niedziela, 15 listopada 2015

Apology

Ayo~ Jak widzicie, od sierpnia wstawiam opowiadania co miesiąc. Postawiłam sobie pewien cel, toteż staram się do niego dotrzeć. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z regularności jaką udało mi się uzyskać ;) Tym razem napisałam coś trochę odbiegającego formą od pozostałych opowiadań. Natchnęła mnie piosenka iKON - Apology, z którą właśnie wrócili, toteż polecam włączyć ją przy czytaniu. Na chwilę obecną nie mam Wam nic więcej do przekazania, dlatego pozostaje mi, życzyć wszystkim miłego czytania. Enjoy!


Tytuł: Apology
Zespół: iKON
Paring: JunJin (Junhoe x Jinhwan)
Rodzaj: One-shot, slight-angst, songfic

~*~

Niebo.
Było zawsze w tym samym miejscu, w którym byłem z tobą. Wtedy nic więcej się nie liczyło. Ciepło twoich ramion, smak twoich ust, otaczający cię zapach. Nie mogłam znaleźć nic piękniejszego poza tym. Świat bez ciebie dla mnie nie istniał choćby w najmniejszym stopniu. Miałeś moje serce tylko dla siebie, oddałem ci je wraz z moją miłością, którą w tak okrutny sposób od siebie oddaliłeś i
Odszedłeś.
Sam nie wiem ile czasu siedziałem w zaciemnionym pokoju w naszym wspólnym łóżku. Wychodząc, tak naprawdę zabrałeś mnie ze sobą nawet o tym nie wiedząc. Całymi dniami zastanawiałem się, co takiego zrobiłem źle, że nie mogę już mieć cię przy sobie. Czym mogłem cię skrzywdzić najdroższy? Byłem pewien, że spakowałeś wszystkie swoje rzeczy, ale jednak coś zostało – biała koszula nosząca na sobie ślady ciebie. Przytuliłem ją do ciała myśląc o tobie, twoich dużych, delikatnych dłoniach na mojej bladej skórze. Nie powstrzymałem się od płaczu. Tracąc ciebie straciłem wszystko, ale mimo to…
Trwałem.
Żałosne resztki egzystencji tłoczące się we mnie z trudem wprawiały w ruch półmartwe, pęknięte serce. Tego wieczoru zasnąłem zmożony bólem, jaki sprawiło mi twoje zniknięcie. Obudziłem się w swoim sennym marzeniu obok ciebie. Leżeliśmy w płowym zbożu trzymając się za ręce i patrząc na siebie nawzajem. Zdawałeś mi się być nierealny, tak jak za każdym razem. Nigdy nie uważałem cię za postać z tego świata, szczególnie, gdy do moich uszu docierał twój głęboki, kojący duszę głos. Dotknąłem dłonią twojego ciepłego policzka, na co uśmiechnąłeś się smutno. Dlaczego?  Dlaczego nawet w moich snach musimy oboje cierpieć? Zacząłeś robić się przezroczysty, a niebo nad nami spowiły ciemnoszare chmury, spadł deszcz. Lodowate krople otuliły mnie chłodem gasząc ostatni płomień nadziei. Wykrzyczałem twoje imię w nicość. Nagle znalazłem się w zupełnie innym miejscu, choć ono też było pustkowiem. Wokół znajdowały się tylko ponure mogiły i krzyże, a na jednym z nich siedziałem ja. Dopiero po chwili dostrzegłem, że obejmuje twoje pozbawione życia ciało. Ten koszmar nie chciał dobiec końca, to było
Piekło.
Straciłem wiarę. Przecież już więcej cię nie zobaczę, nie istniejesz, nie ma cię, ponieważ mnie nie chciałeś. Łudziłem się, czasem jeszcze karmiąc się własnym kłamstwem, którego gorzkość przełykałem z dziwną przyjemnością. Tak przecież było lepiej – myśleć, że wrócisz. Żyłem jak cień pośród ludzkich istot, snułem się ulicami szukając cię w odbiciach mijanych witryn, okien, szyb samochodów. Tęskniłem, gdybyś tylko wiedział jak bardzo i oddałbym wszystko abyś
Wrócił.
Usłyszałem ciche brzęczenie dzwonka do drzwi. Kto może czegoś chcieć? Nawet nie ruszyłem się z miejsca, żeby otworzyć. Dźwięk nie chciał jednak ustać, więc w końcu zdecydowałem, że sprawdzę, kim jest przybysz. Niczego nie udało mi się zobaczyć przez wizjer. Niepewnie przekręciłem zamek, złapałem za klamkę. Do mojego mieszkania wpadła łuna białego światła z klatki schodowej. Zmrużyłem podrażnione oczy, ale nim przywykły do jasności ten ktoś wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. Przestraszyłem się, zimny pot spłynął mi po skroni.
-Przepraszam... – Serce niespokojnie zakołatało w mojej piersi – Przepraszam… - straciłem oddech.
Wizję zamazały mi łzy… Nie wiedziałem, co zrobić widząc jak klęczysz przede mną trzymając mnie za dłonie. Ucałowałeś ich wnętrze a potem przytuliłeś je do swoich nagrzanych policzków. Na podłodze leżał bukiet burgundowych róż owiniętych w celafon. Wyglądały tak przepięknie…
-J-J-Junhoe – zająknąłem się.
-Przepraszam, że cię opuściłem… Chciałbym do ciebie wrócić – ten głos, ten cudowny głos, który przyprawiał mnie o dreszcze – Przyjmiesz mnie z powrotem, Jinhwan? – Straciłem siły, upadłem tuż przed tobą, cały ból nagle zniknął.
-Tak, tak, po stokroć tak… - zapłakałem łapiąc się ciebie kurczowo, czując się wolnym. Teraz już nie mogłem pozwolić, abyś zniknął. Przytuliłeś mnie, a wtedy jak narkoman upoiłem się twoim zapachem – Kocham cię – wyszeptałem. Odsunęliśmy się od siebie na moment, który wykorzystałeś, aby złączyć nasze wargi w stęsknionym pocałunku. Kolejny był namiętny, pełen pasji i pożądania.
-Ja też cię kocham, uświadomiłem sobie, że jesteś dla mnie wszystkim, hyung…
Moją duszę ogarnął spokój, ciało oddało się w ręce kochanka. Wrócił każdy idealny moment, wspaniała chwila, nie mogłem uwierzyć w jego powrót nawet, gdy obudziłem się przy nim następnego ranka, w pościeli usłanej płatkami kwiatów.  Wraz z nim wróciło życie, wróciłem ja, wróciło
Niebo.

~*~

Co sądzisz?
Czekam na twój komentarz ;)

See you soon!

Bandur ;3

Junhoe i Jinhwan

poniedziałek, 12 października 2015

When the maknae...

Ayo~ Dawno się nie widzieliśmy, prawda? Cóż, muszę przyznać, że szkoła nieźle daje w kość. Nie chcę się jednak w tym momencie nad tym rozwodzić, bo to blog dla fanfików. Mając chwilę wolnego czasu i nieco weny zaplanowałam kilka krótkich opowiadań z pewnym kochanym zespołem. Dzisiaj wstawiam jedno z nich~ Może nie jest to coś szczególnie wybitnego, jednak chciałam się z Wami podzielić nowym fanfikiem, który stworzyłam z pomocą Dooors.Mam nadzieję, że się spodoba i podbije wasze serca. Proszę, wyczekujcie następnych prac! 

Chanwoo i Yunhyeong

Tytuł: When maknae feels something new
Zespół: iKON
Paring: YunChan (Yunhyeong x Chanwoo)
Rodzaj: One-shot, fluff

~*~
Samochód niespiesznie pokonywał kolejne kilometry w drodze na jedno z lotnisk znajdujących się na obrzeżach miasta. Wszyscy starali się zachowywać względny spokój, chociaż możliwość nagrania kolejnego teledysku przepełniała naszą siódemkę ogromną radością. Po wielu trudnych chwilach, momentach zwątpienia i ciężkiej, mozolnej pracy nareszcie mogliśmy czerpać przyjemność z debiutu. Pogrążony bez reszty w rozmyślaniach na temat dzisiejszego dnia, zupełnie nie zwracałem uwagi na to, co dzieje się wokół mnie. Pewnie i tak, to, co zwykle – Bobbiego roznosiło ADHD, którym zarażał B.I, Junhoe przeglądał się we wszystkim, co możliwe, a Jinhwan rozmawiał z Donghyukiem. Ja po prostu siedziałem cicho nie chcąc nikomu wadzić swoją osobą, co musiał zauważyć ostatni ze starszych członków zespołu – Yunhyeong. Wszyscy się mną opiekowali, ale miałem wrażenie, że on zwraca na mnie szczególną uwagę. Wstydziłem się takich momentów, bo przecież nie znaliśmy się jakoś specjalnie długo. W pewnej chwili poczułem czyjaś dłoń na moim kolanie. Nerwowo spojrzałem w bok od razu napotykając pogodny uśmiech Yuna.
-Już prawie jesteśmy! – Zawołał zadowolony przyciskając palec do szyby, żeby pokazać mi dosyć wyraźny fragment pasa startowego. Nadal jednak trzymał rękę w tym samym miejscu, a ja czułem, że nie zniosę spokojnie jego dotyku. Przeszył mnie trudny do określenia dreszcz emocji, nie byłem pewien czy się cieszę, czy denerwuję.  Nie chciałem wzbudzić jego podejrzeń, więc starałem się okazać radość, że zaraz będziemy na miejscu…
*pół godzin później*
Przez cały czas poświęcony na przerwy w nagrywaniu starałem się unikać starszego z obawy, że znów tak dziwnie się poczuję. Dodatkowo bałem się, że zarejestruje to kamera. Bobby hyung nie miał nic przeciwko temu, żebym trzymał się blisko niego, więc w pełni z tego skorzystałem. Po skończeniu kilkunastu kolejnych ujęć wygłupialiśmy się w najlepsze. Yun pojawił się przy Hanbinie, a ja nie byłem w stanie dalej go ignorować. Przysunąłem się bliżej obu czekając, aż skończą rozmowę i wtedy złapałem jego dłoń w swoją. Miałem wrażenie, że w moje serce wbił się niewidzialny szpikulec – chłopak praktycznie od razu odtrącił mój gest. Ogarnął mnie ogromny smutek, nie tego oczekiwałem… Czując, że łzy za chwilę popłyną mi po policzkach, odwróciłem się od reszty chcąc szybko zrobić ze sobą porządek. Wierzchem dłoni ścierałem słone kropelki próbują nie zanieść się płaczem. Niedane mi było zostać samemu, bo odezwał się do mnie zmartwiony Junhoe:
-Chanwoo?  Co się stało?
-N-nic, hyung… - powiedziałem ledwo-słyszalnym głosem.
-Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – odparł, po czym złapał mnie za brodę –Popatrz na mnie i powiedz, że wszystko jest w porządku.
Opuściłem wzrok tym samym unikając jego intensywnego spojrzenia.
-Skoro mnie nie chcesz powiedzieć to muszę kogoś zawołać – westchnął –Yunhyeoooooooong!
Serce niespokojnie zabiło na dźwięk imienia starszego, a w brzuchu poczułem nieprzyjemny ucisk.
-Nie, proszę, nie! – Krzyknąłem, ale było już za późno, bo chłopak o szarych włosach zbliżał się coraz szybciej.
-Yun, nasze makane coś kręci, więc może tobie uda się znaleźć sposób, żeby się wygadał. Przy mnie udaje, że zapomniał języka!
Gdy blondyn odszedł zapanował między nami naprawdę nieręczna cisza. Zastanawiałem się czy Yunhyeong, w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać po tym, jak uciekałem przed nim przez cały dzień.
-Powiedz mi, czy zrobiłem dzisiaj coś złego?  - Zapytał marszcząc brwi w zastanowieniu.
Pokręciłem przecząco głową nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów określających całe to zdarzenie.
-Ciągle mnie unikasz…nawet teraz nie chcesz na mnie popatrzeć. Co takiego cię we mnie odpycha?
W dalszym ciągu milczałem bojąc się odezwać, bo teraz byłem jednocześnie smutny, zmieszany i zawstydzony. Czułem, że ta „rozmowa”, jeszcze trochę potrwa… Przytłoczony emocjami usiadłem na chłodnym asfalcie skupiając wzrok na stopach. Spostrzegłem, że starszy zajął miejsce tuż obok mnie, żebyśmy stykali się nieco ramionami.
-Chan, odezwij się wreszcie!  - Nie rozumiałem w tym momencie niczego. On był…zawiedziony?
-Przepraszam… - wyszeptałem – Po prostu czuję się przy tobie jakoś tak, sam nie wiem, inaczej? W dziwny sposób reaguję, kiedy jesteś blisko. I jeszcze ten moment w samochodzie…a kiedy odtrąciłeś moją rękę, to… - wziąłem głęboki oddech – Naprawdę cię lubię Yunhyeong hyung
-Malhaji anhado neukkimi wa~* - Yun zaśpiewał fragment z „My Type”, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
Jeszcze większe szczęście poczułem w tej samej chwili, w której złączył ze sobą nasze dłonie – czekałem na to przez cały dzień…
-Ja też cię lubię Chanwoo –ya – jego ciepłe wargi musnęły moją skroń.  Spojrzałem mu wreszcie w oczy odnajdując w nich spokój.
Ten krótki, bądź co bądź, uroczy moment przerwał Hanbin. Kucnął, przyglądając się nam badawczo.
-A co wy tu robicie, hmmm?
-My… - zaczął Yunhyeong.
-Oby to był tylko bromance, bo inaczej wszystkim powiem, że robisz brzydkie rzeczy z naszym „nielegalnym” makane! – zaśmiał się w głos, ale jego mina zrzedła gdy na horyzoncie pojawił się Bobby – Szlak…
-HANBINNIE! NIE UCIEKAJ ODE MNIE! ;;;
Zaśmialiśmy się obaj i hyung oparł głowę na moim ramieniu...

