piątek, 28 sierpnia 2015

After Hours

Cześć Jelonki~ W tym miesiącu zebrała się we mnie jakaś magiczna energia i wena, które sprawiły, że napisałam następnego (tym razem dłuższego) fanfika~ Dla tych, którzy oczekują Kyunjeonga albo Kaisoo - wszystko przed nami, dajcie mi tylko czas jak do tej pory. Mam nadzieje, że dobra passa jeszcze się utrzyma i pozwoli mi tworzyć. Została mi jeszcze odrobinka wakacji, jednak po nich niestety zacznie się najcięższy rok w szkole. Zobaczymy jak to będzie, ale na pewno nie porzucę bloga, bo za bardzo przywiązałam się do niego a przede wszystkim do Was, do moich czytelników, którzy dzielnie sprawdzają czy jest coś nowego. Dziękuję za tak liczy odzew pod ostatnim opowiadaniem! Moje serduszko naprawdę rozradowało się od Waszych słów <3 Dzisiaj ponownie zagoszczą tutaj VIXX, ale za to w duecie. LR natchnęli mnie swoim teledyskiem i całą tą otoczką, którą wokół siebie stworzyli. Jestem totalnie oczarowana, wiec oto wyniki pracy. Zapewne dalej będzie dla Was za mało,ale fakt 4 strony jak na mnie, to prawie nic. Po przerwie w pisaniu powoli wracam do formy~ Mam nadzieję, że to opowiadanie również się spodoba i, że zostanie tak samo miło przyjęte.


Zespół: VIXX
Paring: Levi (Leo x Ravi) 
Rodzaj: Yaoi, Songfick, One shot

Drogi Jelonku!
Zanim zaczniesz czytać, włącz proszę dodaną przeze mnie piosenkę. Fanfik był nią bardzo mocno inspirowany, więc świetnie odda klimat i umili czytanie! ~PIOSENKA~ . Ta jest do odsłuchania aż do ------, później polecam włączyć np. to: ~PIOSENKA 2~
Enjoy!

