy, ale zostałem niezwykle zaskoczony, w momencie, w
którym zapytał czy może usiąść obok. Rozmyślania przerwał mi dźwięk zamykanych
drzwi, co znaczyło tylko tyle, że blondyn skończył palić. Idąc w moją stronę
wziął ze stolika pilota i wyłączył telewizor, którego nie mieliśmy zamiaru
oglądać. Półprzymkniętymi oczami spojrzałem na Raviego – jego twarz wyrażała
teraz troskę.
-Znowu się narobiłeś, co? – zapytał sadowiąc się przy mnie. Skinąłem
mu głową w odpowiedzi czując się zbyt zmęczonym by używać mowy – Powinieneś
rzucić tę robotę, tak samo jak picie kawy!
-Ravi…
-Dobrze wiesz, że to jest niezdrowe, nie powinieneś tak
robić – skarcił mnie.
-Odstawie kofeinę, jeśli ty zostawisz papierosy –
zaooponowałem – Obie rzeczy są tak samo szkodliwe.
Chłopak westchnął głośno, po czym czule mnie pocałował.
Przywykłem już do tego dziwnego smaku, jaki pozostawiały po sobie „fajki”
blondyna, on za to nie narzekał na gorycz kofeiny, którą tak się upijałem.
Złapałem go za szyję prosząc tym samym o pogłębienie naszego pocałunku. Trwaliśmy
w ten sposób przez kilka chwil, dopóki nie zabrakło nam tlenu.
-Proponuję gorący prysznic na rozluźnienie twoich spiętych
mięśni – powiedział Ravi.
-Nie śmiem się nie zgodzić – odparłem krótko.
-------------------------------------------------------------------
Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz tak się kochaliśmy…Zazwyczaj
wracałem do domu zupełnie wyczerpany, w godzinach, w których Ravi już słodko
pochrapywał na sofie. Dzisiaj wcale nie było lepiej, jednak od początku czułem,
że nie będzie w stanie dłużej się powstrzymywać. Kiedy tylko wyszliśmy spod
prysznica nawet nie pozwolił mi się dokładnie wytrzeć. Pociągnął mnie za rękę
do tonącej w mroku sypialni. Pomimo ciemności bez problemu odnalazł nasze
wspólne łóżko, na które zostałem popchnięty. Blondyn w mgnieniu oka zawisł nade
mną wyglądając jak wygłodniały drapieżnik czekający na najmniejszy błąd swojej
ofiary. Popełniłem go w tym samym momencie, w którym wplotłem palce w jego
włosy i ściągnąłem go w dół silnym szarpnięciem. Wpił się w moje usta obdarowując
mnie niesamowicie namiętnym, spragnionym pocałunkiem. Poczułem jak zasysa się na
dolnej wardze, którą po chwili przygryzł wywołując u mnie dreszcz. Nie chciałem
pozostać mu dłużny – mój język pieścił jego podniebienie dodatkowo go
pobudzając. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Ravi przylgnął do mojej
szyi znacząc ją malinkami, które pewnie będą fioletowe przez jego zachłanność.
Przyjdzie mi za to zapłacić ubraniem golfa, ale czego nie robi się dla
ukochanego? Teraz obcałowywał mi obojczyki, ramiona, mostek. Czułem, że się
rozpływam pod jego wpływem, miałem wrażenie, że gdyby mógł, zjadłby mnie w
całości. Podobała mi się ta niesamowita rządza i każdy jęk czy westchnienie,
które z siebie wydał. Znów złapałem go za włosy, gdy lizał moje nadwrażliwe na
dotyk sutki. Nie omieszkał też ich przygryźć. Dłonie młodszego błądziły po moim
brzuchu obniżając, co chwilę wysokość, aż głaskały skórę moich ud. Ich wnętrze
było bardzo delikatne, więc pomimo tego, że zazwyczaj byłem cicho, teraz nie
mogłem opanować pomruków rozkoszy.