~*~
*Even if you don't say anything, I have a feeling

.

Podobało się? 
Czekam na twój komentarz, drogi Jelonku~
See you soon! 

Bandur ;3 

czwartek, 3 września 2015

Beautiful Lair

Ayooo~ Dzisiaj na moim blogu ponownie zagości duet LR, który nadal nie przestaje mnie sobą "zadręczać". Tym razem przygotowałam miniaturę w postaci droubbla, który jest prezentem dla Dooors~ W zasadzie to dzięki niej powstał ten ficzek, bo mnie o niego poprosiła~ Obie obejrzałyśmy jacket photoshoot do Beautiful Lair jarając się jak pochodnie (feelsy xd). Myślę, że we wrześniu jeszcze coś się tutaj pojawi, bo chcę dotrzeć do wyznaczonego sobie celu. Dziękuję za ostatnie komentarze i każde Wasze miłe słowa ;) Droga Syśko Elf~ Oczywiście, że o Tobie pamiętam!:D Jeżeli mielibyście jakaś propozycję (minus Kaisoo) to zawsze możecie o niej wspomnieć, spróbuje coś z tym zrobić ^^ Wena i natchnienie na razie dopisują~ Życzę wam miłego czytania Jelonki! <3


Zespół: VIXX
Paring: Levi (Leo x Ravi)
Rodzaj: Droubble, Fluff, 

~*~ 

Flesz.
Więcej światła.
Soczewka aparatu skupia się wyłącznie na nich.
Kolejne zdjęcie, które trafi do photobooka było gotowe.
Brunet uniósł dłoń w obronnym geście, aby za chwilę zakryć nią usta stojącego przed nim chłopaka. Ich spojrzenia na moment skrzyżowały się ze sobą, obaj poczuli coś, czego nie potrafili wyjaśnić. Z jednej strony było to jakieś dziwne i niewyjaśnione przyciąganie, z drugiej – chęć zaśmiania się.
Gdy sesja dobiegła już końca, Leo wraz z Ravim udali się do garderoby, żeby przebrać się w normalne rzeczy. Po kilku minutach byli już gotowi do wyjścia, jednak nim starszy z dwójki zdołał złapać za klamkę, jego przyjaciel zastąpił mu drogę. Uśmiechnął się uroczo, przez co kości policzkowe bardziej się uwidoczniły. Taekwon musiał przyznać, że serce szybciej zabiło mu na ten widok.
-Wonsik, o co chodzi? – Zapytał, starając się na niego nie patrzeć.
Blondyn dotknął jego policzka ostrożnie wodząc po nim kciukiem. Zbliżył się do niego znacząco ograniczając dzielącą ich ciała przestrzeń.
-Chciałem to zrobić od samego początku – wyznał raper pochylając się ku twarzy starszego.
Pocałunek był bardzo ostrożny, nieśmiały i idealnie wyważony. Wolne tempo sprawiło, że Leo pozwolił sobie na oddanie czułości.
-Jesteś naprawdę uroczy~
-Nieprawda…n-nie mów tak - odparł zawstydzony wokalista
~Beautiful, beautiful lair…

~*~ 
Podobał Wam się fanficzek? 
Napisz proszę komentarz, Jelonku~ 
See you soon!

Bandur ;3

piątek, 28 sierpnia 2015

After Hours

Cześć Jelonki~ W tym miesiącu zebrała się we mnie jakaś magiczna energia i wena, które sprawiły, że napisałam następnego (tym razem dłuższego) fanfika~ Dla tych, którzy oczekują Kyunjeonga albo Kaisoo - wszystko przed nami, dajcie mi tylko czas jak do tej pory. Mam nadzieje, że dobra passa jeszcze się utrzyma i pozwoli mi tworzyć. Została mi jeszcze odrobinka wakacji, jednak po nich niestety zacznie się najcięższy rok w szkole. Zobaczymy jak to będzie, ale na pewno nie porzucę bloga, bo za bardzo przywiązałam się do niego a przede wszystkim do Was, do moich czytelników, którzy dzielnie sprawdzają czy jest coś nowego. Dziękuję za tak liczy odzew pod ostatnim opowiadaniem! Moje serduszko naprawdę rozradowało się od Waszych słów <3 Dzisiaj ponownie zagoszczą tutaj VIXX, ale za to w duecie. LR natchnęli mnie swoim teledyskiem i całą tą otoczką, którą wokół siebie stworzyli. Jestem totalnie oczarowana, wiec oto wyniki pracy. Zapewne dalej będzie dla Was za mało,ale fakt 4 strony jak na mnie, to prawie nic. Po przerwie w pisaniu powoli wracam do formy~ Mam nadzieję, że to opowiadanie również się spodoba i, że zostanie tak samo miło przyjęte.


Zespół: VIXX
Paring: Levi (Leo x Ravi) 
Rodzaj: Yaoi, Songfick, One shot

Drogi Jelonku!
Zanim zaczniesz czytać, włącz proszę dodaną przeze mnie piosenkę. Fanfik był nią bardzo mocno inspirowany, więc świetnie odda klimat i umili czytanie! ~PIOSENKA~ . Ta jest do odsłuchania aż do ------, później polecam włączyć np. to: ~PIOSENKA 2~
Enjoy!