~*~ 

Noc objęła swoimi ramionami całe miasto, które teraz pogrążone było w wieczornej mgle. Deszcz siąpił już od dobrych kilku godzin zostawiając na szybach smutne smugi. Zawsze miałem wtedy wrażenie, że Niebo płacze za nasze wszystkie złe uczynki. Świat potrafił być momentami naprawdę zatrważający i okrutny. Zerknąłem jeszcze raz na ulicę, która teraz była daleko pode mną. Na najwyższym piętrze drapacza chmur człowiek czuł się jak władca, a był tylko nędzną mrówką robotnicą w tym wielkim mrowisku nazwanym Ziemią. Wychodząc z biura zacząłem zakładać na siebie swój ciepły, czarny płaszcz. Chłód przeszył moje ciało, a lodowate krople zrosiły zmęczoną twarz. Pomimo wypitych przeze mnie jedenastu kubków kawy wcale nie czułem się lepiej. Chciałem już tylko znaleźć się w apartamencie tuż przy nim i słuchać jak spokojnie bije jego serce podczas snu, jak delikatnie oddycha korzystając z danych mu godzin odpoczynku. Przez zamyślenie wszedłem w kałużę, co sprawiło, że buty nabrały wody. Niech to szlak… - mruknąłem w myślach dalej brnąc przez tonący w anielskich łzach parking. Obróciłem w palcach breloczek z kluczykami i otworzyłem drzwi samochodu za pomocą pilota. Wrzuciłem teczkę na siedzenie pasażera, po czym usiadłem na swoim fotelu za kierownicą. Włączyłem silnik. Deska rozdzielcza przywitała mnie błyskiem światełek. Dłonią sięgnąłem do pokrętła zmieniającego temperaturę, bo nie cierpiałem marznąć. Nastawiłem radio na odpowiednią częstotliwość i teraz sączyła się z niego przyjemna, kojąca muzyka. Wyjechałem na mokrą drogę, po której sunąłem moim czarnym Audi Q7. Ulice lśniły w przytłumionym, nocnym świetle. Nieliczni ludzie szybkim krokiem zmierzali zapewne w kierunku swoich mieszkań tak jak ja. Przyspieszyłem nieco, bo prawie nikt przede mną nie jechał. Z łatwością wyprzedziłem kilka samochodów, aby móc rozkoszować się jazdą. Wkrótce skręciłem w lewo bez większego zastanowienia, bo doskonale znałem drogę. Utwór w radio zmienił się na klasyczny jazz, który dodatkowo mnie relaksował po ciężkim dniu w mojej korporacji. Stres uchodził ze mnie powoli z każdym kolejnym oddechem. Starałem się pozbyć wszelkich złych myśli, które kłębiły się w moim wnętrzu przez cały dzień. Do domu było już całkiem niedaleko, ale zdecydowałem się zmienić trasę. Wybrałem się na nocną przejażdżkę po opustoszałym mieście. Wycieraczki starały się jak najlepiej zbierać niechcianą wodę z przedniej szyby. Dzisiaj wyjątkowo zakłócała widoczność sprawiając, że wszystko wyglądało jak dzieło impresjonisty. Przejechałem pod wiaduktem gdzie oświetlenie było dużo jaśniejsze, białe. Metr za metrem wszystko się zmieniało. W deszczu wszystko wyglądało inaczej, trudno było mi jednak powiedzieć, co czułem spoglądając na taki ponury krajobraz. Właśnie wtedy minąłem kolejny znak ograniczenia prędkości, który zignorowałem. Nie chciałem jechać tak jak właśnie mi kazano, chciałem poczuć, że jestem wolny, choć przez chwilę. Dość miałem przepisów, zarządzeń i poleceń. Nawet, jeżeli jesteś na wysokim stanowisku to i tak musisz kogoś słuchać. Każdego dnia zastanawiałem się, co właściwie tam robię, dlaczego nie podjąłem się zrobienia czegoś w kierunku spełnienia marzeń i dlaczego siedziałem za biurkiem przez wiele godzin patrząc w jarzący się monitor. Wybacz, musisz jeszcze na mnie poczekać – powiedziałem na głos myśląc o kimś, kto teraz zapewne wylegiwał się przed telewizorem. Skierowałem się na wyjazd z miasta gdzie nie było już latarni, neonów ani wielkich reklam. Panowała tam zupełna ciemność przerywana jedynie przez światła innych samochodów. Krążyłem tak jeszcze długo dopóki nie zjechałem na lewy pas prowadzący do odpowiedniej dzielnicy. Zacząłem cicho śpiewać ulubioną piosenkę, którą właśnie zaserwował mi radiowy dj. Mój głos niósł się po wnętrzu pojazdu i powracał do moich uszu już prawie, jako szept. Miłowałem ciszę ponad wszystko, była tak cudowna, magiczna. Można w niej odnaleźć tajemniczość, spokój albo coś zupełnie nowego, czego jeszcze do tej pory nie znaliśmy. Jeździłem tak z dobre czterdzieści minut bez większego celu, chciałem się po prostu w ten sposób zrelaksować. Przyjechałem pod apartamentowiec naprawdę późno, miałem nadzieję, że nie zmartwię tym za bardzo ukochanego. Zaparkowałem na moim stałym miejscu niedaleko wejścia do klatki schodowej. Wysiadłem z auta i szybkim krokiem podszedłem do drzwi nie chcąc zmoknąć, choć moje włosy i tak zrobiły