-Leo~ - powiedział swoim głębokim głosem chłopak – Pragnę cię…
- wraz z tymi słowami jego palce zamknęły się wokół mojej nabrzmiałej męskości.
Ruchy, które z początku zdawały mi się być aż zbyt powolne wkrótce zmieniły się
na szybkie i energiczne. Wynagrodziłem starania Raviego długimi jękami i
zaciskaniem dłoni na jego ramionach. Pocałował mnie przeciągle, aby jeszcze
bardziej mnie pobudzić. Czułem, że zaczyna mi być za dobrze, przyjemność rozlewała
się po moim ciele jak gorąca czekolada. Blondyn przestał w odpowiedniej chwili,
gdy już widziałem, że nie wytrzymam dłużej. Siedział teraz bokiem na łóżku
przypatrując mi się. Wyciągnąłem ręce, żeby dotykać jego seksownych,
umięśnionych, wytatuowanych ramion, klatki piersiowej i abs’a. Każdy
najmniejszy mięsień to kurczył się to rozluźniał pod moimi palcami. Męskość
mojego ukochanego stała na baczność gotowa do nowego zadania. Zerknąłem na jego
twarz, którą oświetlało tylko nieśmiało wkradające się przez otwarte drzwi światło.
Pocałowaliśmy się, ale żaden z nas nie liczył już jak wiele razy nasze wargi
spotkały się ze sobą tego wieczoru.
-Chodź do mnie… - mruknął siadając wygodnie na łóżku tak,
żeby nogi dotykały podłogi.
Szybko zrozumiałem, co miał na myśli, więc nie każąc mu
dłużej czekać rozsiadłem się wygodnie na jego kolanach. Złapałem go za ramię,
żeby unieść się nieco i powoli opaść nasuwając swoje pośladki idealnie na niego.
Syknąłem z bólu, po tak długiej abstynencji trudno było mi od razu go w siebie
przyjąć. Ravi ułożył dłonie na moich biodrach pomagając mi zejść niżej. Kiedy w
końcu poczułem jak mnie wypełnia, zrobiłem kilka głębokich wdechów
przyzwyczajając się do jego rozmiaru. Kochaliśmy
się bardzo długo starając się dawać sobie nawzajem jak najwięcej przyjemności.
Gdy nie miałem już sił, żeby go ujeżdżać, blondyn przejął inicjatywę. W pokoju
unosił się zapach seksu i naszych rozpalonych ciał. Pod koniec wtuliłem się w
niego zdając sobie sprawę jak bliski jestem spełnienia. Ukochany objął mnie
ściśle, przez co mój penis ocierał się o jego brzuch przy każdym ruchu.
-RAVI! – Wrzasnąłem w uniesieniu – SZYBCIEJ! J-JA JUŻ….A-A-AHHH~
- trafił idealnie w najczulszy punkt mojego ciała. Rozlałem się obficie brudząc
nas oboje drżąc przy tym przyjemności.
-Daj mi jeszcze tylko chwilkę – powiedział ochrypłym głosem.
Po obiecanej „chwili” czułem już tylko jak wypełnia mnie
cudowne ciepło…
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poranek przywitał mnie bardzo brutalnym wyrwaniem ze snu.
Budzik dzwonił jak oszalały każąc mi wstawać do pracy, ale ja nie miałem
najmniejszej ochoty ruszać się z łóżka. Było mi tak przyjemnie, tak wygodnie…
Blondyn przygarnął mnie jeszcze bliżej siebie od razu słodko całując na „dzień
dobry”.
-Nie pozwolę ci dzisiaj nigdzie wyjść~
Jego słowa podziałały jak kojący balsam i w tym momencie
ponownie odpłynąłem ze zmęczenia.
~*~
Podobało Ci się?
Twój komentarz bardzo mnie ucieszy ;)
See you soon!
Bandur ;3