~*~ 

Noc objęła swoimi ramionami całe miasto, które teraz pogrążone było w wieczornej mgle. Deszcz siąpił już od dobrych kilku godzin zostawiając na szybach smutne smugi. Zawsze miałem wtedy wrażenie, że Niebo płacze za nasze wszystkie złe uczynki. Świat potrafił być momentami naprawdę zatrważający i okrutny. Zerknąłem jeszcze raz na ulicę, która teraz była daleko pode mną. Na najwyższym piętrze drapacza chmur człowiek czuł się jak władca, a był tylko nędzną mrówką robotnicą w tym wielkim mrowisku nazwanym Ziemią. Wychodząc z biura zacząłem zakładać na siebie swój ciepły, czarny płaszcz. Chłód przeszył moje ciało, a lodowate krople zrosiły zmęczoną twarz. Pomimo wypitych przeze mnie jedenastu kubków kawy wcale nie czułem się lepiej. Chciałem już tylko znaleźć się w apartamencie tuż przy nim i słuchać jak spokojnie bije jego serce podczas snu, jak delikatnie oddycha korzystając z danych mu godzin odpoczynku. Przez zamyślenie wszedłem w kałużę, co sprawiło, że buty nabrały wody. Niech to szlak… - mruknąłem w myślach dalej brnąc przez tonący w anielskich łzach parking. Obróciłem w palcach breloczek z kluczykami i otworzyłem drzwi samochodu za pomocą pilota. Wrzuciłem teczkę na siedzenie pasażera, po czym usiadłem na swoim fotelu za kierownicą. Włączyłem silnik. Deska rozdzielcza przywitała mnie błyskiem światełek. Dłonią sięgnąłem do pokrętła zmieniającego temperaturę, bo nie cierpiałem marznąć. Nastawiłem radio na odpowiednią częstotliwość i teraz sączyła się z niego przyjemna, kojąca muzyka. Wyjechałem na mokrą drogę, po której sunąłem moim czarnym Audi Q7. Ulice lśniły w przytłumionym, nocnym świetle. Nieliczni ludzie szybkim krokiem zmierzali zapewne w kierunku swoich mieszkań tak jak ja. Przyspieszyłem nieco, bo prawie nikt przede mną nie jechał. Z łatwością wyprzedziłem kilka samochodów, aby móc rozkoszować się jazdą. Wkrótce skręciłem w lewo bez większego zastanowienia, bo doskonale znałem drogę. Utwór w radio zmienił się na klasyczny jazz, który dodatkowo mnie relaksował po ciężkim dniu w mojej korporacji. Stres uchodził ze mnie powoli z każdym kolejnym oddechem. Starałem się pozbyć wszelkich złych myśli, które kłębiły się w moim wnętrzu przez cały dzień. Do domu było już całkiem niedaleko, ale zdecydowałem się zmienić trasę. Wybrałem się na nocną przejażdżkę po opustoszałym mieście. Wycieraczki starały się jak najlepiej zbierać niechcianą wodę z przedniej szyby. Dzisiaj wyjątkowo zakłócała widoczność sprawiając, że wszystko wyglądało jak dzieło impresjonisty. Przejechałem pod wiaduktem gdzie oświetlenie było dużo jaśniejsze, białe. Metr za metrem wszystko się zmieniało. W deszczu wszystko wyglądało inaczej, trudno było mi jednak powiedzieć, co czułem spoglądając na taki ponury krajobraz. Właśnie wtedy minąłem kolejny znak ograniczenia prędkości, który zignorowałem. Nie chciałem jechać tak jak właśnie mi kazano, chciałem poczuć, że jestem wolny, choć przez chwilę. Dość miałem przepisów, zarządzeń i poleceń. Nawet, jeżeli jesteś na wysokim stanowisku to i tak musisz kogoś słuchać. Każdego dnia zastanawiałem się, co właściwie tam robię, dlaczego nie podjąłem się zrobienia czegoś w kierunku spełnienia marzeń i dlaczego siedziałem za biurkiem przez wiele godzin patrząc w jarzący się monitor. Wybacz, musisz jeszcze na mnie poczekać – powiedziałem na głos myśląc o kimś, kto teraz zapewne wylegiwał się przed telewizorem. Skierowałem się na wyjazd z miasta gdzie nie było już latarni, neonów ani wielkich reklam. Panowała tam zupełna ciemność przerywana jedynie przez światła innych samochodów. Krążyłem tak jeszcze długo dopóki nie zjechałem na lewy pas prowadzący do odpowiedniej dzielnicy. Zacząłem cicho śpiewać ulubioną piosenkę, którą właśnie zaserwował mi radiowy dj. Mój głos niósł się po wnętrzu pojazdu i powracał do moich uszu już prawie, jako szept. Miłowałem ciszę ponad wszystko, była tak cudowna, magiczna. Można w niej odnaleźć tajemniczość, spokój albo coś zupełnie nowego, czego jeszcze do tej pory nie znaliśmy. Jeździłem tak z dobre czterdzieści minut bez większego celu, chciałem się po prostu w ten sposób zrelaksować. Przyjechałem pod apartamentowiec naprawdę późno, miałem nadzieję, że nie zmartwię tym za bardzo ukochanego. Zaparkowałem na moim stałym miejscu niedaleko wejścia do klatki schodowej. Wysiadłem z auta i szybkim krokiem podszedłem do drzwi nie chcąc zmoknąć, choć moje włosy i tak zrobiły się wilgotne. Przez to zaczęły się delikatnie zawijać tworząc fale z czarnych, lśniących kosmyków. Czekała mnie jeszcze tylko przejażdżka windą na górę by móc w pełni rozkoszować się świętym spokojem, chociaż była już dwudziesta druga. Odetchnąłem głośno, kiedy krótki charakterystyczny dźwięk oznajmił mi, że byłem już na odpowiednim piętrze. Wyszedłem na długi korytarz, który ciągnął się w obu kierunkach wydając się być nieskończenie długi. Apartament, który zamieszkiwałem znajdował się po prawej stronie dość blisko windy. Nie było to jakieś szczególnie wielkie lokum, specjalnie nawet wybrałem to mniejsze, żeby było bardziej przytulnie. Zrobiłem kilkanaście kroków i znalazłem się pod czarnymi, lakierowanymi drzwiami. Przekręciłem metalową gałkę dostając się tym samym do środka – jak zawsze zapomniał ich zamknąć na górny zamek. Ja za to zrobiłem to od razu po wejściu. Wewnątrz panował półmrok rozświetlany przez lampę stojącą na niedużym, kwadratowym stoliku w kolorze kości słoniowej. Rozejrzałem się dokoła – chłopak o białych włosach siedział ze znudzeniem przed telewizorem. Przyjął wygodną pozycję, która wyglądała dosyć zabawnie, a przez chwilę nawet wydawało mi się, że całkiem zsunie się z sofy. Na razie zdawał się mnie nie zauważyć, jednak nie miałem nic przeciwko temu. Zdjąłem buty i płaszcz, a teczkę zostawiłem gdzieś na podłodze, bo w tym momencie najmniej mi na niej zależało. Powlokłem się do kremowej sofy z miękkim obiciem, na której siedziało uosobienie mojego szczęścia. Bez słowa usiadłem tuż obok niego od razu kładąc mu głowę na ramieniu. Poczułem jak obejmuje mnie w pasie a potem całuje we włosy. Żadne z nas nie przerwało prawie idealniej ciszy, tylko telewizor dawał o sobie znać. Byłem naprawdę zmęczony całym dniem w pracy, a on zdawał się to doskonale rozumieć. Złapaliśmy się za ręce i siedzieliśmy tak jakiś czas, dopóki nie usłyszałem jego głębokiego głosu.
-Leo wybacz, mam ochotę zapalić – powiedział odruchowo sięgając po zaczętą już paczkę papierosów, która leżała na gazecie. Nie puściłem jednak jego ręki, przez co trudniej było mu wstać.
-Nie chce, żebyś wychodził na balkon. Deszcz pada… - oznajmiłem cicho jak to miałem w zwyczaju.
-Przecież nic się nie stanie, za bardzo się martwisz – rzucił na odchodne przy okazji pieszcząc mój policzek. Przy tej okazji spojrzałem na jego wytatuowane ręce. Rysunki na skórze Raviego były duże i bardzo wyraźne, a na dodatek był ich sporo. Mogłem z zamkniętymi oczami wymienić każdy, który zdobił jego ciało nie tylko w tym miejscu. Znałem go wystarczająco długo, aby dokładnie zapamiętać każdy wzór. Kiedy tak obserwowałem jak chłopak wypuszcza z ust białą mgiełkę, przypomniała mi się chwila naszego pierwszego spotkania. Bałem się wtedy, że przez moją ponurą aurę nigdy na mnie nie spojrzy, ale zostałem niezwykle zaskoczony, w momencie, w którym zapytał czy może usiąść obok. Rozmyślania przerwał mi dźwięk zamykanych drzwi, co znaczyło tylko tyle, że blondyn skończył palić. Idąc w moją stronę wziął ze stolika pilota i wyłączył telewizor, którego nie mieliśmy zamiaru oglądać. Półprzymkniętymi oczami spojrzałem na Raviego – jego twarz wyrażała teraz troskę.
-Znowu się narobiłeś, co? – zapytał sadowiąc się przy mnie. Skinąłem mu głową w odpowiedzi czując się zbyt zmęczonym by używać mowy – Powinieneś rzucić tę robotę, tak samo jak picie kawy!
-Ravi…
-Dobrze wiesz, że to jest niezdrowe, nie powinieneś tak robić – skarcił mnie.
-Odstawie kofeinę, jeśli ty zostawisz papierosy – zaooponowałem – Obie rzeczy są tak samo szkodliwe.
Chłopak westchnął głośno, po czym czule mnie pocałował. Przywykłem już do tego dziwnego smaku, jaki pozostawiały po sobie „fajki” blondyna, on za to nie narzekał na gorycz kofeiny, którą tak się upijałem. Złapałem go za szyję prosząc tym samym o pogłębienie naszego pocałunku. Trwaliśmy w ten sposób przez kilka chwil, dopóki nie zabrakło nam tlenu.
-Proponuję gorący prysznic na rozluźnienie twoich spiętych mięśni – powiedział Ravi.
-Nie śmiem się nie zgodzić – odparłem krótko.
-------------------------------------------------------------------
Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz tak się kochaliśmy…Zazwyczaj wracałem do domu zupełnie wyczerpany, w godzinach, w których Ravi już słodko pochrapywał na sofie. Dzisiaj wcale nie było lepiej, jednak od początku czułem, że nie będzie w stanie dłużej się powstrzymywać. Kiedy tylko wyszliśmy spod prysznica nawet nie pozwolił mi się dokładnie wytrzeć. Pociągnął mnie za rękę do tonącej w mroku sypialni. Pomimo ciemności bez problemu odnalazł nasze wspólne łóżko, na które zostałem popchnięty. Blondyn w mgnieniu oka zawisł nade mną wyglądając jak wygłodniały drapieżnik czekający na najmniejszy błąd swojej ofiary. Popełniłem go w tym samym momencie, w którym wplotłem palce w jego włosy i ściągnąłem go w dół silnym szarpnięciem. Wpił się w moje usta obdarowując mnie niesamowicie namiętnym, spragnionym pocałunkiem. Poczułem jak zasysa się na dolnej wardze, którą po chwili przygryzł wywołując u mnie dreszcz. Nie chciałem pozostać mu dłużny – mój język pieścił jego podniebienie dodatkowo go pobudzając. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Ravi przylgnął do mojej szyi znacząc ją malinkami, które pewnie będą fioletowe przez jego zachłanność. Przyjdzie mi za to zapłacić ubraniem golfa, ale czego nie robi się dla ukochanego? Teraz obcałowywał mi obojczyki, ramiona, mostek. Czułem, że się rozpływam pod jego wpływem, miałem wrażenie, że gdyby mógł, zjadłby mnie w całości. Podobała mi się ta niesamowita rządza i każdy jęk czy westchnienie, które z siebie wydał. Znów złapałem go za włosy, gdy lizał moje nadwrażliwe na dotyk sutki. Nie omieszkał też ich przygryźć. Dłonie młodszego błądziły po moim brzuchu obniżając, co chwilę wysokość, aż głaskały skórę moich ud. Ich wnętrze było bardzo delikatne, więc pomimo tego, że zazwyczaj byłem cicho, teraz nie mogłem opanować pomruków rozkoszy.
-Leo~ - powiedział swoim głębokim głosem chłopak – Pragnę cię… - wraz z tymi słowami jego palce zamknęły się wokół mojej nabrzmiałej męskości. Ruchy, które z początku zdawały mi się być aż zbyt powolne wkrótce zmieniły się na szybkie i energiczne. Wynagrodziłem starania Raviego długimi jękami i zaciskaniem dłoni na jego ramionach. Pocałował mnie przeciągle, aby jeszcze bardziej mnie pobudzić. Czułem, że zaczyna mi być za dobrze, przyjemność rozlewała się po moim ciele jak gorąca czekolada. Blondyn przestał w odpowiedniej chwili, gdy już widziałem, że nie wytrzymam dłużej. Siedział teraz bokiem na łóżku przypatrując mi się. Wyciągnąłem ręce, żeby dotykać jego seksownych, umięśnionych, wytatuowanych ramion, klatki piersiowej i abs’a. Każdy najmniejszy mięsień to kurczył się to rozluźniał pod moimi palcami. Męskość mojego ukochanego stała na baczność gotowa do nowego zadania. Zerknąłem na jego twarz, którą oświetlało tylko nieśmiało wkradające się przez otwarte drzwi światło. Pocałowaliśmy się, ale żaden z nas nie liczył już jak wiele razy nasze wargi spotkały się ze sobą tego wieczoru.
-Chodź do mnie… - mruknął siadając wygodnie na łóżku tak, żeby nogi dotykały podłogi.
Szybko zrozumiałem, co miał na myśli, więc nie każąc mu dłużej czekać rozsiadłem się wygodnie na jego kolanach. Złapałem go za ramię, żeby unieść się nieco i powoli opaść nasuwając swoje pośladki idealnie na niego. Syknąłem z bólu, po tak długiej abstynencji trudno było mi od razu go w siebie przyjąć. Ravi ułożył dłonie na moich biodrach pomagając mi zejść niżej. Kiedy w końcu poczułem jak mnie wypełnia, zrobiłem kilka głębokich wdechów przyzwyczajając się do jego rozmiaru.  Kochaliśmy się bardzo długo starając się dawać sobie nawzajem jak najwięcej przyjemności. Gdy nie miałem już sił, żeby go ujeżdżać, blondyn przejął inicjatywę. W pokoju unosił się zapach seksu i naszych rozpalonych ciał. Pod koniec wtuliłem się w niego zdając sobie sprawę jak bliski jestem spełnienia. Ukochany objął mnie ściśle, przez co mój penis ocierał się o jego brzuch przy każdym ruchu.
-RAVI! – Wrzasnąłem w uniesieniu – SZYBCIEJ! J-JA JUŻ….A-A-AHHH~ - trafił idealnie w najczulszy punkt mojego ciała. Rozlałem się obficie brudząc nas oboje drżąc przy tym przyjemności.
-Daj mi jeszcze tylko chwilkę – powiedział ochrypłym głosem.
Po obiecanej „chwili” czułem już tylko jak wypełnia mnie cudowne ciepło…
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Poranek przywitał mnie bardzo brutalnym wyrwaniem ze snu. Budzik dzwonił jak oszalały każąc mi wstawać do pracy, ale ja nie miałem najmniejszej ochoty ruszać się z łóżka. Było mi tak przyjemnie, tak wygodnie… Blondyn przygarnął mnie jeszcze bliżej siebie od razu słodko całując na „dzień dobry”.
-Nie pozwolę ci dzisiaj nigdzie wyjść~
Jego słowa podziałały jak kojący balsam i w tym momencie ponownie odpłynąłem ze zmęczenia. 

~*~
Podobało Ci się?
Twój komentarz bardzo mnie ucieszy ;) 

See you soon!
Bandur ;3



środa, 12 sierpnia 2015

You're gonna like this play~

Dzisiaj bez wstępu, bo nie czuję, żebym miała cokolwiek konkretnego do powiedzenia. Mam nadzieje, że ten króciutki fanfik odrobinę umili wam czas.
Miłego czytania Jelonki~


Zespół: HISTORY
Paring: Kyungil x Yijeong
Typ: Droubble/Fluff

*
Don’t stop me, I can’t hold it in
You’re gonna like this play
~*~
Wystarczył ten krótki, pojedynczy uśmieszek, żebym zrozumiał, że coś się święci. Blisko, coraz bliżej, za chwilę zjawi się obok i ustawi plecami do widowni, a wtedy szarpnę go za włosy, pociągnę w dół, ujrzę iskierki w jego oczach.  Wszystko miało iść zgodnie z planem, ale od początku ten występ nie wydawał się należeć do schematycznych, takich bez żadnych niespodzianek. Fanservice, czyli coś, na co wszyscy czekali. Wers za wersem, kwestia za kwestią…Byłem gotów na swój ruch, ale Yijeong mnie zaskoczył. Wyciągnął dłonie, w które po chwili ujął moją twarz. Miłe ciepło. Chłopak zamknął oczy, ułożył usta w dziubek, zbliżył się. Roześmiałem się i sam złapałem go za buzię, ale tylko po to, żeby go odsunąć. Chyba właśnie powstrzymałem najlepszą akcję stulecia…
*15 minut później*
Nie potrafiłem wyrzucić z myśli jego rozczulonego spojrzenia, które pochłaniało mnie całego. Zobaczyłem go na końcu korytarza - szedł szybkim, zdecydowanym krokiem, a chwilę później był obok. Ignorując moje protesty popchnął mnie za ścianę, zamknął przestrzeń między naszymi ciałami. Spragnione usta złączone z moimi w namiętnym pocałunku, którego najchętniej bym nie przerywał…
Odsunął się, cholera...
-Tyle musi ci wystarczyć draniu~

I odszedł. 