się wilgotne. Przez to zaczęły się delikatnie zawijać tworząc fale z czarnych, lśniących kosmyków. Czekała mnie jeszcze tylko przejażdżka windą na górę by móc w pełni rozkoszować się świętym spokojem, chociaż była już dwudziesta druga. Odetchnąłem głośno, kiedy krótki charakterystyczny dźwięk oznajmił mi, że byłem już na odpowiednim piętrze. Wyszedłem na długi korytarz, który ciągnął się w obu kierunkach wydając się być nieskończenie długi. Apartament, który zamieszkiwałem znajdował się po prawej stronie dość blisko windy. Nie było to jakieś szczególnie wielkie lokum, specjalnie nawet wybrałem to mniejsze, żeby było bardziej przytulnie. Zrobiłem kilkanaście kroków i znalazłem się pod czarnymi, lakierowanymi drzwiami. Przekręciłem metalową gałkę dostając się tym samym do środka – jak zawsze zapomniał ich zamknąć na górny zamek. Ja za to zrobiłem to od razu po wejściu. Wewnątrz panował półmrok rozświetlany przez lampę stojącą na niedużym, kwadratowym stoliku w kolorze kości słoniowej. Rozejrzałem się dokoła – chłopak o białych włosach siedział ze znudzeniem przed telewizorem. Przyjął wygodną pozycję, która wyglądała dosyć zabawnie, a przez chwilę nawet wydawało mi się, że całkiem zsunie się z sofy. Na razie zdawał się mnie nie zauważyć, jednak nie miałem nic przeciwko temu. Zdjąłem buty i płaszcz, a teczkę zostawiłem gdzieś na podłodze, bo w tym momencie najmniej mi na niej zależało. Powlokłem się do kremowej sofy z miękkim obiciem, na której siedziało uosobienie mojego szczęścia. Bez słowa usiadłem tuż obok niego od razu kładąc mu głowę na ramieniu. Poczułem jak obejmuje mnie w pasie a potem całuje we włosy. Żadne z nas nie przerwało prawie idealniej ciszy, tylko telewizor dawał o sobie znać. Byłem naprawdę zmęczony całym dniem w pracy, a on zdawał się to doskonale rozumieć. Złapaliśmy się za ręce i siedzieliśmy tak jakiś czas, dopóki nie usłyszałem jego głębokiego głosu.
-Leo wybacz, mam ochotę zapalić – powiedział odruchowo sięgając po zaczętą już paczkę papierosów, która leżała na gazecie. Nie puściłem jednak jego ręki, przez co trudniej było mu wstać.
-Nie chce, żebyś wychodził na balkon. Deszcz pada… - oznajmiłem cicho jak to miałem w zwyczaju.
-Przecież nic się nie stanie, za bardzo się martwisz – rzucił na odchodne przy okazji pieszcząc mój policzek. Przy tej okazji spojrzałem na jego wytatuowane ręce. Rysunki na skórze Raviego były duże i bardzo wyraźne, a na dodatek był ich sporo. Mogłem z zamkniętymi oczami wymienić każdy, który zdobił jego ciało nie tylko w tym miejscu. Znałem go wystarczająco długo, aby dokładnie zapamiętać każdy wzór. Kiedy tak obserwowałem jak chłopak wypuszcza z ust białą mgiełkę, przypomniała mi się chwila naszego pierwszego spotkania. Bałem się wtedy, że przez moją ponurą aurę nigdy na mnie nie spojrzy, ale zostałem niezwykle zaskoczony, w momencie, w którym zapytał czy może usiąść obok. Rozmyślania przerwał mi dźwięk zamykanych drzwi, co znaczyło tylko tyle, że blondyn skończył palić. Idąc w moją stronę wziął ze stolika pilota i wyłączył telewizor, którego nie mieliśmy zamiaru oglądać. Półprzymkniętymi oczami spojrzałem na Raviego – jego twarz wyrażała teraz troskę.
-Znowu się narobiłeś, co? – zapytał sadowiąc się przy mnie. Skinąłem mu głową w odpowiedzi czując się zbyt zmęczonym by używać mowy – Powinieneś rzucić tę robotę, tak samo jak picie kawy!
-Ravi…
-Dobrze wiesz, że to jest niezdrowe, nie powinieneś tak robić – skarcił mnie.
-Odstawie kofeinę, jeśli ty zostawisz papierosy – zaooponowałem – Obie rzeczy są tak samo szkodliwe.
Chłopak westchnął głośno, po czym czule mnie pocałował. Przywykłem już do tego dziwnego smaku, jaki pozostawiały po sobie „fajki” blondyna, on za to nie narzekał na gorycz kofeiny, którą tak się upijałem. Złapałem go za szyję prosząc tym samym o pogłębienie naszego pocałunku. Trwaliśmy w ten sposób przez kilka chwil, dopóki nie zabrakło nam tlenu.
-Proponuję gorący prysznic na rozluźnienie twoich spiętych mięśni – powiedział Ravi.
-Nie śmiem się nie zgodzić – odparłem krótko.
-------------------------------------------------------------------
Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz tak się kochaliśmy…Zazwyczaj wracałem do domu zupełnie wyczerpany, w godzinach, w których Ravi już słodko pochrapywał na sofie. Dzisiaj wcale nie było lepiej, jednak od początku czułem, że nie będzie w stanie dłużej się powstrzymywać. Kiedy tylko wyszliśmy spod prysznica nawet nie pozwolił mi się dokładnie wytrzeć. Pociągnął mnie za rękę do tonącej w mroku sypialni. Pomimo ciemności bez problemu odnalazł nasze wspólne łóżko, na które zostałem popchnięty. Blondyn w mgnieniu oka zawisł nade mną wyglądając jak wygłodniały drapieżnik czekający na najmniejszy błąd swojej ofiary. Popełniłem go w tym samym momencie, w którym wplotłem palce w jego włosy i ściągnąłem go w dół silnym szarpnięciem. Wpił się w moje usta obdarowując mnie niesamowicie namiętnym, spragnionym pocałunkiem. Poczułem jak zasysa się na dolnej wardze, którą po chwili przygryzł wywołując u mnie dreszcz. Nie chciałem pozostać mu dłużny – mój język pieścił jego podniebienie dodatkowo go pobudzając. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Ravi przylgnął do mojej szyi znacząc ją malinkami, które pewnie będą fioletowe przez jego zachłanność. Przyjdzie mi za to zapłacić ubraniem golfa, ale czego nie robi się dla ukochanego? Teraz obcałowywał mi obojczyki, ramiona, mostek. Czułem, że się rozpływam pod jego wpływem, miałem wrażenie, że gdyby mógł, zjadłby mnie w całości. Podobała mi się ta niesamowita rządza i każdy jęk czy westchnienie, które z siebie wydał. Znów złapałem go za włosy, gdy lizał moje nadwrażliwe na dotyk sutki. Nie omieszkał też ich przygryźć. Dłonie młodszego błądziły po moim brzuchu obniżając, co chwilę wysokość, aż głaskały skórę moich ud. Ich wnętrze było bardzo delikatne, więc pomimo tego, że zazwyczaj byłem cicho, teraz nie mogłem opanować pomruków rozkoszy.
-Leo~ - powiedział swoim głębokim głosem chłopak – Pragnę cię… - wraz z tymi słowami jego palce zamknęły się wokół mojej nabrzmiałej męskości. Ruchy, które z początku zdawały mi się być aż zbyt powolne wkrótce zmieniły się na szybkie i energiczne. Wynagrodziłem starania Raviego długimi jękami i zaciskaniem dłoni na jego ramionach. Pocałował mnie przeciągle, aby jeszcze bardziej mnie pobudzić. Czułem, że zaczyna mi być za dobrze, przyjemność rozlewała się po moim ciele jak gorąca czekolada. Blondyn przestał w odpowiedniej chwili, gdy już widziałem, że nie wytrzymam dłużej. Siedział teraz bokiem na łóżku przypatrując mi się. Wyciągnąłem ręce, żeby dotykać jego seksownych, umięśnionych, wytatuowanych ramion, klatki piersiowej i abs’a. Każdy najmniejszy mięsień to kurczył się to rozluźniał pod moimi palcami. Męskość mojego ukochanego stała na baczność gotowa do nowego zadania. Zerknąłem na jego twarz, którą oświetlało tylko nieśmiało wkradające się przez otwarte drzwi światło. Pocałowaliśmy się, ale żaden z nas nie liczył już jak wiele razy nasze wargi spotkały się ze sobą tego wieczoru.
-Chodź do mnie… - mruknął siadając wygodnie na łóżku tak, żeby nogi dotykały podłogi.
Szybko zrozumiałem, co miał na myśli, więc nie każąc mu dłużej czekać rozsiadłem się wygodnie na jego kolanach. Złapałem go za ramię, żeby unieść się nieco i powoli opaść nasuwając swoje pośladki idealnie na niego. Syknąłem z bólu, po tak długiej abstynencji trudno było mi od razu go w siebie przyjąć. Ravi ułożył dłonie na moich biodrach pomagając mi zejść niżej. Kiedy w końcu poczułem jak mnie wypełnia, zrobiłem kilka głębokich wdechów przyzwyczajając się do jego rozmiaru.  Kochaliśmy się bardzo długo starając się dawać sobie nawzajem jak najwięcej przyjemności. Gdy nie miałem już sił, żeby go ujeżdżać, blondyn przejął inicjatywę. W pokoju unosił się zapach seksu i naszych rozpalonych ciał. Pod koniec wtuliłem się w niego zdając sobie sprawę jak bliski jestem spełnienia. Ukochany objął mnie ściśle, przez co mój penis ocierał się o jego brzuch przy każdym ruchu.
-RAVI! – Wrzasnąłem w uniesieniu – SZYBCIEJ! J-JA JUŻ….A-A-AHHH~ - trafił idealnie w najczulszy punkt mojego ciała. Rozlałem się obficie brudząc nas oboje drżąc przy tym przyjemności.
-Daj mi jeszcze tylko chwilkę – powiedział ochrypłym głosem.
Po obiecanej „chwili” czułem już tylko jak wypełnia mnie cudowne ciepło…
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poranek przywitał mnie bardzo brutalnym wyrwaniem ze snu. Budzik dzwonił jak oszalały każąc mi wstawać do pracy, ale ja nie miałem najmniejszej ochoty ruszać się z łóżka. Było mi tak przyjemnie, tak wygodnie… Blondyn przygarnął mnie jeszcze bliżej siebie od razu słodko całując na „dzień dobry”.
-Nie pozwolę ci dzisiaj nigdzie wyjść~
Jego słowa podziałały jak kojący balsam i w tym momencie ponownie odpłynąłem ze zmęczenia. 

~*~
Podobało Ci się?
Twój komentarz bardzo mnie ucieszy ;) 

See you soon!
Bandur ;3



8 komentarzy:

  1. To było fajne, choć Leo x Ravi jakoś mi nie pasuje, obaj są seme więc.... no i jeszcze N, wole gdy jest z Leo ;3
    Nie mogę się doczekać Kaisoo, to mój ulubiony paring.
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAA Musiałam przeczytać to jeszcze raz i ponownie się dobić, dziękuje, zrobiłaś ze mnie masochistkę czuj się dumna xD Oah, na samym początku powiem jeszcze raz aaawww tak bardzo dużo szczegółów kocham kocham kocham najbardziej na świecie w twoim pisaniu i będę to powtarzać w nieskończoność ♥ Doskonale potrafią wprowadzić czytelnika w klimat, to takie piękne, zmęczony leoś z wilgotnymi włosami ;''') Palący Ravi z dziarami na prospie ♥_♥ no i oczywiście Mój kochany szantaż z kawą i papierosami, który tak bardzo mi się podobał ♥ No i przechodząc do "najgorszej" części, gdzie podłoga także i za tym przeczytaniem, stwierdziła że mnie nie puści i nie pozwoli mi wstać. kaskjakjklajjasjhjhshjkhjkahjhashghsg Leo i Ravi, tak bardzo osom! <3 i te ich ciałka, dziary Raviego, słodki delikatny Leoś to takie too much a dochodzący słodki uroczy leo to jeszcze więcej [*] [*] zabiłaś mnie ponownie, bo ponownie to przeczytałam, jak się z tym czujesz? xD AAAA Leooooooooooo uke mocno ♥♥♥♥ ... Rany co mnie podkusiło, żeby czytać to jeszcze raz teraz znów mam feelsy i umieram.... Być może to ta magia, którą skrywa twoje pisarstwo i dla mnie nie ważne czy to Leo i Ravi czy jarające wszystkich naokoło Kaisoo. to po prostu magia tego, że tak bardzo wprowadzasz w klimat i moim skromnym zdaniem potrafisz oczarować swoją "sztuką", tyle emocji, tyle wizji, chce się czytać i czytać.... ahhh... może już nie będę znów pisać wypracowania, tylko po prostu znów spróbuje złapać oddech i pogratuluje ci ciężkiej pracy i wytrwałości, mam nadzieje że wena zawsze będzie się ciebie trzymać, czy to czasem humorzaście czy też nie, ale żeby była, żebyś mogła zabijać swoją twórczością... <3 Hwaito!

    Anda =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałabym napisać coś konstruktywnego, ale zmęczenie daje się we znaki, a mózg nie pracuje tak jak powinien.... Musisz mi wybaczyć! ;;; Wracając do fika.... Bardzo mi się podobało! Samo wprowadzenie w nastrój, przy użyciu piosenek to fajny pomysł! Leo idealnie pasował do roli biurowego nędznika, a Ravi hmmm nie mam czego się przyczepić! Twoje opowiadanie jest bardzo lekkie i przyjemnie się je czyta. Nie przeczę czasem wciąż mi dziwnie czytać smuty, jednak tu nie miałam problemów, bo to nie pierwszy lepszy fik 13-latki, a naprawdę piękny opis miłości dwojga ludzi. Przyznam, że gorsze spotykałam w romansach z publicznej biblioteczki :P Gratulacje i dużo weny życzę! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle śwetny ficzek ;3
    Ravi i Leo <3 chyba teraz jeden z najpopularniejszych shipów xd
    Życzę weny i powodzenia ^^

    http://cnbluestory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sorki, że piszę z anonima. Ty Syśka elf.
    mam nadzieje, ze choć trochę mnie pamiętasz. Super opowiadanie!! Oby Wena Była Z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo 😻😻😻😻 . Kocham LR . I to opowiadanie . Pisz takich więcej . 😗😗😗😗😗 Weny Kochana 😙😘

    OdpowiedzUsuń
  8. Paring życia.
    Fanfic życia.
    Tak, to wygrało.

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś? Śmiało podziel się z nami swoją opinią! Jest ona dla nas bardzo ważna ^^