-----------------------------------------------------
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz swój komentarz~
Do zobaczenia,
Bandur ;3


wtorek, 30 czerwca 2015

Prince of silence

Koniec czerwca przyniósł mi prezent w postaci natchnienia na to opowiadanie. Pisałam je dosyć długo głównie przez to, że nie mogłam ruszać dalej. Na szczęście dzięki wspaniałej pomocy moich przyjaciółek fanfik został ukończony. Jest to pierwszy taki wytwór mojej wyobraźni, bo jeszcze nie próbowałam pisania z tagiem "childhood". Zdarzyło mi się czytać coś z tego gatunku, uznałam ge za niezmiernie uroczy i też postanowiłam stworzyć coś takiego~ Oby przypadł wam do gustu, bo nie wiem czy język jest taki jak zazwyczaj chwalicie. Mam nadzieję, że ta ogromna dawka cukru zaspokoi wasze pragnienie na moją twórczość na jakiś czas. Niczego nie będę obiecywać bowiem obietnice bez pokrycia nie mają najmniejszego sensu. Tymczasem, życzę wam miłych wakacji oraz cierpliwości do mnie~ Przy okazji dziękuję za ostatnie komentarze. Bardzo się cieszę, że znajdują się duszyczki, które przypadkowo odkrywają Love is the only way i od razu się w nim zakochują. Postaram się odpowiedzieć na wasze "ślady", więc sprawdźcie miejsca gdzie je pozostawiłyście. Zapraszam do czytania~


Paring: Neo (N x Leo) / (Hakyeon x Taekwon)
Uwagi: Momentami wchodzi w ultrafluff, ale nie ma się czego bać ;)

~*~
Urocze dziecięce śmiechy wypełniały przestronne przedszkolne pomieszczenie. Światło równomiernie wpadało do niego przez duże, odsłonięte okna i dawało wrażenie przyjemnego ciepła. Dzieci pochłonięte wspólną zabawą nie zwracały najmniejszej uwagi na to, co działo się wokół nich. Zamknięte w swoich osobistych, małych, magicznych światach tworzyły historie, które wydawały się im jak najbardziej prawdziwe. Ogromna, niepohamowana wyobraźnia pozwalała im zmieniać rzeczywistość i manipulować nią w dowolny sposób. Każdy mógł być tym kim chciał – super bohaterem, strażakiem, astronautą, księżniczką, modelką albo mamusią z dużą rodziną. Każdy chwyt jest tutaj dozwolony. Z czego jeszcze znane są owoce miłości dwóch osób? Często z tego, że bez ogródek, owijania w bawełnę, zupełnie szczerze mówią co myślą o danej sytuacji co nie raz sprowadza rodziców do parteru. Często są wdzięczne i grzeczne, ale wiadomo, świat nie jest idealny i dzieci potrafią być okrutne także wobec siebie. Wystarczy jedno przezwisko, które choć odzwierciedla prawdę może sprawić ból. Dorośli potrafią odrzucać innych dorosłych z powodu wyglądu i powierzchowności – dzieci potrafią to samo. Każdy nowy wychowanek przedszkola był przez grupę dokładnie „badany” a potem zapraszany do zabawy z innymi, którzy uznają, że to dobry materiał na kolegę lub koleżankę. Wierzcie lub nie, ale mając cztery czy pięć lat też można się zaprzyjaźnić i kontynuować tę znajomość przez długie lata. W tym przedszkolu tak jak i każdym do niego podobnym była grupka chłopców, którzy nie potrafili wytrzymać bez siebie dnia: Hakyeon – chłopiec o szyi długiej jak u żyrafy. Zawsze miał najwięcej do powiedzenia i zdawał się być przywódca dla swoich kolegów co nie było dziwne, głównie ze względu na to, że był najstarszy. Jaehwan – bardzo otwarty i przyjacielski dzieciak z poczuciem humoru. Wonsik, który pomimo ćwiczeń wiecznie seplenił przez co prawie nikt go nie rozumiał. Nieco wyrośnięty jak na swój wiek Hongbin oraz największy łobuz z całej bandy – Hyuk. Chłopcy świetnie się ze sobą rozumieli i uwielbiali się razem bawić, ale zawsze czuli, że przydałaby się jeszcze szósta osoba, żeby mogli łatwiej się podzielić. Ich niesłyszalna dla pozostałych prośba już wkrótce miała zostać spełniona…
Któregoś wiosennego popołudnia, kiedy pogoda dopisywała a grupa złożona z cztero, pięcio i sześciolatków spędzała czas na zabawie po śniadaniu, w przedszkolu zjawił się pewien chłopiec. Bardzo mocno trzymał za rękę swoją mamę, której za nic w świecie nie chciał puścić. Bał się nowego miejsca, obcych dzieci, dorosłych i nieznanego. Przywykł do spędzania czasu ze swoją ukochaną mamusią, jednak był już duży a rodzicielka musiała pracować popołudniami. Kiedy przekroczyli próg budynku skierowali się w lewo do szatni gdzie kobieta odwiesiła rzeczy synka na haczyk, a kiedy był gotowy ponownie ujęła go za drobną rączkę. Popatrzyła mu głęboko w oczy sama będąc nieco smutną, że musi zostawić swoje dziecko pod opieką innych.
-Obiecasz mi być grzecznym Taekwonnie? – zapytała z nadzieją w głosie – Muszę iść do pracy Słoneczko, dlatego zostaniesz tutaj na te kilka godzin. Postaraj się dobrze bawić, dobrze? – mówiąc to pogłaskała go po czarnych, lśniących włoskach.  Chłopiec skinął głową, uścisnął mamę i dał jej buziaka. Ona odwdzięczyła się tym samym zostawiając ciepły ślad na jego policzku. Chwilę później zaprowadziła go do Sali gdzie bawiły się inne pociechy.
-Dzień dobry pani Jung – odezwała się ciepłym głosem szczupła, młoda kobieta.
- Dzień dobry – przywitała się – Przyprowadziłam mojego Taekwona. To jego pierwszy dzień, ale mam nadzieje, że sobie poradzi. Przyjdę po niego po szesnastej.
- W porządku – odparła przedszkolanka kucając przy dziecku – Cześć! – powiedziała uśmiechając się do pięciolatka – Zaprowadzę cię do innych chłopców, żebyś mógł kogoś poznać.  Tae spojrzał na nią niepewnie i odwrócił się do matki.
-Muszę już iść… ach, jeszcze jedno! Proszę się nie przejmować, on po prostu nie lubi się odzywać ale jeżeli będzie czegoś potrzebował to nie będzie z tym problemu. I gdyby mogły panie nazywać go Leo byłabym bardzo wdzięczna. On nie lubi swojego imienia dlatego używamy tego. Do widzenia – odparła machając na pożegnanie małemu brunetowi, który zrobił to samo.
-Do widzenia – odpowiedziała kobieta łapiąc chłopca za rękę – To jak, Leo? Gotowy poznać inne dzieci?  Chłopiec tylko skinął głową i pozwolił zaprowadzić się w głąb pomieszczenia. Jego oczy uważnie obserwowały wszystko wokoło chłonąc każdy widok jaki napotkały. Wiedział jak dzieciarnia spogląda na niego niepewnie, z zainteresowaniem albo ze strachem. Był bardzo przejęty dlatego mocniej ścisnął dłoń przedszkolanki, która natychmiast to zauważyła.
-Nie denerwuj się, wszystko będzie w porządku – powiedziała łagodnie. 
Oboje zbliżali się do dość hałaśliwej grupki chłopców, którzy w najlepsze jeździli samochodzikami po dywanie z motywem miasteczka. Przemierzali właśnie ulice wchodząc w zakręty jak prawdziwi rajdowi kierowcy. Jeden z nich spostrzegł nowego przybysza i przerwał zabawę co wzbudziło zainteresowanie pozostałych.
-Chłopcy – zaczęła – przyprowadziłam nowego kolegę. Ma na imię Leo i na pewno chciałby się z wami pobawić. Przywitajcie się proszę~
Pierwszy zbliżył się chłopiec z grzywką, która zasłaniała mu całe czoło.
-Cześć! Jestem Hakyeon, chcesz się z nami pobawić?
Taekwon spojrzał niepewnie na opiekunkę jakby pytając ją o zgodę. Ta puściła jego rękę dając mu do zrozumienia, że od teraz musi poradzić sobie sam. Zupełnie niczego nie powiedział po prostu stał przyglądając się grupie.
-Dobrze, teraz was zostawię. Bawcie się grzecznie!
-Czy on mówi? – zapytał jeden z chłopców.
-Chyba tak – odparł najwyższy – Pewnie się boi, wy się nie baliście?
-Mieliśmy się przedstawić! – powiedział głośniej „lider”
Nagle wszyscy zaczęli podchodzić do pucułowatego bruneta i po kolei mówili mu swoje imiona. Niestety nie otrzymywali w zamian żadnej odpowiedzi poza zainteresowanym oraz nieco spłoszonym wzrokiem. Syn pani Jung nie był przyzwyczajony do kontaktu z rówieśnikami, do tej pory bawił się sam lub z nią gdyż rzadko zdarzało się aby ktokolwiek zwrócił na niego uwagę. Teraz było zupełnie inaczej – tutaj był w centrum zainteresowania. Po kilku minutach usiadł obok pięciu poznanych przed chwilą kolegów zachowując się tak jakby go nie było.
-Pani kłamała, on wcale nie ma ochoty, żeby się z nami pobawić – stwierdził Hyuk.
-Kiedyś się znudzi i jeszcze zacznie – odpowiedział Jaehwan.
Niestety ta chwila wcale nie chciała nadejść szybko…
^^^^
Pozostałą część dnia Leo spędził przyglądając się zabawie, w której nie brał udziału. Podczas zajęć pokolorował obrazek najładniej jak potrafił wobec czego dostał pochwałę, z czego bardzo się ucieszył. Niestety nie był w stanie tego pokazać co zmartwiło opiekunki.
-Czy z nim jest wszystko w porządku? Musi bardzo tęsknić za mamą bo w ogóle się nie uśmiechnął, ani razu.
-Jest nieśmiały i skryty, trochę mu to zajmie zanim zawiąże się między nim a którymś dzieckiem jakaś więź.
-Masz rację, poza tym to jego pierwszy dzień, w sumie nie ma się co dziwić.
^^^^
Wkrótce minęły dwa tygodnie od kiedy Taekwon pojawił się w przedszkolu. Dzieci unikały go, a on unikał ich. Często słyszał, że jest straszny albo przerażający. Ciężko było mu się odezwać, wykazać chęć spędzania czasu z kolegami i koleżankami. Było tak jak mówiła jego mama – nie sprawiał problemów, robił wszystko o co go poproszono, ładnie jadł, drzemał kiedy był na to wyznaczony czas i byłby dzieckiem idealnym gdyby wykluczyć nieśmiałość. To sprawiało największy problem, którego nie dało się w prosty sposób rozwiązać. Trzeba było poczekać.
Tego popołudnia Leo bawił się sam budując wieże z drewnianych klocków. Wyobrażał sobie, że w jednej z nich mieszka piękna, królewna, która czeka aby ktoś ją uratował. Niestety strzegł jej ziejący ogniem smok, któremu trudno było pokonać. Figurki idealnie odgrywały swoje role wypowiadając w głowie chłopca wspaniałe dialogi. Sielankę przerwało pojawienie się Wonsika bowiem zainteresował się on poczynaniami bruneta.
-Mogę pofabić  się s fobą? – zapytał sepleniąc jak to miał w zwyczaju.
Cisza.
-Mógłbym? – powtórzył.
Leo niepewnie podał mu zielonego smoka potwierdzając w ten sposób, że się zgadza.
-Ja też chce się bawić! – krzyknął Hakyeon – Woooah jaka świetna wieża! Kto w niej mieszka?
Palec chłopca wskazał postać księżniczki.
-Wonsik jest smokiem, a kim ja mogę? – dopytywał.
Malec naprawdę nie wiedział jak ma się zachować. Uważał, że chłopiec o długiej, żyrafiej szyi jest bardzo odważny skoro ot tak mówi do obcych i na dodatek chce się bawić. Podał mu do ręki postać rycerza.
-Będziesz królewną Leoś?
Skinienie głową
-OMO, będę mógł cię uratować! – powiedział zadowolony – Ale najpierw muszę pokonać Wonsika~
Pięć minut później smok leżał już poturbowany pod drewnianą wieżą, a rycerz wspinał się po schodkach na górę do swojej wybranki.
-Królewno, przyszedłem cię uratować! – zawołał Hakyeon.
Leo tylko przestawił figurkę bliżej tamtej.
-Dlaczego nic nie mówisz? Nie możesz? 
-…
-Na pewno jakaś zła wiedźma rzuciła na ciebie czar! Powinniśmy poszukać kogoś kto cię odczaruje! Prawda, Wonsik?
-Myślę, sze tak – odpowiedział sepleniący chłopiec.
-To chodźmy!
Taekwon poczuł jak Hakyeon bez skrępowania chwyta go za rękę i ciągnie gdzieś za sobą w nieznane. Było mu smutno, że tak naprawdę nie dokończyli zabawy, a zamiast tego musieli gdzieś iść. Znaleźli się na drugim końcu Sali w miejscu, gdzie bawiły się ze sobą dziewczynki. Jedna z nich ubrana w całości na różowo miała w ręku różdżkę, a na głowie diadem. Popijała właśnie jak najbardziej prawdziwą w jej mniemaniu herbatę i jadła wspaniałe ciasteczka z pustego talerzyka.
-Luna, potrzebuję twojej pomocy – powiedział Cha.
-Co się stało? Kto to? – pytała.
-To jest Leoś, ktoś rzucił na niego zły urok i nie może mówić. Odczarujesz go?
-Spróbuje – odpowiedziała blondynka o prostych włoskach.
Machnęła kilka razy swoim magicznym przedmiotem.
-Odezwiesz się do mnie? – głos Hakyeona był pełen smutku, on naprawdę chciał usłyszeć jak Taekwon mówi.
Tylko co on teraz powinien zrobić? Odezwać się czy udawać, że nic się nie stało? A może chłopiec miał rację i naprawdę zostało na niego rzucone zaklęcie?
-…
Wszystkie oczy były skierowane tylko i wyłącznie na niego,  poddani wróżki oczekiwali efektów jej pracy w ogromnym napięciu.
Leo bardzo chciał się odezwać, naprawdę usiłował, ale zamiast tego poczuł się strasznie przytłoczony. Po policzkach zaczęły płynąć mu łzy, wyrwał rączkę z uścisku kolegi i uciekł  w daleki kąt. Podkulił nóżki pod siebie starając się uspokoić. Nie umknęło to jednak czujnej uwadze przedszkolanki Sooyoung, która od początku martwiła się o chłopca. Podeszła do niego ostrożnie siadając tuż obok.
-Co się stało? Powiesz mi?
Usłyszała tylko ciche łkanie.
-Inne dzieci nie chcą się z tobą bawić? – zaprzeczenie.
-Ktoś cię skrzywdził? – kolejne nieme „nie”
-Boisz się czegoś?
W tym momencie znalazł się przy nich Hakyeon ze smutną i zarazem zmartwioną miną.
-Proszę pani,  Leo dalej płacze?
-Niestety tak… Wiesz co się stało? – zapytała
-Ja…to moja wina…Chciałem tylko, żeby się odezwał, a sprawiłem mu przykrość. Naprawię to – powiedział z determinacją, w oczach pojawiły mu się wesołe ogniki.
-Spróbuj – odparła przedszkolanka obdarzając go uśmiechem.
-Leoś? – szepnął chłopiec kucając przy brunecie – Jesteś na mnie zły? Przepraszam, wiesz? Zbudowałem z chłopakami taki genialny namiot, chcesz go zobaczyć? Będzie ekstra obiecuje, tylko zgódź się ze mną pójść.
Taekwon spojrzał na niego niepewnie swoimi załzawionymi oczami. Starł wierzchem dłoni słone kropelki, które zatrzymały się na pyzatych policzkach. Zobaczył wyciągniętą w jego kierunku rękę i postanowił, że jednak zaufa Hakyeonowi. Ponownie tego dnia pozwolił mu poprowadzić się w nieznane, tajemnicze miejsce. Wkrótce zobaczył przed sobą najwspanialszy fort jaki kiedykolwiek wdział. Był duży, kolorowy i spokojnie mogło się  w nim zmieścić kilka osób. Obstawiony miękkimi poduszkami kusił, zachęcał. Wejście do niego było uchylone, więc ukradkiem zajrzał do środka.
~Idealne miejsce do spania – pomyślał.
-Wchodzimy?
Leo nie odpowiedział, za to odważył się sam zainicjować zwiedzanie. Wewnątrz harcowali Hyuk oraz Hongbin, którzy udawali, że walczą na miecze i co jakiś czas, któryś z nich spektakularnie upadał na dywan. On postanowił trzymać się od nich z daleka dlatego usiadł przy jednej ze ścian. Oczywiście sekundę później siedział przy nim Cha, który usiłował wymyśleć sposób na rozmowę.
-Gniewasz się jeszcze na mnie? – zapytał.
Taekwon pomachał przecząco głową jak to miał w zwyczaju i dalej wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Towarzyszący mu chłopiec nie chciał uwierzyć w tego rodzaju odpowiedź, więc ponownie zadał pytanie:
-Na pewno się nie złościsz?
Wtedy stało się coś czego nie spodziewał się nikt.
-N-naprawdę wszystko jest w porządku – cichy głosik Leo wydawał się wypełniać cały namiot „wybudowany” pomiędzy krzesłami. Hakyeon i dwoje pozostałych malców zamarło w osłupieniu. To przecież niemożliwe, usłyszeli jak ich zwykle milczący kolega mówi!
-Odezwałeś się! – krzyknął radośnie Hyuk.
Na pyzate policzki wstąpił rumieniec odcieniem przypominający japońskie kwiaty wiśni. Był zauważalny tylko dla osoby znajdującej się przy nim – dla kogoś, kto pragnął zdobyć jego uwagę od pierwszej chwili. Chłopiec poczuł jak nie większa niż jego własna, dłoń delikatnie bierze ją w swoją. Miłe ciepło szybko go uspokoiło chociaż zazwyczaj bał się kontaktu z obcymi. Nic nie mógł na to poradzić, w Hakyeonie było coś co pozwoliło mu zaufać.
Dwadzieścia minut później atmosfera zaczęła robić się ciężka, senna, dzieci tarły oczka ze zmęczenia – czas na drzemkę. Mimo tego, że wszyscy spali w specjalnie przygotowanej do tego Sali na mięciutkich materacykach, dwoje z nich spało w zupełnie innym miejscu. Taekwon usnął na jednej z poduszek w forcie. Rozczochrane, długie kosmyki otulały jego twarz do której przytulił drobną piąstkę. Oddychał powoli przez rozchylone, pełne usteczka. Cha nie był w stanie oderwać od niego wzroku, przecież Leo był jak najprawdziwsza królewna! On odpłynął w krainę snów kilka chwil później wyglądając równie uroczo. Dzieci pogrążone w spokojnym śnie to jeden z najpiękniejszych widoków – tak też pomyślały opiekunki, które szukały ich od kilku minut. Uznały, że nie warto ich ruszać skoro już drzemią…
*Dwa tygodnie później*
Gwar, hałas, rozgardiasz - typowe przedszkole jak w każdym miejscu na świecie. Było około godziny trzynastej kiedy grupka sześciu chłopców bawiła się w najlepsze. Otaczająca ich zamkowa sceneria na każdym z nich robiła inne wrażenie. Owszem byli razem ale postrzegali rzeczywistość w odmienny sposób. Tym razem również dobrali dla siebie role odgrywając wspaniałe postacie. I tak Ravi znów był zielonym, ziejącym ogniem smokiem, Hongbin złym czarnoksiężnikiem, Jaehwan gadatliwym giermkiem, Hyuk wiernym psem, Hakyeon rycerzem, a Leo…uroczą, zaklętą księżniczką. Zabawa trwała w najlepsze a śmiechu i wygłupów było przy tym co nie miara. Czasem brali zabawę naprawdę serio denerwując się gdy któryś zrobił coś nie tak. Uwalnianie piękności z wieży właśnie miało się ku końcowi.
-Ja N, rycerz o długiej, słynnej na cały kraj szyi przyszedłem cię uratować!
Taekwon uśmiechnął się nieśmiało do kolegi bo nigdy nie wiedział co właściwie powiedzieć.
-Odczaruj moją ukochaną zła Fasolko! – krzyknął Hakyeon spoglądając na Hongbina.
-Oczywiście książę… - odparł machając drewnianym kijkiem „ściągając” zły czar.
-Leosiu~ Już wszystko w porządku, uratowałem cię i możemy żyć długo i szczęśliwie! – mówiąc to chwycił starszego za rękę odchodząc z nim w kąt tuż przy półkach na książki – Wiesz, myślę, że czas na coś, na co każdy książę czeka gdy zgładzi smoka! – wyrecytował chłopiec.
-C-co takiego? – zapytał zmieszany brunet.
-Na pocałunek prawdziwej miłości – powiedział Hakyeon.
Nim synek pani Jung mógł zrobić cokolwiek jego ciepłe wargi zostały obdarzone delikatnym buziakiem – takim jak mama daje dziecku. Dziwnie było dostać całus od kogoś innego dlatego Leo zmieszał się nieco. Co zrobić? Chyba też powinien tak zrobić, prawda?  Zdecydował, że podaruje przyjacielowi prawdziwą miłość.
Chu~
Cisza.
-Jesteś wspaniałą księżniczką, wiesz?
-…chyba, chyba t-tak…
-Chciałbym odczarowywać cię częściej, żebyś się odzywał.

Od tej chwili oboje bawili się razem, nie odstępowali siebie ani na krok a do tego odczuwali smutek kiedy mieli się rozstać. Teraz gdy tylko Hakyeon chciał porozmawiać z Taekwonem wystarczyło, że złamał zaklęcie ciszy. W końcu bajki kończą się dobrze, prawda? 
~*~

Podobał się Wam, moje małe Jelonki?
Czekam na opinie w komentarzach ^^

See you soon!
Bandur ;3 

poniedziałek, 22 czerwca 2015

I'm still alive - czyli kilka słów o nieobecności

Hej.
Zdaję sobie sprawę, że w tym roku blog jest okropnie zaniedbywany a przerwy między jednym a drugim fikiem ciągną się w nieskończoność. Zaraz zaczną się wakacje, więc postaram się coś z tym zrobić i naprawić reputacje bloga. Tak naprawdę zastanawiam się czy ktoś jeszcze w ogóle pamięta o tym miejscu, zagląda, czeka, sprawdza. Brakuje mi was, moje małe Jelonki :c Chciałabym cofnąć się do momentu szczytowej formy z zeszłego roku, kiedy komentarzy i odwiedzin było naprawdę sporo. Nie wiem czy to w ogóle możliwe ale próbę zawsze można podjąć. Może blog da się odkryć na nowo, czytelnicy ponownie się zbiorą i będziemy wszyscy zadowoleni.
Tym czasem życzę wam wytrzymania tego ostatniego tygodnia w szkole, a innym, którzy już zaczęli wakacje - dobrej zabawy.
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia~

Wasz okrutny autor - Bandur ;3

SOON.



poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Kaisoo - Sorry, I'm a Bad Boy! * Chapter XI

Wasze czekanie właśnie zostało wynagrodzone~
A teraz wszyscy możemy z ulgą i radością powiedzieć: NARESZCIE!

Życzę miłego czytania~



Pov Kai
.
Wszędzie. Szukałem go już dosłownie wszędzie! Wisiorek mamy przepadł jak kamień w wodę a ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Bez niego czułem pustkę w sercu, jakby mi czegoś brakowało. Wydawało mi się też, że nic nie idzie po mojej myśli, od kiedy go przy sobie nie mam. Nie ważne jakim sposobem, po prostu musiałem mieć go z powrotem. Przeglądałem kolejną już z rzędu szufladę w komodzie stojącej w salonie, ale poszukiwanie nadal nie przynosiły zamierzonego celu. Wtedy moją uwagę przykuły doniczki od kwiatków. Chociaż było to najdurniejsze miejsce w jakim mogłaby być biżuteria, to moja cierpliwość sięgała zenitu. Ostrożnie podniosłem roślinkę sprawdzając czy może pod nią nie schował się mój wisiorek.
- Kurwa… gdzie on może być?!  - wrzasnąłem.
Usłyszałem za sobą kroki, które z chwili na chwilę stawały się coraz głośniejsze. Poczułem jak ktoś dotknął mojego ramienia. Natychmiast przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz, obróciłem się powoli w stronę przybysza.
- Czy możesz mi powiedzieć czemu zrobiłeś mi w domu TAKI OKROPNY BAJZEL? – powiedział podniesionym głosem wysoki chłopak ubrany w czarny płaszcz – Przecież ostatnio robiłem porządki, wszystko układałem, a ty co?! Wstydziłbyś się…
- Nigdzie nie ma mojej pamiątki po mamie, przekopałem cały swój pokój! Wsiąknął, wyparował albo coś. Pomyślałem, że może jest gdzieś tutaj.
Kris zmarszczył brwi.
- Cholera, faktycznie kiepska sprawa. To tak zawsze wygląda kiedy najbardziej czegoś potrzebujesz. Wtedy ta rzecz nagle zmienia swoje miejsce a ty możesz zaglądać wszędzie, nawet…Naprawdę myślisz, że może być za obrazem? – zapytał zrezygnowanym głosem kiedy spostrzegł, że ściągam ze ściany jedno z jego „mistrzowskich arcydzieł”.
- A wiesz ile głupot umiem zrobić kiedy się nawalę? Nie wiesz, bo wtedy zazwyczaj dobierasz się Tao, na co ten ekscytuje się niczym niedoświadczona panienka - powiedziałem pół żartem-pół serio.
- Tak, tak, oczywiście pijaczyno - odparł z niedowierzaniem – Miałem zamiar o czymś z tobą pogadać, ale ten bałagan mnie rozproszył – widziałem jak zbliża się do sofy i przesuwa rzeczy w jedno miejsce, żeby móc na niej usiąść.
- O czym? – zapytałem z zainteresowaniem po czym stanąłem w pobliżu przyjaciela. Nieco nerwowo przeczesałem włosy obawiając się, że chodzi o jakąś poważną sprawę.
- Myślę, że Yeol'owi praktycznie minęła złość na ciebie, wygląda na to, że czeka na twój ruch. Ostatnio nawet zaczął się normalnie odzywać, pytał jak się masz, więc sam widzisz, coś jest na rzeczy. Chyba za tobą zatęsknił – powiedział szczerząc w uśmiechu swoje białe zęby – Powinieneś wykorzystać ten moment, żebyście mogli się pogodzić. Kup jakieś dobre żarcie, na pewno się nie oprze.
Wpatrywałem się w niego uważnie niedowierzając w to co mówił blondyn. Chanyeol naprawdę chciał, żebyśmy znów normalnie się przyjaźnili? Zalała mnie przyjemna fala ciepła, od razu byłem gotów do działania.
-Stary, to jest zajebisty pomysł! – powiedziałem zadowolony zbierając się do wyjścia. Chwyciłem swój telefon, portfel i klucze chcąc jak najszybciej odszukać kumpla.
Wufan rzucił mi mordercze spojrzenie kiedy chwytałem za klamkę.
- Wracaj i posprzątaj ten bałagan!
- Później! – odkrzyknąłem będąc już jedną nogą za drzwiami.
~*~
Wyszedłem ale tak naprawdę nie miałem pojęcia dokąd właściwie mam się udać. Skąd miałem wiedzieć gdzie teraz jest Park?  Normalne napisałbym do niego sms’a, ale w takiej sytuacji mogło to przynieść zupełnie odwrotny skutek. Dodatkowo nurtowało mnie co właściwie powinienem kupić do jedzenia… Musiałem szybko obmyśleć jakiś plan działania. ~ Najłatwiej jest najpierw zrobić a dopiero potem pomyśleć, brawo! ~ - powiedziałem sam do siebie. Przystanąłem na chwilę kryjąc się w cieniu jednego z rozłożystych drzew. Dłonią oparłem o chropowatą powierzchnię kory, odetchnąłem głośno. Po kilku minutach głębokiego skupienia uznałem, że sprawdzę jego wszystkie ulubione miejsca i zakątki, a jeżeli to nie wypali to zdecyduje się na bardziej radykalne kroki. Jako pierwszy cel obrałem sobie boisko przy szkole, na którym najczęściej rozgrywaliśmy mecze. Szybkim krokiem mijałem kolejne budynki w okolicy, przebiegałem przez przejścia dla pieszych, wybierałem różne skróty. W zasadzie to dawno już nigdzie się nie włóczyłem, a szkoda. Zawsze wtedy znajdowałem jakieś ciekawe miejsce na które wcześniej nie zwracałem uwagi albo po prostu go nie znałem. Po drodze wstąpiłem jeszcze do małej knajpki, żeby kupić coś na wynos. Często zaglądaliśmy tutaj podczas wspólnych wypadów dlatego postanowiłem zajrzeć akurat tu. Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Od razu poczułem mieszankę wszystkich możliwych przypraw oraz zapachów. Wnętrze restauracyjki nigdy nie było szczególnie zachwycające.  Dokonałem szybkiego rozeznania w terenie, ale od kiedy ostatni raz tu byłem nic się nie zmieniło. Prawie nic, jeżeli policzyć nowe rolety. Odwróciłem się w stronę lady i posłałem uśmiech znajomej kelnerce. Dzisiaj zrobiła sobie wysokiego kucyka, z którym było jej całkiem do twarzy. Niebieska koszulka z nadrukiem dodawała uroku całości…~ Oish, ogarnij się idioto, przyszedłeś kupić żarcie, a nie obczajać koleżankę…~
- Cześć Kai! – powiedziała ciesząc się na mój widok.
- Hej Jess, dawno się nie widzieliśmy – zacząłem.
- Właśnie – potwierdziła – Ostatnio prawie tutaj nie przychodzicie, paczka się rozpada czy coś?
- Pokłóciłem się z Chanyol'em po pewnym zdarzeniu, ale to teraz nie jest ważne. Potrzebuję czegoś naprawdę dobrego, żeby go udobruchać.
- Hmm pomyślmy –jej wzrok skierował się ku otwartym drzwiom kuchni – Zapytam co mogę ci zaoferować i zaraz wrócę, dobra?
- W porządku –rzuciłem. Chcąc skrócić sobie czas czekania wyjąłem z kieszeni komórkę – Sms? Od kogo? – wyszeptałem.
  
Od: Kris
Znalazłeś już Chanyeol'a?

Ledwo wyszedłem z domu a on już do mnie pisze, zupełnie jak nadopiekuńcza matka. Szybko mu odpisałem:

Do: Kris
Jeszcze nie, dopiero wszedłem do knajpki.

Wkrótce Jessica ponownie pojawiła się przy kasie i od razu zaczęła rozmowę:
- Możesz dostać tteokbokki, wołowinę z ryżem albo smażonego kurczaka z warzywami, oczywiście to jest teraz na szybko chyba, że wolisz poczekać.
Zastanowiłem się chwilę po czym powiedziałem:
- Wezmę trochę pierwszego i drugiego, potrzebuje tego jak najszybciej, więc to będzie musiało wystarczyć.
- W porządku, niedługo przyniosę ci zamówienie.
Kiedy skończyła się nasza krótka pogawędka usiadłem na jednym z krzeseł najbliżej lady. Trochę nerwowo poruszałem nogami chcąc być już na terenie szkoły. W duchu modliłem się, żeby Chanyeol tam był. Prawda była taka, że też za nim tęskniłem ale nie chciałem przepraszać za coś takiego. Po kilkunastu minutach w końcu dostałem jedzenie, pożegnałem się z Jess i szybkim krokiem wyszedłem z knajpy. Chciałem dotrzeć tam jak najszybciej bo bałem się, że wszystko wystygnie a tym samym nie uda mi się przekonać Yeol'a do zgody. Pogrążony w zamyśleniu dotarłem do celu mojej przechadzki. Skręciłem w prawo za główny budynek, żeby dostać się na część typowo sportową. Zatrzymałem się jednak kiedy zauważyłem, że nie jest sam. Ogromnie się zdziwiłem kiedy w jego towarzyszu rozpoznałem kujona z imprezy – Baekhyun'a. Spotkałem go raz podczas domówki urządzonej w willi ojczyma. Jarali wtedy obaj a rano znalazłem ich na dywanie obok siebie. Dziwna sprawa, byłem pewien, że to tylko przypadek. Zastanawiałem się czy utrzymywali ze sobą kontakt bo teraz wyglądali na dobrych kumpli. Grali w kosza jeden na jednego a Park ewidentnie się z nim droczył. Podskakiwał tym samym blokując chłopakowi próby rzucania. Uśmiechał się promiennie tak jak to miał w zwyczaju, w końcu nie na darmo nazywaliśmy go czasem Happy Virus. Im dłużej przypatrywałem się tej scenie nabierałem pewności, że złośliwość tu nie istniała. To były zwykłe przyjacielskie wygłupy. Przez moment nawet przeszło mi przez myśl, że Park znalazł sobie nowego przyjaciela a o mnie zupełnie zapomniał. Wkrótce nawet poczochrał włosy Baekhyun'a ciesząc się jak dziecko. Grali tak jeszcze przez jakiś czas dopóki kujon nie machnął ręką w geście rezygnacji. Co jak co, ale z Kaszalotem trudno było wygrać.
- Koniec, nie nadaje się do tego… - powiedział chłopak.
- Nie poddawaj się! Chodź, wstawaj pokażę ci jak powinno się rzucać – głos Chanyeol'a był pełen ekscytacji jakby właśnie otwierał prezent.
~Kurde, szybciej chłopie bo nam jedzenie wystygnie~ - pomyślałem przestępując z nogi na nogę.
Teraz obserwowałem jak szatyn staje za niższym od siebie praktycznie nie zostawiając odległości pomiędzy ich ciałami. Zauważyłem, że obaj nieco się zarumienili, zmieszałem się. Gdy ten dziwny moment dobiegł końca Yeol ustawił go odpowiednio i przygotował do rzucania. Nie powiem, żebym sam nie zbajerował w taki sposób kilku lasek. Patrząc na nich czułem się po części szczęśliwy, że się dogadują chociaż są z różnych środowisk, nie widziałem w tym nic złego. Z zamyślenia wyrwały mnie radosne okrzyki tej dwójki. Przybili sobie piątki po czym Park przytulił kumpla jak gdyby nigdy nic i podniósł go robiąc kółko. Właśnie w tym momencie nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Bałem się jego reakcji, bo przecież nie mógł się mnie tu spodziewać w sobotnie popołudnie. Niepewnym krokiem zacząłem się zbliżać pod kosz. Baekhyun zauważając mnie od razu pożegnał się z dryblasem zostawiając nas samych. Ciekawe czy wiedział o naszym konflikcie czy po prostu nie chciał mieć ze mną styczności? Staliśmy tak w ciszy zerkając na siebie ukradkiem. Chciałem się odezwać ale przyjaciel mnie uprzedził:
- Co tam masz? – zapytał udając, że to niby od niechcenia.
- Coś smacznego na przeprosiny, mam nadzieję, że nadal jest ciepłe. Twoje ulubione – powiedziałem wyciągając w jego stronę reklamówkę w pudełkiem.
Widziałem, że na usta mimowolnie cisnął mu się uśmiech. Ostrożnie wziął ode mnie jedzenie po czym zacząłem:
- Wiesz… chciałem cię przeprosić za tamto, nie chce, żeby nasze relacje się popsuły. Jesteś moim przyjacielem i najzwyczajniej w świecie cię potrzebuję – wyznałem.
W jednej chwili Chanyeol znowu był tym samym gościem co zawsze – uśmiechniętym, wyluzowanym i zabawnym.
- Tak naprawdę od dawana już się nie gniewam – powiedział – Po prostu nie potrafiłem tego zrozumieć, musiałem przemyśleć parę spraw – mówiąc to podrapał się z tyłu głowy.
- To jak?  Zgoda? – zapytałem jeszcze trochę się bojąc.
- Jasne stary! – poczułem jak przytula mnie mocno i zaczyna się śmiać. Odwzajemniłem jego „miśka”, usiedliśmy razem na boisku jedząc to co przyniosłem.
Zaczęliśmy rozmawiać bardziej poważnie niż zwykle. Trochę go podpuściłem, żeby opowiedział mi o Baekhyun’ie ale w sumie niewiele się dowiedziałem. Powiedziałem mu, że fajnie widzieć takie przyjacielskie stosunki między nimi na co jego i tak wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe. Śmialiśmy się, że wkrótce mózgowcy dołączą do naszej paczki. Potem zmieniliśmy temat obaj uznając, że może w końcu czas się trochę ogarnąć, wydorośleć, przestać dręczyć ludzi. Niestety przestawaliśmy być beztroskimi dzieciakami, każdego coś męczyło, każdy miał jakąś ważną sprawę. Uznaliśmy zgodnie, że trzeba coś zrobić z Sehun’em bo jego miłosne rozterki nie najlepiej na niego działają.
- Przecież to jest jak telenowela to co oni wyrabiają! – powiedział.
- Masz rację, czasem się w tym gubię… W zasadzie dawno z nim nie gadałem, nawet nie wiem co u niego.
- Do mnie też się nie odzywał, trzeba zrobić z tym porządek, to tak dłużej nie może wyglądać!
- Fakt – powiedziałem krótko zajadając się kurczakiem.
- Kai? – zapytał nagle - A tak w ogóle to kujon cię czegoś uczy?
Zdziwiłem się na to pytanie, szczególnie, że była to nagła zmiana tematu.
- No stara się ale też nie zawsze jestem reformowalny. Czemu pytasz?
- Martwię się – odparł – Nie chcę, żebyś znowu zawalił klasę, ty też masz szansę dostać się na studia.
Spuściłem głowę powoli przełykając jedzenie. ~Mama też by tego chciała~ - pomyślałem.
- Wybacz, nie chciałem tak cię zasmucić…
- Nic się nie stało –w odpowiedzi posłałem mu uśmiech.
Kiedy skończyliśmy jeść, Yeol zaproponował partyjkę w kosza, a ja nie śmiałem mu odmówić.
~*~
Sobota mijała mi tym razem naprawdę przyjemnie. Pogodziłem się już z Parkiem, zjadłem dobre żarcie, pograłem w koszykówkę i nawet nie musiałem iść do pracy bo państwo Lee pojechali na targi handlowe. Ten dzień byłby jeszcze lepszy gdybym znalazł wisiorek. Starałem się jednak o tym nie myśleć, żeby nie psuć sobie dobrego nastroju. Wracając z boiska poszedłem do parku, żeby trochę odpocząć w cieniu. Przy tej okazji uznałem, że warto zadzwonić do tego pedała Sehuna, który nie odzywał się do żadnego z nas. Wybrałem jego numer i czekałem aż raczy odebrać. Połączenie zostało przyjęte dopiero po trzecim sygnale.
- Czeeeeeeego c’fonisz?  – powiedział niewyraźnym głosem. Dobrze wiedziałem, że był równo wstawiony a odgłosy dobiegające z głośnika utwierdziły mnie w pewnym przekonaniu. Zapewne siedział teraz w jakimś zatęchłym osiedlowym barze skąd nikt go nie wywali – Nookdj;lkkglr cz-czeego? – słysząc jego bełkotanie poczułem rezygnację i złość.
- Nie ruszaj się stamtąd, przyjdę do ciebie. Napisz mi tylko gdzie jesteś bo tak się nie dogadamy za Chiny ludowe – rozłączyłem się niemal natychmiast nie chcąc już go słuchać. Za chwilę dostałem sms, który ledwo dało się odczytać. Na szczęście udało mi się rozszyfrować zagadkę dlatego teraz zmierzałem do wskazanego baru. Dotarłem tak w jakieś piętnaście minut. Tak jak przypuszczałem była to zwyczajna pijacka melina. Po otwarciu drzwi od razu można było poczuć różnicę. Na zewnątrz powietrze było ciepłe i przyjemne a wewnątrz baru była duchota a na dodatek strasznie śmierdziało alkoholem. Teraz było tutaj mnóstwo podejrzanych typów o których kartoteki lepiej było nie pytać. Chłopak o szarych włosach siedział przy barze, którego blat kelner polerował szmatką. W głębi zobaczyłem jeszcze jakiegoś gościa, który zamiast plastikowe kubki i serpentyny. Przy najbliższym stoliku kilku żuli popijało jakieś tanie wino z marketu, ohyda. Usiadłem tuż obok Sehuna, który pijackim tonem domagał się więcej wódy. Oczywiście barman ignorował go mówiąc, że wypił już wystarczająco dużo.
- Przepraszam za niego – powiedziałem próbując pomóc mu wstać z krzesła co było bardzo trudnym zadaniem, dlatego praktycznie do razu wrócił na miejsce.
- Zostaw mnie kurwa! – krzyknął. Po alkoholu zawsze robił się nieznośnie hałaśliwy, ale na imprezie przynajmniej zagłuszała go muzyka, której w tej sytuacji brakowało.
- Ogarnij się! – powiedziałem głośno – Wstawaj, wchodzimy!
- Wal się! – warknął kładąc głowę na drewnianym blacie. Szarpnąłem go za ramię chcąc pobudzić do działania, a tym samym zmusić do wyjścia – Mówiłem ci, żebyś dał mi spokój! Nie mam już po co żyć, rozumiesz ?! – nawet nie wiedział jak dobrze znałem to uczucie – On mnie nie kocha!
- Nie drzyj się, dobra? Chociaż tyle mógłbyś zrobić. Poza tym takiego pijanego to nikt cię nie będzie chciał.
Zwróciłem się do barmana, który patrzył na nas jakbyśmy byli najbardziej interesującymi osobami na świecie – Poproszę jedną kawę, byle mocną.
- Nie chce kawy, chce jakiś alkohol!
- Proszę go nie słuchać – ponownie spojrzałem na chłopaka - To teraz mi opowiedz co się właściwie stało, że tak się zalewasz w trupa, co?
- Staeeem pod szkooołą…. Przyjechał po niego ten no, ten chłopak taki. Pacze się na nich, nagle ta dziwka moja... pocałował go, kurwa rozumiesz?! Na moich kurwa oczach! Nie wytrzymaaałe-em, podszedłem i mu przyjebaem, a co! To ten mnie odepchnął, krzyyyczał cos, już sam nie wiem co-o, rozryczał się… Powiedziałem… powiedziałem, że go kurwa kocham, a wiesz co on na to?! Żebym tak nie mówił! Potem już tylko spierdolił, chuj wie gdzie….tyle go widziałem….
Słuchałem jego opowieści analizując każdy szczegół.
- A co się stało z tym chłopakiem?
- Ten twój kujon i Suho go zabrali.
- No tak, w końcu to przyjaciele, jasne, że będą sobie pomagać.
- Kawa – oznajmił głębokim głosem kelner.
- Dziękuję – odparłem. Musiałem teraz przekonać Oh, żeby to wypił.
- Sehun-ah? Widzisz to, stary?
- N-noooo widze, a co? – zapytał obracając twarz w moją stronę.
- To jest taki super, naprawdę super alkohol. Chyba mi nie powiesz, że nie wypijesz, co? – zapytałem podpuszczając go.
- No pewnie, że wypije! – powiedział dziarsko po czym zabrał się za kawę. Wypił ją w zaskakująco szybkim tempie chociaż była gorąca. Najwidoczniej miał na to wyrąbane… Objąłem do ramieniem bo zaczął się niebezpiecznie chwiać na krześle – Wszystko będzie dobrze- zapewniałem go – Musisz tylko wytrzeźwieć i się nie załamać, tak nie wolno.
- Tak uważasz? – popatrzył na mnie obłędnym wzrokiem – Kocham cię stary! – oznajmił po czym zbliżył się do mnie chcąc dać mi całusa. Waliło od niego jak jasna cholera, ale bałem się, że jeszcze się popłacze czy coś, więc ostatecznie pozwoliłem mu musnąć mu swój policzek. Zapłaciłem rachunek wyjmując hajs z jego portfela i razem powoli szliśmy do wyjścia. Trudno było mi go prowadzić bo przechylał się na jedną stronę, wisiał mi na ramieniu albo odstawiał pokazy gimnastyczne. Wiedziałem, że nie mogę zabrać go do domu bo rodzice widząc go w takim stanie najnormalniej w świecie mieli by ochotę udusić syna. Jedyną deską ratunku został Kris, który swoją drogą zawsze ratował nam tyłki z opresji. Zadzwoniłem do niego kiedy razem z Oh cudownym sposobem dotarliśmy do naszego ulubionego parku. Na szczęcie teraz siedział w miarę cicho, nucił tylko jakąś piosenkę.
- Hej hyung~
- Znalazłeś Yeola? – zapytał do razu.
- Nawet się kurde nie przywitasz! Tak, znalazłem i spędziłem z nim trochę czasu, ale potem ci opowiem. Możesz po mnie przyjechać? Mam tutaj Sehuna spitego w trzy dupy...
- A gdzie jesteście?
- W parku, wiesz w którym – powiedziałem.
- Dobra, zaraz będę – usłyszałem już tylko sygnał zakończonego połączenia.
Siedzieliśmy tak w oczekiwaniu na transport. Chłopak nadal coś nucił, w końcu głowa osunęła mu się na moje ramię, na którym chwilę później zasnął. Tak było zdecydowanie lepiej, przynajmniej nie robił z siebie debila. W międzyczasie dostałem kolejnego smsa, tym razem od Taemina, który jako jedyny został w domu.

Od:  Taemin
Jesteś zajęty? Chciałbym ci pokazać jedno miejsce ;)

Do: Taemin
Niedługo będę wolny. Chętnie się z tobą spotkam, a gdzie mam przyjść?

Chwilę później dostałem następną wiadomość:

Od: Taemin
Spotkajmy się pod kawiarnią~

Zaśmiałem się pod nosem. Ta sobota naprawdę była pokręcona, uznałem ją za dzień nadrabiania zaległości w znajomościach, spotkań i załatwiania różnych spraw. W sumie to się cieszyłem, bo dawno nic ciekawego się nie działo. Nie samym kujonem żyje człowiek jak to mówią bad boy’e.
~Może w kawiarni znajdzie się mój wisiorek?~
Nie mogłem się nad tym dłużej zastanawiać bo zobaczyłem auto Wufana za winklem. Przyszedł pod ławkę i ostrożnie podniósł Sehuna ot tak biorąc go na ręce.
- Naprawdę nawalił się, aż tak? – powiedział kiedy byliśmy już w samochodzie – Opierdzielę go równo, co on sobie wyobraża?! Pijemy jak jest impreza!
- Daruj hyung, ale może skończyłbyś ojcować, co? On i tak dostanie w domu, myślę, że to spokojnie mu wystarczy …
- Ale upomnieć nie zaszkodzi – kontynuował – Jego rodzice w ogóle wiedzą gdzie ten przypał się podziewa?
- Nie sądzę – odpowiedziałem – Wezmę jego telefon, poczekaj chwilę.
Wysiadłem, żeby móc przedostać się na tylne siedzenia. Zacząłem szperać po kieszeniach Oh w poszukiwaniu komórki.
- Zwariowałeś?  Jeszcze się obudzi i dopiero będzie!
- Wolisz mieć jego rodziców na karku? – zapytałem patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- No dobra niech będzie, tylko postaraj się być wiarygodny – powiedział kiedy już miałem w rękach to czego szukałem. Wróciłem do przodu zajmując swoje miejsce. Zapiąłem jeszcze pasy i ruszyliśmy.
Odblokowałem ekran a z tapety uśmiechał się do mnie Luhan.
- Na coś się tak zapatrzył? – zapytał Kris samemu rzucając ukradkowe spojrzenie na wyświetlacz.
- Na nic, po prostu mnie zdziwiło, że nadal ma tutaj jego fotkę…
Ogarnąłem się i kliknąłem w rejestr połączeń widząc z jakieś piętnaście tylko od mamy, następne kilkanaście z domowego, nawet parę od ojca. Wiadomości też mu powysyłali, kto by pomyślał, że tak bardzo się o niego martwią? Trochę się zastanawiałem co właściwie napisać bo jak się okazało Sehuna od wczoraj nie było w domu.

Do:  Mama <3
Cześć Mamo. Wiem, że na pewno bardzo się martwisz ale zostałem na imprezie. Trochę zabalowałem i musiałem odespać.  Kris naładował mi telefon bo bateria całkiem się wyczerpała. Czy mogę zostać na jeszcze jedną noc? Musimy przygotować się do sprawdzianu. PS. Kocham cię najmocniej i bardzo przepraszam, że tak wyszło.

Przed wysłaniem przeczytałem wiadomość Kricasso, żeby ja ocenił.
- Jest okej, wysyłaj. Lepsze to niż gdyby policja miała za nim objechać cały Seul.
Po dotarciu do domu położyliśmy szarowłosego na kanapie, żeby upojenie alkoholem nieco mu przeszło. Nie chcąc tracić czasu od raz wyszedłem bo umówiłem się przecież z Taeminem.
~*~
Złapałem ten sam autobus, którym normalnie jeździłem w środy po szkole. Droga nadzwyczaj mi się dłużyła, nawet przysnąłem na moment budząc się dopiero na przed ostatnim przystanku. Chwała Bogu, bo inaczej wylądowałbym na drugim końcu miasta. Dziesięć minut później przechodziłem już przez pasy. Po drugiej stronie ulicy stał uśmiechnięty Taemin. Podszedłem do niego i objąłem go przyjaźnie.
- Cieszę się, że przyszedłeś. Wyglądasz na zmęczonego, na pewno masz jeszcze siłę na spędzenie czasu ze mną?
- Pewnie, że mam – powiedziałem – Dla kumpli zawsze znajdą się zapasowe pokłady energii – uśmiechnąłem się ciepło.
- W takim razie chodź za mną – od razu ruszyłem za brunetem.
Poszliśmy za kawiarnię i zobaczyłem jak Tae wspina się po drabince prowadzącej na dach. Poszedłem w jego ślady, chwilę to trwało zanim wszedłem na górę. Z wysokości trzeciego piętra rozpościerał się piękny widok na okolicę. Dawno już nie byłem w podobnym miejscu dlatego bardzo mnie to ucieszyło. Ułożyłem ręce na biodrach rozkoszując się chwilą. Starszy chłopak pojawił się obok mnie.
- Fajnie, co? – zapytał wpatrując się w przestrzeń przed nami.
- Jest genialnie – przyznałem nie odrywając wzroku od oddalonych budynków i drzew – Czemu mnie tutaj zabrałeś?
- To moje ulubione miejsce do tańca. Spora przestrzeń, miejska panorama a przede wszystkim możesz poczuć się wolny – mówiąc to zaczął się rozciągać. Nie były to zwyczajne ćwiczenia jak z zajęć wf, tylko takie, które pomagają w rozgrzewce przed tańcem. Chłopak wykonał skłon i dotknął czołem kolana – Tutaj jest po prostu idealnie, pomyślałem, że tobie też mogłoby się spodobać. Masz sporo problemów na głowie a każdy potrzebuje odetchnąć.
- Dziękuję, że mi ufasz bo w końcu to twoje sekretne miejsce, nie wszyscy mogą się tutaj dostać. W sumie to ci zazdroszczę, sam chciałbym mieć taki dach. Mógłbym się naprawdę wyluzować, przestać przejmować czymkolwiek. Może wtedy byłbym szczęśliwszy…
- Prawie zapomniałem, że podzielasz moją miłość do tej sztuki.  Może potańczymy razem? Ot tak, tutaj, chcesz? – dopytywał.
- Dawno się nie ruszałem, musiałbym się porządnie rozgrzać.
- Żaden problem – właśnie wtedy poszedł włączyć ukryte za donicą z kaktusem radio. Wsłuchiwałem się w rytm przyjemnej, tanecznej muzyki. Pomimo, że były to tylko ćwiczenia zamknąłem oczy chcąc poczuć ją w całym sobie. W swoich żyłach, w mięśniach. Kiedy uznaliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani oddaliśmy się w objęcia dźwięków wydobywających się z radia. Dostrzegłem, że tańczymy podobnie, ale ja dużo bardziej lubiłem kroki baletowe. Taemin za to tańczył dużo bardziej żywiołowo, szedł w jazz i popping. Tańcząc myślałem o mamie, która pokazała mi tę najpiękniejszą ze sztuk, zapoczątkowała moją miłość. Zrobiło się jakoś dziwnie sentymentalnie a do tego czułem się już zmęczony. Lee to zauważył dlatego wyłączył sprzęt. Siedzieliśmy tak sobie jeszcze trochę rozmawiając i trzymając nogi za krawędzią rynny. Wkrótce ponownie siedziałem w autobusie, który wiózł mnie do domu Krisa. Nie wiem jak dowlokłem się pod drzwi, byłem wyczerpany. Sehun nadal spał a blondyn zajmował się gazetą, której czytanie przerwał gdy tylko pojawiłem się w pokoju. Bałagan był tak samo duży jak rano, hyung niczego nie ruszył.
- Przypominam ci, że masz do ogarnięcia ten burdel – powiedział stanowczo.
- Jestem zmęczony, obiecuję ci, że jutro to wszystko posprzątam –nie czekałem aż mi odpowie, poszedłem prosto pod prysznic, a potem już tylko do łóżka.
~*~
Wstałem rześki, wypoczęty i nawet jakiś taki szczęśliwszy niż do tej pory. Wziąłem czyste ciuchy z szafki, odbyłem poranną toaletę po czym gotowy do działania udałem się do kuchni. Zobaczyłem jak Oh siedzi przy stole skacowany na maksa. Oczy miał zaczerwienione i zapuchnięte, a włosy w zupełnym nieładzie.
- Dziękuję, że wczoraj mnie pozbierałeś – powiedział zachrypniętym głosem.
- Nie ma za co, jesteśmy przyjaciółmi. Możesz mi pomóc sprzątać dom w ramach podziękowania – zaproponowałem ciesząc się, że nie będę musiał robić tego sam.
Przytaknął skinieniem głowy, a ja zabrałem się za przygotowywanie śniadania. Zrobiłem tylko tosty z serem bo po pierwsze miałem na nie ochotę, a po drugie robiło się je szybko. 
- Wychodzę na randkę z Tao – oznajmił Kris –Kiedy wrócę chcę tutaj widzieć błysk, jasne?
- Tak jest kapitanie!  - zawołaliśmy obaj.
Po skończonym posiłku dałem Sehun'owi dwie tabletki, po których poczuł się znacznie lepiej i nawet w pewien sposób ożywił. Postanowiłem włączyć radio, żeby robota szła sprawniej. Obaj uwijaliśmy się w zawrotnym tempie czasem mając problem z przypomnieniem sobie gdzie Wufan trzyma niektóre rzeczy. Nie wiem ile godzin nam to zajęło, ale w końcu wszystko wyglądało tak jak powinno. Niestety mój wisiorek nadal się nie znalazł co sprawiło, że trochę posmutniałem. Miałem jednak nadzieję, że w końcu go odzyskam. Zmęczeni porządkami rozłożyliśmy się na sofie i rozmawialiśmy. Przy tej okazji opowiedziałem mu o ty jak pogodziłem się z Yeol'em, pominąłem jednak wątek z Baekhyun'em bo wolałem go póki co nie drażnić żadnymi takimi sprawami bo jeszcze uznałby, że są razem i znów się załamał, że został odrzucony. Na nieszczęście po naszych dzikich tańcach z miotłami zrobiło mu się niedobrze. Cudem zdążył do łazienki, żeby przeprowadzić z kiblem jakże owocną konwersację. Poszedłem za nim w razie gdyby zrobiło mu się gorzej a widząc go na klęczkach poklepałem go po ramieniu.
- Miłość jednak potrafi doprowadzić do porzygu – powiedział zmęczonym głosem znów „rozmawiając” z toaletą.
^^^
Pov. Kyungsoo
Kolejny zwyczajny poniedziałek w moim monotonnym życiu, które czasem przyniosło zupełnie nieoczekiwane sytuacje. Przetarłem swoje oczy, wysunąłem się spod kołdry i leniwie podszedłem do szafy, żeby zabrać czysty ręcznik. Dzień zacząłem od orzeźwiającego prysznica, potem zjadłem śniadanie, zapakowałem torbę na basen. Droga do szkoły minęła mi szybko chociaż szedłem sam ale tym razem po prostu słuchałem muzyki. Byłem ostatnio bardzo niespokojny, szczególnie od dnia wypadku przed szkołą. Moi przyjaciele dziwnie umilkli od tego czasu. Suho znowu rzekomo poświęcał się historii albo pracy w sklepie, a Luhan… No właśnie, Luhan. On w ogóle nie dawał znaku życia, nikt nie wiedział co się z nim działo, gdzie teraz był. Bałem się, że zrobił coś naprawdę głupiego albo popadł w depresję. Jego związki przypominały kiepską telenowelę, która nie chciała dobiec końca. Kiedy byłem już w szkole zapytałem kilka osób z jego klasy czy się pojawił. Tak jak myślałem – nie przyszedł ani na pierwszą ani na drugą lekcję. Poza tym moje myśli ciągle nawiedzała sprawa wisiorka. Obawiałem się, że jakimś cudem Kai dowie się, że wszedłem w jego posiadanie i zaciągnie mnie gdzieś za szkołę a potem nieźle urządzi. Zdecydowałem się go zwrócić bo przecież tak dłużej być nie mogło, czułem się jak złodziej. Sam nie chciałbym stracić tak ważnej rzeczy dlatego zbierałem wszystkie siły aby zdobyć się na rozmowę z Jongin'em. Lekcje mijały zwyczajnie, robiłem notatki, słuchałem nauczycieli a czasem odpływałem gdzieś daleko mając potem trudność z odnalezieniem się w temacie. Dwie ostatnie godziny zajmował wf, ale wiadomo, że wcale się nie cieszyłem. Na pływalnie też szedłem słuchając muzyki bo nikt nie chciał mi dotrzymać towarzystwa a ja nie miałem zamiaru nikomu się narzucać.
~*~
Po przepłynięciu pierwszych pięciu basenów poczułem się zmęczony, więc postanowiłem chwilę odsapnąć. Przyglądałem się pozostałym jak brną przez wodę, jedni szybciej drudzy trochę wolniej, każdy innym stylem. Mój wzrok skierował się ku podestom do skoków gdzie zobaczyłem Kim’a. Znowu poczułem się tak samo dziwnie jak ostatnim razem a dodatkowo zacząłem się stresować. Trząsłem się na samą myśl o konfrontacji, której nie mogłem uniknąć…
^^^
Pov. Kai
Wyszedłem z wody od razu kierując się do szatni. Wskoczyłem pod zimny strumień wody, żeby tylko się opłukać po czym poszedłem po swoje rzeczy do szafki. Wyjąłem ręcznik, którym się osuszyłem, zacząłem się ubierać. Liczyłem, że może tutaj znajdę wisiorek toteż postanowiłem spokojnie poczekać aż szatnia opustoszeje.  Najpierw jednak chciałem popytać obsługi czy nic takiego jak mój wisiorek się nie znalazło. Podszedłem do jednej z kobiet siedzącej za kontuarem szatni.
- Dzień dobry. Chciałem zapytać czy nie znalazł się tutaj może w zeszłym tygodniu wisiorek? Był srebrny w kształcie trójkąta z nietypowym wypełnieniem.
Ona tylko spojrzała na mnie jakbym wymagał od niej cudu:
- Nie przypominam sobie czegoś takiego –powiedziała sucho.
- A czy mógłbym poszperać po szatni, żeby się upewnić czy gdzieś się nie zawieruszył? – zapytałem ostrożnie.
- Jak chcesz chłopcze, mnie to nie będzie przeszkadzać.
Pełen nadziei, że może w końcu uda mi się odzyskać ukochana pamiątkę ponownie pchnąłem drzwi prowadzące do przebieralni…
^^^
Pov. Kyungsoo
Pod koniec zajęć poszedłem pod natrysk spędzając tam dużo czasu. Nigdy nie lubiłem zapachu chloru, najzwyczajniej w świecie mnie drażnił. Chciałem pozbyć się tej nieprzyjemnej woni ze skóry. Uznając, że wystarczy poszedłem do swoje rzeczy do (jak sądziłem) opustoszałej przebieralni. Muszę przyznać, że czasem cenię sobie samotność co tym razem się nie sprawdziło. Przy jednej z szafek pochylał się Kai, który wyglądał jakby czegoś szukał.
~Czegoś? Nie bądź głupi Kyungsoo, dobrze wiesz za czym tam zagląda!~ powiedziałem do siebie w myślach.
- Zgubiłeś coś? – to było najgłupsze pytanie jakie mogłem zadać w tej sytuacji.
Jongin podniósł głowę, od razu zauważyłem jego niezadowoloną minę.
- A co cię … - zaczął gdy w jednej chwili jego ton radykalnie się zmienił – Tak, zgubiłem coś ważnego.
Zebrałem się w sobie, powtarzając, że to jedyna okazja aby mu go oddać. Bez słowa podszedłem do drzwiczek z numerem siedemdziesiąt pięć, otworzyłem kieszonkę plecaka i wyjąłem z niej jego wisiorek. Podszedłem do niego trzymając biżuterię na wyciągniętej dłoni:
- Tego szukałeś? – zapytałem niepewnie chcąc ukryć zdenerwowanie.
W jego oczach pojawiły się iskierki radości, przez chwilę miałem nawet wrażenie, że uroni kilka łez.
- Chciałem ci go oddać już wcześniej ale… ale bałem się, że znowu się na mnie wkurzysz…pomyślisz, że znowu wpieprzam się gdzie nie powinienem….
On wydawał się jednak nie słuchać tego co mówiłem, wisiorek zdawał się go zahipnotyzować. Obdarzył mnie zszokowanym spojrzeniem po czym zobaczyłem jak wstaje z podłogi i z nabożnością bierze swoją zgubę w dłoń. Nie spodziewałem się tego co stało się dosłownie kilka sekund później.
Kai mnie
PRZYTULIŁ.
Poczułem jak do mnie przylega opierając podbródek na moim ramieniu. Stałem jak wryty, nie potrafiłem się ruszyć. Zupełnie ogłupiałem, cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Czy ja właśnie znalazłem się w innym wymiarze? A może to alternatywna rzeczywistość?  Policzki natychmiast zaatakował rumieniec, poczułem się jak nastolatka z dramy. Jongin nie zwrócił nawet uwagi na to, że stoję w samych bokserkach na dodatek mokry od wody. Po prostu mnie tulił jak gdyby nigdy nic. Kiedy w końcu mnie puścił spojrzał mi w oczy mówiąc:
- Dziękuję Kyungsoo, dziękuję – to były najszczersze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałem z jego ust.
Patrzyłem tak na niego nie wiedząc jak mam zareagować. Widziałem, że się speszył i spojrzał na swoją mokrą koszulkę, potem znowu na mnie. Wyszedł zostawiając mnie samego. Odetchnąłem z ulgą…
~*~
Otulony szalem i porządnie zapięty wyszedłem przed budynek pływalni chcąc szybko znaleźć się w domu. Nie spodziewałem się spotkać Kai’a ponownie, byłem pewien, że dawno sobie poszedł. Oparty o słup informacyjny delikatnie się uśmiechał. W dłoniach trzymał małe kubeczki zapewne z automatu. Unosząca się z nich para tworzyła fantazyjne wzory. Podszedł do mnie i wręczył mi jeden z nich.
- Jeszcze raz dziękuję – tymi słowami pożegnał się ze mną, wyszedł za murek a następnie skręcił w prawo.
Spojrzałem na trzymane przeze mnie naczynie. Gorąca czekolada! Skąd on wiedział? Upiłem łyk rozkoszując się wspaniałym smakiem, wybrał moją ulubioną.  Moją głowę zaprzątało teraz zbyt dużo dziwnych myśli, sygnałów, stwierdzeń. Pijąc słodki napój poszedłem przed siebie będąc pewnym jednego:

- Coś zaczyna się dziać…

~*~ 

Komentarze od Was będą naprawdę miło witane, postaram się odpisać na każdy zamieszczony, więc oczekujcie komentarzy zwrotnych~ Jeszcze raz dziękuję wszystkim za czekanie, cierpliwość, wytrwałość, czytanie pozostałych postów oraz każde dobre słowo~ 

Do zobaczenia wkrótce,
Bandur ;3 

PS. Droga Zuzzano, twój piękny fanart zagościł na fangape'u bloga ^^ Po raz kolejny dziękuję i mam nadzieje, że jeszcze nie raz coś dla mnie zilustrujesz  <3